*POV Chloe*
Co on tu do cholery robił? Czego znów chciał? I co z tym wszystkim ma wspólnego Justin? Jeśli znów wciągnął go w ten pieprzony interes z dystrybucją narkotyków, uduszę go własnymi rękoma. Zacisnęłam usta, patrząc na Justina z załzawionymi oczami. Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego traktował mnie jakbym zrobiła mu najgorszą krzywdę? Dlaczego był tak obojętny na to co właśnie się działo?
-Możesz mi powiedzieć co się tu do cholery dzieje? -uniosłam brew, próbując wstrzymać napływające łzy. Nie rozpłacz się. Nie teraz.
Stoję w jednym pomieszczeniu z mężczyzną, którego kocham i kolesiem, który prawie odebrał mi go na zawsze. A może już to zrobił?
Nie odezwał się. Wykrzywił usta i opuścił wzrok. Widziałam jak jego jabłko Adama nerwowo drgnęło.
Rzucił krótkie spojrzenie Skylarowi i znów mi się przyglądał. Cicho westchnął i objął mnie ramieniem. Skinął głową na korytarz i ruszył ze mną w tamtejszym kierunku. Kiedy zamknął za nami drzwi, od razu objęłam go za szyję i zaczęłam czule całować. Potrzebowałam jego bliskości a jedyne co on zrobił to położył dłonie na moich biodrach i ani przez moment nie odwzajemnił pocałunku. Był suchy wobec mnie. Wpatrując się w jego oczy widziałam pustkę. Był beznamiętny. Przełknęłam gorzko ślinę a łzy spłynęły po moim policzku. Pierwsza myśl jaką miałam w głowie: co oni zrobili z moim Justinem?
W końcu przesunął swoją dłoń do mojej twarzy. Przesunął po niej kciukiem i zaczesał kosmyki włosów do tyłu. Wtedy widziałam jak przygląda się mojemu policzkowi. Zacisnął szczękę i wplótł palce w moje włosy, przyciągając mnie bliżej siebie. Sińce gładził kciukiem a oczami wodził z desperacją po mojej twarzy.
-Kto...
-Shh. -szepnęłam cichutko i ujęłam jego dłonie. Obcałowałam jego kłykcie i znów wtuliłam w nie swoją twarz.
-Chloe kto ci to zrobił? -wyrwał z kontekstu i przechylił moją głowę na bok przypatrując się sińcom. -Są świeże.
-Upadłam biegnąc na autokar. -skwitowałam i opuściłam wzrok. On uniósł wyzywająco brew i chwycił mnie za
On uniósł wyzywająco brew i chwycił mnie za podbródek, usilnie unosząc moją twarz ku swojej.
-Kto ci to zrobił? -warknął, a żyły na jego szyi uwydatniły się. Wzięłam cichy wdech, próbując uspokoić się wewnętrznie. Powiedzieć mu? Przecież się wścieknie. Wpadnie w niemożliwy gniew. W furię lub amok.
Przełknęłam ślinę i przejechałam palcami po jego dłoni. Wyczuwałam że jego mięśnie były napięte.
-Cokolwiek ci teraz powiem...obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego. -szeptałam, patrząc mu w oczy. Potrząsnął głową, mrużąc powieki.
-Nie zamierzam bawić się w jakieś pierdolone gierki, Chloe! -krzyknął, uderzając pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Skuliłam się, odwracając twarz w przeciwnym kierunku. Przez mój kręgosłup przeszły dreszcze. Bałam się. Niesamowicie się bałam.
Wiedziałam jaki jest kiedy się wścieka. Wtedy wszystko go drażni. Rozwaliłby wszystko co znalazłoby się w zasięgu jego rąk. Przesunęłam dłońmi po jego torsie i zatrzymałam je na wysokości jego brzucha. Ze strachem i niepewnością w oczach wodziłam wzrokiem po jego twarzy. Niekontrolowane łzy spływały po moich policzkach. Justin przechylił głowę do boku i ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie.
Przełknął ślinę.
-Jason, on... -zacisnęłam mocno usta i wtuliłam się w niego mocno, zaciskając palce na jego koszulce. Trzęsłam się z emocji. Czułam jak jego serce zaczęło bić szybciej a jego oddech przyśpieszył.
-Zabiję gnoja. -warknął, odrywając się ode mnie. Chwycił mnie za rękę i wciągnął za sobą do pomieszczenia, które-jak myślę-robiło za pokój główny.
-Mieliśmy umowę. -syknął oschle, patrząc na Skylara. Ścisk jego dłoni niemalże pulsował na mojej.
Holmes uniósł cynicznie brwi patrząc to na niego, to na mnie. Uśmiechnął się komicznie i zszedł ze schodów, chowając ręce w kieszeniach. Podniósł głowę i rzucił mu krótkie spojrzenie.
-I dalej ją mamy, nie pamiętasz?
Justin odsłonił mój policzek i chwycił mnie za podbródek, ukazując mu tym samym sińce na mojej twarzy.
