*POV Justin*
Wsadziłem klucz w zamek, jednak nie miałem możliwości
przekręcenia go. Zmarszczyłem brwi i pociągnąłem za klamkę. Drzwi były otwarte.
Westchnąłem, oblizując suche wargi. Miałem niezłą Saharę w gardle.
Zamknąłem je za sobą bezszelestnie, z myślą, że Chloe jeszcze śpi. Oparłem się plecami o ścianę, przecierając dłonią zmęczoną twarz. Nie mam pojęcia która była godzina, choć sądząc po tym jak jasno było za oknem...z przemyśleń wyrwał mnie trzask w pokoju. Odrzuciłem skórzaną kurtkę na fotel i zerknąłem w stronę brunetki, która grzebała coś przy torbie bagażowej. Przełknąłem ślinę widząc, jak usilnie wpycha tam swoje ubrania. Z tego wszystkiego nawet na mnie nie spojrzała. Może nawet nie zauważyła, że przyszedłem.
-Co robisz? –zapytałem. Cisza.
-Chloe? –uniosłem głos. Dalej nic. Zaczynało mnie to denerwować. Odwróciła się do szafy, wyciągając z niej ostatnią parę jeansowych spodni. Wtedy zrozumiałem co się dzieje.
Podszedłem do niej i chwyciłem ją za dłoń. Zachowała się, jakby mój dotyk ją parzył. Wyrwała dłoń i znów pieprzyła się z tymi ciuchami.
-Chloe co ty do cholery wyprawiasz?! –tym razem mocniej szarpnąłem ją w swoją stronę. Odbiła się o mnie i gniewnym wzrokiem wodziła po mojej twarzy.
-Nie dotykaj mnie. –wytknęła palec w moim kierunku po czym próbowała mnie wyminąć, pociągając za sobą swoją torbę. Stanąłem na przeciw niej. Widziałem jak językiem oblizuje wnętrze swych ust. Była zła.
-Odchodzę.
Zamurowało mnie. Przez chwilę stałem bez ruchu.
-Nie możesz. –szepnąłem.
Zaśmiała się ironicznie w sposób, który mnie zabolał.
-Mogę.
-Chloe...
-Przestań. –zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem. –Obiecałeś mi. –dodała, pociągając za swój bagaż. –Myślałam, że przynajmniej w tym będziesz szczery. –pokręciła głową, odwracając ją w przeciwnym kierunku. –Jak widać znów się pomyliłam. –dodała szeptem, napierajac zębami na dolną wargę.
Poczułem jak moje serce szybciej zabiło. Poczułem się z tym pieprzenie źle.
-I co, nie masz mi nic do powiedzenia?
Westchnąłem, próbując znaleźć racjonalne wyjaśnienie w tym burdelu. Nie mogłem pozwolić, żeby odeszła. Nie wybaczyłbym sobie tego. Nie teraz, kiedy najbardziej jej potrzebuję. Nie chcę widywać jej w ramionach innego. Co ja w ogólę pierdolę. Nie wyobrażam sobie siebie bez niej. Kiedy nie ma jej obok jestem jak balon bez powietrza. Bezużyteczny i beznadziejny.
-Huh, mogłam się tego spodziewać. –wyminęła mnie. Jej ramię delikatnie otarło się o moje. Poczułem jak gdyby miliony elektronów przebiegło mi przez ciało.
Jej najmniejszy dotyk sprawiał, że byłem jak na dragach. Potrzebowałem jej. Kurewsko jej potrzebowałem.
W ostatniej chwili chwyciłem ją za dłoń. Odwróciła głowę w moją stronę. Oblizałem suche wargi i przyciągnąłem ją do siebie, przez co torba wypadła jej z rąk. Znów się o mnie odbiła. Położyłem dłoń na jej policzku i oparłem czoło o jej czoło.
-Nie zostawiaj mnie. –chrypliwy głos wydobył się z mojego gardła. Patrzyłem w jej oczy. Pustym wzrokiem szukała odpowiedzi na mojej twarzy.
-Nie poradzę sobie bez ciebie. –dodałem, przejeżdżając kciukiem po jej wargach. –Jesteś wszystkim co teraz mam. Nie chcę cię stracić.
Przymknęła oczy pod wpływem mojej bliskości. Wtuliła policzek w moją dłoń z delikatnym choć wyjątkowo szczerym uśmiechem, który rozjaśnił jej twarz.
-Po co mam żyć, jeśli straciłbym to wszystko? –na te słowa otworzyła oczy i zmarszczyła łuk brwiowy.
-Justin...
Przytuliłem ją mocniej, chowając twarz w jej włosach. Dopiero teraz poczułem, że trzymam w ramionach cały swój świat.
-Zabiję się, jeśli odejdziesz. –wyszeptałem jej do ucha i zsunąłem ręce do jej dłoni. Przejechałem po ich wierzchu i uformowałem jej palce w kształt broni. Przystawiłem je do swojego czoła, patrząc prosto w jej oczy. –Z tobą, albo bez ciebie. Ty trzymasz za spust. –dodałem po chwili i uśmiechnąłem się pod nosem. Twarz prawdziwego psychopaty.
