*POV Chloe*
Słyszałam ich
krzyki. Kłócili się. Tasha i Jason. Oparłam się plecami o drzwi pokoju, w
którym przebywałam i odchyliłam głowę w tył. Zacisnęłam powieki i wciągnęłam
wargi. To wszystko było pieprzenie nie tak. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
Potrzebowałam oparcia. Jason mnie pocałował a ja jak idiotka uległam. Jak
mogłam zrobić to swojej najlepszej przyjaciółce? Oddychałam ze spokojem,
próbując jakkolwiek zapanować nad tym co działo się w mojej głowie. Czy ja
naprawdę muszę przynosić pecha? Gdzie się nie pojawiam to tam zawsze dzieje się
coś złego. Zawsze, bez wyjątku.
Nie wiem dlaczego
wciąż się dziwię. Jestem skazana na samotność. Muszę stąd uciekać. Nie chcę
żeby oni się przeze mnie rozeszli. Nie chcę żeby Natasha cierpiała tak samo jak
ja. Wystarczy, że ja sobie nie daje rady. Co dopiero ona. Nie przeżyłabym
tego.
Podeszłam do
łóżka i przykucnęłam. Wyjęłam spod niego swoją torbę podróżną i położyłam ją na
wierzchu. Wyciągnęłam z szafek swoje ubrania i pośpiesznie pakowałam je do
środka. Nie patrzyłam na to jak były ułożone. Nie miałam na to czasu. Każda sekunda
przebywania tutaj sprawiała, że czułam się coraz gorzej. Nagle usłyszałam jak
ktoś pociąga za klamkę. Odwróciłam się, kiedy w drzwiach pojawił się Jason. Mój
żołądek ścisnął się niemiłosiernie.
-Rozbieraj się.
-mruknął oschle, zrzucając z siebie koszulkę. Stałam jak wryta.
-Słucham?
-otworzyłam szerzej powieki, patrząc na niego jak na idiotę. Miałam pieprzone
wrażenie, że się przesłyszałam. Zamknął za sobą drzwi.
-Chcesz, żeby
Justin się o tym dowiedział? -uniósł zadziornie brew, mierząc mnie wzrokiem.
Myślałam, że zaraz strzelę mu w pysk.
-Przecież to ty
mnie pocałowałeś. -potrząsnęłam głową i cofnęłam się, kiedy ten zrobił krok na
przód.
-A ty
odwzajemniłaś ten pocałunek. Kto wie co by było, gdyby Tasha nam nie przerwała.
-oblizał usta, podchodząc do mnie bliżej. -Czułem, że byłaś chętna. -dodał,
przyciągając mnie bliżej siebie. Odepchnęłam go i zacisnęłam gniewnie
wargi.
-Jestem w
rozsypce, to była chwila słabości, Jason. -wysyczałam, odwracając wzrok.
-Ciekawe co
powiedziałby Justin... -szeptał, dotykając palcami po jego policzka i powoli
przesunął nimi po moim karku. -...gdyby jego mała dziewczynka z taką łatwością
by mi się oddała.
Na jego słowa
opuściłam wzrok, wbijając go w swoje stopy. Jego dotyk mnie parzył. Nie był
niczym przyjemnym w przeciwieństwie do Justina.
-Nie zrobisz
tego. -wciągnęłam wargi, czując napływające do oczu łzy. Czułam się słaba ale
wiedziałam, że nie mogę poddać się jego manipulacji. Nie jestem pustą idiotką.
To był tylko pocałunek.
-Zrobię, jeśli
teraz mnie nie zaspokoisz. -mocniej zacisnął dłoń na moim karku i przystawił do
swojej twarzy. -Wiesz co masz robić. -warknął przez zęby a na jego ustach
pojawił się niemożliwie wredny uśmiech. -No dalej.
Położyłam rękę na
jego nadgarstku, próbując go oderwać od siebie. Jednak on mocniej ścisnął
palce, przez co poczułam skurcz.
-Jason, nie.
