*POV Justin*
Od tamtej nocy minęło kilka tygodni. Światło dzienne raziło
mnie w oczy. Zmarszczyłem czoło i przeklnąłem się w myślach, że nie zasłoniłem
rolet. Odwróciłem głowę w tył i dopiero teraz zauważyłem, że nie ma przy mnie
Chloe. Musiała wstać wcześniej ode mnie. Spojrzałem na swój zegarek. Nic
dziwnego, w końcu było już po dziesiątej. Zrzuciłem pościel i wstałem z łóżka,
ruszając w stronę kuchni, skąd dochodził dźwięk krzątaniny. Oparłem się o
framugę, obserwując jak dziewczyna wrzuca pokrojone kawałki bekonu na rozgrzaną
patelnię, podśpiewując pod nosem fragment jakiejś piosenki. Dopiero po chwili
poznałem, że to piosenka Kings of Leon. Moją twarz rozjaśnił cień uśmiechu.
Uwielbiałem, kiedy była w dobrym humorze. Wtedy wiedziałem, że szczerze niczym
się nie przejmowała, a wtedy i mnie było lżej na duszy. Miałem pieprzoną
nadzieję, że wszystkie problemy wreszcie nas opuściły.
Podszedłem do niej bliżej, obejmując ją od tyłu w tali. Początkowo podskoczyła z wrażenia, jednakże kiedy poczuła moją obecność uśmiechnęła się i obdarzyła czułym pocałunkiem, który od razu odwzajemniłem.
-Dobrze widzieć cię szczęśliwą. –szepnąłem, całując tył jej głowy. Zaśmiała się pod nosem, mieszając drewnianą łyżką makaron w garnku. –To ty sprawiasz, że jestem szczęśliwa. –odpowiedziała, kładąc jedną z rąk na mojej dłoni. Uśmiechnąłem się i schowałem twarz w jej włosach, zaciągając się jej zapachem. Tak bardzo kocham tę kobietę. Czuję, że jest dla mnie wszystkim. Wybaczyła mi tak wiele rzeczy. Zaakceptowała moją przeszłość. Teraz czułem, że nic nas nie rozdzieli. Każdy upadek coraz bardziej kształtował charakter naszego związku, tym samym go umacniając. Mogłem całować ją bez końca. Przytulać i czuć się kochanym. Zapewniać jej bezpieczeństwo. Czuwać nad nią. Jest powodem, dla którego mam po co wracać do domu z tej gównianej roboty, bo wiem, że na mnie czeka. Znów się uśmiecham. Jest moim wszystkim.
-Jesteś głodny? –wyrwała mnie z przemyśleń. Przygryzłem dolną wargę i zsunąłem dłonie do jej bioder. Chwilę później moja otwarta dłoń wylądowała na jej okrągłym tyłeczku. -Bardzo. –wymruczałem.
Podskoczyła z piskiem i uderzyła mnie w rękę.
-Głupek. –posłała mi jeden ze swoich uroczych uśmiechów. Nie potrafiła się na mnie długo gniewać. Pocałowałem ją w policzek i sięgnąłem po kawałek upieczonego bekonu, przygryzając jego kawałek. Wtedy poczułem jak odwdzięcza mi się tym samym. Drewniana łyżka wylądowała na moim tyłku. Wybuchnęła śmiechem. Patrzyłem na nią z zaskoczeniem i rozbawieniem jednocześnie.
-1:1, skarbie. –puściła do mnie oczko i wbiła zęby w dolną wargę. Uniosłem brew i oblizałem powoli usta.
-Lubisz perwersję? –zapytałem z omylnie poważną miną.
-Co? –potrząsnęła głową z parskliwym śmiechem.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka ostra. –wymruczałem, opierając się tyłem o stół.
-Justin...-patrzyła na mnie pobłażliwym wzrokiem, jednocześnie mieszając sos.
-No co? Ja uderzyłem cię ręką, nie kijem. –uśmiechnąłem się kokieteryjnie. Dołeczki w jej policzkach dodały jej niesamowitego uroku. Podszedłem do niej bliżej, obejmując ją w pasie. Położyłem dłonie na jej podbrzuszu, jednocześnie całując płatek jej ucha. Usłyszałem jej ciche sapnięcie.
-Justin...-odstawiła łyżkę, kiedy moje mokre usta pieściły jej czuły punkt na szyji. Wsunąłem ręce pod jej koszulkę i pewniej chwyciłem jej piersi, przez co szybciej nabrała powietrza. Oparła dłonie na blacie i zajęczała cichutko, kiedy drażniłem jej sutki. Muskałem wargami jej szczękę po chwili łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Wiedziałem, że ona pragnie tego tak samo bardzo jak ja.
Przesunąłem opuszki palców wzdłuż jej ciała, tym samym wywołując u niej dreszcze. Kiedy zaczepiłem nimi o materiał jej białych fig, szybko chwyciła mnie za dłonie.
-Nie, Justin. –wyszeptała. –Nie wzięłam tabletki. –dodała, na co ja uniosłem łuk brwiowy. Oblizałem usta i zmierzyłem ją wzrokiem, głaszcząc ją po ramionach.
-Wyjmę przed. –zapewniłem, składając mokre pocałunki na odsłoniętej części jej ciała. Odwróciła twarz w moją stronę i zacisnęła usta, jak gdyby wahała się swojej decyzji. –Obiecuję. –wyszeptałem do jej ucha z lekkim uśmiechem. Po prostu nie potrafiłem tego tak zostawić. Najpierw się nakręciłem, a teraz miałbym przestać?