-Nie chcę żyć w świecie, w którym nie będzie ciebie obok mnie. Wolę wydrapywać dziurę w trumnie, niż patrzeć jak odchodzisz. –ująłem jej ręce i pocałowałem ich wierzch po czym znów mocno ją przytuliłem.
Ona wciąż milczała.
-Zostań. –nalegałem. Usłyszałem westchnięcie. Zacisnęła dłonie na mojej koszulce.
-Jeśli zostanę... –zaczęła, skupiając wzrok na moich oczach. –Obiecujesz, że od teraz będzie już tylko lepiej?
Przełknąłem ślinę, zsuwając dłonie do jej bioder. Miałem chwilę na przemyślenie.
Dopóki nie dowie się o tym, że wróciłem do tamtej roboty, to wszystko będzie w najlepszym porządku. Co złego mogłoby się nam teraz stać? Jest przy mnie, jest bezpieczna, jest zdrowa. Jest moja.
-Obiecuję. –rzuciłem, składając pocałunek na jej czole. –I wiesz co? –uśmiechnąłem się, ujmując jej dłonie. –Znalazłem nową pracę. -uzupełniłem, na co jej oczy się zaświeciły. Przez chwilę zachowywała się, jak gdyby odebrało jej mowę. Uśmiechnęła się skromnie i wtuliła we mnie. Jej obecność była mi teraz najbardziej potrzebna.
Zamknąłem je za sobą bezszelestnie, z myślą, że Chloe jeszcze śpi. Oparłem się plecami o ścianę, przecierając dłonią zmęczoną twarz. Nie mam pojęcia która była godzina, choć sądząc po tym jak jasno było za oknem...z przemyśleń wyrwał mnie trzask w pokoju. Odrzuciłem skórzaną kurtkę na fotel i zerknąłem w stronę brunetki, która grzebała coś przy torbie bagażowej. Przełknąłem ślinę widząc, jak usilnie wpycha tam swoje ubrania. Z tego wszystkiego nawet na mnie nie spojrzała. Może nawet nie zauważyła, że przyszedłem.
-Co robisz? –zapytałem. Cisza.
-Chloe? –uniosłem głos. Dalej nic. Zaczynało mnie to denerwować. Odwróciła się do szafy, wyciągając z niej ostatnią parę jeansowych spodni. Wtedy zrozumiałem co się dzieje.
Podszedłem do niej i chwyciłem ją za dłoń. Zachowała się, jakby mój dotyk ją parzył. Wyrwała dłoń i znów pieprzyła się z tymi ciuchami.
-Chloe co ty do cholery wyprawiasz?! –tym razem mocniej szarpnąłem ją w swoją stronę. Odbiła się o mnie i gniewnym wzrokiem wodziła po mojej twarzy.
-Nie dotykaj mnie. –wytknęła palec w moim kierunku po czym próbowała mnie wyminąć, pociągając za sobą swoją torbę. Stanąłem na przeciw niej. Widziałem jak językiem oblizuje wnętrze swych ust. Była zła.
-Odchodzę.
Zamurowało mnie. Przez chwilę stałem bez ruchu.
-Nie możesz. –szepnąłem.
Zaśmiała się ironicznie w sposób, który mnie zabolał.
-Mogę.
-Chloe...
-Przestań. –zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem. –Obiecałeś mi. –dodała, pociągając za swój bagaż. –Myślałam, że przynajmniej w tym będziesz szczery. –pokręciła głową, odwracając ją w przeciwnym kierunku. –Jak widać znów się pomyliłam. –dodała szeptem, napierajac zębami na dolną wargę.
Poczułem jak moje serce szybciej zabiło. Poczułem się z tym pieprzenie źle.
-I co, nie masz mi nic do powiedzenia?
Westchnąłem, próbując znaleźć racjonalne wyjaśnienie w tym burdelu. Nie mogłem pozwolić, żeby odeszła. Nie wybaczyłbym sobie tego. Nie teraz, kiedy najbardziej jej potrzebuję. Nie chcę widywać jej w ramionach innego. Co ja w ogólę pierdolę. Nie wyobrażam sobie siebie bez niej. Kiedy nie ma jej obok jestem jak balon bez powietrza. Bezużyteczny i beznadziejny.
-Huh, mogłam się tego spodziewać. –wyminęła mnie. Jej ramię delikatnie otarło się o moje. Poczułem jak gdyby miliony elektronów przebiegło mi przez ciało.
Jej najmniejszy dotyk sprawiał, że byłem jak na dragach. Potrzebowałem jej. Kurewsko jej potrzebowałem.
W ostatniej chwili chwyciłem ją za dłoń. Odwróciła głowę w moją stronę. Oblizałem suche wargi i przyciągnąłem ją do siebie, przez co torba wypadła jej z rąk. Znów się o mnie odbiła. Położyłem dłoń na jej policzku i oparłem czoło o jej czoło.
-Nie zostawiaj mnie. –chrypliwy głos wydobył się z mojego gardła. Patrzyłem w jej oczy. Pustym wzrokiem szukała odpowiedzi na mojej twarzy.
-Nie poradzę sobie bez ciebie. –dodałem, przejeżdżając kciukiem po jej wargach. –Jesteś wszystkim co teraz mam. Nie chcę cię stracić.