-szepnęłam błagalnie.
-Nie kochasz
tego? -uniósł brew, przyglądając się mojej twarzy. -Podczas pieprzenia ciebie
będę myślał tylko o tym jak on to robił. I teraz ja położę rękę na tym co było
jego. -prychnął i popchnął mnie na łóżko. To była dla mnie szansa na ucieczkę.
Zerwałam się, biegnąc w stronę drzwi jednak on złapał mnie w pasie, znów
rzucając na łóżko.
-Nat...-przerwał
mój krzyk, przyciskając rękę do moich ust, tym samym mnie dusząc.
-Zrób to raz
jeszcze, a oszpecę ci tę piękną buźkę, rozumiesz? -zawarczał do mojego ucha,
składając pocałunki na mojej szyi. Zaczęłam płakać, nie mogąc nic zrobić. Cała
się trzęsłam. Nie mogłam ruszyć nawet ręką bo przygniótł mnie ciężarem swojego
ciała. Wolną dłonią zerwał ze mnie bluzkę. Poczułam obrzydzenie i odruch
wymiotny, kiedy obrzucał nachalnymi pocałunkami moje piersi.
Zaczęłam
krzyczeć, na co on zareagował jednoznacznie. Uderzył mnie w twarz, przez co
moja głowa odskoczyła. Cały policzek mnie piekł. Bałam się chociażby wydać z
siebie najcichszego dźwięku. Łzy spłynęły po mocno zaczerwienionej
skórze.
-Drzyj się dalej,
ostrzegałem cię. -rzucił mi krótkie spojrzenie. Zadrżałam, zanosząc się
szlochem. Targające mną emocje musiały wyjść na światło dzienne.
-Nie rycz, nie
wyglądasz atrakcyjnie. -skwitował, próbując wetknąć dłoń pod moje plecy.
Robiłam wszystko, żeby temu zapobiec, jednak on znów mnie uderzył. Zawyłam
gorzko, wciągając wargi.
-Jason proszę
cię... -wydukałam przez łzy. -Błagam cię, nie rób tego. -krztusiłam się, bo
moje gardło ścisnęło się w bólu.
-Błagam cię,
nie.
-Zamknij się.
-syknął, przyciskając rękę do moich ust, podduszając mnie.
Czułam, że nie
było już dla mnie ratunku. Gdzie jesteś, Boże, kiedy naprawdę cię potrzebuję?!
Zacisnęłam powieki. Chciałabym mieć już to za sobą.
Justin
przepraszam cię. Przepraszam. Nie poradzę sobie bez ciebie. Potrzebuję
cię.
On zawsze dawał
mi siły. Wtedy usłyszałam czyjeś kroki. Jason znów mnie przycisnął do
łóżka.
-Milcz, suko.
-warknął do mojego ucha i nieznacznie się podniósł, jak gdyby przysłuchiwał się
rozmowie dwóm osobom. Zacisnęłam palce i odwróciłam głowę, mocno zamykając
powieki. Cała się trzęsłam. Strach wziął nade mną górę. Nie potrafiłam nad tym
zapanować, to było w pełni naturalne. Tak samo jak moje łzy i łkanie.
-...tak, pogrzeb
już był. -otworzyłam oczy, wsłuchując się w słowa Mel. Automatycznie czułam jak
ciężar przytłoczył moje serce. Jaki pogrzeb? Boże, powiedzcie mi, że to nie
Justin. Uciekł z zakładu, ale nic mu się nie stało. Justin jest bezpieczny. Nic
mu nie jest. Wciągnęłam wargi.
-Nie, nie
utrzymywali ze sobą kontaktu przez ten tydzień. -zmarszczyłam brwi, czułam, że
mówili o mnie i Justinie. -Nikt nie ma pojęcia gdzie on jest, pani Bieber.
-dodała dziewczyna. Uh, czyli Justin żyje. Ale dlaczego szukała go jego
matka?
-Nie namierzyli
go jeszcze? Cholera, to gdzie on jest? -usłyszałam jak w coś uderza.
