*POV Justin*
-Co to do cholery ma znaczyć, że straciłeś pracę?!
–krzyknęła Chloe po raz kolejny tego poranka. Uniosłem wzrok w górę i wziąłem
głęboki wdech.
-Przecież dopiero co cię tam przyjęli, Justin! –patrzyła na mnie w sposób mówiący mi wprost „ej stary, nawaliłeś”. Odrzuciła ścierkę na blat kuchenny i przeczesała włosy palcami, kręcąc się po pomieszczeniu. W końcu oparła się o stół i spojrzała mi w oczy.
-Powiedziałeś coś nie tak? Spóźniłeś się? –wymieniała kolejno, szukając racjonalnego dla siebie wyjaśnienia. Spuściłem głowę, oblizując wnętrze ust.
-Nie. –mruknąłem w końcu, czując się jak skarcony pies. Gorzej, czułem się tak, jakby ktoś właśnie przyjebał mi w twarz. Ona nie mogła dowiedzieć się o Jasonie. Nie chcę jej jeszcze bardziej denerwować. Poza tym obiecałem jej, że przeszłość już nigdy nie wróci. I dopilnuję tego.
-Po prostu...spieprzyłem coś w jednym z samochodów. Usterka się powiększyła, koleś wczoraj to zgłosił i okazało się, że to ja go wtedy obsługiwałem. –przełknąłem ślinę. Miałem szczerą nadzieję, że ona to kupi.
Wpatrywała się w moje oczy, jak gdyby próbowała z nich cokolwiek odczytać. Zamiast tego pokręciła sędziwie głową i wyminęła mnie w przejściu.
-Wolałabym, żebyś coś z tym zrobił.
-Chloe. –podszedłem do niej, łapiąc jej dłonie. –Mówiłem, że to ja się tym zajmę. Znajdę pracę, zobaczysz. –uśmiechnąłem się krzepiąco. Choć w głębi duszy wiedziałem, że to będzie kurewsko trudne.
-Sama nas nie utrzymam, Justin. –dodała, a ja wykrzywiłem usta. Zamiast wsparcia otrzymałem porządnego kopniaka. Może to nawet lepiej.
To było dla mnie nauczką. Jestem typem osoby, która zbyt szybko daje się wyprowadzić z równowagi. Czasem tego żałuję, no ale cóż. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mówił źle o mojej rodzinie. Tym bardziej o Chloe.
Cała akcja wyszła na jaw, kiedy szef widział jak rzuciłem Jasona na maskę samochodu, wygrażając mu kluczem francuskim. Po tej szopce wezwał mnie do siebie i po prostu wylał, twierdząc, że takie zachowanie nie jest tu dopuszczalne.
Oczywiście, bo to nie on ma na głowie od chuja problemów.
Chwyciłem za okulary przeciwsłoneczne i podszedłem do dziewczyny, składając na jej czole czuły pocałunek.
-Wychodzę. –oblizałem wargi i złapałem ją za ramiona. –Nikomu nie otwieraj drzwi. Gdyby coś się działo, dzwoń do mnie. Odwróciła głowę na bok i westchnęła cicho.
-Uważaj na siebie. –zdążyłem usłyszeć, opuszczając budynek. Oboje potrzebowaliśmy zrzucenia z siebie ciężaru napięcia, jakie biliśmy między sobą.
Założyłem okulary i ruszyłem w dół kamienicy. Ludzie z LA zdążyli się przyzwyczaić, że ktoś taki jak Justin Bieber po prostu dla nich nie istnieje. Jestem dla nich chodzącym cieniem- i póki co-niech tak zostanie. Nie chciałbym ściągnąć na siebie problemów z przeszłości.
Schowałem dłonie w kieszeniach dresów, biorąc głęboki wdech. Naprawdę brakowało mi tego miejsca.
To nie ja wybrałem Los Angeles.
To Los Angeles wybrało mnie.
Ciekawość wierciła mi dziurę w brzuchu. Musiałem sprawdzić jedną rzecz, która nie dawałaby mi spokoju.
Bar przy Victory Boulevard.
Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Za dnia jak zwykle było tu spokojnie. Jedynie kilka osób siedziało w kącie, sącząc swój trunek.
Kiedy tylko przekroczyłem próg, uderzyła we mnie fala wspomnień. Ja, Skylar, Taya i reszta ekipy. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w stronę baru. Za ladą stała brunetka średniego wzrostu. Miała na sobie jeansowe szorty i wetkniętą w nie brzoskwiniową bokserkę. Zmarszczyłem brwi, kładąc dłonie na blacie. Chrząknąłem, domagając się uwagi.
Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem, trzymając w dłoniach ścierkę i kieliszek. Uniosłem brwi, przyglądając się jej twarzy.