- To nazywasz umową?! -krzyknął w złości i ruszył w jego kierunku. -Miało jej nic nie być. -ryknął, wbijając go w ścianę. Sky złapał go za ramiona, odpychając go od siebie. -Przecież mówię że to nie moja sprawa, Bieber!
Justin zacisnął szczękę, jeszcze przez chwile lustrując go wzrokiem. W końcu odpuścił i spojrzał na mnie.
-Więc czego chciał od niej Jason, co? -uniósł wyzywająco brew i potrząsnął głową. Jego oczy błądziły po mojej twarzy jak gdyby szukały odpowiedzi, czegoś co by go nakierowało do rzeczywistych faktów. Jego dłonie drżały. Widziałam jak powoli zwija je w pięści. Może dzięki temu próbował wmówić sobie, że panuje nad wszystkim. Nad złością, nad tym co się działo w jego głowie. Justin był dziwnym typem człowieka, wierzcie mi. Miał burdel w myślach, ale dookoła siebie musiał mieć porządek. To taka mania, może nawet choroba psychiczna. Wszystko musiał mieć idealnie pod siebie, inaczej chodził wściekły. Wyżywał się na otoczeniu bo nie mógł zapanować nad tym co siedziało w głębi jego duszy. To jak uśpiony potwór czy coś w tym stylu. Potwór, któremu niejednokrotnie pozwalał wyjść na światło dzienne. Musimy stąd wyjechać. On nie może dłużej siedzieć w Los Angeles.
Poczułam jak jego palce owijają się wokół mojego nadgarstka. Jego chłodne dłonie wprawiały mnie w uspokojenie. Mimo, że to tylko nadgarstek był przez nie dotykany. Jego obecność wystarczała, żebym czuła się bezpieczna.
Ale nie teraz.
Nie, dopóki Skylar jest w otoczeniu Justina.
-Powinnaś już iść. -rzucił sucho, pociągając mnie w stronę wyjścia. Momentalnie zmienił swoje zachowanie. Uniosłam brwi w geście zaskoczenia i potrząsnęłam głową, zatrzymując go. Odwrócił głowę w moją stronę, marszcząc czoło.
-Co?
-No jak to co?
Stanęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku.
-Nie masz mi nic do powiedzenia? -zapytałam, kładąc dłonie na biodrach. Patrzyłam na niego, jakbym dostała czymś tępym w tył głowy.
-Mam jedno. -pociągnął mnie za ramię i wyszedł na zewnątrz. -Musisz już iść. -naciskał, zaznaczając każde słowo. Zacisnęłam szczękę, czując jak drży i ścisnęłam dłonie w piąstki, kiedy kąciki moich oczu były wilgotne.
-Nie.
Spojrzał na mnie przez ramię, marszcząc znacząco brwi.
-Chloe nie mam czasu, naprawdę musisz już...
-Iść? -dokończyłam za niego i potrząsnęłam głową ze sztucznym uśmiechem czując, jak wspomnienia do mnie wracają.
-Prawie zostałam zgwałcona, przyjechałam do LA cała mokra, brudna, głodna, poobijana, w ciąży, w podartych ubraniach, bez grosza przy duszy, zaryzykowałam żeby cię znaleźć, nawet w najgorszej dzielnicy jak ta... -machnęłam ręką, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Zaczęłam się trząść, jakkolwiek próbując nad tym zapanować, jednakże bezskutecznie. -A ty tak po prostu mówisz mi, że muszę iść? -patrzyłam w jego oczy. Zmrużył powieki, a jego szczęka znacząco się zacisnęła. Zamrugał oczami jak gdyby próbował przyjąć do siebie te informacje. Może w głowie analizował co jest dla niego ważniejsze. Skylar i interesy czy ja i dziecko, które noszę pod swoim sercem.
Kiedy miałam już się wycofać, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wplótł palce w moje włosy, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Był zagubiony. Wyglądał jak zbity szczeniak. Miałam ochotę mocno go przytulić i już nigdy nie wypuszczać z ramion. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jego. Ucieczka nie ma sensu. To tylko zbywa problem na chwile. To wszystko i tak wreszcie wraca.