Prawdopodobnie chciała dać upust swoim emocjom. Na studiach bardzo lubiła
Justina, nic dziwnego, że tak zareagowała.
-No nic, może
pani spróbować zadzwonić do Chloe. -dodała. Jason automatycznie się
wyprostował. Podniósł się ze mnie, zapinając pasek od swoich spodni i
pośpiesznie naciągnął na siebie koszulkę. -Jasne, już podaję te...-przerwała,
kiedy otworzyła drzwi. Widząc nas...a przynajmniej mnie pół nagą. To była dla
mnie szansa. Chwyciłam za torbę i wyminęłam ją w przejściu, chcąc jak
najszybciej opuścić ten dom wariatów.
-Chloe!
-krzyczała za mną. Musiałam uciekać. Przebiegłam przez bramę, ruszając przed
siebie. Miałam gdzieś, że zaczęło lać a deszcz nie zostawił na mnie ani jednej
suchej nitki. W głowie miałam jedną myśl: znaleźć Justina. Tylko na tym mi
zależało.
Zauważywszy
autokar, który zaraz miał odjeżdżać, zamachałam ręką na znak, żeby na mnie
zaczekał. Wciągnęłam torbę na ramię i wsiadłam do środka. Przeczesałam mokre
włosy palcami i zajęłam miejsce przy oknie. Nie było tłoku, może trzy osoby na
krzyż.
Wzięłam spokojny
wdech powietrza, próbując zapanować nad biciem mojego serca. Ta sytuacja z
Jasonem cholernie mnie przybiła. Zaufałam mu, a przynajmniej starałam się mu
zaufać. A on? On to wykorzystał przeciwko mnie.
Nic dziwnego. Jak
mogłam zaufać wrogowi Justina? Jestem naiwna. Wiem. Idiotka.
W moich oczach
wezbrały łzy.
Był taki
opiekuńczy. Miły. Martwił się o mnie. Rozmawiał ze mną w normalny sposób...cały
czas udawał. Pieprzę go.
Oparłam stopy na
oparciu fotela przede mną i przyciągnęłam kolana do siebie. Musiałam go
znaleźć. Wiem, że on potrzebuje mnie tak bardzo jak ja jego. Musiałam być przy
nim. Muszę go znaleźć...
Byłam cała mokra
i zziębnięta. Nie miałam przy sobie wiele pieniędzy, ale na przejazd
powinno mi starczyć.
W myślach miałam
natłok pytań: o czyim pogrzebie mówiła Mel? Dlaczego Justin uciekł? I gdzie on
do cholery był? Ktoś musiał mi pomóc. Ktokolwiek musiał coś widzieć, wiedzieć,
słyszeć o tym. Nie mógłby zniknąć bez słowa i zapaść się pod ziemię od tak.
Zaczęłam w głowie robić listę czy znam kogoś, kto mógłby mu pomóc. A ci dilerzy
narkotyków? Cholera, mam nadzieję, że Justin z nimi nie zadarł bo chyba bym
umarła, gdyby coś mu się stało. Musi być z nim wszystko w porządku. A co jeśli
znów zaczął je brać? Być może teraz leży gdzieś zaćpany i nieprzytomny, dlatego
nikt nie może go znaleźć?
Nie, Chloe. Nie
myśl o tym w ten sposób. Nic mu nie jest. Z pewnością jest cały i zdrowy. Po
prostu jest zagubiony w tym wszystkim. Tak jak ja.
Potrzebujemy
siebie nawzajem. Bez niego jestem bezsilna. On beze mnie jest wrakiem
człowieka. Oboje wariujemy, zagubieni w tym nic nie wartym świecie. Burdel w
naszych sercach i sumieniach nie pozwala nam zgrać się ze sobą. Wszyscy od
początku mnie przed nim ostrzegali. Ale ja nie chciałam ich słuchać. Wyszło jak
wyszło, ale to nie wina Justina. To wina tego miejsca. On sobie sam z tym nie
poradzi. Muszę mu w tym pomóc. Upadł, a ja chcę go podnieść. Odwróciłam
wzrok w stronę okien. Smugi deszczu rozmazywały mi przemijający obraz. Nie
przeszkadzał mi, bo lubiłam deszcz. W tym klimacie czułam się najlepiej.