Pokiwała głową i pocałowała mnie w usta, pociągając zębami za moją dolną wargę. Odwróciła się do mnie przodem i oplotła moją szyję ramionami. Nasze języki ocierały się o siebie w walce namiętności. I znów wygrała.
Przyciągnąłem ją do siebie za skrawek jej bielizny. Zajęczała mi w usta, przez co byłem już gotowy na wszystko. Zsunąłem ją jednym ruchem, niemalże ją zrywając i chwyciłem ją w udach, usadawiając na blacie kuchennym. Zdjąłem swoje bokserki, a kiedy rozstawiła nogi po prostu w nią wszedłem. Zawyła z przyjemności, zaciskając palce na moich włosach. Poruszałem się w niej coraz szybciej, narzucając ustalone przez siebie tempo. Złapałem ją w biodrach, przyciągając bliżej siebie. Mój kutas w niej twardniał, podczas gdy jej mała zaciskała się wokół niego, jak usta wokół pierdolonego lizaka. Przygryzała wargę, podpierając się dłońmi na blacie. Odchyliła głowę w tył, przez co wyglądała kurewsko seksownie. Jęczała z rozkoszą moje imię, wypychając biodra w moją stronę. Moja mała suczka tak bardzo pragnęła swojego pana.
Złapałem ją jedną dłonią za szczękę i nakierowałem jej twarz ku swojej.
-Czyja jesteś? –warknąłem, znacznie zwalniając swoje ruchy, przez co dało się słyszeć ciche mlaśnięcia.
-Twoja. –wyszeptała, zaplątując rękę wokół mojego nadgarstka. –Do kogo należysz? –wymruczałem do jej ucha, wbijając w nią do samego końca, przez co znów głośno zajęczała.
-Do ciebie! –krzyknęła, a wtedy przycisnąłem ją do blatu, dopiero teraz zaczynając ją pieprzyć. -Do kogo, huh? –uniosłem głowę, obserwując ją z góry, kiedy leżała całkowicie płasko.
-Do ciebie, Justin! –wyskomlała, a wtedy znów przyśpieszyłem. Obijałem się o jej ciało, patrząc jak wije się pode mną. W jednej chwili wbiła paznokcie w moją rękę, a jej maleńka objęła mnie całą sobą. Jęknąłem, oblizując suche wargi. Zmierzyłem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się pod nosem. Kiedy fala orgazmu ją opuściła, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem czule w usta.
-Tak bardzo cię kocham. –wyszeptałem, podczas gdy ona niczym mała, bezwładna laleczka oplotła moją szyję.
Podszedłem do niej bliżej, obejmując ją od tyłu w tali. Początkowo podskoczyła z wrażenia, jednakże kiedy poczuła moją obecność uśmiechnęła się i obdarzyła czułym pocałunkiem, który od razu odwzajemniłem.
-Dobrze widzieć cię szczęśliwą. –szepnąłem, całując tył jej głowy. Zaśmiała się pod nosem, mieszając drewnianą łyżką makaron w garnku. –To ty sprawiasz, że jestem szczęśliwa. –odpowiedziała, kładąc jedną z rąk na mojej dłoni. Uśmiechnąłem się i schowałem twarz w jej włosach, zaciągając się jej zapachem. Tak bardzo kocham tę kobietę. Czuję, że jest dla mnie wszystkim. Wybaczyła mi tak wiele rzeczy. Zaakceptowała moją przeszłość. Teraz czułem, że nic nas nie rozdzieli. Każdy upadek coraz bardziej kształtował charakter naszego związku, tym samym go umacniając. Mogłem całować ją bez końca. Przytulać i czuć się kochanym. Zapewniać jej bezpieczeństwo. Czuwać nad nią. Jest powodem, dla którego mam po co wracać do domu z tej gównianej roboty, bo wiem, że na mnie czeka. Znów się uśmiecham. Jest moim wszystkim.
-Jesteś głodny? –wyrwała mnie z przemyśleń. Przygryzłem dolną wargę i zsunąłem dłonie do jej bioder. Chwilę później moja otwarta dłoń wylądowała na jej okrągłym tyłeczku. -Bardzo. –wymruczałem.
Podskoczyła z piskiem i uderzyła mnie w rękę.
-Głupek. –posłała mi jeden ze swoich uroczych uśmiechów. Nie potrafiła się na mnie długo gniewać. Pocałowałem ją w policzek i sięgnąłem po kawałek upieczonego bekonu, przygryzając jego kawałek. Wtedy poczułem jak odwdzięcza mi się tym samym. Drewniana łyżka wylądowała na moim tyłku. Wybuchnęła śmiechem. Patrzyłem na nią z zaskoczeniem i rozbawieniem jednocześnie.
-1:1, skarbie. –puściła do mnie oczko i wbiła zęby w dolną wargę. Uniosłem brew i oblizałem powoli usta.
-Lubisz perwersję? –zapytałem z omylnie poważną miną.
-Co? –potrząsnęła głową z parskliwym śmiechem.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka ostra. –wymruczałem, opierając się tyłem o stół.
-Justin...-patrzyła na mnie pobłażliwym wzrokiem, jednocześnie mieszając sos.
-No co? Ja uderzyłem cię ręką, nie kijem. –uśmiechnąłem się kokieteryjnie. Dołeczki w jej policzkach dodały jej niesamowitego uroku. Podszedłem do niej bliżej, obejmując ją w pasie. Położyłem dłonie na jej podbrzuszu, jednocześnie całując płatek jej ucha. Usłyszałem jej ciche sapnięcie.