-Madison? –przechyliłem głowę do boku z uśmiechem i przygryzłem wargę. –Nie jesteś za młoda na pracę tutaj?
Dziewczyna skrzyżowała dłonie na piersi i uniosła wyzywająco brew.
-Nie mam już 12 lat, Justin. –skwitowała, a ja pokiwałem głową z uznaniem. –Ten czas szybko leci. –westchnąłem, siadając na krześle barowym.
-Masz na coś ochotę? –zapytała, odwracając się z powrotem do półek z alkoholem. Podrapałem się po karku i odchyliłem, wodząc wzrokiem po lokalu, który zaczął pustoszeć.
-Przyszedłem raczej na zwiady. –skwitowałem z uśmiechem. –Ale dopisz mi piwo do rachunku.
-Już się robi, szefie. –zasalutowała z rozbawieniem wymalowanym na twarzy i wyjęła spod blatu szklaną butelkę, którą otworzyła przy pomocy otwieracza i postawiła ją na ladzie.
-Więc, Madison, długo siedzisz w tym biznesie? –zapytałem, pociągając pierwszego łyka. Chłodny trunek zawsze działał uspokajająco na moje nerwy.
-Zaledwie 3 miesiące.
Zacisnąłem szczękę i zerknąłem w stronę schodów. Nie jestem pewien o jak wiele mogę ją zapytać.
Ona wie?
Jest w to wmieszana?
Jest bezpieczna?
W moich oczach wciąż jest tą małą dziewczynką, którą niegdyś musiałem się opiekować. Mój brat był w niej pieprzenie zakochany. I wcale się jej nie dziwię, bo niczego jej nie brakowało. Zmierzyłem jej ciało wzrokiem. Gdybym tylko był o kilka lat młodszy...
Nie, Justin.
Skup się na tym co naprawdę jest dla ciebie ważne.
-Znasz Skylara? –uniosłem brwi. Jego imię ciężko przeszło mi przez gardło.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i przechyliła głowę na bok w zamyśleniu, przez co kosmyki włosów opadły jej na twarz.
-Nie. –zaprzeczyła, a ja odetchnąłem z ulgą. Tyle dobrego. Uśmiechnęła się do mnie krzepiąco i szturchnęła ręką w ramię. –Wiem, że tu pracowałeś. –dodała.
Przełknąłem ślinę i pokręciłem głową.
-Daj spokój. –chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. –Chodź. Znam kogoś, kto ucieszy się na twój widok. –mrugnęła i przygryzła dolną wargę, prowadząc do drzwi, za którymi kryło się zaplecze i cały magazyn z prochami. –Poczekaj chwilę. –położyła dłonie na moim torsie, patrząc mi w oczy z obiecującym uśmiechem. Skinąłem głową i oparłem się o ścianę. Zapukała, zaglądając do środka.
-Szefie, ktoś przyszedł do pana.
Usłyszałem ciężkie westchnięcie i markotny głos.
-Madison, mówiłem ci, że towaru nie dostanie dziś żaden z tych ćpunów. –niemalże warknął, a ja wyprostowałem się na ten jakże znajomy dźwięk.
-Ale to naprawdę ważne. –upierała się, zaciskając palce na klamce. Wydawała się być cholernie podekscytowana tym faktem.
-Przecież dopiero co cię tam przyjęli, Justin! –patrzyła na mnie w sposób mówiący mi wprost „ej stary, nawaliłeś”. Odrzuciła ścierkę na blat kuchenny i przeczesała włosy palcami, kręcąc się po pomieszczeniu. W końcu oparła się o stół i spojrzała mi w oczy.
-Powiedziałeś coś nie tak? Spóźniłeś się? –wymieniała kolejno, szukając racjonalnego dla siebie wyjaśnienia. Spuściłem głowę, oblizując wnętrze ust.
-Nie. –mruknąłem w końcu, czując się jak skarcony pies. Gorzej, czułem się tak, jakby ktoś właśnie przyjebał mi w twarz. Ona nie mogła dowiedzieć się o Jasonie. Nie chcę jej jeszcze bardziej denerwować. Poza tym obiecałem jej, że przeszłość już nigdy nie wróci. I dopilnuję tego.
-Po prostu...spieprzyłem coś w jednym z samochodów. Usterka się powiększyła, koleś wczoraj to zgłosił i okazało się, że to ja go wtedy obsługiwałem. –przełknąłem ślinę. Miałem szczerą nadzieję, że ona to kupi.
Wpatrywała się w moje oczy, jak gdyby próbowała z nich cokolwiek odczytać. Zamiast tego pokręciła sędziwie głową i wyminęła mnie w przejściu.
-Wolałabym, żebyś coś z tym zrobił.