Przymknęła oczy pod wpływem mojej bliskości. Wtuliła policzek w moją dłoń z delikatnym choć wyjątkowo szczerym uśmiechem, który rozjaśnił jej twarz.
-Po co mam żyć, jeśli straciłbym to wszystko? –na te słowa otworzyła oczy i zmarszczyła łuk brwiowy.
-Justin...
Przytuliłem ją mocniej, chowając twarz w jej włosach. Dopiero teraz poczułem, że trzymam w ramionach cały swój świat.
-Zabiję się, jeśli odejdziesz. –wyszeptałem jej do ucha i zsunąłem ręce do jej dłoni. Przejechałem po ich wierzchu i uformowałem jej palce w kształt broni. Przystawiłem je do swojego czoła, patrząc prosto w jej oczy. –Z tobą, albo bez ciebie. Ty trzymasz za spust. –dodałem po chwili i uśmiechnąłem się pod nosem. Twarz prawdziwego psychopaty.
-Nie chcę żyć w świecie, w którym nie będzie ciebie obok mnie. Wolę wydrapywać dziurę w trumnie, niż patrzeć jak odchodzisz. –ująłem jej ręce i pocałowałem ich wierzch po czym znów mocno ją przytuliłem.
Ona wciąż milczała.
-Zostań. –nalegałem. Usłyszałem westchnięcie. Zacisnęła dłonie na mojej koszulce.
-Jeśli zostanę... –zaczęła, skupiając wzrok na moich oczach. –Obiecujesz, że od teraz będzie już tylko lepiej?
Przełknąłem ślinę, zsuwając dłonie do jej bioder. Miałem chwilę na przemyślenie.
Dopóki nie dowie się o tym, że wróciłem do tamtej roboty, to wszystko będzie w najlepszym porządku. Co złego mogłoby się nam teraz stać? Jest przy mnie, jest bezpieczna, jest zdrowa. Jest moja.
-Obiecuję. –rzuciłem, składając pocałunek na jej czole. –I wiesz co? –uśmiechnąłem się, ujmując jej dłonie. –Znalazłem nową pracę. -uzupełniłem, na co jej oczy się zaświeciły. Przez chwilę zachowywała się, jak gdyby odebrało jej mowę. Uśmiechnęła się skromnie i wtuliła we mnie. Jej obecność była mi teraz najbardziej potrzebna.
Tym razem będę ostrożny w tym co robię, mówię i z kim się
trzymam. To prawie sprowadziło mnie na dno. Chloe nie wie o Jasonie. Nie wie o
mojej robocie z dragami...tak, wiem. Kurwa, a co innego miałbym zrobić, kiedy
potrzebuję kasy na teraz? Znów chodzę na skróty, ale tak będzie najlepiej. Dla
nas.
Znów ją prawie straciłem.
Westchnąłem, obserwując jak odchodzi w stronę kuchni. Chcę sprawić, żeby czuła się tutaj dobrze. Ze mną. W naszym mieszkaniu. Splotłem dłonie na karku i podszedłem do okien, zaczerpując nieco świeżego powietrza. Nie pozwolę, żeby moja przeszłość znów ją dotknęła. To do cholery są moje pierdolone sprawy i ona za nic nie odpowiada. Wiem, że to będzie pieprzenie trudne, a może nawet i niemożliwe...ale zaryzykuję. Kocham ją.
Odwróciłem głowę, wodząc wzrokiem za dziewczyną.
Uśmiechnąłem się pod nosem, w głębi duszy będąc z siebie dumny.
Naprawdę ją kocham.
Znów ją prawie straciłem.
Westchnąłem, obserwując jak odchodzi w stronę kuchni. Chcę sprawić, żeby czuła się tutaj dobrze. Ze mną. W naszym mieszkaniu. Splotłem dłonie na karku i podszedłem do okien, zaczerpując nieco świeżego powietrza. Nie pozwolę, żeby moja przeszłość znów ją dotknęła. To do cholery są moje pierdolone sprawy i ona za nic nie odpowiada. Wiem, że to będzie pieprzenie trudne, a może nawet i niemożliwe...ale zaryzykuję. Kocham ją.
Odwróciłem głowę, wodząc wzrokiem za dziewczyną.
Uśmiechnąłem się pod nosem, w głębi duszy będąc z siebie dumny.
Naprawdę ją kocham.
~...~
-Gdzie mnie zabierasz? –zapytała Chloe, kiedy ostatecznie
nie skręciliśmy w dobrze znanym jej kierunku. Przygryzłem dolną wargę i
chwyciłem ją za dłoń, składając po chwili na niej czuły pocałunek.
-Zaufaj mi. –puściłem do niej oczko, odwracając wzrok z powrotem na jezdnię. –Chcę pokazać ci miejsca, które chciałaś poznać. –uzupełniłem z uśmiechem. Mocniej ścisnęła moją rękę. Poczułem napięcie bijące z jej strony. Westchnąłem, obserwując ją kątem oka.
-Denerwujesz się?