Napadały mnie różne refleksje, które normalnie nigdy nie ukazywały się w mojej
głowie. Czułam się bardziej rozluźniona, mimo tego, że czułam strach. Po kilku
godzinach jazdy w tej ciemnicy odczuwałam zmęczenie. Pomyślałam, że mogłabym
się przespać. Przecież w takim stanie nie znajdę ani Justina, ani
śladów po nim ani tym bardziej kogokolwiek, kto byłby w stanie mi pomóc.
Muszę zrobić listę wszystkich dilerów w LA. Wszystkich, bez wyjątku. Muszę
dowiedzieć się u których Justin bywał najczęściej. Oblizałam usta i oparłam
policzek o chłodną szybę. Dźwięk obijających się o nią łez niebios wprawił mnie
w senny nastrój. Znajdę cię, Justin.
Chociażbyś
schował się w najciemniejszym zakątku tego chorego świata. Znajdę cię.
----------------
Obudziłam się tuż
przed przyjazdem do Los Angeles. Podniosłam się z siedzenia sprawdzając czy na
pewno wszystko wzięłam i zarzuciłam sobie torbę przez ramię. Ruszyłam ciężkim
krokiem w stronę wyjścia. Muszę znaleźć portfel, żeby zapłacić za przejazd.
-Ile się należy?
–zapytałam, grzebiąc wśród monet. Przełknęłam ślinę, modląc się, żeby nie
wyniosło mnie to zbyt dużo. Jak już mówiłam, nie miałam za dużo pieniędzy.
-Dwieście
siedemdziesiąt dziew...-przerwał kierowca, przyglądając się mojej twarzy.
Zmarszczył brwi, przechylając głowę nieznacznie do boku. Wysunął dłoń w moją
stronę, odsłaniając zasłonięty skrawek policzka. Zastanawiałam się czemu tak
się przygląda. Dopiero po chwili w lusterku, widząc sińce na moim policzku po
prostu zdębiałam. Wyglądałam mniej więcej tak, jakbym właśnie została
napadnięta przez bandytę na jednej z ulic Bronxu.
-Co się stało?
–zapytał. Wciągnęłam wargi, spuszczając wzrok. Co miałabym mu powiedzieć? Że
wróg mojego chłopaka próbował mnie zgwałcić?
-Przewróciłam się
biegnąc na autokar. –skłamałam, wykrzywiając usta. –Nie sądziłam, że to będzie
coś poważnego. –wzruszyłam sucho ramionami, podnosząc na niego spojrzenie
przestraszonych oczu. –Więc ile jestem winna? –ponowiłam pytanie.
Rzucił okiem na
mój portfel i pokręcił litościwie głową.
-Idź, na mój
koszt, dziecko. –westchnął, kładąc dłonie na kierownicy. Otworzyłam szerzej
oczy. –Ale przecież...
-Musisz mieć za
co żyć. –odpowiedział, nie podnosząc na mnie wzroku.
Kiwnęłam
wdzięcznie, a kiedy miałam już wysiadać, odwróciłam się w jego stronę.
-Wie pan może
gdzie znajdę dilerów narkotykowych? –na to pytanie jego oczy prawie wyleciały z
orbit.
-Nie po to
odpuściłem ci rachunek, żebyś miała przetrwonić pieniądze w narkotyki! –oburzył
się, uderzając dłonią w kierownicę. –Idź i znikaj mi z oczu zanim wezwę
policję!
Cofnęłam się w
tył speszona jego reakcją.
-Pan nie rozumie,
muszę znaleźć...