-Chloe. –podszedłem do niej, łapiąc jej dłonie. –Mówiłem, że to ja się tym zajmę. Znajdę pracę, zobaczysz. –uśmiechnąłem się krzepiąco. Choć w głębi duszy wiedziałem, że to będzie kurewsko trudne.
-Sama nas nie utrzymam, Justin. –dodała, a ja wykrzywiłem usta. Zamiast wsparcia otrzymałem porządnego kopniaka. Może to nawet lepiej.
To było dla mnie nauczką. Jestem typem osoby, która zbyt szybko daje się wyprowadzić z równowagi. Czasem tego żałuję, no ale cóż. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mówił źle o mojej rodzinie. Tym bardziej o Chloe.
Cała akcja wyszła na jaw, kiedy szef widział jak rzuciłem Jasona na maskę samochodu, wygrażając mu kluczem francuskim. Po tej szopce wezwał mnie do siebie i po prostu wylał, twierdząc, że takie zachowanie nie jest tu dopuszczalne.
Oczywiście, bo to nie on ma na głowie od chuja problemów.
Chwyciłem za okulary przeciwsłoneczne i podszedłem do dziewczyny, składając na jej czole czuły pocałunek.
-Wychodzę. –oblizałem wargi i złapałem ją za ramiona. –Nikomu nie otwieraj drzwi. Gdyby coś się działo, dzwoń do mnie. Odwróciła głowę na bok i westchnęła cicho.
-Uważaj na siebie. –zdążyłem usłyszeć, opuszczając budynek. Oboje potrzebowaliśmy zrzucenia z siebie ciężaru napięcia, jakie biliśmy między sobą.
Założyłem okulary i ruszyłem w dół kamienicy. Ludzie z LA zdążyli się przyzwyczaić, że ktoś taki jak Justin Bieber po prostu dla nich nie istnieje. Jestem dla nich chodzącym cieniem- i póki co-niech tak zostanie. Nie chciałbym ściągnąć na siebie problemów z przeszłości.
Schowałem dłonie w kieszeniach dresów, biorąc głęboki wdech. Naprawdę brakowało mi tego miejsca.
To nie ja wybrałem Los Angeles.
To Los Angeles wybrało mnie.
Ciekawość wierciła mi dziurę w brzuchu. Musiałem sprawdzić jedną rzecz, która nie dawałaby mi spokoju.
Bar przy Victory Boulevard.
Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Za dnia jak zwykle było tu spokojnie. Jedynie kilka osób siedziało w kącie, sącząc swój trunek.
Kiedy tylko przekroczyłem próg, uderzyła we mnie fala wspomnień. Ja, Skylar, Taya i reszta ekipy. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w stronę baru. Za ladą stała brunetka średniego wzrostu. Miała na sobie jeansowe szorty i wetkniętą w nie brzoskwiniową bokserkę. Zmarszczyłem brwi, kładąc dłonie na blacie. Chrząknąłem, domagając się uwagi.
Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem, trzymając w dłoniach ścierkę i kieliszek. Uniosłem brwi, przyglądając się jej twarzy.
-Madison? –przechyliłem głowę do boku z uśmiechem i przygryzłem wargę. –Nie jesteś za młoda na pracę tutaj?
Dziewczyna skrzyżowała dłonie na piersi i uniosła wyzywająco brew.
-Nie mam już 12 lat, Justin. –skwitowała, a ja pokiwałem głową z uznaniem. –Ten czas szybko leci. –westchnąłem, siadając na krześle barowym.
-Masz na coś ochotę? –zapytała, odwracając się z powrotem do półek z alkoholem. Podrapałem się po karku i odchyliłem, wodząc wzrokiem po lokalu, który zaczął pustoszeć.
-Przyszedłem raczej na zwiady. –skwitowałem z uśmiechem. –Ale dopisz mi piwo do rachunku.
-Już się robi, szefie. –zasalutowała z rozbawieniem wymalowanym na twarzy i wyjęła spod blatu szklaną butelkę, którą otworzyła przy pomocy otwieracza i postawiła ją na ladzie.
-Więc, Madison, długo siedzisz w tym biznesie? –zapytałem, pociągając pierwszego łyka. Chłodny trunek zawsze działał uspokajająco na moje nerwy.
-Zaledwie 3 miesiące.
Zacisnąłem szczękę i zerknąłem w stronę schodów. Nie jestem pewien o jak wiele mogę ją zapytać.
Ona wie?
Jest w to wmieszana?
Jest bezpieczna?
W moich oczach wciąż jest tą małą dziewczynką, którą niegdyś musiałem się opiekować. Mój brat był w niej pieprzenie zakochany. I wcale się jej nie dziwię, bo niczego jej nie brakowało. Zmierzyłem jej ciało wzrokiem. Gdybym tylko był o kilka lat młodszy...
Nie, Justin.
Skup się na tym co naprawdę jest dla ciebie ważne.