Zwróciła na mnie swoją uwagę, jak gdybym właśnie wyrwał ją z otchłani swoich myśli. Była zdenerwowana? Przestraszona? Podekscytowana? Nie potrafiłem odczytać tego z wyrazu jej twarzy, więc po prostu się uśmiechnąłem.
-Nie. –stwierdziła, odwzajemniając sztuczny grymas. Wyczułem jej grę. Zmarszczyłem brwi, zsunąłem wzrok na jej brzuch, upewniając się, że jest zapięta. Przygryzłem dolną wargę i nacisnąłem na pedał gadu, znacząco przekraczając dozwoloną prędkość.
-Justin? –znów mocniej ścisnęła moją dłoń, mimo to zignorowałem ją. –Justin...
Uniosłem pewniej głowę, zaczynając wymijać samochody przed nami. Spowalniały nas, a mi zależało na czasie.
Wbiła paznokcie w moją skórę, kiedy wprost na nas jechała czarna Honda.
-Justin! –krzyknęła, wówczas gdy ja wróciłem na swój pas.
-Auć, skarbie. –zerknąłem ukradkiem na ślady na swoim nadgarstku i cicho się zaśmiałem. Uderzyła mnie w ramię i odwróciła tyłem do mnie.
-Pieprzony skurwiel. –warknęła złośliwie, na co ja się wyprostowałem. Przejechałem językiem po wnętrzu ust i zatrzymałem się pod klubem, w którym pracowałem. Musiałem tu wpaść, żeby coś załatwić a okazyjnie przedstawię Chloe swoich starych znajomych. W końcu tego chciała.
Kiedy wysiedliśmy z samochodu, widziałem, że jej mina nie była zadowolona. Przygryzłem dolną wargę i podszedłem do niej bliżej, kładąc dłonie na jej biodrach. Zatrzymała mnie, kładąc rękę na moim torsie.
-Nie. –odepchnęła mnie.
Przechyliłem głowę do boku z uśmiechem, mierząc ją wzrokiem. Uwielbiałem, kiedy była zdenerwowana. Wyglądała wtedy tak cholernie seksownie, że najchętniej zająłbym wraz z nią jeden z pokoi na górze.
-Hej, shawty. –mruknąłem, gładząc kciukiem jej policzek. –Nie złość się. –oblizałem usta, przez co skupiła teraz na nich swój wzrok.
–Nie jestem pewna, czy chcę tam wchodzić.
Uniosłem łuk brwiowy i pokręciłem głową.
-Dlaczego? –zapytałem, opierając się tyłem o samochód. Przyciągnąłem ją do siebie tak, że stała teraz między moimi nogami. –To twoja przeszłość. Coś przed czym długo chciałeś mnie chronić i nie dopuszczałeś mnie do niej. –wyjaśniła, a ja odwróciłem wzrok w stronę lokalu. Cóż, miała rację.
-Chloe...-zacząłem, gładząc jej nagie uda. –To już było. Tego już nie ma i to już nie wróci. –szeptałem tak, jak gdybym sam próbował wmówić sobie te słowa. Będę tego pilnował. Nie zamierzam patrzeć jak ona przez to cierpi. Tym razem nie będę się pierdolił ludźmi. Jeśli ktokolwiek stanie mi na drodze, zapierdolę go gołymi dłońmi.
Potrząsnąłem głową, a kiedy chciała coś powiedzieć, zamknąłem jej usta pocałunkiem, złączając nasze palce. Początkowo robiła to niechętnie, dopóki nie podrażniłem jej wrażliwego punktu, który zapamiętałem. Jej ciało było dla mnie jak mapa, którą znałem pieprzenie dobrze.
Zassałem jej wargę i pociągnąłem ją do siebie z ponętnym uśmiechem.
-Nie rób mi ochoty, Blackwell. –wymruczałem i pociągnąłem ją w kierunku baru.
Pewniej chwyciłem ją za dłoń, żeby poczuła, że jestem przy niej.
Podeszliśmy do baru, za którym stała blondynka, którą widziałem tu po raz drugi. Uśmiechnąłem się do siebie i chrząknąłem, przez co ta zwróciła na mnie swoją uwagę.
-Cześć, to ty jesteś...-zaczęła, lecz szybko jej przerwałem. –Gdzie Nathaniel? –rzuciłem.
-Powinien być na zapleczu, zawołać go?
Zerknąłem na Chloe z uśmiechem i wyszeptałem do jej ucha „poczekaj chwilę”. Rzuciłem ostrzegawcze spojrzenie blondynce i pchnąłem drzwi, które zaprowadziły mnie na dobrze znany mi magazyn.
-Ayo, Bieber! –zawołał Nate, który ruchem dłoni przywoływał mnie do grupki głównie pracowników i gości, których poznać nie miałem jeszcze okazji. I nie specjalnie mam na to ochotę. –Siadasz z nami?
-Nie mogę, jestem z Chloe. –wetknąłem dłonie w kieszenie spodni i westchnąłem, wodząc wzrokiem po hali.
-Mam do was jedną, pieprzoną prośbę. Chloe nie wie, że tu pracuję i tak ma pozostać, okej? –syknąłem, w szczególności skupiając spojrzenie na osoby, do których nie miałem zaufania.