-Nie mam czasu,
idź już. –machnął obojętnie ręką. Zacisnęłam usta i odwróciłam się, wysiadając
z autokaru. Dzięki Bogu deszcz już nie padał, ale wciąż byłam mokra. I do tego
głodna. Schowałam portfel i rozejrzałam się dookoła. Wtedy zauważyłam
taksówkarza, który właśnie wsiadał do samochodu.
-Przepraszam!
–zawołałam, podchodząc bliżej. Zaczesałam kosmyk włosów za ucho i przygryzłam
nerwowo wargę, zanim podniosłam na niego wzrok. Starszy mężczyzna odwrócił się
w moją stronę i uniósł jedną z brwi, przyglądając się mi. Wyprostował się,
poprawiając swoją koszulę. Była rozpięta z góry przez co tworzyła dekolt w
serek.
-Gdzie ja
właściwie jestem? –rzuciłam krótko.
-Downtown,
Crocker Street. –odpowiedział, odkładając plastikowy kubek z kawą na dach
taksówki. Sama chętnie bym się jej napiła. Może dlatego wpatrywałam się w nią
przez dłuższy czas.
-Coś jeszcze?
Muszę już ruszać. –poganiał mnie. Potrząsnęłam głową, jak gdybym wybudziła się
właśnie z jakiegoś transu.
-Nie...to znaczy
tak. Tak. –przejechałam językiem po wnętrzu ust. –Chciałabym wiedzieć gdzie
znajdę dilerów narkotykowych.
Wyprostował się
na moje słowa i chwycił za klamkę od drzwi, otwierając je.
-Nie mam czasu na
durne gierki. –wykrzywił się, ale zatrzymałam go zanim wsiadł. –Musi pan mi
pomóc, proszę. –zacisnęłam dłonie na jego mięśniu. Wpatrywałam się w niego
błagalnymi oczami, z desperacją wodząc wzrokiem po jego twarzy. –Proszę. Musi
mi pan pomóc. –przełknęłam ślinę, mocniej zacieśniając ręce. –Chodzi
o mojego chłopaka.
Mężczyzna opuścił
wzrok na swoje buty tak jak gdyby właśnie analizował moje słowa. Po chwili
zmierzył mnie wzrokiem i przewrócił oczami.
-Wsiadaj.
–mruknął, kiwając głową w stronę tylnych drzwi. Z niedowierzania podskoczyłam i
szybko zajęłam swoje miejsce.
-Dziękuję panu
bardzo, to dla mnie bar...
-Ej, jeszcze cię
tam nie zawiozłem. –mruknął, patrząc na moje odbicie w przednim lusterku.
Wbiłam spojrzenie w swoje dłonie, nerwowo plącząc swoje palce. Jak gdybym
właśnie układała z nich układankę.
Układanka. Tak!
To wszystko jest
jedną wielką układanką.
Taksówkarz ruszył
w określonym przez siebie kierunku. Nie musiał wpisywać adresu na swoim GPSie,
doskonale znał całą topografię LA, jeśli nie całego stanu.
-Więc, co z tym
chłopakiem? –zapytał, kiedy na czole pojawiły się zmarszczki. Przejechałam
językiem po wnętrzu ust i wypuściłam z nich powietrze.
-Prawdę mówiąc,
nie mam pojęcia. –odpowiedziałam szczerze. Bo tak właśnie było.
-Jest dilerem?
Moja twarz nie
wyrażała żadnych uczuć, beznamiętnie skubałam wargę, zaciskając palce na
materiale wilgotnej koszulki.
-Nie wiem.
–skwitowałam.
-A co wiesz?
–rzucił oschle, znów przypatrując się mi w lusterku. Poczułam jak zaschło mi w
gardle. Chrząknęłam po chwili próbując zapanować nad drżeniem warg. Nie
chciałam by na światło dzienne wyszedł mój strach czy zdenerwowanie. Nie mogłam
się teraz jąkać, musiałam być silna. Przemilczałam jego retoryczne zdanie i
mocniej skuliłam się w fotelu. Oplotłam dłońmi swój brzuch. Czułam ból w
okolicy podbrzusza. Rwało mnie w dół, przez co mocniej się skrzywiłam. Oparłam
się na oparciu i wzięłam kilka krótkich wdechów.