-Znasz Skylara? –uniosłem brwi. Jego imię ciężko przeszło mi przez gardło.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i przechyliła głowę na bok w zamyśleniu, przez co kosmyki włosów opadły jej na twarz.
-Nie. –zaprzeczyła, a ja odetchnąłem z ulgą. Tyle dobrego. Uśmiechnęła się do mnie krzepiąco i szturchnęła ręką w ramię. –Wiem, że tu pracowałeś. –dodała.
Przełknąłem ślinę i pokręciłem głową.
-Daj spokój. –chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. –Chodź. Znam kogoś, kto ucieszy się na twój widok. –mrugnęła i przygryzła dolną wargę, prowadząc do drzwi, za którymi kryło się zaplecze i cały magazyn z prochami. –Poczekaj chwilę. –położyła dłonie na moim torsie, patrząc mi w oczy z obiecującym uśmiechem. Skinąłem głową i oparłem się o ścianę. Zapukała, zaglądając do środka.
-Szefie, ktoś przyszedł do pana.
Usłyszałem ciężkie westchnięcie i markotny głos.
-Madison, mówiłem ci, że towaru nie dostanie dziś żaden z tych ćpunów. –niemalże warknął, a ja wyprostowałem się na ten jakże znajomy dźwięk.
-Ale to naprawdę ważne. –upierała się, zaciskając palce na klamce. Wydawała się być cholernie podekscytowana tym faktem.
-Wpuść. –rzucił na „odpierdol”. Maddie rozsunęła szerzej
drzwi, przez co ja też byłem w polu widzenia. Dziewczyna kiwnęła zachęcająco
głową. Pokonałem próg do pomieszczenia, w którym nie czułem się obcy.
Chłopak siedzący przy drewnianym stole z foliowymi workami z proszkami był zajęty swoją pracą. Zerknął na mnie jak gdyby było to całkowicie przypadkowe dla niego. Pokręcił głową i znów na mnie spojrzał.
Zdjąłem przeciwsłoneczne okulary i zawiesiłem je na materiale swojej koszulki. Facet podniósł się z siedzenia i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Kurwa mać. –potarł swoją twarz dłońmi i podszedł bliżej. –Bieber...c-co ty tu...kupę lat, koleś. –uśmiech na jego twarzy znacząco się rozjaśnił. Przybiłem z nim grabę, wtulając się przyjacielsko w jego ramiona.
-Wróciłeś... –poklepał mnie po plecach, a ja uniosłem głowę. Nie jestem pewien, czy mógłbym to nazwać powrotem. –Wiedziałem, że wrócisz. Oni zawsze wracają.
Chłopak siedzący przy drewnianym stole z foliowymi workami z proszkami był zajęty swoją pracą. Zerknął na mnie jak gdyby było to całkowicie przypadkowe dla niego. Pokręcił głową i znów na mnie spojrzał.
Zdjąłem przeciwsłoneczne okulary i zawiesiłem je na materiale swojej koszulki. Facet podniósł się z siedzenia i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Kurwa mać. –potarł swoją twarz dłońmi i podszedł bliżej. –Bieber...c-co ty tu...kupę lat, koleś. –uśmiech na jego twarzy znacząco się rozjaśnił. Przybiłem z nim grabę, wtulając się przyjacielsko w jego ramiona.
-Wróciłeś... –poklepał mnie po plecach, a ja uniosłem głowę. Nie jestem pewien, czy mógłbym to nazwać powrotem. –Wiedziałem, że wrócisz. Oni zawsze wracają.
*POV Chloe*
Wzięłam głęboki wdech, zatrzymując się przed wejściem do
kawiarni. To ta w chwila, w której wszystkie problemy zostawiam na zewnątrz i
przybieram maskę tylko dla osób obecnych w lokalu.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Pośpiesznie wyminęłam kilka stolików, podniosłam blat do góry i skierowałam się w stronę zaplecza, gdzie mogłam się przebrać w firmowy uniform: białą bokserkę i spódniczkę nieco przed kolano. Nie powiem, że czułam się w tym komfortowo. Stojąc przed małym lusterkiem zawieszonym nad umywalką, związałam włosy w luźnego kucyka i poprawiłam materiał bluzki. Wysiliłam się na uśmiech. No dalej Chloe, weź się w garść. Uniosłam głowę nieznacznie w górę i wyszłam z pomieszczenia.
-Hej, piękna. –zawołała Alexis, kierowniczka naszej zmiany wśród kelnerek. –Masz stolik do obsłużenia. –machnęła ręką gdzieś na lewo. Mój wzrok przykuła grupa dziewczyn w młodym wieku. Cóż, sądzę, że nie będzie to trudne. Już trzeci dzień w pracy. Zrobię wszystko, by teraz utrzymać się przy tej robocie. Poza tym chcę być samodzielna i nie obciążać Justina swoimi potrzebami.