------
Miałam wrażenie, że to jeszcze nie koniec. Coś uporczywie szeptało mi do ucha, że najgorsze dopiero przed nami. To uczucie...tak jakby coś kurewsko ściskało mi serce. To mnie jedynie przekonywało, że to wciąż nie jest zakończone. Justin zabrał nas oboje do domu. Potrzebowałam tego. Spokoju. Odpoczynku. Poczucia bezpieczeństwa. A przede wszystkim jego u boku. Czuwał dopóki nie zasnęłam. Co nie przyszło od razu. Bałam się, że to kolejny sen, tyle, że na jawie. Bałam się tego, że on znów zniknie. Kiedy tylko zamknę powieki, on dyskretnie wysunie się z łóżka i opuści mury naszego mieszkania. Z każdą chwilą tutaj czułam się obca. Nie pasowaliśmy do tego miejsca. Nie wiem, może jakaś pieprzona klątwa krąży nad nami? Lub nad tym miejscem? Wtuliłam się w jego tors, kładąc dłoń w miejscu jego serca, przez co czułam, jak bije. Uwielbiałam tę nic nie znaczący rytm. Jeśli byłby to jeden jedyny dźwięk, który miałabym słyszeć do końca życia, to nie miałabym nic przeciwko. Tak bardzo nie chciałabym, żeby przez głupi błąd ten dźwięk tak po prostu zniknął. Byłabym głucha na wszystko inne. Nic innego nie byłoby w stanie mi tego zastąpić. Justin przypatrywał mi się w zamyśleniu. Miał podkrążone oczy. Zapewne sam też był cholernie zmęczony. Przejechałam palcami po jego policzku. Od razu wtulił go w moją dłoń. Miałam szczerą ochotę się rozpłakać. Wyglądał tak niewinnie. On po prostu był zraniony. Nie jest mordercą. Nie jest narkomanem. Nie jest kryminalistą. Jest moim Justinem. Chyba zauważył, bo sam też przesunął kciukiem od kącika mojego prawego oka aż do brody, tym samym pociągając za sobą łzę.
-Dlaczego płaczesz? –zapytał, unosząc gładko łuk brwiowy. Wysiliłam się na uśmiech i potrząsnęłam głową, przez co kosmyki włosów rozsypały się po mojej twarzy.
-Nie płaczę.
Odwzajemnił grymas i chwycił mnie za podbródek, unosząc go ku sobie. Zlustrował ją wzrokiem.
-A to? –zapytał, ścierając mokre ślady z mojej skóry. Parsknęłam i przymknęłam powieki, składając pocałunki na jego palcach. –Po prostu się boję. –wydusiłam.
Widziałam jak jego humor diametralnie się zmienił. Wyprostował się i odwrócił spojrzenie, wbijając je w niekonkretne miejsce.
-Boję się, że odejdziesz. –szepnęłam. Można było dojrzeć jak przygryza wnętrze policzka. Denerwuje go ten temat.
-A wygląda, jakbym się gdzieś wybierał? –rzucił mi krótkie spojrzenie, unosząc przy tym wyzywająco brew. –Chloe, do cholery, nie zostawię Cię. Nie zostawię was, rozumiesz? –niemalże warknął, jak gdyby chciał wbić mi te słowa do głowy.
-Nie w ten sposób. –pokręciłam głową, gniotąc materiał pościeli w dłoniach. Przełknęłam ślinę, podnosząc na niego wzrok. –Nie chce, żeby cokolwiek ci się stało. Nie chce, żeby Skylar namieszał ci w głowie. To przez niego już raz prawie bym cię straciła. –cisnęłam oskarżeniami w jego stronę. Zerwał się z łóżka i wyszedł z sypialni. Wyraźnie nie chciał o tym słyszeć. A ja nie chciałam znów ryzykować utraty najważniejszego mężczyzny w moim życiu.
-Justin...
-Nic nie rozumiesz. –przerwał, chwytając za szklankę z wodą. Jak gdyby chwile milczenia zatapiał w płynie. Owinęłam swoje ciało cienkim, szatynowym szlafrokiem, sięgającym mi do ud. Stanęłam na przeciw niego, kładąc dłonie na jego torsie. –Więc mi wytłumacz. –odpowiedziałam, przechylając głowę do boku.
Wykrzywił usta w obojętnym grymasie i odłożył szklankę na blat. Ułożył wygodnie ręce na moich biodrach, głaszcząc je jeszcze przez satynowy materiał.
-Skylar jest mi w tej chwili bardzo potrzebny, wiesz? –szepnął, a jego wzrok utkwił w moich oczach. –Potrzebuję go, żeby wyjść z tego bagna, Chloe. –mruknął gardłowo, choć coś w jego spojrzeniu nie było do końca szczere.
-Dlaczego? –zmarszczyłam niezrozumiale brwi. On jedynie przewrócił oczami i przyciągnął mnie do siebie. Zmierzył mnie spojrzeniem. Czułam się naprawdę drobna w jego ramionach. Potrzebowałam bliskości z nim. Na tyle bardzo, że mogłabym nawet być i zdesperowana na tym punkcie. Kiedy złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, chciałam, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Oplotłam dłońmi jego szyję i wplotłam palce w jego włosy, mierzwiąc je na swój ulubiony sposób. Nieszczęśliwie ten moment przerwał nam jego telefon, a raczej dźwięk wiadomości. Zdążyłam jedynie zauważyć słowa „Mamy go, jest...” zanim Justin wygasił ekran.
-Muszę lecieć. –mruknął, wysuwając się z moich objęć. Dopiero teraz byłam kompletnie rozkojarzona.
-Teraz? –otworzyłam szerzej powieki, bezradnie opuszczając dłonie. –O tej porze? –zaznaczyłam. Warto wspomnieć, że było jakoś po drugiej.
-Nie czekaj na mnie. –rzucił krótko, zanim ucałował pożegnalnie moje usta. Przejechałam językiem po wnętrzu ust i wzruszyłam sucho ramieniem. –Okej.