-Wszystko w
porządku? –zapytał, zatrzymując się. Odwrócił się do mnie przodem, przyglądając
mi się. Przytaknęłam, zamykając powieki.
-Tak, jest
dobrze. Daj mi chwilę. –odpowiedziałam, zaciskając usta. –To nerwobóle.
–dodałam.
Uniósł oceniająco
łuk brwiowy i zmierzył mnie wzrokiem.
-Nie znam się na
tych...kobiecych sprawach. Więc gdyby jednak coś się działo to...
-Nie, naprawdę
jest dobrze. –wysiliłam się na uśmiech i przechyliłam głowę do boku. -Możemy
jechać dalej?
Westchnął i
odwrócił się twarzą do jezdni. Znów ruszył. To zdecydowanie za wcześnie, żebym
mogła cokolwiek wyczuć przez moją fasolkę. Czyżby ona mi się buntowała?
Musiałam zbastować ze swoimi nerwami. Lekarz powiedział, że ciąża jest
zagrożona i każdy gwałtowny ruch czy zbyt dużo stresu może nam zaszkodzić.
Przełknęłam ślinę i ze spokojem mogłam wygodnie usiąść. Jest dobrze. Ból powoli
odpuszczał. Przez chwilę zastanawiałam się jak wyglądałby nasz maluszek. Czy
miałby oczy Justina? Moje usta? Jego włosy, perlisty śmiech? Czy byłby
grzeczny? Czy raczej dawałby nam popalić? Uśmiechnęłam się ciepło na tę myśl.
Moje maleństwo. Mój mały skarbie. Odruchowo pogłaskałam się po brzuchu. To
dziwne uczucie. Ale czułam, że tam jest. Nawet, jeśli jest wielkości fistaszka.
Przymknęłam powieki ze spokojem. A jak mu lub jej damy na imię? Jeśli będzie
dziewczynka to Sophie lub Susie. Jeśli będzie chłopiec to...Justin zdecyduje.
Tak, niech on zdecyduje. Moje przemyślenia przerwał moment, kiedy stanęliśmy.
-To tutaj.
–mruknął, patrząc sędziwym spojrzeniem w stronę ceglastej kamienicy.
Na widok krwi na chodniku i jednym z budynków poczułam, jak moje serce
mocniej zabiło.
-Gdzie my
właściwie jesteśmy? –zapytałam, przygryzając nerwowo dolną wargę.
Mężczyzna
spojrzał na mnie jak na głupią i uniósł łub brwiowy. Zaśmiał się pod nosem i
potrząsnął głową.
-Dobry żart,
prawie ci uwierzyłem. –skwitował, krzyżując dłonie na piersi. Wykrzywiłam usta,
spuszczając wzrok na swoje dłonie. Nie łapałam. Myślał, że sobie z niego
żartuję?
-Jesteśmy w South
Central. To czego szukasz, na 97% znajduje się właśnie tam. –kiwnął palcem w
stronę starego zabudowania. –Dilerów tam jak mrówek. W tym też ćpunów
i...takich jak ty.
-Takich jak ja?
Znów nie
pojmowałam co miał na myśli.
-Młodych osiłków,
którzy szukają wrażeń na jednej z najgorszych ulic Los Angeles, dziecko. –jego
mina znacznie zrzedniała. Pociągnęłam za klamkę i wstałam z siedzenia. Wyjęłam
z kieszeni pogniecione banknoty, które wrzuciłam mu przez przednią szybę.
-Dzięki za
podwózkę. –skwitowałam, ruszając w kierunku tego czegoś, co powinnam nazwać
siedzibą.
-Ej, ej. Mała.
Idziesz tam sama?
Wyprostowałam
się, zwijając dłonie w pięści. Odwróciłam się w jego stronę i uniosłam
wyzywająco brew.
-Osiłek nie idzie
tam dla siebie. Idę, żeby uratować cholernie ważnego dla mnie człowieka.