-Dzień dobry. –spojrzałam z uśmiechem na nastolatki, zaciskając palce na plastikowej tacy. –Czy mogę przyjąć zamówienie? –rzuciłam typowy tekst, który zdążyłam już wykuć na pamięć.
To bardzo prosta regułka: uśmiech, gadka, zapis, uśmiech, odejście.
Po krótkim zastanowieniu, dziewczyny wybrały ostateczną wersję swojego deseru. Zawiesiłam małą, kolorową karteczkę z zamówieniem na korkowej tablicy i zwróciłam się do kolejnego stolika. Tym razem było to starsze małżeństwo szukające relaksu pośród tych czterech ścian. Następnie samotna kobieta. Grupka przyjaciół. Biznesmen. Pani z dzieckiem. Codziennie przewijało się tu na oko setka ludzi. To znana i lubiana kawiarnia w tej dzielnicy.
Nadeszła moja pora na obsługiwanie kasy. Początki zawsze są trudne, ale szybko zdążyłam się w tym połapać. Poza tym dziewczyna mocno mnie w tym wspierała.
W wolnej chwili powycierałam stoliki, pozmywałam kubki po kawie czy salaterki po deserach. To dobra chwila na ucieczkę od stresu czy ciągłego latania między klientami.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Pośpiesznie wyminęłam kilka stolików, podniosłam blat do góry i skierowałam się w stronę zaplecza, gdzie mogłam się przebrać w firmowy uniform: białą bokserkę i spódniczkę nieco przed kolano. Nie powiem, że czułam się w tym komfortowo. Stojąc przed małym lusterkiem zawieszonym nad umywalką, związałam włosy w luźnego kucyka i poprawiłam materiał bluzki. Wysiliłam się na uśmiech. No dalej Chloe, weź się w garść. Uniosłam głowę nieznacznie w górę i wyszłam z pomieszczenia.
-Hej, piękna. –zawołała Alexis, kierowniczka naszej zmiany wśród kelnerek. –Masz stolik do obsłużenia. –machnęła ręką gdzieś na lewo. Mój wzrok przykuła grupa dziewczyn w młodym wieku. Cóż, sądzę, że nie będzie to trudne. Już trzeci dzień w pracy. Zrobię wszystko, by teraz utrzymać się przy tej robocie. Poza tym chcę być samodzielna i nie obciążać Justina swoimi potrzebami.
-Dzień dobry. –spojrzałam z uśmiechem na nastolatki, zaciskając palce na plastikowej tacy. –Czy mogę przyjąć zamówienie? –rzuciłam typowy tekst, który zdążyłam już wykuć na pamięć.
To bardzo prosta regułka: uśmiech, gadka, zapis, uśmiech, odejście.
Po krótkim zastanowieniu, dziewczyny wybrały ostateczną wersję swojego deseru. Zawiesiłam małą, kolorową karteczkę z zamówieniem na korkowej tablicy i zwróciłam się do kolejnego stolika. Tym razem było to starsze małżeństwo szukające relaksu pośród tych czterech ścian. Następnie samotna kobieta. Grupka przyjaciół. Biznesmen. Pani z dzieckiem. Codziennie przewijało się tu na oko setka ludzi. To znana i lubiana kawiarnia w tej dzielnicy.
Nadeszła moja pora na obsługiwanie kasy. Początki zawsze są trudne, ale szybko zdążyłam się w tym połapać. Poza tym dziewczyna mocno mnie w tym wspierała.
W wolnej chwili powycierałam stoliki, pozmywałam kubki po kawie czy salaterki po deserach. To dobra chwila na ucieczkę od stresu czy ciągłego latania między klientami.
Zaraz miałyśmy zamykać. O 22:00 kończyła się nasza zmiana.
Zostało zaledwie 12 minut do zamknięcia lokalu. Kiedy byłam na zapleczu i
układałam opakowania z kawą, usłyszałam jak Alexis mnie zawołała do obsługi
podajże ostatniego już dziś klienta.
-Dobry wieczór, czy mogę przyjąć zam...
Zatkało mnie, kiedy tym klientem okazał się być nie kto inny jak właśnie on.
Wzięłam głęboki wdech, zaciskając mocniej palce na długopisie, który przyłożyłam to notesu. Musiałam wziąć się w garść.
Stojący przede mną Jason uśmiechnął się szyderczo.
-Daj mi się chwilę zastanowić, piękna. –puścił do mnie oczko na co ja poczułam obrzydzenie. –Za 10 minut zamykamy. Radzę ci się pośpieszyć. –przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę i przegryzłam nerwowo wargę.
-Co tak ostro, niunia? –rzucił, przejeżdżając ręką po moim policzku. Odtrąciłam ją bez zawahania. Moje spięcie zauważyła Alexis.