Trzasnął cicho drzwiami. Wypuściłam świst powietrza i potrząsnęłam głową, zaczesując swoje włosy do tyłu. Cokolwiek, byleby wrócił cały.
Co on tu do cholery robił? Czego znów chciał? I co z tym wszystkim ma wspólnego Justin? Jeśli znów wciągnął go w ten pieprzony interes z dystrybucją narkotyków, uduszę go własnymi rękoma. Zacisnęłam usta, patrząc na Justina z załzawionymi oczami. Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego traktował mnie jakbym zrobiła mu najgorszą krzywdę? Dlaczego był tak obojętny na to co właśnie się działo?
-Możesz mi powiedzieć co się tu do cholery dzieje? -uniosłam brew, próbując wstrzymać napływające łzy. Nie rozpłacz się. Nie teraz.
Stoję w jednym pomieszczeniu z mężczyzną, którego kocham i kolesiem, który prawie odebrał mi go na zawsze. A może już to zrobił?
Nie odezwał się. Wykrzywił usta i opuścił wzrok. Widziałam jak jego jabłko Adama nerwowo drgnęło.
Rzucił krótkie spojrzenie Skylarowi i znów mi się przyglądał. Cicho westchnął i objął mnie ramieniem. Skinął głową na korytarz i ruszył ze mną w tamtejszym kierunku. Kiedy zamknął za nami drzwi, od razu objęłam go za szyję i zaczęłam czule całować. Potrzebowałam jego bliskości a jedyne co on zrobił to położył dłonie na moich biodrach i ani przez moment nie odwzajemnił pocałunku. Był suchy wobec mnie. Wpatrując się w jego oczy widziałam pustkę. Był beznamiętny. Przełknęłam gorzko ślinę a łzy spłynęły po moim policzku. Pierwsza myśl jaką miałam w głowie: co oni zrobili z moim Justinem?
W końcu przesunął swoją dłoń do mojej twarzy. Przesunął po niej kciukiem i zaczesał kosmyki włosów do tyłu. Wtedy widziałam jak przygląda się mojemu policzkowi. Zacisnął szczękę i wplótł palce w moje włosy, przyciągając mnie bliżej siebie. Sińce gładził kciukiem a oczami wodził z desperacją po mojej twarzy.
-Kto...
-Shh. -szepnęłam cichutko i ujęłam jego dłonie. Obcałowałam jego kłykcie i znów wtuliłam w nie swoją twarz.
-Chloe kto ci to zrobił? -wyrwał z kontekstu i przechylił moją głowę na bok przypatrując się sińcom. -Są świeże.
-Upadłam biegnąc na autokar. -skwitowałam i opuściłam wzrok. On uniósł wyzywająco brew i chwycił mnie za
On uniósł wyzywająco brew i chwycił mnie za podbródek, usilnie unosząc moją twarz ku swojej.
-Kto ci to zrobił? -warknął, a żyły na jego szyi uwydatniły się. Wzięłam cichy wdech, próbując uspokoić się wewnętrznie. Powiedzieć mu? Przecież się wścieknie. Wpadnie w niemożliwy gniew. W furię lub amok.
Przełknęłam ślinę i przejechałam palcami po jego dłoni. Wyczuwałam że jego mięśnie były napięte.
-Cokolwiek ci teraz powiem...obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego. -szeptałam, patrząc mu w oczy. Potrząsnął głową, mrużąc powieki.
-Nie zamierzam bawić się w jakieś pierdolone gierki, Chloe! -krzyknął, uderzając pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Skuliłam się, odwracając twarz w przeciwnym kierunku. Przez mój kręgosłup przeszły dreszcze. Bałam się. Niesamowicie się bałam.
Wiedziałam jaki jest kiedy się wścieka. Wtedy wszystko go drażni. Rozwaliłby wszystko co znalazłoby się w zasięgu jego rąk. Przesunęłam dłońmi po jego torsie i zatrzymałam je na wysokości jego brzucha. Ze strachem i niepewnością w oczach wodziłam wzrokiem po jego twarzy. Niekontrolowane łzy spływały po moich policzkach. Justin przechylił głowę do boku i ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie.
Przełknął ślinę.
-Jason, on... -zacisnęłam mocno usta i wtuliłam się w niego mocno, zaciskając palce na jego koszulce. Trzęsłam się z emocji. Czułam jak jego serce zaczęło bić szybciej a jego oddech przyśpieszył.
-Zabiję gnoja. -warknął, odrywając się ode mnie. Chwycił mnie za rękę i wciągnął za sobą do pomieszczenia, które-jak myślę-robiło za pokój główny.
-Mieliśmy umowę. -syknął oschle, patrząc na Skylara. Ścisk jego dłoni niemalże pulsował na mojej.
Holmes uniósł cynicznie brwi patrząc to na niego, to na mnie. Uśmiechnął się komicznie i zszedł ze schodów, chowając ręce w kieszeniach. Podniósł głowę i rzucił mu krótkie spojrzenie.