-Wyluzuj. U nas to jak kamień w wodę, przecież wiesz. –mrugnęła Madison, a przez jej twarz przeszedł uśmiech, którego nie potrafiłem odczytać. Kiedy ruszyła w kierunku wyjścia, chwyciłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie.
-Ostrzegam. –zmrużyłem powieki. Niech ta małolata wie, że nie ma do czynienia z amatorem.
Serce znów zaczęło mi szybciej bić. Zastanawiałem się czy to faktycznie był dobry pomysł, że ją tutaj przyprowadziłem. Z drugiej strony zaczęłaby coś podejrzewać, gdybym nagle rzucił wyjście stąd. Pokręciłem głową i pchnąłem drzwi, wracając z powrotem do baru.
Pierdolę to gówno.
-Na zapleczu jest syf, dopiero co przygotowujemy halę do remontu, więc tam nie ma miejsca, żeby gdziekolwiek usiąść. –wyjaśnił, patrząc na mnie przez ułamek sekundy. W duszy byłem mu pieprzenie wdzięczny. Ilekroć ja ratowałem mu dupę, teraz miał okazję, żeby mi się odwdzięczyć.
-Napijecie się czegoś może? –zapytał, kiedy usiedliśmy przy dużym stole barowym. Zerknąłem na Chloe w uśmiechu.
-Hm...w sumie to skusiłabym się na dobrego drinka. –przechyliła głowę na moje ramię, uśmiechając się w kierunku mojego dobrego znajomego. Pocałowałem jej czubek i schowałem twarz w jej włosach.
-A ty Justin?
-Huh? –mruknąłem.
-Czego się napijesz?
-Prowadzę. –skwitowałem, machając kluczykami na wskazującym palcu. Nate zaśmiał się pod nosem. –Od kiedy jesteś taki przepisowy?
Rozbawił mnie ten fakt, w sumie miał rację.
-Możecie spać na górze. Twój pokój stoi nie ruszony. –dodał, odchodząc w stronę baru. –Mam rozumieć, że to co zwykle? –zapytał retorycznie. Przytaknąłem.
-No więc, Chloe... –zaczęła Madison. –Opowiedz, jak się poznaliście? –zapytała, przyglądając się jej twarzy. Ukradkiem zerknęła też na mnie.
Nie byłem pewny jak miałem odbierać jej sygnały.
-Cóż...-chrząknęła w uśmiechu, bawiąc się nerwowo swoimi palcami. –Chodziłam na studia medyczne. Wraz z nowym rokiem przydzielono nam nowego profesora od spraw psychologicznych. Okazał się być stażystą. Był nim Justin. Początkowo podchodziłam do niego sceptycznie, kiedy widziałam jak inne dziewczyny lgną do niego jak pszczoły do miodu. Stwierdziłam, że to kolejny koleś, który marzy o zaliczeniu wszystkich lasek z tej budy. –przewróciła oczami, na co ja się zaśmiałem. –Cóż, ja myślałem, że jesteś kolejną z tych cnotek. Nigdy bym się nie spodziewał, że okaże się być całkiem inaczej. –dodałem, na co mina Chloe wydawała się być ostrzegawcza dla mnie. Puściłem do niej oczko i przygryzłem wargę w pełni rozbawiony.
-Była organizowana impreza dla wszystkich studentów. Dziewczyny nie odpuściły sobie zaproszenia nowego stażysty. Do tej pory szczerze dziękuję Bogu, że on tam był. –westchnęła i uśmiechnęła się do mnie.
-Dlaczego? –Maddie przyjrzała się jej twarzy.
-Miałam psychicznego byłego. Był zadziorny i zazdrosny. Coś odwaliło mu tamtego wieczoru i zaczął się do mnie dobierać. Kto wie jak by się to skończyło, gdyby nie zauważył nas Justin. –uzupełniła. Poczułem napięcie jej mięśni. Pogładziłem kciukiem jej ramię, żeby dodać jej otuchy.
-Zawiózł mnie do domu, kiedy ja byłam kompletnie zachlana. Wstyd mi do tej pory. –pokręciła głową na co ja się zaśmiałem. –Nie było tak źle.
-Owszem, było. –zmarszczyła uroczo nos i uśmiechnęła do mnie.
-Potem robiliśmy sobie na złość, dopóki Justin się na mnie nie wściekł. Jak zawsze musi być tak jak on chce. –skwitowała, krzyżując dłonie na piersiach. Wzruszyłem obojętnie ramionami.
-Ta? A kto zaczął całą aferę z zazdrością? –rzuciłem, przez co ta uderzyła mnie w kolano. –No co? –zaśmiałem się, składając pocałunek na jej policzku.
-Pewnie i tak nie znasz większości faktów z jego życia. –mruknęła Madison z fałszywie wymuszonym uśmiechem. Uniosłem wyzywająco brew.
-I niech tak zostanie. –skwitował Nathaniel, kładąc szklanki na stole. –Wszyscy mamy swoje za uszami.
Wstałem z miejsca i odłożyłem na oparcie krzesła skórzaną kurtkę.