-Justin...-odstawiła łyżkę, kiedy moje mokre usta pieściły jej czuły punkt na szyji. Wsunąłem ręce pod jej koszulkę i pewniej chwyciłem jej piersi, przez co szybciej nabrała powietrza. Oparła dłonie na blacie i zajęczała cichutko, kiedy drażniłem jej sutki. Muskałem wargami jej szczękę po chwili łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Wiedziałem, że ona pragnie tego tak samo bardzo jak ja.
Przesunąłem opuszki palców wzdłuż jej ciała, tym samym wywołując u niej dreszcze. Kiedy zaczepiłem nimi o materiał jej białych fig, szybko chwyciła mnie za dłonie.
-Nie, Justin. –wyszeptała. –Nie wzięłam tabletki. –dodała, na co ja uniosłem łuk brwiowy. Oblizałem usta i zmierzyłem ją wzrokiem, głaszcząc ją po ramionach.
-Wyjmę przed. –zapewniłem, składając mokre pocałunki na odsłoniętej części jej ciała. Odwróciła twarz w moją stronę i zacisnęła usta, jak gdyby wahała się swojej decyzji. –Obiecuję. –wyszeptałem do jej ucha z lekkim uśmiechem. Po prostu nie potrafiłem tego tak zostawić. Najpierw się nakręciłem, a teraz miałbym przestać?
Pokiwała głową i pocałowała mnie w usta, pociągając zębami za moją dolną wargę. Odwróciła się do mnie przodem i oplotła moją szyję ramionami. Nasze języki ocierały się o siebie w walce namiętności. I znów wygrała.
Przyciągnąłem ją do siebie za skrawek jej bielizny. Zajęczała mi w usta, przez co byłem już gotowy na wszystko. Zsunąłem ją jednym ruchem, niemalże ją zrywając i chwyciłem ją w udach, usadawiając na blacie kuchennym. Zdjąłem swoje bokserki, a kiedy rozstawiła nogi po prostu w nią wszedłem. Zawyła z przyjemności, zaciskając palce na moich włosach. Poruszałem się w niej coraz szybciej, narzucając ustalone przez siebie tempo. Złapałem ją w biodrach, przyciągając bliżej siebie. Mój kutas w niej twardniał, podczas gdy jej mała zaciskała się wokół niego, jak usta wokół pierdolonego lizaka. Przygryzała wargę, podpierając się dłońmi na blacie. Odchyliła głowę w tył, przez co wyglądała kurewsko seksownie. Jęczała z rozkoszą moje imię, wypychając biodra w moją stronę. Moja mała suczka tak bardzo pragnęła swojego pana.
Złapałem ją jedną dłonią za szczękę i nakierowałem jej twarz ku swojej.
-Czyja jesteś? –warknąłem, znacznie zwalniając swoje ruchy, przez co dało się słyszeć ciche mlaśnięcia.
-Twoja. –wyszeptała, zaplątując rękę wokół mojego nadgarstka. –Do kogo należysz? –wymruczałem do jej ucha, wbijając w nią do samego końca, przez co znów głośno zajęczała.
-Do ciebie! –krzyknęła, a wtedy przycisnąłem ją do blatu, dopiero teraz zaczynając ją pieprzyć. -Do kogo, huh? –uniosłem głowę, obserwując ją z góry, kiedy leżała całkowicie płasko.
-Do ciebie, Justin! –wyskomlała, a wtedy znów przyśpieszyłem. Obijałem się o jej ciało, patrząc jak wije się pode mną. W jednej chwili wbiła paznokcie w moją rękę, a jej maleńka objęła mnie całą sobą. Jęknąłem, oblizując suche wargi. Zmierzyłem ją wzrokiem i uśmiechnąłem się pod nosem. Kiedy fala orgazmu ją opuściła, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem czule w usta.
-Tak bardzo cię kocham. –wyszeptałem, podczas gdy ona niczym mała, bezwładna laleczka oplotła moją szyję.
-----------
*POV Chloe*
-Justin! –zawołałam, krzyżując dłonie na piersiach.
Wyczekiwałam go przed budynkiem, przy jego samochodzie.
-No przecież idę. –mruknął z lekkim rozdrażnieniem. Wywróciłam oczami i pokręciłam głową. Odwróciłam się w stronę auta, przyglądając się swojemu odbiciu. Miałam na sobie jeansowe shorty, wetkniętą w nie białą koszulkę, czarne botki i okulary przeciwsłoneczne na czubku głowy. Właściwie to one były Justina, ale chyba nie obrazi się, że je wzięłam. Widziałam w lusterku jak zbiega po schodach. Znów nie widziałam w nim swojego chłopaka, tylko zaledwie nastolatka, który uciekł z domu i robi niezłe zamieszanie na swojej dzielnicy. Niejednokrotnie, kiedy gdzieś widzieliśmy, ludzie patrzyli na niego z uznaniem i szacunkiem w oczach. Czyżby znali go lepiej niż ja? Cóż, może nie widzieli w nim kryminalisty-jak ludzie z mojego otoczenia-ale zwykłego chłopaka, który na własną rękę utrzymywał swoją rodzinę. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Przynajmniej tutaj mógł czuć się jak Justin Bieber, zwyczajny facet. Nie jak Justin Bieber-koleś, który rozkwasi ci twarz, jeśli krzywo na niego spojrzysz.
-Wsiadasz? –zapytał, otwierając mi drzwi od wewnątrz. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że on już był w środku. Zajęłam swoje miejsce i zapięłam pasy.
Podczas jazdy Justin wyglądał na zamyślonego, skupionego na czymś, co nie było związane z obecną chwilą. Westchnęłam i pogłaskałam go opuszkami palców po dłoni. Rzucił mi krótkie spojrzenie z obojętnym wyrazem twarzy.
-Denerwujesz się? –zapytałam.
Wypuścił świst powietrza z ust i odwrócił głowę w innym kierunku.