-I dalej ją mamy, nie pamiętasz?
Justin odsłonił mój policzek i chwycił mnie za podbródek, ukazując mu tym samym sińce na mojej twarzy.
- To nazywasz umową?! -krzyknął w złości i ruszył w jego kierunku. -Miało jej nic nie być. -ryknął, wbijając go w ścianę. Sky złapał go za ramiona, odpychając go od siebie. -Przecież mówię że to nie moja sprawa, Bieber!
Justin zacisnął szczękę, jeszcze przez chwile lustrując go wzrokiem. W końcu odpuścił i spojrzał na mnie.
-Więc czego chciał od niej Jason, co? -uniósł wyzywająco brew i potrząsnął głową. Jego oczy błądziły po mojej twarzy jak gdyby szukały odpowiedzi, czegoś co by go nakierowało do rzeczywistych faktów. Jego dłonie drżały. Widziałam jak powoli zwija je w pięści. Może dzięki temu próbował wmówić sobie, że panuje nad wszystkim. Nad złością, nad tym co się działo w jego głowie. Justin był dziwnym typem człowieka, wierzcie mi. Miał burdel w myślach, ale dookoła siebie musiał mieć porządek. To taka mania, może nawet choroba psychiczna. Wszystko musiał mieć idealnie pod siebie, inaczej chodził wściekły. Wyżywał się na otoczeniu bo nie mógł zapanować nad tym co siedziało w głębi jego duszy. To jak uśpiony potwór czy coś w tym stylu. Potwór, któremu niejednokrotnie pozwalał wyjść na światło dzienne. Musimy stąd wyjechać. On nie może dłużej siedzieć w Los Angeles.
Poczułam jak jego palce owijają się wokół mojego nadgarstka. Jego chłodne dłonie wprawiały mnie w uspokojenie. Mimo, że to tylko nadgarstek był przez nie dotykany. Jego obecność wystarczała, żebym czuła się bezpieczna.
Ale nie teraz.
Nie, dopóki Skylar jest w otoczeniu Justina.
-Powinnaś już iść. -rzucił sucho, pociągając mnie w stronę wyjścia. Momentalnie zmienił swoje zachowanie. Uniosłam brwi w geście zaskoczenia i potrząsnęłam głową, zatrzymując go. Odwrócił głowę w moją stronę, marszcząc czoło.
-Co?
-No jak to co?
Stanęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku.
-Nie masz mi nic do powiedzenia? -zapytałam, kładąc dłonie na biodrach. Patrzyłam na niego, jakbym dostała czymś tępym w tył głowy.
-Mam jedno. -pociągnął mnie za ramię i wyszedł na zewnątrz. -Musisz już iść. -naciskał, zaznaczając każde słowo. Zacisnęłam szczękę, czując jak drży i ścisnęłam dłonie w piąstki, kiedy kąciki moich oczu były wilgotne.
-Nie.
Spojrzał na mnie przez ramię, marszcząc znacząco brwi.
-Chloe nie mam czasu, naprawdę musisz już...
-Iść? -dokończyłam za niego i potrząsnęłam głową ze sztucznym uśmiechem czując, jak wspomnienia do mnie wracają.
-Prawie zostałam zgwałcona, przyjechałam do LA cała mokra, brudna, głodna, poobijana, w ciąży, w podartych ubraniach, bez grosza przy duszy, zaryzykowałam żeby cię znaleźć, nawet w najgorszej dzielnicy jak ta... -machnęłam ręką, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Zaczęłam się trząść, jakkolwiek próbując nad tym zapanować, jednakże bezskutecznie. -A ty tak po prostu mówisz mi, że muszę iść? -patrzyłam w jego oczy. Zmrużył powieki, a jego szczęka znacząco się zacisnęła. Zamrugał oczami jak gdyby próbował przyjąć do siebie te informacje. Może w głowie analizował co jest dla niego ważniejsze. Skylar i interesy czy ja i dziecko, które noszę pod swoim sercem.
Kiedy miałam już się wycofać, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wplótł palce w moje włosy, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Był zagubiony. Wyglądał jak zbity szczeniak. Miałam ochotę mocno go przytulić i już nigdy nie wypuszczać z ramion. Potrzebuje mnie tak samo jak ja jego. Ucieczka nie ma sensu. To tylko zbywa problem na chwile. To wszystko i tak wreszcie wraca.
