Kiedy Justin wrócił do domu, wciąż był wkurwiony przez całą
zaistniałą sytuację. Jego głowa była wypełniona jedną myślą: musiał pozbyć się
tego pierdolonego uczucia. Bez przemyślenia zrzucił wszystkie rzeczy z szafki.
Wykrzykując wiązankę przekleństw, kopnął z impetem w stół, który pod jego
wpływem przewrócił się do góry nogami. Jego skronie pulsowały w przypływie
amoku. Zacisnął szczękę i usiadł na sofie, chowając twarz w dłoniach. Wszystkie
wspomnienia z dzieciństwa do niego wróciły. Nie przyjmował do wiadomości faktu,
że jego matka była zwykłą dziwką. I to wszystko na oczach jego Chloe.
Przynajmniej miał pewność, że ta już nigdy o niej nie wspomni. W końcu sama się
przekonała jaka jest prawda. Mimo to sam Justin miał nadzieję, że tym razem
będzie inaczej. Że chociaż na te kilka, kilkanaście chwil będzie udawać
przykładną matkę. "Kogo ty próbujesz oszukać" pomyślał. "Ty nie
masz matki, przyzwyczaj się wreszcie do tego."
Przygryzł dolną wargę i potrząsnął głową. Musiał coś z tym zrobić.
Nie mógł wciąż tłumić w sobie tego uczucia, bo po prostu czuł, że to go
rozpierdala psychicznie. Podniósł się z sofy i ruszył w kierunku sypialni.
Podszedł do nocnej szafki, którą odsunął na bok i przykucnął. Wyjął z kieszeni
kluczyk i wcisnął go w zamek w metalowych drzwiczkach. Za młodu stworzył tu
swoją "skrytkę" na prochy, tabletki, zielsko czy inne czarne
tajemnice. Cień uśmiechu przeniknął przez jego twarz, kiedy otworzył małą
skrzynkę. Chwycił za jedną z saszetek i strzepnął palcami brązowy proszek na
sam dół.
Oblizał wargi, a jego oczy się zaświeciły. Bardzo tego pragnął.
Jego żołądek zacisnął się w dziwnym uczuciu. To głód. Musiał go uzupełnić.
Przywrócił wszystko na swoje miejsce i wrócił do salonu. Przysunął stolik do
siebie i otworzył małą saszetkę. Pochylił ją tym samym rozsypując heroinę w
długim ciągu. Odłożył resztki na bok i sięgnął po swój partfel, z którego wyjął
kartę kredytową i lufkę. Wyrównał jasnobrązowy proszek w nieproporcjonalnie
prostą linię i pochylił się nad nią, przykladając lufkę do prawej dziurki.
Wciągał ją, powoli posuwając się na przód. Kiedy skończył, mocniej pociągnął
nosem i potarł go delikatnie, odchylając się na oparciu sofy. Wziął głęboki
oddech spełnienia i przymknął powieki. W końcu nadeszło to, czego tak bardzo
pragnął. W tej chwili nic się dla niego nie liczyło. Był w swoim własnym
świecie. Tak bardzo kochał to uczucie. Było dla niego czymś w rodzaju ucieczki.
I teraz teraźniejszość stała się dla niego zupełnie inna. W sumie to mógłby ją
polubić. Czy ten stan można nazwać terapią? Bo w tej chwili właśnie tak to
odczuwał. Terapia bezstresowa. W końcu nie robił niczego złego. Siedzi z tym
sam wśród czterech ścian...wtedy jego przemyślenia przerwał dźwięk telefonu.
Przeklnął pod nosem i podniósł się z siedzenia. Wzrokiem rozejrzał się dookoła.
Rozdrażniło go to. Szperając po kieszeniach swojej kurtki wreszcie odnalazł
smartfona. Nie patrząc kto dzwoni odebrał połączenie.
-Halo? -zapytał chrapliwym głosem.
W myślach zastanawiał się kto tym razem zechciał zawrócić mu dupę.
-Bieber, musisz przyjechać do szpitala. -usłyszał głos, który
przyprawił go o kolejną falę agresji.