-Nie zadawaj głupich pytań, Chloe. –odpowiedział oschle. I teraz miałam pewność, że się denerwował.
-Nie będzie tak źle. W Końcu to twoja mama. –uśmiechnęłam się ciepło. Wykrzywił usta, a jego mięśnie momentalnie się napięły. Żyły na jęgo rękach stały się wyraźniejsze.
-Nie widziała mnie przez 6 lat. Cholera wie co może sobie o mnie pomyśleć. –wyrzucił z siebie. Uniosłam łuk brwiowy, przyglądając się jego twarzy.
-Czyli boisz się jej reakcji? –przygryzłam wnętrze policzka, zakładając nogę na nogę. –Naprawdę chcę ją poznać, zobaczyć. Przekonać się jaka jest. –uzupełniłam z uśmiechem.
Justin parsknął sztucznym śmiechem i potrząsnął głową z dezaprobatą.
-Nie. –zacisnął szczękę i znów rzucił mi chłodne spojrzenie. –Ciesz się, że w ogóle cię tam zabieram.
Przełknęłam ślinę i wyprostowałam się, odwracając twarz w przeciwną stronę. Chciałam odparsknąć coś w stylu „dziękuję za twoją łaskę”, ale wolałam trzymać język za zębami. Wściekłby się i atmosfera byłaby napięta, a tego bym nie chciała. Justin nigdy mi o niej nie opowiadał. Nie potrafiłam zrozumieć-dlaczego?
Zatrzymaliśmy się przed domem, który nie wyglądał zbyt ciekawie. Był ceglany, stary, miał drewniane okna. Przez samo patrzenie na to uderzyła mnie fala zimna. Justin westchnął i wyjął kluczyki ze stacyjki, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? –zapytał. Przegryzłam wnętrze policzka. Naprawdę chciałam ją poznać. Może jego mama powie mi więcej niż on sam. Bardzo chciałabym posłuchać jej relacji z tego jakim to Justin był...czy jest synem.
Spojrzałam na niego i pokiwałam głową.
-Tak.
Na te słowa wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Obserwowałam go chwilę. Wyprostował się, poprawiając materiał swojej koszulki.
-Idziesz? –uniósł brwi, ruszając w stronę domu. Starałam się dorównać mu kroku. Pchnął żelazną bramę i wszedł na podwórko, przez które prowadziła brukowa ścieżka aż po same drzwi domu. Kiedy staliśmy przed nimi, Justin spostrzegł, że są otwarte. Przesunął je i wszedł do środka. Dotrzymywałam mu kroku, dopóki nie weszliśmy dalej. Gwałtownie się zatrzymał, przez co prawie na niego wpadłam. Zmarszczyłam brwi, niczego nie rozumiejąc. Dopiero wtedy usłyszałam jęki i skrzypienie starego łóżka. Wychyliłam się zza chłopaka i wtedy zobaczyłam kobietę, która ujeżdżała faceta. I z pewnością nie był nim ojczym Justina.
Przez chwilę stał wryty, dopóki ta nie zwróciła na niego uwagi. Przestraszona i zażenowana od razu zakryła się materiałem szlafroka, który wcześniej leżał obok niej.
-Ju...Justin? –przyglądała mu się w niedowierzeniu. Spojrzałam rozkojarzona na chłopaka. Jego oczy były pełne łez.
-Pierdolę to. -cofnął się w tył i pokręcił głową, wychodząc z mieszkania. Spuściłam wzrok na swoje buty i zacisnęłam wargi, wciągając powietrze. To musiała być dla niego nieprzyjemna sytuacja.
-Justin... –pobiegłam za nim i chwyciłam go za ramię, jednak ten od razu mnie odepchnął. –Jesteś z siebie zadowolona? –wydarł się, przez co znów patrzyłam na niego jakby mnie zamurowało. –Gratuluje ci, poznałaś moją matkę. –warknął, patrząc z obrzydzeniem w stronę kobiety, która po chwili pojawiła się w drzwiach, ubrana we wcześniej wspomniany szlafrok.
-Matkę, która jest dziwką. –splunął i pokręcił głową, cofając się w tył, kiedy ta robiła krok ku niemu.
-Justin, porozmawiajmy... –nalegała, jednak ten parsknął krótkim śmiechem, zupełnie bez humoru. Zbliżyła się do niego, jednak on znów krzyknął.
-Nie zbliżaj się do mnie!
Było mi w tym momencie cholernie głupio. Boże, dlaczego tak nalegałam na to spotkanie? Obserwowałam sytuację z boku, dopóki Justin z impetem nie kopnął opony w swoim samochodzie, wykrzykując przy tym wiązankę przekleństw. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego barku, a mimo to on znów mnie odepchnął.
-Nie dotykaj mnie, kurwa! –krzyknął, a z jego oczu wydobywały się łzy. Poczułam wielki ból w sercu. Pierwszy raz widziałam jak płacze.
-Justin uspokój się, proszę. –próbowałam dotrzeć do niego, mimo to on nie chciał słuchać.
-Chloe, daj mi spokój. –mruknął, spławiając mnie. Oblizałam wargi patrząc to na jego matkę, to na niego. Stale miała wlepiony wzrok w swojego syna. Jakby sama nie wierzyła, że wreszcie może go zobaczyć. Szkoda, że w takich okolicznościach.
-Justin pro...
-Powiedziałem daj mi spokój! –wydarł się, a ja cofnęłam się odruchowo w tył. Bałam się, kiedy wpadał w furię. Zazwyczaj wiedziałam jak to się kończy. Rozwala wszystko to co spotka na swojej drodze. W domu zdążył rozbić już kilka talerzy, wazę i zrobił dziurę w drzwiach od salonu, którą zakrył niepozornie kalendarzem.