-Czy wszystko w porządku? –zmierzyła wzrokiem brunetka i zerknęła na mnie, upewniając się o moje bezpieczeństwo.
-W jak najlepszym porządku. –Jason posłał jej niewiarygodnie fałszywy uśmiech. Przewróciłam oczami, próbując przybrać najbardziej spokojną maskę. Zamknęłam oczy na moment.
3. 2. 1.
-Zastanowiłeś się już? –zapytałam zrezygnowana. –Nie mam całej nocy dla ciebie.
-Nie odejdę stąd, dopóki nie poświęcisz mi chwili.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-To forma groźby? –odłożyłam długopis na bok, opierając dłonie na blacie.
-Jeśli się stąd nie zawiniesz w ciągu minuty, zadzwonię na policję. –skwitowałam, odwracając się w stronę półek, na których zaczęłam nerwowo układać kubki.
-O tak? –zakpił. –I co im powiesz? Że zabiliście kolesia na stacji benzynowej?
Porcelanowa miseczka wypadła mi z rąk, roztrzaskując się na podłodze.
Jeszcze przez chwilę stałam w osłupieniu. Wszystkie emocje i wspomnienia z tamtej nocy wróciły do mnie.
-Cóż, byłoby przykro gdyby przypadkiem dowiedzieli się, że pewien koleś, którego oboje bardzo dobrze znamy, jest zamieszany w to zabójstwo. Czyż nie, Chloe? –oparł się na blacie, przypatrując się mojej twarzy.
Zacisnęłam powieki, biorąc drżący wdech. Czułam, że tego właśnie chciał. Pragnął mojego strachu. Wyczekiwał tylko aż wyprowadzi mnie z równowagi, a wtedy on wykorzystałby sytuację odwracając to przeciwko mnie i Justinowi.
-Pozwól, że wytłumaczę ci jeden fakt. –szepnął, obserwując jak zbieram pośpiesznie kawałki porcelany. –Uciekliście od Sydney. Ale Sydney nie ucieknie od was. Karma wraca, pamiętaj, słonko. –na jego słowa poczułam jak wzbiera we mnie ochota na płacz. Nic tylko opaść na kolana i płakać z bezsilności.
-Pilnuj się, bo kiedyś zabraknie przy tobie Justina. –rzucił z szyderczym uśmiechem i opuścił lokal.
Rzuciłam przyborami do sprzątania gdzieś w kąt i po prostu wybuchnęłam płaczem. Schowałam twarz w dłoniach, próbując zapanować nad falą uczuć, jakie mnie ogarnęły.
-Chloe? –Alexis oparła dłoń na moim ramieniu, a wtedy ja szybko podniosłam głowę, ocierając łzy. Odetchnęłam spokojnie. –Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową, wysilając się na uśmiech.
-Tak, chwila słabości...przepraszam. –machnęłam dłońmi i wyszłam na zaplecze, gdzie mogłam się przebrać.
Zatkało mnie, kiedy tym klientem okazał się być nie kto inny jak właśnie on.
Wzięłam głęboki wdech, zaciskając mocniej palce na długopisie, który przyłożyłam to notesu. Musiałam wziąć się w garść.
Stojący przede mną Jason uśmiechnął się szyderczo.
-Daj mi się chwilę zastanowić, piękna. –puścił do mnie oczko na co ja poczułam obrzydzenie. –Za 10 minut zamykamy. Radzę ci się pośpieszyć. –przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę i przegryzłam nerwowo wargę.
-Co tak ostro, niunia? –rzucił, przejeżdżając ręką po moim policzku. Odtrąciłam ją bez zawahania. Moje spięcie zauważyła Alexis.
-Czy wszystko w porządku? –zmierzyła wzrokiem brunetka i zerknęła na mnie, upewniając się o moje bezpieczeństwo.
-W jak najlepszym porządku. –Jason posłał jej niewiarygodnie fałszywy uśmiech. Przewróciłam oczami, próbując przybrać najbardziej spokojną maskę. Zamknęłam oczy na moment.
3. 2. 1.
-Zastanowiłeś się już? –zapytałam zrezygnowana. –Nie mam całej nocy dla ciebie.
-Nie odejdę stąd, dopóki nie poświęcisz mi chwili.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
-To forma groźby? –odłożyłam długopis na bok, opierając dłonie na blacie.
-Jeśli się stąd nie zawiniesz w ciągu minuty, zadzwonię na policję. –skwitowałam, odwracając się w stronę półek, na których zaczęłam nerwowo układać kubki.
-O tak? –zakpił. –I co im powiesz? Że zabiliście kolesia na stacji benzynowej?
Porcelanowa miseczka wypadła mi z rąk, roztrzaskując się na podłodze.