–zazgrzytałam zębami, idąc przed siebie. Tak naprawdę udawałam odważną. Moje
serce powoli zalewał strach. Bałam się. W końcu stado uzbrojonych ćpunów na
mnie jedną...to nie wróżyło niczego dobrego. Ale czułam, że muszę to zrobić.
Muszę go znaleźć. Dla mnie. Dla nas. Nie chcę, żeby Justin popełniał w kółko
ten sam błąd. Chcę go wreszcie z tego wyciągnąć. Podać mu pomocną dłoń. Zamiast
robić to wcześniej, ja po prostu uciekałam od problemu. A może on po prostu
właśnie tego potrzebował? Rozmowy? Może udawał twardego, a tak naprawdę w
środku już od dawna był rozbity? Może znów czuł się tym dzieckiem że szkolnych
czasów? Justin po prostu się boi odpowiedzialności. Boi się, że nie podoła. Że
tak jak jego ojciec nie będzie wystarczający dobry dla nas. Ale ja wiem, że
jeżeli wyciągnę go z tego za wczasów, to później będzie już tylko lepiej.
Bynajmniej ja tak
się łudziłam.
Postawiłam pewny
krok przed drzwiami. Zapukałam. Cholera, pukać do grona ćpunów? Kryminalistów?
Co ty Chloe, w przedszkole się zabawiasz? Musisz być twarda. Nie możesz się bać
przez całe życie. Pamiętaj, że robisz to dla Justina.
Te myśli
sprawiły, że poczułam się dużo lepiej. Bynajmniej w głębi siebie. Pchnęłam je i
weszłam do środka. Prawdopodobnie był to korytarz. Ledwo oświetlony. Żarówka
mrugała, będąc już na skraju swojego życia. Czułam, że zaraz wygaśnie. To
zabawne. Żarówki są jak ludzie. Na samym początku silne, wytrwałe. Potem albo
pękają albo po prostu nie dają siły i z napięcia padają. Choć są i te, które
próbują przetrwać, ale...wychodzi im to marnie.
Stawiałam powolne
kroki. Słyszałam bicie swojego serca. Mój oddech odbijał się echem o ściany.
Kiedy miałam zamiar przejść przez kolejne drzwi, zdawało mi się usłyszeć
przeładowywanie broni. Zastygłam w miejscu, kiedy poczułam na swoim karku
metalowy chłód. Przełknęłam ślinę.
-Co tu robisz?
–męski głos rzucił mi proste pytanie. Na tyle proste, że nie potrafiłam na nie
odpowiedzieć. Nabierałam powietrza, żeby wydusić z siebie chociażby sylabę, ale
nie mogłam.
-Mów, zanim
odstrzelę ci łeb. –warknął, zaciskając dłoń na moim ramieniu. To ciężka, męska
łapa.
-Szukam kogoś.
–odpowiedziałam w końcu. Moje serce biło niesamowicie szybko. Cholera jasna,
jeszcze tego brakowało, żebym w wieku 22 lat zeszła na zawał.
-Węszysz?
–syknął, odwracając mnie przodem do siebie. Automatycznie uniosłam ręce do góry
w geście obrony. –Nie.
Drzwi przed
którymi stałam otworzyły się. Ktoś był za mną.
-Co jest,
Marshall? –usłyszałam kobiecy głos, który przyprawił mnie o dodatkowe drżenie
mięśni.
-Wygląda na to,
że mamy intruza. –odpowiedział z cieniem uśmiechu.
-Przeszukajcie
ją. –kobieta cofnęła się w tył, a czyjeś dłonie przywarły do mojego ciała.
Zostałam bardzo dokładnie przeszukana. Bardziej niż myślałam, że można.
-Czysta.
–skwitował. Kątem oka widziałam jak ta w krótkiej, czarnej peruce przygląda mi
się z uniesionym łukiem brwiowym.