------
Miałam wrażenie, że to jeszcze nie koniec. Coś uporczywie szeptało mi do ucha, że najgorsze dopiero przed nami. To uczucie...tak jakby coś kurewsko ściskało mi serce. To mnie jedynie przekonywało, że to wciąż nie jest zakończone. Justin zabrał nas oboje do domu. Potrzebowałam tego. Spokoju. Odpoczynku. Poczucia bezpieczeństwa. A przede wszystkim jego u boku. Czuwał dopóki nie zasnęłam. Co nie przyszło od razu. Bałam się, że to kolejny sen, tyle, że na jawie. Bałam się tego, że on znów zniknie. Kiedy tylko zamknę powieki, on dyskretnie wysunie się z łóżka i opuści mury naszego mieszkania. Z każdą chwilą tutaj czułam się obca. Nie pasowaliśmy do tego miejsca. Nie wiem, może jakaś pieprzona klątwa krąży nad nami? Lub nad tym miejscem? Wtuliłam się w jego tors, kładąc dłoń w miejscu jego serca, przez co czułam, jak bije. Uwielbiałam tę nic nie znaczący rytm. Jeśli byłby to jeden jedyny dźwięk, który miałabym słyszeć do końca życia, to nie miałabym nic przeciwko. Tak bardzo nie chciałabym, żeby przez głupi błąd ten dźwięk tak po prostu zniknął. Byłabym głucha na wszystko inne. Nic innego nie byłoby w stanie mi tego zastąpić. Justin przypatrywał mi się w zamyśleniu. Miał podkrążone oczy. Zapewne sam też był cholernie zmęczony. Przejechałam palcami po jego policzku. Od razu wtulił go w moją dłoń. Miałam szczerą ochotę się rozpłakać. Wyglądał tak niewinnie. On po prostu był zraniony. Nie jest mordercą. Nie jest narkomanem. Nie jest kryminalistą. Jest moim Justinem. Chyba zauważył, bo sam też przesunął kciukiem od kącika mojego prawego oka aż do brody, tym samym pociągając za sobą łzę.
-Dlaczego płaczesz? –zapytał, unosząc gładko łuk brwiowy. Wysiliłam się na uśmiech i potrząsnęłam głową, przez co kosmyki włosów rozsypały się po mojej twarzy.
-Nie płaczę.
Odwzajemnił grymas i chwycił mnie za podbródek, unosząc go ku sobie. Zlustrował ją wzrokiem.
-A to? –zapytał, ścierając mokre ślady z mojej skóry. Parsknęłam i przymknęłam powieki, składając pocałunki na jego palcach. –Po prostu się boję. –wydusiłam.
Widziałam jak jego humor diametralnie się zmienił. Wyprostował się i odwrócił spojrzenie, wbijając je w niekonkretne miejsce.
-Boję się, że odejdziesz. –szepnęłam. Można było dojrzeć jak przygryza wnętrze policzka. Denerwuje go ten temat.
-A wygląda, jakbym się gdzieś wybierał? –rzucił mi krótkie spojrzenie, unosząc przy tym wyzywająco brew. –Chloe, do cholery, nie zostawię Cię. Nie zostawię was, rozumiesz? –niemalże warknął, jak gdyby chciał wbić mi te słowa do głowy.
-Nie w ten sposób. –pokręciłam głową, gniotąc materiał pościeli w dłoniach. Przełknęłam ślinę, podnosząc na niego wzrok. –Nie chce, żeby cokolwiek ci się stało. Nie chce, żeby Skylar namieszał ci w głowie. To przez niego już raz prawie bym cię straciła. –cisnęłam oskarżeniami w jego stronę. Zerwał się z łóżka i wyszedł z sypialni. Wyraźnie nie chciał o tym słyszeć. A ja nie chciałam znów ryzykować utraty najważniejszego mężczyzny w moim życiu.
-Justin...
-Nic nie rozumiesz. –przerwał, chwytając za szklankę z wodą. Jak gdyby chwile milczenia zatapiał w płynie. Owinęłam swoje ciało cienkim, szatynowym szlafrokiem, sięgającym mi do ud. Stanęłam na przeciw niego, kładąc dłonie na jego torsie. –Więc mi wytłumacz. –odpowiedziałam, przechylając głowę do boku.
Wykrzywił usta w obojętnym grymasie i odłożył szklankę na blat. Ułożył wygodnie ręce na moich biodrach, głaszcząc je jeszcze przez satynowy materiał.
-Skylar jest mi w tej chwili bardzo potrzebny, wiesz? –szepnął, a jego wzrok utkwił w moich oczach. –Potrzebuję go, żeby wyjść z tego bagna, Chloe. –mruknął gardłowo, choć coś w jego spojrzeniu nie było do końca szczere.
-Dlaczego? –zmarszczyłam niezrozumiale brwi. On jedynie przewrócił oczami i przyciągnął mnie do siebie. Zmierzył mnie spojrzeniem. Czułam się naprawdę drobna w jego ramionach. Potrzebowałam bliskości z nim. Na tyle bardzo, że mogłabym nawet być i zdesperowana na tym punkcie. Kiedy złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, chciałam, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Oplotłam dłońmi jego szyję i wplotłam palce w jego włosy, mierzwiąc je na swój ulubiony sposób. Nieszczęśliwie ten moment przerwał nam jego telefon, a raczej dźwięk wiadomości. Zdążyłam jedynie zauważyć słowa „Mamy go, jest...” zanim Justin wygasił ekran.
-Muszę lecieć. –mruknął, wysuwając się z moich objęć. Dopiero teraz byłam kompletnie rozkojarzona.