Jeszcze przez chwilę stałam w osłupieniu. Wszystkie emocje i wspomnienia z tamtej nocy wróciły do mnie.
-Cóż, byłoby przykro gdyby przypadkiem dowiedzieli się, że pewien koleś, którego oboje bardzo dobrze znamy, jest zamieszany w to zabójstwo. Czyż nie, Chloe? –oparł się na blacie, przypatrując się mojej twarzy.
Zacisnęłam powieki, biorąc drżący wdech. Czułam, że tego właśnie chciał. Pragnął mojego strachu. Wyczekiwał tylko aż wyprowadzi mnie z równowagi, a wtedy on wykorzystałby sytuację odwracając to przeciwko mnie i Justinowi.
-Pozwól, że wytłumaczę ci jeden fakt. –szepnął, obserwując jak zbieram pośpiesznie kawałki porcelany. –Uciekliście od Sydney. Ale Sydney nie ucieknie od was. Karma wraca, pamiętaj, słonko. –na jego słowa poczułam jak wzbiera we mnie ochota na płacz. Nic tylko opaść na kolana i płakać z bezsilności.
-Pilnuj się, bo kiedyś zabraknie przy tobie Justina. –rzucił z szyderczym uśmiechem i opuścił lokal.
Rzuciłam przyborami do sprzątania gdzieś w kąt i po prostu wybuchnęłam płaczem. Schowałam twarz w dłoniach, próbując zapanować nad falą uczuć, jakie mnie ogarnęły.
-Chloe? –Alexis oparła dłoń na moim ramieniu, a wtedy ja szybko podniosłam głowę, ocierając łzy. Odetchnęłam spokojnie. –Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową, wysilając się na uśmiech.
-Tak, chwila słabości...przepraszam. –machnęłam dłońmi i wyszłam na zaplecze, gdzie mogłam się przebrać.
(...)
Leżąc na sofie owinięta kocem, próbowałam odgonić od siebie
myśli z dzisiejszego dnia. Łzy nie mogły mnie opuścić podczas drogi do domu,
dlatego przynajmniej teraz mogłam choć na chwilę odetchnąć. Po całym dniu
stania na nogach bolały mnie nogi, głowa bolała od płaczu, serce z miłości a
brzuch...brzuch ze strachu.
Z przemyśleń wyrwało mnie uderzenie w drzwi. Tak jak gdyby ktoś właśnie przywalił w nie pięścią z impetem. Podskoczyłam z wrażenia i zacisnęłam mocniej palce na materiale koca. Ktoś wszedł do środka. Z wielką ulgą odetchnęłam, kiedy okazało się, że był to Justin. Zsunęłam się z kanapy i przetarłam delikatnie policzki. Nie chciałam, żeby dowiedział się, że płakałam.
-Wreszcie jesteś. –uśmiechnęłam się delikatnie, stawiając wolne kroki w jego stronę. –Martwiłam się o ciebie. –dodałam, co było szczerą prawdą. Oprócz sytuacji z Jasonem, martwiła mnie też utrata jego pracy. Obiecał mi, że znajdzie nową. Że będzie nam się dobrze żyło. Nie chciałam się na tym zawieść i przekonać się, że to kolejne kłamstwo z jego strony.
-Justin? –zapytałam, kiedy ten rzucił mi wilcze spojrzenie. Jego oczy...przełknęłam ślinę. Źrenice miał jak główka od szpilki. Nie. Nie zrobił tego. –Moje słoneczko. –zbliżył się do mnie i wsunął dłoń w moje włosy, przyciągając mnie do siebie, przez co odbiłam się o niego delikatnie. Tak jakby usilnie próbował mnie do siebie przytulić. –Tęskniłem za tobą. –wyszeptał mi do ucha, a jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach. Zachłysnęłam się powietrzem.
-Muszę ci o czymś powiedzieć. –przesunęłam ręce do jego twarzy. Przyglądał mi się z rozkojarzeniem. –Justin bo dzisiaj...
-Chloe, nie teraz. –pokręcił głową i naparł ustami na moje wargi. Zacisnęłam je i odwróciłam twarz w bok, jednak ten usilnie sprawił, że znów patrzałam mu w oczy. Zaczynałam się bać, bo nigdy nie był przy mnie w takim stanie. –Naprawdę musimy porozmawiać. –naciskałam, próbując wbić mu ten fakt do mózgu.
-No więc rozmawiajmy. –wyszeptał, rozpinając moją koszulę. Jego palce były jak sparaliżowane. Miały wyraźny problem z pozbyciem się guzików, więc z desperacji pociągnął za materiał, co doprowadziło do jego rozerwania. Przeklnął pod nosem.
Zacisnęłam wargi i w natłoku emocji uderzyłam go w twarz.