-Madison, mogę prosić cię na stronę? –rzuciłem, nie oczekując na jej odpowiedź. Wyszedłem na zaplecze. Kiedy ta pojawiła się w pomieszczeniu, trzasnąłem drzwiami i chwyciłem ją za szczękę, zaciskając na niej palce.
-Możesz mi powiedzieć, co ty odpierdalasz? –warknąłem, pilnując się, by nikt nas nie usłyszał.
Dziewczyna położyła rękę na moim nadgarstku, jednak kiedy zacisnąłem ją mocniej, syknęła z bólem.
-Sztucznie idealny związek, huh? –przez jej twarz przeminął cień uśmiechu. –Nie okłamuj jej ani siebie. Kłamstwa prędzej czy później ugryzą cię w dupę. –odpyskowała. Szczerze miałem ochotę ją teraz uderzyć.
-Uważnie mnie posłuchaj. Nie jesteś już dzieckiem i jeżeli tylko będę chciał, sprawię, że znikniesz i już nikt cię nie znajdzie. –wyszeptałem do jej ucha i zmierzyłem ją wzrokiem. –Twoje groźby są gówno warte, jeśli nie potrafisz powiedzieć jej prostych słów. Prostych prawdziwych słów o swojej przyszłości.
Kiedy chwyciłem ją za gardło, ze strachem patrzyła mi w oczy.
-Aż tak boisz się kłamcy? –mruczałem. Jej strach mnie karmił. –Wejdź mi w drogę raz jeszcze, a ta obietnica nie pójdzie na marne. –warknąłem i wyszedłem, próbując zapanować nad swoimi emocjami.
Pierdolona suka.
-Zaufaj mi. –puściłem do niej oczko, odwracając wzrok z powrotem na jezdnię. –Chcę pokazać ci miejsca, które chciałaś poznać. –uzupełniłem z uśmiechem. Mocniej ścisnęła moją rękę. Poczułem napięcie bijące z jej strony. Westchnąłem, obserwując ją kątem oka.
-Denerwujesz się?
Zwróciła na mnie swoją uwagę, jak gdybym właśnie wyrwał ją z otchłani swoich myśli. Była zdenerwowana? Przestraszona? Podekscytowana? Nie potrafiłem odczytać tego z wyrazu jej twarzy, więc po prostu się uśmiechnąłem.
-Nie. –stwierdziła, odwzajemniając sztuczny grymas. Wyczułem jej grę. Zmarszczyłem brwi, zsunąłem wzrok na jej brzuch, upewniając się, że jest zapięta. Przygryzłem dolną wargę i nacisnąłem na pedał gadu, znacząco przekraczając dozwoloną prędkość.
-Justin? –znów mocniej ścisnęła moją dłoń, mimo to zignorowałem ją. –Justin...
Uniosłem pewniej głowę, zaczynając wymijać samochody przed nami. Spowalniały nas, a mi zależało na czasie.
Wbiła paznokcie w moją skórę, kiedy wprost na nas jechała czarna Honda.
-Justin! –krzyknęła, wówczas gdy ja wróciłem na swój pas.
-Auć, skarbie. –zerknąłem ukradkiem na ślady na swoim nadgarstku i cicho się zaśmiałem. Uderzyła mnie w ramię i odwróciła tyłem do mnie.
-Pieprzony skurwiel. –warknęła złośliwie, na co ja się wyprostowałem. Przejechałem językiem po wnętrzu ust i zatrzymałem się pod klubem, w którym pracowałem. Musiałem tu wpaść, żeby coś załatwić a okazyjnie przedstawię Chloe swoich starych znajomych. W końcu tego chciała.
Kiedy wysiedliśmy z samochodu, widziałem, że jej mina nie była zadowolona. Przygryzłem dolną wargę i podszedłem do niej bliżej, kładąc dłonie na jej biodrach. Zatrzymała mnie, kładąc rękę na moim torsie.
-Nie. –odepchnęła mnie.
Przechyliłem głowę do boku z uśmiechem, mierząc ją wzrokiem. Uwielbiałem, kiedy była zdenerwowana. Wyglądała wtedy tak cholernie seksownie, że najchętniej zająłbym wraz z nią jeden z pokoi na górze.
-Hej, shawty. –mruknąłem, gładząc kciukiem jej policzek. –Nie złość się. –oblizałem usta, przez co skupiła teraz na nich swój wzrok.
–Nie jestem pewna, czy chcę tam wchodzić.
Uniosłem łuk brwiowy i pokręciłem głową.
-Dlaczego? –zapytałem, opierając się tyłem o samochód. Przyciągnąłem ją do siebie tak, że stała teraz między moimi nogami. –To twoja przeszłość. Coś przed czym długo chciałeś mnie chronić i nie dopuszczałeś mnie do niej. –wyjaśniła, a ja odwróciłem wzrok w stronę lokalu. Cóż, miała rację.
-Chloe...-zacząłem, gładząc jej nagie uda. –To już było. Tego już nie ma i to już nie wróci. –szeptałem tak, jak gdybym sam próbował wmówić sobie te słowa. Będę tego pilnował. Nie zamierzam patrzeć jak ona przez to cierpi. Tym razem nie będę się pierdolił ludźmi. Jeśli ktokolwiek stanie mi na drodze, zapierdolę go gołymi dłońmi.