-Teraz? –otworzyłam szerzej powieki, bezradnie opuszczając dłonie. –O tej porze? –zaznaczyłam. Warto wspomnieć, że było jakoś po drugiej.
-Nie czekaj na mnie. –rzucił krótko, zanim ucałował pożegnalnie moje usta. Przejechałam językiem po wnętrzu ust i wzruszyłam sucho ramieniem. –Okej.
Trzasnął cicho drzwiami. Wypuściłam świst powietrza i potrząsnęłam głową, zaczesując swoje włosy do tyłu. Cokolwiek, byleby wrócił cały.
----------------------
-Gdzie on jest? –mruknął Justin, kiedy tylko podszedł do Ethana.
To jeden z gangu, coś jak prawa ręka Skylara. Justin tylko czekał na moment aż
Jason znów pojawi się w Los Angeles. Compton jak i South Central już tylko
czekało na jego przyjazd. W szczególności sam Bieber. Szybko ogarnęli miejsce,
w którym koleś się zakwaterował.
- Na pierwszym piętrze, pokój 63. –odpowiedział konkretnie. –Potrzebujesz czegoś?
Młody brunet schował dłonie w kieszeniach spodni i rzucił krótkie spojrzenie dwóm mężczyznom.
-Ja nie, ale jemu możecie szykować miejsce na cmentarzu. Zrobię to po mojemu. –oznajmił, ruszając w stronę motelu. Po drodze chwycił za kanister z benzyną. Pchnął drzwi, które wprowadziły go do środka. Korytarz już dawno był pusty. W tym czasie także i recepcjonistka miała swoją godzinną przerwę. W końcu co mogłoby się wydarzyć przez ten czas na takim zadupiu? Mały dywan na środku, kanapa pod ścianą i jedno wielkie lustro. No i pełno typowych roślin doniczkowych. W końcu te gówna dodają nudnej atmosfery jakże zwyczajnemu budynkowi.
Justin wbiegł schodami na górę. Kiedy był już na piętrze, stawiał spokojne kroki. Z każdym kolejnym nie mógł się powstrzymać jak tylko jego pięści zacisną się na jego krtani. Tak cholernie tego pragnął. Zemsty. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka. W momencie kiedy zobaczył jednego ze swoich największych wrogów, jego puls gwałtownie wzrósł. Koniec wyobrażeń. Pora połamać mu wszystkie kości.
Bieber chwycił za metalowy kij golfowy i z podszedł bliżej łóżka. Zlustrował go wzrokiem i uśmiechnął się szyderczo. Zacisnął palce na przedmiocie, który w jego dłoniach wydawał się być zabójczą bronią. Zamachał się i z całej siły uderzył w jego ryj. Kiedy ten momentalnie zawył, Justin zrobił to po raz kolejny. I jeszcze jeden. Zaczął krzyczeć niewyobrażalnie głośno, wywołując jego nazwisko. Dla niego to jak nagroda za wszystkie lata swojego życia. Jak gdyby właśnie odbierał nagrodę Grammy. Kiedy trysnęła krew, zaczął zadawać uderzenia w jego żebra, na tyle mocno, że metalowe narzędzie wygięło się pod jego wpływem. Odrzucił je w niekonkretne miejsce i chwycił go za skalp, zrzucając go na ziemię. Kiedy wyginał się w różnych bolesnych pozycjach, Justin kopnął go w brzuch, tym samym przewracając go na plecy. Jęki sprawiały mu pieprzoną satysfakcję. Dla Chloe mógłby zabić, i z chęcią by to zrobił raz jeszcze. Wbił but w jego mostek, naciskając na niego całym swoim ciężarem, mierząc go rozbawionym spojrzeniem od góry w dół.
-Może to nauczy cię nie zbliżać się do mojej rodziny. –warknął i sięgnął po kanister z benzyną. Odkręcił go i zaczął oblewać go od głowy aż po stopy. Z uśmiechem pełnym satysfakcji wyjął z kieszeni spodni zapałki. Wysunął jedną z nich, z uwielbieniem wpatrując się w jej kształt. –Ciekawe czy uwierzą ci w samozapłon. –dodał rozbawiony i pstryknął zapałką, która swym żarem w błyskawicznym tempie pochłonęła jego ciało w płomieniach. Słysząc jego krzyki, Bieber uniósł wyzywająco łuk brwiowy. Wbił spojrzenie w jego oczy, które wręcz topiły się w ognistej temperaturze. Wycofał się w tył i nawet nie zamykając za sobą drzwi, zszedł spokojnie schodami w dół.
1:1, Jason.
- Na pierwszym piętrze, pokój 63. –odpowiedział konkretnie. –Potrzebujesz czegoś?
Młody brunet schował dłonie w kieszeniach spodni i rzucił krótkie spojrzenie dwóm mężczyznom.