-Spadamy stąd. –rzucił oschle. Nie informował, a rozkazywał.
-Justin, proszę, porozmawiaj z mamą. –nalegałam, przez co ten zmierzył ją wzrokiem i potrząsnął głową ze zranionym uśmiechem. –Przyzwyczaiłem się, że nie mam matki. Nigdy jej nie miałem. –warknął. Widziałam łzy na policzkach tej kobiety. Trzęsła się z emocji.
-Justin...
-Przez tę dziwkę trafiłem do więzienia, bo nic nigdy nie potrafiła dobrze zrobić! –uderzył pięścią w karoserię samochodu. Zdziwiłabym się, jeśli ta by się nie wygięła.
-Zawsze liczyłaś się tylko ty. A pomyślałaś kiedykolwiek o mnie? O Jasonie? –zmrużył powieki, które same w sobie cisnęły w nią nienawiścią.
Nie wiedziałam co mam robić.
Byłam w kompletnej rozsypce emocjonalnej.
Dopiero gdy Justin trzasnął drzwiami od samochodu wróciłam do rzeczywistości. Pośpiesznie sama też do niego wsiadłam. Nawet nie poczekał na to aż zapnę pasy. Po prostu agresywnie ruszył w trasę.
Przez całą drogę bałam się do niego odezwać. Wiedziałam, że jest zły. W szczególności na mnie, że tak nalegałam na ten przyjazd. Bałam się nawet głośniej zaczerpnąć powietrza, żeby tylko on nie wybuchł w natłoku emocji. W milczeniu przyglądałam się przemijającemu krajobrazowi za oknem. Miałam cholerne wyrzuty sumienia. Boże jaka ja jestem głupia. Gdyby chciał uderzyć mnie w twarz, nie oponowałabym. Należało mi się.
Zamknęłam powieki i potrząsnęłam głową. Nie wyobrażam sobie co bym zrobiła, gdybym zobaczyła swoją mamę w takiej sytuacji. I szczerze nie dziwię się Justinowi, ale jego słowa były zbyt...ostre? To wciąż za słabe określenie.
Spojrzałam na Justina i zacisnęłam usta w wąską linię. Mój mały, zraniony chłopiec. Może sam miał nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji? Albo może od początku wiedział, że tak będzie. Może najbardziej boli go fakt, że ktoś spoza jego rodziny musiał na to patrzeć. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam palce na materiale koszulki.
-Zatrzymaj się tutaj. –poprosiłam szeptem.
-Co? –mruknął rozkojarzony. Cicho chrząknęłam, poprawiając brzmienie swojego głosu.
-Zatrzymaj się, proszę. –powtórzyłam. –Muszę iść dziś do pracy. –dodałam.
-Przecież tu nie ma kawiarni.
Westchnęłam krótko. Miałam dość tej napiętej atmosfery, zwłaszcza, że czułam się temu wszystkiemu winna.
-Jest, 10 minut stąd. Przejdę się.
Widziałam jak uniósł wyzywająco brwi i oblizał wnętrze swoich ust. Otworzył blokadę po mojej stronie i pociągnął za klamkę. Kiedy zbliżyłam się, by złożyć pocałunek na jego policzku, odsunął głowę i odwrócił wzrok.
-Idź. –mruknął. Poczułam się jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Potrząsnęłam głową i wysiadłam, trzaskając drzwiami. Kiedy odjechał, ruszyłam w swoim kierunku. Zegarek na budynku wskazywał 15:47. Miałam trochę czasu, żeby się przejść i przemyśleć sobie to wszystko. Kocham Justina. Naprawdę go kocham, ale zaczynam się zastanawiać czy na pewno wiem, w co tak naprawdę się mieszam.
----------
-No przecież idę. –mruknął z lekkim rozdrażnieniem. Wywróciłam oczami i pokręciłam głową. Odwróciłam się w stronę auta, przyglądając się swojemu odbiciu. Miałam na sobie jeansowe shorty, wetkniętą w nie białą koszulkę, czarne botki i okulary przeciwsłoneczne na czubku głowy. Właściwie to one były Justina, ale chyba nie obrazi się, że je wzięłam. Widziałam w lusterku jak zbiega po schodach. Znów nie widziałam w nim swojego chłopaka, tylko zaledwie nastolatka, który uciekł z domu i robi niezłe zamieszanie na swojej dzielnicy. Niejednokrotnie, kiedy gdzieś widzieliśmy, ludzie patrzyli na niego z uznaniem i szacunkiem w oczach. Czyżby znali go lepiej niż ja? Cóż, może nie widzieli w nim kryminalisty-jak ludzie z mojego otoczenia-ale zwykłego chłopaka, który na własną rękę utrzymywał swoją rodzinę. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Przynajmniej tutaj mógł czuć się jak Justin Bieber, zwyczajny facet. Nie jak Justin Bieber-koleś, który rozkwasi ci twarz, jeśli krzywo na niego spojrzysz.
-Wsiadasz? –zapytał, otwierając mi drzwi od wewnątrz. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że on już był w środku. Zajęłam swoje miejsce i zapięłam pasy.
Podczas jazdy Justin wyglądał na zamyślonego, skupionego na czymś, co nie było związane z obecną chwilą. Westchnęłam i pogłaskałam go opuszkami palców po dłoni. Rzucił mi krótkie spojrzenie z obojętnym wyrazem twarzy.
-Denerwujesz się? –zapytałam.
Wypuścił świst powietrza z ust i odwrócił głowę w innym kierunku.