-Pierdol się, Jason. -rzucił oschle.
-Bardzo chętnie, ale tym razem chodzi o Chloe.
Na te słowa Justin od razu się wyprostował. W jego głowie układało
się miliony czarnych scenariuszy. Zacisnął szczękę, a jego oddech przyśpieszył.
-Coś ty jej kurwa zrobił?! -warknął w złości, uderzając dłonią w
ścianę. -Rozpierdolę cię jeśli...
-Leży w szpitalu. Możesz do cholery ruszyć tu swoje pierdolone
dupsko? Nie mam czasu bawić się w twoje zagrywki słowne.
Co do cholery Jason robił z Chloe? Dlaczego są razem w szpitalu?
Co jeśli nie poszła do pracy tylko do niego? Wziął głęboki wdech.
W głowie miał wielki burdel. Miał ochotę roztrzaskać mu łeb, kiedy tylko go
spotka.
Oblizał wargi i przeczesał dłonią włosy,
rozglądając się dookoła. Pieprzyć to. Chwycił za kluczyki od samochodu i
wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
*POV Chloe*
Ból w okolicach skroni nie dawał mi za wygraną. Nie pulsował, po
prostu był. Zmarszczyłam łuk brwiowy, a wtedy zaczął narastać. Czułam chłodny
dotyk na swojej dłoni. Przez chwilę musiałam dojść do siebie.
Otworzyłam oczy, a widząc pomieszczenie, w którym nigdy nie byłam,
niemalże zerwałam się z łóżka.
-Hej, hej, hej... –brunet chwycił mnie za ramiona, chowając
pośpiesznie swój telefon do kieszeni. Przyglądał się mojej twarzy w uśmiechu.
–Witaj wśród żywych.
-Nie zbliżaj się do mnie. –wytknęłam palec w jego stronę, wodząc
za nim ostrzegawczym wzrokiem. Poczułam chłód pod stopami. Stałam na boso.
Wtedy zauważyłam, że nie mam na sobie fartuszka kelnerki, tylko...koszulę
nocną. Podniosłam głowę w stronę lustra. W jego odbiciu widziałam swoją
zmęczoną twarz i opatrunek nad lewą brwią.
-Gdzie ja jestem? –zapytałam. –Co się stało?
Jason przechylił głowę do boku i wzruszył ramionami.
-Zakręciło ci się w głowie. Zachwiałaś się na taborecie i upadłaś.
–skwitował prosto.
Wtedy wszystko zaczynało do mnie wracać. Miałam zawiesić
dekorację, żeby uniknąć kolejnej konfrontacji z tym...ugh.
-Jak się czujesz? –usłyszałam jego głos, który podnosił mi
ciśnienie.
-Co cię to obchodzi? –warknęłam, nie patrząc na niego. Zerwałam
wenflon z dłoni i rzuciłam go gdzieś na bok. Wtedy chwycił mnie za rękę i
przyciągnął do siebie.
-Może grzeczniej? –syknął. Wodziłam z lekka przestraszonym
wzrokiem po jego twarzy. –Przywiozłem cię tutaj, chyba należą mi się jakieś
wyjaśnienia.
Niemalże udławiłam się śliną, jednak szybko potrząsnęłam głową.
-Nikt ci nie kazał tego robić. –odpyskowałam, rozglądając się po
sali. Chwyciłam za reklamówkę z moimi ciuchami. Bogu dzięki.
-Ale zrobiłem. –ciągnął dalej. Przewróciłam oczami.
-Mógłbyś się odwrócić? –rzuciłam mu krótkie spojrzenie, wyciągając
bluzkę i spodnie z woreczka. –Chciałabym się przebrać.
W ramach odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech.
-Daj spokój, już raz widziałem cię nago. –na te słowa moje serce
mocniej zabiło. Podeszłam o niego, chcąc wymierzyć mu siarczysty policzek,
jednak ten zdążył chwycić mnie za rękę.
-Wyjdź stąd! –krzyknęłam, odpychając go drugą dłonią, mimo to on
ani drgnął.