-Ja nie, ale jemu możecie szykować miejsce na cmentarzu. Zrobię to po mojemu. –oznajmił, ruszając w stronę motelu. Po drodze chwycił za kanister z benzyną. Pchnął drzwi, które wprowadziły go do środka. Korytarz już dawno był pusty. W tym czasie także i recepcjonistka miała swoją godzinną przerwę. W końcu co mogłoby się wydarzyć przez ten czas na takim zadupiu? Mały dywan na środku, kanapa pod ścianą i jedno wielkie lustro. No i pełno typowych roślin doniczkowych. W końcu te gówna dodają nudnej atmosfery jakże zwyczajnemu budynkowi.
Justin wbiegł schodami na górę. Kiedy był już na piętrze, stawiał spokojne kroki. Z każdym kolejnym nie mógł się powstrzymać jak tylko jego pięści zacisną się na jego krtani. Tak cholernie tego pragnął. Zemsty. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka. W momencie kiedy zobaczył jednego ze swoich największych wrogów, jego puls gwałtownie wzrósł. Koniec wyobrażeń. Pora połamać mu wszystkie kości.
Bieber chwycił za metalowy kij golfowy i z podszedł bliżej łóżka. Zlustrował go wzrokiem i uśmiechnął się szyderczo. Zacisnął palce na przedmiocie, który w jego dłoniach wydawał się być zabójczą bronią. Zamachał się i z całej siły uderzył w jego ryj. Kiedy ten momentalnie zawył, Justin zrobił to po raz kolejny. I jeszcze jeden. Zaczął krzyczeć niewyobrażalnie głośno, wywołując jego nazwisko. Dla niego to jak nagroda za wszystkie lata swojego życia. Jak gdyby właśnie odbierał nagrodę Grammy. Kiedy trysnęła krew, zaczął zadawać uderzenia w jego żebra, na tyle mocno, że metalowe narzędzie wygięło się pod jego wpływem. Odrzucił je w niekonkretne miejsce i chwycił go za skalp, zrzucając go na ziemię. Kiedy wyginał się w różnych bolesnych pozycjach, Justin kopnął go w brzuch, tym samym przewracając go na plecy. Jęki sprawiały mu pieprzoną satysfakcję. Dla Chloe mógłby zabić, i z chęcią by to zrobił raz jeszcze. Wbił but w jego mostek, naciskając na niego całym swoim ciężarem, mierząc go rozbawionym spojrzeniem od góry w dół.
-Może to nauczy cię nie zbliżać się do mojej rodziny. –warknął i sięgnął po kanister z benzyną. Odkręcił go i zaczął oblewać go od głowy aż po stopy. Z uśmiechem pełnym satysfakcji wyjął z kieszeni spodni zapałki. Wysunął jedną z nich, z uwielbieniem wpatrując się w jej kształt. –Ciekawe czy uwierzą ci w samozapłon. –dodał rozbawiony i pstryknął zapałką, która swym żarem w błyskawicznym tempie pochłonęła jego ciało w płomieniach. Słysząc jego krzyki, Bieber uniósł wyzywająco łuk brwiowy. Wbił spojrzenie w jego oczy, które wręcz topiły się w ognistej temperaturze. Wycofał się w tył i nawet nie zamykając za sobą drzwi, zszedł spokojnie schodami w dół.
1:1, Jason.
Ale się dzieje, cieszę się że Justin wrócił do domu. Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekamy na następny :))
OdpowiedzUsuńWoah, czekam na następny z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco. Długo czekałam ale opłacało się, jak zawsze :) z niecierpliwością czekam na next
OdpowiedzUsuń*___* więcej więcej więcej !!!
OdpowiedzUsuńOmg! Nie wierze, że Justin go zabił! Tzn.. Zasłużył sobie z całą pewnością, ale nie spodziewałam się tego! Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy. Mam nadzieję, że będą razem! Czekam na nowy rozdział!/ Lulu
OdpowiedzUsuńJa chcę następny Misia, proszę <3
OdpowiedzUsuńJejuuuu uu oby tylko wszystko było dobrze
OdpowiedzUsuńJak najszybciej następny ! ♡
OdpowiedzUsuńŁuuuu dzieje się
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący rozdział. Więcej takich!
OdpowiedzUsuńKońcówka przerażająca. Nie spodziewałam się tego. Ale rozdział genialny *.* Nie mogę się doczekać nexta < 3
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Justin go zabije! Oby nikt się nie dowiedział że to on, bo będzie miał kłopoty.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i nie mogę doczekać się następnego <3
anonimowa.
O kurde dziewczyno... jak ty to robisz że piszesz takie rozdziały to ja nie wiem ale nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo czekam na kolejny buziaczki:*
OdpowiedzUsuńW końcu ten idiota został zabity
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
OdpowiedzUsuńDziewczyno jesteś genialna!!!!!
OdpowiedzUsuńJejku, no ja czekam i czekam i chyba się nie doczekam tego następnego rozdziału ;ccc. Proszę <3
OdpowiedzUsuńCzekamyyyyy ♡♡
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie to zycie! Przeczytałam calutenkie w dwa dni. Zakochałam sie! Ładuje na liście moich ulubionych, a to rzadkość :) Czekam na kolejny, dodawaj jak najszybciej <3
OdpowiedzUsuń