-Nie zadawaj głupich pytań, Chloe. –odpowiedział oschle. I teraz miałam pewność, że się denerwował.
-Nie będzie tak źle. W Końcu to twoja mama. –uśmiechnęłam się ciepło. Wykrzywił usta, a jego mięśnie momentalnie się napięły. Żyły na jęgo rękach stały się wyraźniejsze.
-Nie widziała mnie przez 6 lat. Cholera wie co może sobie o mnie pomyśleć. –wyrzucił z siebie. Uniosłam łuk brwiowy, przyglądając się jego twarzy.
-Czyli boisz się jej reakcji? –przygryzłam wnętrze policzka, zakładając nogę na nogę. –Naprawdę chcę ją poznać, zobaczyć. Przekonać się jaka jest. –uzupełniłam z uśmiechem.
Justin parsknął sztucznym śmiechem i potrząsnął głową z dezaprobatą.
-Nie. –zacisnął szczękę i znów rzucił mi chłodne spojrzenie. –Ciesz się, że w ogóle cię tam zabieram.
Przełknęłam ślinę i wyprostowałam się, odwracając twarz w przeciwną stronę. Chciałam odparsknąć coś w stylu „dziękuję za twoją łaskę”, ale wolałam trzymać język za zębami. Wściekłby się i atmosfera byłaby napięta, a tego bym nie chciała. Justin nigdy mi o niej nie opowiadał. Nie potrafiłam zrozumieć-dlaczego?
Zatrzymaliśmy się przed domem, który nie wyglądał zbyt ciekawie. Był ceglany, stary, miał drewniane okna. Przez samo patrzenie na to uderzyła mnie fala zimna. Justin westchnął i wyjął kluczyki ze stacyjki, patrząc na mnie smutnym wzrokiem.
-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? –zapytał. Przegryzłam wnętrze policzka. Naprawdę chciałam ją poznać. Może jego mama powie mi więcej niż on sam. Bardzo chciałabym posłuchać jej relacji z tego jakim to Justin był...czy jest synem.
Spojrzałam na niego i pokiwałam głową.
-Tak.
Na te słowa wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Obserwowałam go chwilę. Wyprostował się, poprawiając materiał swojej koszulki.
-Idziesz? –uniósł brwi, ruszając w stronę domu. Starałam się dorównać mu kroku. Pchnął żelazną bramę i wszedł na podwórko, przez które prowadziła brukowa ścieżka aż po same drzwi domu. Kiedy staliśmy przed nimi, Justin spostrzegł, że są otwarte. Przesunął je i wszedł do środka. Dotrzymywałam mu kroku, dopóki nie weszliśmy dalej. Gwałtownie się zatrzymał, przez co prawie na niego wpadłam. Zmarszczyłam brwi, niczego nie rozumiejąc. Dopiero wtedy usłyszałam jęki i skrzypienie starego łóżka. Wychyliłam się zza chłopaka i wtedy zobaczyłam kobietę, która ujeżdżała faceta. I z pewnością nie był nim ojczym Justina.
Przez chwilę stał wryty, dopóki ta nie zwróciła na niego uwagi. Przestraszona i zażenowana od razu zakryła się materiałem szlafroka, który wcześniej leżał obok niej.
-Ju...Justin? –przyglądała mu się w niedowierzeniu. Spojrzałam rozkojarzona na chłopaka. Jego oczy były pełne łez.
-Pierdolę to. -cofnął się w tył i pokręcił głową, wychodząc z mieszkania. Spuściłam wzrok na swoje buty i zacisnęłam wargi, wciągając powietrze. To musiała być dla niego nieprzyjemna sytuacja.
-Justin... –pobiegłam za nim i chwyciłam go za ramię, jednak ten od razu mnie odepchnął. –Jesteś z siebie zadowolona? –wydarł się, przez co znów patrzyłam na niego jakby mnie zamurowało. –Gratuluje ci, poznałaś moją matkę. –warknął, patrząc z obrzydzeniem w stronę kobiety, która po chwili pojawiła się w drzwiach, ubrana we wcześniej wspomniany szlafrok.
-Matkę, która jest dziwką. –splunął i pokręcił głową, cofając się w tył, kiedy ta robiła krok ku niemu.
-Justin, porozmawiajmy... –nalegała, jednak ten parsknął krótkim śmiechem, zupełnie bez humoru. Zbliżyła się do niego, jednak on znów krzyknął.
-Nie zbliżaj się do mnie!
Było mi w tym momencie cholernie głupio. Boże, dlaczego tak nalegałam na to spotkanie? Obserwowałam sytuację z boku, dopóki Justin z impetem nie kopnął opony w swoim samochodzie, wykrzykując przy tym wiązankę przekleństw. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego barku, a mimo to on znów mnie odepchnął.
-Nie dotykaj mnie, kurwa! –krzyknął, a z jego oczu wydobywały się łzy. Poczułam wielki ból w sercu. Pierwszy raz widziałam jak płacze.
-Justin uspokój się, proszę. –próbowałam dotrzeć do niego, mimo to on nie chciał słuchać.
-Chloe, daj mi spokój. –mruknął, spławiając mnie. Oblizałam wargi patrząc to na jego matkę, to na niego. Stale miała wlepiony wzrok w swojego syna. Jakby sama nie wierzyła, że wreszcie może go zobaczyć. Szkoda, że w takich okolicznościach.
-Justin pro...
-Powiedziałem daj mi spokój! –wydarł się, a ja cofnęłam się odruchowo w tył. Bałam się, kiedy wpadał w furię. Zazwyczaj wiedziałam jak to się kończy. Rozwala wszystko to co spotka na swojej drodze. W domu zdążył rozbić już kilka talerzy, wazę i zrobił dziurę w drzwiach od salonu, którą zakrył niepozornie kalendarzem.