Drzwi od sali rozsunęły się, a do środka zajrzał starszy lekarz.
-Czy wszystko w porządku, pani Blackwell? –zapytał. –Nie.
–rzuciłam oschle i wyszarpałam swoje dłonie z jego uścisku. –Nic nie jest w
porządku. –uzupełniłam, przeczesując palcami swoje włosy.
-Co ja tu robię? –zapytałam, przyglądając się mu. Mężczyzna
zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej, biorąc cichy wdech.
-Proszę się uspokoić. –uniósł obronnie ręce i spojrzał na Jasona.
–Pan ją przywiózł? –zapytał.
-Ta. Znalazłem ją w kawiarni, leżała nieprzytomna. Musiała spaść z
wysokości. –odpowiedział.
-To nic takiego, jestem zmęczona, zestresowana. Mam problemy
rodzinne i ta praca...poza tym nic mi nie jest. –przygryzłam nerwowo dolną
wargę.
-Wręcz przeciwnie. –splótł swoje dłonie za plecami i wykrzywił
usta do boku. –Mam dwie wiadomości. Dobrą i...tę drugą.
Miałam wrażenie, że bawi się ze mną w jakąś pieprzoną burzę myśli.
Przeniosłam ciężar z jednej nogi na drugą i zachęciłam go do kontynuowania.
-No więc, po pierwsze-moje gratulacje. Jest pani w ciąży.
–uśmiechnął się a ja poczułam jak robi mi się słabo. Kiedy się zachwiałam,
poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona.
-Chloe, hej. –Jason pomógł mi usiąść. Wpatrywałam się pustym
wzrokiem w jeden punkt.
-Ale...nie. –pokręciłam stanowczo głową, patrząc na lekarza. –To
nie możliwe. –oblizałam wargi i przytknęłam dłoń do czoła. W końcu się
roześmiałam. To ironiczny śmiech.
-Pan mnie wrabia tak? –spojrzałam na niego po czym na Jasona. –To
on to wymyślił? Dobry żart, gratuluję. –syknęłam, jak gdybym czuła się z tym
lepiej.
-Chloe...
-Nie. –uniosłam rękę. –Nie jestem w żadnej ciąży. –uzupełniłam
pośpiesznie. –Zabezpieczałam się, to nie możliwe. –powtórzyłam, zaciskając nerwowo
palce na pościeli.
-Nawet to nie daje pani stuprocentowej gwarancji. –odpowiedział.
Prychnęłam, kręcąc przy tym głową.
-Druga wiadomość, pani Blackwell...-skupił swój wzrok na kartce
papieru, którą miał przed sobą. –Ciąża jest zagrożona.
Wypuściłam świst powietrza. Poczułam jak coś ściska mi gardło.
Powstrzymywałam się od płaczu. To było pieprzenie ciężkie w tej chwili.
Podszedł bliżej i położył na moich kolanach trzy zdjęcia. To
zrzuty z usg. Jedyne co widziałam to małą, szarą otoczkę i...jeszcze mniejszą,
ledwo widoczną kuleczkę. Zaschło mi w gardle.
To nie może być prawda. Zacisnęłam wargi i odwróciłam wzrok.
Niekontrolowane łzy spłynęły mi po policzkach. Wtedy Jason usiadł obok mnie.
Oplótł mnie ramionami i przyciągnął do siebie. Nie mam pojęcia dlaczego go nie
odepchnęłam. Może właśnie teraz tego potrzebowałam?
Cała trzęsłam się z nerwów i emocji, próbując zapanować nad
szlochem. W tej samej chwili usłyszałam wrzaski, które świadczyły o ostrej
awanturze. Usłyszałam głos Justina.
-Gdzie ona jest?! –wrzeszczał, jednocześnie wciąż uderzając.
Kobiecy głos kazał mu się uspokoić, jednak ten jak zwykle nie słuchał.
Słyszałam zbliżające się kroki i wywoływanie mojego imienia. Odsunęłam się od
chłopaka i pośpiesznie schowałam zdjęcia pod poduszkę. W ostatniej chwili, bo
właśnie wpadł do mojej sali. Dosłownie-wpadł.