Potrząsnąłem głową, a kiedy chciała coś powiedzieć, zamknąłem jej usta pocałunkiem, złączając nasze palce. Początkowo robiła to niechętnie, dopóki nie podrażniłem jej wrażliwego punktu, który zapamiętałem. Jej ciało było dla mnie jak mapa, którą znałem pieprzenie dobrze.
Zassałem jej wargę i pociągnąłem ją do siebie z ponętnym uśmiechem.
-Nie rób mi ochoty, Blackwell. –wymruczałem i pociągnąłem ją w kierunku baru.
Pewniej chwyciłem ją za dłoń, żeby poczuła, że jestem przy niej.
Podeszliśmy do baru, za którym stała blondynka, którą widziałem tu po raz drugi. Uśmiechnąłem się do siebie i chrząknąłem, przez co ta zwróciła na mnie swoją uwagę.
-Cześć, to ty jesteś...-zaczęła, lecz szybko jej przerwałem. –Gdzie Nathaniel? –rzuciłem.
-Powinien być na zapleczu, zawołać go?
Zerknąłem na Chloe z uśmiechem i wyszeptałem do jej ucha „poczekaj chwilę”. Rzuciłem ostrzegawcze spojrzenie blondynce i pchnąłem drzwi, które zaprowadziły mnie na dobrze znany mi magazyn.
-Ayo, Bieber! –zawołał Nate, który ruchem dłoni przywoływał mnie do grupki głównie pracowników i gości, których poznać nie miałem jeszcze okazji. I nie specjalnie mam na to ochotę. –Siadasz z nami?
-Nie mogę, jestem z Chloe. –wetknąłem dłonie w kieszenie spodni i westchnąłem, wodząc wzrokiem po hali.
-Mam do was jedną, pieprzoną prośbę. Chloe nie wie, że tu pracuję i tak ma pozostać, okej? –syknąłem, w szczególności skupiając spojrzenie na osoby, do których nie miałem zaufania.
-Wyluzuj. U nas to jak kamień w wodę, przecież wiesz. –mrugnęła Madison, a przez jej twarz przeszedł uśmiech, którego nie potrafiłem odczytać. Kiedy ruszyła w kierunku wyjścia, chwyciłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie.
-Ostrzegam. –zmrużyłem powieki. Niech ta małolata wie, że nie ma do czynienia z amatorem.
Serce znów zaczęło mi szybciej bić. Zastanawiałem się czy to faktycznie był dobry pomysł, że ją tutaj przyprowadziłem. Z drugiej strony zaczęłaby coś podejrzewać, gdybym nagle rzucił wyjście stąd. Pokręciłem głową i pchnąłem drzwi, wracając z powrotem do baru.
Pierdolę to gówno.
-Na zapleczu jest syf, dopiero co przygotowujemy halę do remontu, więc tam nie ma miejsca, żeby gdziekolwiek usiąść. –wyjaśnił, patrząc na mnie przez ułamek sekundy. W duszy byłem mu pieprzenie wdzięczny. Ilekroć ja ratowałem mu dupę, teraz miał okazję, żeby mi się odwdzięczyć.
-Napijecie się czegoś może? –zapytał, kiedy usiedliśmy przy dużym stole barowym. Zerknąłem na Chloe w uśmiechu.
-Hm...w sumie to skusiłabym się na dobrego drinka. –przechyliła głowę na moje ramię, uśmiechając się w kierunku mojego dobrego znajomego. Pocałowałem jej czubek i schowałem twarz w jej włosach.
-A ty Justin?
-Huh? –mruknąłem.
-Czego się napijesz?
-Prowadzę. –skwitowałem, machając kluczykami na wskazującym palcu. Nate zaśmiał się pod nosem. –Od kiedy jesteś taki przepisowy?
Rozbawił mnie ten fakt, w sumie miał rację.
-Możecie spać na górze. Twój pokój stoi nie ruszony. –dodał, odchodząc w stronę baru. –Mam rozumieć, że to co zwykle? –zapytał retorycznie. Przytaknąłem.
-No więc, Chloe... –zaczęła Madison. –Opowiedz, jak się poznaliście? –zapytała, przyglądając się jej twarzy. Ukradkiem zerknęła też na mnie.
Nie byłem pewny jak miałem odbierać jej sygnały.
-Cóż...-chrząknęła w uśmiechu, bawiąc się nerwowo swoimi palcami. –Chodziłam na studia medyczne. Wraz z nowym rokiem przydzielono nam nowego profesora od spraw psychologicznych. Okazał się być stażystą. Był nim Justin. Początkowo podchodziłam do niego sceptycznie, kiedy widziałam jak inne dziewczyny lgną do niego jak pszczoły do miodu. Stwierdziłam, że to kolejny koleś, który marzy o zaliczeniu wszystkich lasek z tej budy. –przewróciła oczami, na co ja się zaśmiałem. –Cóż, ja myślałem, że jesteś kolejną z tych cnotek. Nigdy bym się nie spodziewał, że okaże się być całkiem inaczej. –dodałem, na co mina Chloe wydawała się być ostrzegawcza dla mnie. Puściłem do niej oczko i przygryzłem wargę w pełni rozbawiony.