-Więc czego tutaj
szukasz, cukiereczku? –zapytała. Oparłam ręce na chłodnej, wilgotnej ścianie,
przygryzając nerwowo dolną wargę.
-Justina.
–wypuściłam świst powietrza. –To znaczy...Justina Biebera.
Ta dwójka
spojrzała na siebie znacząco. Facet cofnął się w tył i przeszedł przez próg
drzwi. Chyba szukał czegoś lub kogoś wzrokiem.
-Musi być na
górze. –rzucił. Serce podskoczyło mi do gardła. Miałam wrażenie, że za chwilę
wyskoczy mi z piersi.
Mój Justin. Znów
go zobaczę.
Czarnowłosa
pchnęła mnie w przód, przez co potknęłam się i niezdarnie przewróciłam na
kolana. Syknęłam z bólu i zacisnęłam palce. Wtedy zdawało mi się usłyszeć
kroki. Podniosłam w tamtym kierunku głowę.
Zerwałam się z
podłogi i pobiegłam w jego stronę. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno
przytuliłam. Nie wiem dlaczego zaczęłam płakać. Ze szczęścia? Że znów jest
tutaj? Że żyje? Przestałam się trząść, kiedy jego ramiona mnie otuliły. Jednak
wyczułam, że nie robił tego z uczuciem. Raczej z przymusu. To było coś w formie
gry. To dziwne, bo nie zauważyłam, żeby był zaćpany. Odsunęłam się od niego
delikatnie i ujęłam jego w twarz w dłonie. Wodził po mojej twarzy pustym
wzrokiem, jak gdyby światło całkowicie w nim wygasło.
-No proszę, kogo
my tu mamy? –ten głos wprawił mnie w chęć skrycia się pod ziemią. Mój wzrok
przeniósł się w tamtejszym kierunku. Nie myliłam się.
Skylar Holmes. We
własnej osobie.
Matko co się dzieje ?! Kompletnie się tego wszystkiego nie spodziewałam! Biedna Chloe ;( pierw ten Jason takie świństwo chciał jej zrobić ,teraz ten Justin ;( matko. . Mam nadzieje,że się wszystko poukłada. Jeszcze ta jej ciąża ,boję się że coś się stanie maluszkowi ;(
OdpowiedzUsuńRozdział cudo, jak zawsze. Nie mogę się doczekać nexta! < 33
Jejku, jak mi szkoda Chloe ;cc. Jestem ciekawa co teraz zrobi Justin. Nie może jej zostawić samej, oni muszą być razem. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3. Mam nadzieję, że znów dodasz go tak szybko :*
OdpowiedzUsuńWiem, że teraz mało osób komentuje i w ogóle, ale musisz im wybaczyć. Nie każdy ma czas w wakacje na czytanie. Proszę dodaj następny rozdział, niezależnie do tego ile pod tym będzie komentarzy <3
OdpowiedzUsuńInteresujące z niecierpliwością czekam na next
OdpowiedzUsuńŚwietne! Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWowow, co tu się dzieje ciekawego.. Świetne ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na następny *-*
OdpowiedzUsuńFajny ;)
OdpowiedzUsuńkocham to ff ♥ nie wierze że znowu on... ciekawe co bd chciał od Chole
OdpowiedzUsuńkiedy następny? *,*
OdpowiedzUsuńjnhbgvedfghnjmk nie moge sie doczekać, kocham Chloe że tak walczy o Justina
OdpowiedzUsuńczytam po raz trzeci i naczytać się nie mogę :) kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekam na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńCzekamy czekamy! Świetne ! ♡
OdpowiedzUsuńKiedy następny? :(
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Nie wierze! AW znalazła go! Teraz musi być już tylko dobrze! Ale dlaczego znów Skylar się wnica :( Tak perfekcyjnie opisany rozdział. Czekam na następny z niecierpliwością! /Lulu
OdpowiedzUsuńKieeeedy następny ? :(((
OdpowiedzUsuńdodaj następny jak najszybciej, nie moge sie juz doczekaaaac!
OdpowiedzUsuń