-Spadamy stąd. –rzucił oschle. Nie informował, a rozkazywał.
-Justin, proszę, porozmawiaj z mamą. –nalegałam, przez co ten zmierzył ją wzrokiem i potrząsnął głową ze zranionym uśmiechem. –Przyzwyczaiłem się, że nie mam matki. Nigdy jej nie miałem. –warknął. Widziałam łzy na policzkach tej kobiety. Trzęsła się z emocji.
-Justin...
-Przez tę dziwkę trafiłem do więzienia, bo nic nigdy nie potrafiła dobrze zrobić! –uderzył pięścią w karoserię samochodu. Zdziwiłabym się, jeśli ta by się nie wygięła.
-Zawsze liczyłaś się tylko ty. A pomyślałaś kiedykolwiek o mnie? O Jasonie? –zmrużył powieki, które same w sobie cisnęły w nią nienawiścią.
Nie wiedziałam co mam robić.
Byłam w kompletnej rozsypce emocjonalnej.
Dopiero gdy Justin trzasnął drzwiami od samochodu wróciłam do rzeczywistości. Pośpiesznie sama też do niego wsiadłam. Nawet nie poczekał na to aż zapnę pasy. Po prostu agresywnie ruszył w trasę.
Przez całą drogę bałam się do niego odezwać. Wiedziałam, że jest zły. W szczególności na mnie, że tak nalegałam na ten przyjazd. Bałam się nawet głośniej zaczerpnąć powietrza, żeby tylko on nie wybuchł w natłoku emocji. W milczeniu przyglądałam się przemijającemu krajobrazowi za oknem. Miałam cholerne wyrzuty sumienia. Boże jaka ja jestem głupia. Gdyby chciał uderzyć mnie w twarz, nie oponowałabym. Należało mi się.
Zamknęłam powieki i potrząsnęłam głową. Nie wyobrażam sobie co bym zrobiła, gdybym zobaczyła swoją mamę w takiej sytuacji. I szczerze nie dziwię się Justinowi, ale jego słowa były zbyt...ostre? To wciąż za słabe określenie.
Spojrzałam na Justina i zacisnęłam usta w wąską linię. Mój mały, zraniony chłopiec. Może sam miał nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji? Albo może od początku wiedział, że tak będzie. Może najbardziej boli go fakt, że ktoś spoza jego rodziny musiał na to patrzeć. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam palce na materiale koszulki.
-Zatrzymaj się tutaj. –poprosiłam szeptem.
-Co? –mruknął rozkojarzony. Cicho chrząknęłam, poprawiając brzmienie swojego głosu.
-Zatrzymaj się, proszę. –powtórzyłam. –Muszę iść dziś do pracy. –dodałam.
-Przecież tu nie ma kawiarni.
Westchnęłam krótko. Miałam dość tej napiętej atmosfery, zwłaszcza, że czułam się temu wszystkiemu winna.
-Jest, 10 minut stąd. Przejdę się.
Widziałam jak uniósł wyzywająco brwi i oblizał wnętrze swoich ust. Otworzył blokadę po mojej stronie i pociągnął za klamkę. Kiedy zbliżyłam się, by złożyć pocałunek na jego policzku, odsunął głowę i odwrócił wzrok.
-Idź. –mruknął. Poczułam się jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Potrząsnęłam głową i wysiadłam, trzaskając drzwiami. Kiedy odjechał, ruszyłam w swoim kierunku. Zegarek na budynku wskazywał 15:47. Miałam trochę czasu, żeby się przejść i przemyśleć sobie to wszystko. Kocham Justina. Naprawdę go kocham, ale zaczynam się zastanawiać czy na pewno wiem, w co tak naprawdę się mieszam.
----------
-Czy mogę przyjąć zamówienie? –zapytałam chyba po raz setny
dzisiejszego dnia, obsługując kolejny stolik. Wlepiłam wzrok w mały notes,
ryjąc w nim długopisem. W pewnym sensie pozwalało mi to na odstresowanie się.
-Taka ładna dziewczyna a tak brzydko się uśmiecha. –kiedy usłyszałam ten głos, serce podskoczyło mi do gardła. Błagam. Każdy, tylko nie on. Nie Jason.
Podniosłam wzrok na bruneta, którego spojrzenie utkwiło we mnie. Przeklnęłam w myślach dzień, w którym go poznałam.
-Zastanowiłeś się już? –rzuciłam oschle, wydrapując dziurę w kartce.
-Przynieś mi coś do jedzenia, złotko. A i może czarną kawę do tego. –uśmiechnął się do mnie, przechylając głowę do boku. –Całkiem nieźle wyglądasz w tym wdzianku. Bieber dobrze wybrał. –wymruczał, a ja miałam szczerą ochotę wylać na niego wrzątek kawy.
-Nie nazywaj mnie tak. –wycedziłam przez zęby. –Mów co chcesz i spadaj stąd Jason.
-Dla każdego klienta jesteś taka oschła? –jego mina przybrała zraniony wyraz twarzy. Był pierdolonym aktorem, i gdybym nie była teraz w pracy, pewnie kopnęłabym go z całej siły w krocze. Ugh.
-Nie, po prostu mam dla ciebie honorowe zasady. –uśmiechnęłam się przefałszywie i zerknęłam w stronę Alexis, która przyglądała się nam z przymrużonymi oczami. Skarciłam się w myślach.
-Jason, daj mi już spokój, proszę cię. –westchnęłam, patrząc na niego błagalnie. –Dopadaj mnie kiedy chcesz, byle nie w pracy.