-Była organizowana impreza dla wszystkich studentów. Dziewczyny nie odpuściły sobie zaproszenia nowego stażysty. Do tej pory szczerze dziękuję Bogu, że on tam był. –westchnęła i uśmiechnęła się do mnie.
-Dlaczego? –Maddie przyjrzała się jej twarzy.
-Miałam psychicznego byłego. Był zadziorny i zazdrosny. Coś odwaliło mu tamtego wieczoru i zaczął się do mnie dobierać. Kto wie jak by się to skończyło, gdyby nie zauważył nas Justin. –uzupełniła. Poczułem napięcie jej mięśni. Pogładziłem kciukiem jej ramię, żeby dodać jej otuchy.
-Zawiózł mnie do domu, kiedy ja byłam kompletnie zachlana. Wstyd mi do tej pory. –pokręciła głową na co ja się zaśmiałem. –Nie było tak źle.
-Owszem, było. –zmarszczyła uroczo nos i uśmiechnęła do mnie.
-Potem robiliśmy sobie na złość, dopóki Justin się na mnie nie wściekł. Jak zawsze musi być tak jak on chce. –skwitowała, krzyżując dłonie na piersiach. Wzruszyłem obojętnie ramionami.
-Ta? A kto zaczął całą aferę z zazdrością? –rzuciłem, przez co ta uderzyła mnie w kolano. –No co? –zaśmiałem się, składając pocałunek na jej policzku.
-Pewnie i tak nie znasz większości faktów z jego życia. –mruknęła Madison z fałszywie wymuszonym uśmiechem. Uniosłem wyzywająco brew.
-I niech tak zostanie. –skwitował Nathaniel, kładąc szklanki na stole. –Wszyscy mamy swoje za uszami.
Wstałem z miejsca i odłożyłem na oparcie krzesła skórzaną kurtkę.
-Madison, mogę prosić cię na stronę? –rzuciłem, nie oczekując na jej odpowiedź. Wyszedłem na zaplecze. Kiedy ta pojawiła się w pomieszczeniu, trzasnąłem drzwiami i chwyciłem ją za szczękę, zaciskając na niej palce.
-Możesz mi powiedzieć, co ty odpierdalasz? –warknąłem, pilnując się, by nikt nas nie usłyszał.
Dziewczyna położyła rękę na moim nadgarstku, jednak kiedy zacisnąłem ją mocniej, syknęła z bólem.
-Sztucznie idealny związek, huh? –przez jej twarz przeminął cień uśmiechu. –Nie okłamuj jej ani siebie. Kłamstwa prędzej czy później ugryzą cię w dupę. –odpyskowała. Szczerze miałem ochotę ją teraz uderzyć.
-Uważnie mnie posłuchaj. Nie jesteś już dzieckiem i jeżeli tylko będę chciał, sprawię, że znikniesz i już nikt cię nie znajdzie. –wyszeptałem do jej ucha i zmierzyłem ją wzrokiem. –Twoje groźby są gówno warte, jeśli nie potrafisz powiedzieć jej prostych słów. Prostych prawdziwych słów o swojej przyszłości.
Kiedy chwyciłem ją za gardło, ze strachem patrzyła mi w oczy.
-Aż tak boisz się kłamcy? –mruczałem. Jej strach mnie karmił. –Wejdź mi w drogę raz jeszcze, a ta obietnica nie pójdzie na marne. –warknąłem i wyszedłem, próbując zapanować nad swoimi emocjami.
Pierdolona suka.
Pierwsza ! :3
OdpowiedzUsuńcudowny jak zwykle ♥
coś czuję, że nie lubię tej Madison...
z każdym rozdziałem kocham to ff coraz bardziej :') <3
OdpowiedzUsuńAa cudowny :) zapowiada się ciekawie, zresztą jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńO jejciu!!*,*
OdpowiedzUsuńniech on odejdzie od tej pracy i znajdzie normalna...... cudowny:*
OdpowiedzUsuńCuuudowny, codziennie wchodzę i sprawdzam czy jest nowy rozdział, i dzis w końcu sie doczekałam, czekam z niecierpliwością na kolejny♥
OdpowiedzUsuńCieszę się że Chloe jednak została z Jusem. Marzy mi się romantyczna noc w tym hotelu (chyba wiesz co masz na myśli) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńOoo jak zwykle cudowny rozdział *_*. Jesteś najlepsza Misia <3
OdpowiedzUsuńMadison już na wstępie mnie zdenerwowała. Serio. Jakbym mogła to złapała bym ja za kudły XD Pisz więcej !
OdpowiedzUsuńMadison mnie wpienia...
OdpowiedzUsuńCudny rozdział, czekam misia! Dużo weny <3
http://change-me.blogspot.com/?m=0
Nie miałam niestety kiedy skomentować, ale już to nadrabiam, a mianowicie:
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, zresztą jak zawsze!
Czekam z niecierpliwością na next'a i dużo weny Misiu życzę!/mrrAleksandra😂😚😁☺️😍❤️💙💜💖💞💝
Świetny ;)
OdpowiedzUsuńczekamy na wiecej💘
OdpowiedzUsuń