Patrzył się na nas pustym wzrokiem, dopóki nie skupił całkowitej
uwagi na Jasonie.
-Odsuń się od niej. –warknął, ruszając w jego kierunku. Zanim
wyciągnął do niego pięści, wcisnęłam się przed niego i położyłam dłonie na jego
barkach.
-Justin, uspokój się. –poprosiłam, wodząc wzrokiem po jego twarzy.
Jego oczy mi to zdradziły. Był naćpany. Przełknęłam ślinę. Ręce po prostu mi
opadły.
-Odsuń się, Chloe. –pchnął mnie na bok, przez co prawie uderzyłam
o ścianę. Chwycił go za szyję i zrzucił na ziemię. Jason próbował go odepchnąć,
jednak ten zacieśnił uścisk na jego krtani.
-Justin! –krzyknęłam, próbując go odciągnąć. -Zostaw go, słyszysz?!
Jednak nie słuchał.
-Uspokój się, to nie jego wina! –uderzyłam go w plecy, a on dalej
nie reagował. –Przestań! –wydarłam się na tyle głośno, że niekontrolowanie
zaniosłam się szlochem.
Wtedy dopiero podniósł się z ziemi i odwrócił do mnie. Przysunął
powoli dłonie do mojej twarzy, jednak ja go odepchnęłam.
-Nie dotykaj mnie! –krzyczałam, drżąc z emocji.
-Chloe, skarbie...
W tym samym momencie w pokoju zjawiła się dwójka mężczyzn ubranych
na czarno. Podajże byli to ochroniarze lub coś w tym rodzaju. Kiedy próbowali
go zgarnąć, Justin odepchnął jednego z nich, przez co upadł na szafkę.
-Justin, przestań! –krzyczałam przez łzy, a wtedy położył dłonie
na moich policzkach, próbując skupić się na moich oczach. Mój oddech chwilowo
się uspokoił. –Przestań, proszę. –zacisnęłam palce na jego koszulce. –Uspokój
się. –nalegałam.
Podejmując kolejną próbę zgarnięcia go, wygięli mu ręce do tyłu,
powalając go na ziemię. Krzyczał.
Krzyczał na tyle głośno, że znów zaczęłam płakać.
Skuwali go na moich oczach.
Czułam, jakby moje serce miało za chwile wyskoczyć mi z piersi.
Kiedy go wyprowadzili, wciąż słyszałam jak krzyczy.
Zsunęłam się po ścianie, chowając twarz w dłoniach.
Mój cały świat legł w gruzach.
o moj boze... co sie dzieeeje :o
OdpowiedzUsuńJeju czemu taki krotki:(
OdpowiedzUsuńKróciutki, ale czekam niecierpliwie na nastepny.
OdpowiedzUsuńKurde co się dzieje.. ciąża ,Justin znów aresztowany. . Umiesz zaskakiwać. . No i czemu on wziął te dragi?! ; ( jestem bardzo ciekawa co będzie w następnym rozdziale ! Już nie mogę się doczekać <3
OdpowiedzUsuńO mamusiu
OdpowiedzUsuńSzkoda ze taki krotki,ale super rozdzial
OdpowiedzUsuńGenialny nie mogę doczekać się następnego ❤
OdpowiedzUsuńDużo się dzieje!! Oby tak dalej
OdpowiedzUsuńJej, jak ja teraz współczuję Chloe. Bym się na jej miejscu załamała, ale wierzę, że ona jest silna i tego nie zrobi. Poradzi sobie. Ciekawe jak Justin na to zareaguje, że zostanie tatą. I ciekawe jak ich życie się dalej potoczy. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńOMG co za akcja *-* Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział mega naprawde ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :))
OdpowiedzUsuńo za emocje. Ciąża, areszt, dużo się dzieje. Jestem strasznie ciekawa reakcji Justina na to, że zostanie ojcem.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekam na kolejny <3
http://change-me.blogspot.com/?m=0
kurczę świetne!! ale teoche za krotki :/
OdpowiedzUsuń