-Jak wreszcie ładnie mnie obsłużysz, to zastanowię się nad twoją propozycją. –puścił do mnie oczko, przez co znów wykrzywiłam usta z obrzydzeniem.
Cofnęłam się do lady, przyczepiając do korkowej tablicy małą, białą karteczkę.
-Skup się na tym co trzeba. –Alexis zmierzyła mnie wyrafinowanym spojrzeniem. –Co jest z tobą nie tak? Od przyjścia tutaj chodzisz jakaś...rozkojarzona.
Oblizałam wargi i pokręciłam głową.
-Jakoś gorzej się czuję. –wzruszyłam ramionami, wciąż czując na sobie spojrzenie chłopaka.
-Faktycznie, blado wyglądasz. –dodała, na co ja od razu zaprzeczyłam. –Nie. Jestem po prostu zestresowana.
Wepchnęła mi w dłonie karton z jakimiś ozdobami i uśmiechnęła się ciepło.
-To teraz się odstresuj. Zostaw obsługę mnie.
Spojrzałam na nią nieco oniemiała.
-Nie, ja po prostu...
-Chloe... –zmarszczyła brwi. –Sprzeciwisz się szefowej?
Uśmiechnęłam się blado i potrząsnęłam głową.
Podsunęłam sobie taboret pod ścianę, na którym po chwili stanęłam, żeby nakleić nalepki z kubkami kawy.
W pewnym momencie poczułam się ospała. Zakręciło mi się w głowie a przed oczyma miałam ciemność.
Ostatnie co czułam to to, że upadam.
-Taka ładna dziewczyna a tak brzydko się uśmiecha. –kiedy usłyszałam ten głos, serce podskoczyło mi do gardła. Błagam. Każdy, tylko nie on. Nie Jason.
Podniosłam wzrok na bruneta, którego spojrzenie utkwiło we mnie. Przeklnęłam w myślach dzień, w którym go poznałam.
-Zastanowiłeś się już? –rzuciłam oschle, wydrapując dziurę w kartce.
-Przynieś mi coś do jedzenia, złotko. A i może czarną kawę do tego. –uśmiechnął się do mnie, przechylając głowę do boku. –Całkiem nieźle wyglądasz w tym wdzianku. Bieber dobrze wybrał. –wymruczał, a ja miałam szczerą ochotę wylać na niego wrzątek kawy.
-Nie nazywaj mnie tak. –wycedziłam przez zęby. –Mów co chcesz i spadaj stąd Jason.
-Dla każdego klienta jesteś taka oschła? –jego mina przybrała zraniony wyraz twarzy. Był pierdolonym aktorem, i gdybym nie była teraz w pracy, pewnie kopnęłabym go z całej siły w krocze. Ugh.
-Nie, po prostu mam dla ciebie honorowe zasady. –uśmiechnęłam się przefałszywie i zerknęłam w stronę Alexis, która przyglądała się nam z przymrużonymi oczami. Skarciłam się w myślach.
-Jason, daj mi już spokój, proszę cię. –westchnęłam, patrząc na niego błagalnie. –Dopadaj mnie kiedy chcesz, byle nie w pracy.
-Jak wreszcie ładnie mnie obsłużysz, to zastanowię się nad twoją propozycją. –puścił do mnie oczko, przez co znów wykrzywiłam usta z obrzydzeniem.
Cofnęłam się do lady, przyczepiając do korkowej tablicy małą, białą karteczkę.
-Skup się na tym co trzeba. –Alexis zmierzyła mnie wyrafinowanym spojrzeniem. –Co jest z tobą nie tak? Od przyjścia tutaj chodzisz jakaś...rozkojarzona.
Oblizałam wargi i pokręciłam głową.
-Jakoś gorzej się czuję. –wzruszyłam ramionami, wciąż czując na sobie spojrzenie chłopaka.
-Faktycznie, blado wyglądasz. –dodała, na co ja od razu zaprzeczyłam. –Nie. Jestem po prostu zestresowana.
Wepchnęła mi w dłonie karton z jakimiś ozdobami i uśmiechnęła się ciepło.
-To teraz się odstresuj. Zostaw obsługę mnie.
Spojrzałam na nią nieco oniemiała.
-Nie, ja po prostu...
-Chloe... –zmarszczyła brwi. –Sprzeciwisz się szefowej?
Uśmiechnęłam się blado i potrząsnęłam głową.
Podsunęłam sobie taboret pod ścianę, na którym po chwili stanęłam, żeby nakleić nalepki z kubkami kawy.
W pewnym momencie poczułam się ospała. Zakręciło mi się w głowie a przed oczyma miałam ciemność.
Ostatnie co czułam to to, że upadam.
Cudo *.* chcę więcej!
OdpowiedzUsuńjezu dziewczyno, czym jeszcze nas zaskoczysz? :D rozdział niesamowity <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział 😍
OdpowiedzUsuńOby nic się nie stało jej :(
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością!! :)
Mega 😍 kocham ten rozdział, podziwiam twoją wene 👏👏 Czekam na nn ☺
OdpowiedzUsuńNastępny! ♥
OdpowiedzUsuńDawaj nastepny jak najszybciej;* juz nie moge sie doczekac,zajebisty rozdzial!!<3
OdpowiedzUsuńTyle emocji w jednym Rozdziale kocham!! Oby tak dalej
OdpowiedzUsuńCudowny *_* <3
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać dzisiaj twojego bloga i powiem jedno jest BOSKI
OdpowiedzUsuńRewelacyjny blog ! Dużo się dzieje ,cały czas coś innego i zaskakującego. Bardzo mi się podoba Twój blog! Nie mogę się doczekać nexta! < 33
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam :
www.neversaye.blogspot.com :)