Zaczęłam oddychać znacznie szybciej. Bałam się jego reakcji. W końcu jeszcze nigdy nie był przy mnie naćpany. Nie miałam pojęcia jak mam się zachować.
Złapał mnie za nadgarstek i ścisnął go na tyle mocno, że niemalże przed nim uklęknęłam wyjąc z bólu.
-Przestań, to boli! –krzyknęłam, uderzając go w klatkę piersiową. Zacisnął mściwie szczękę, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Widząc strach w moich oczach uśmiechnął się jak gdyby szyderczo i odtrącił moją rękę. Mruknął coś na odchodne i wyszedł, trzaskając z impetem drzwiami.
Jeszcze chwilę wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Justin.
Łzy znów wróciły, napełniając moje łzy.
To nie był mój Justin.
Z przemyśleń wyrwało mnie uderzenie w drzwi. Tak jak gdyby ktoś właśnie przywalił w nie pięścią z impetem. Podskoczyłam z wrażenia i zacisnęłam mocniej palce na materiale koca. Ktoś wszedł do środka. Z wielką ulgą odetchnęłam, kiedy okazało się, że był to Justin. Zsunęłam się z kanapy i przetarłam delikatnie policzki. Nie chciałam, żeby dowiedział się, że płakałam.
-Wreszcie jesteś. –uśmiechnęłam się delikatnie, stawiając wolne kroki w jego stronę. –Martwiłam się o ciebie. –dodałam, co było szczerą prawdą. Oprócz sytuacji z Jasonem, martwiła mnie też utrata jego pracy. Obiecał mi, że znajdzie nową. Że będzie nam się dobrze żyło. Nie chciałam się na tym zawieść i przekonać się, że to kolejne kłamstwo z jego strony.
-Justin? –zapytałam, kiedy ten rzucił mi wilcze spojrzenie. Jego oczy...przełknęłam ślinę. Źrenice miał jak główka od szpilki. Nie. Nie zrobił tego. –Moje słoneczko. –zbliżył się do mnie i wsunął dłoń w moje włosy, przyciągając mnie do siebie, przez co odbiłam się o niego delikatnie. Tak jakby usilnie próbował mnie do siebie przytulić. –Tęskniłem za tobą. –wyszeptał mi do ucha, a jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach. Zachłysnęłam się powietrzem.
-Muszę ci o czymś powiedzieć. –przesunęłam ręce do jego twarzy. Przyglądał mi się z rozkojarzeniem. –Justin bo dzisiaj...
-Chloe, nie teraz. –pokręcił głową i naparł ustami na moje wargi. Zacisnęłam je i odwróciłam twarz w bok, jednak ten usilnie sprawił, że znów patrzałam mu w oczy. Zaczynałam się bać, bo nigdy nie był przy mnie w takim stanie. –Naprawdę musimy porozmawiać. –naciskałam, próbując wbić mu ten fakt do mózgu.
-No więc rozmawiajmy. –wyszeptał, rozpinając moją koszulę. Jego palce były jak sparaliżowane. Miały wyraźny problem z pozbyciem się guzików, więc z desperacji pociągnął za materiał, co doprowadziło do jego rozerwania. Przeklnął pod nosem.
Zacisnęłam wargi i w natłoku emocji uderzyłam go w twarz.
Zaczęłam oddychać znacznie szybciej. Bałam się jego reakcji. W końcu jeszcze nigdy nie był przy mnie naćpany. Nie miałam pojęcia jak mam się zachować.
Złapał mnie za nadgarstek i ścisnął go na tyle mocno, że niemalże przed nim uklęknęłam wyjąc z bólu.
-Przestań, to boli! –krzyknęłam, uderzając go w klatkę piersiową. Zacisnął mściwie szczękę, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Widząc strach w moich oczach uśmiechnął się jak gdyby szyderczo i odtrącił moją rękę. Mruknął coś na odchodne i wyszedł, trzaskając z impetem drzwiami.
Jeszcze chwilę wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Justin.
Łzy znów wróciły, napełniając moje łzy.
To nie był mój Justin.
jezu Justin, coś Ty narobił... :( świetny rozdział, z resztą jak każdy <3 czekam na następny i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńprawie sie poplakalam, dawaj szybko kolejny!
OdpowiedzUsuńJustin co ty wyprawiasz?! Już myślałam że uderzy Chloe...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze. Dużo weny misia i czekam na kolejny <3
http://change-me.blogspot.com/
Boże dawaj szybko następny 😘
OdpowiedzUsuńświetny! nie moge sie doczekac kolejnego:)
OdpowiedzUsuńSupeer rozdział,czekam a kolejny:))
OdpowiedzUsuńKurde, dlaczego on to zrobił? Czemu się naćpał? Przecież Chloe go potrzebuje, a on robi jej coś takiego ...
OdpowiedzUsuńJenyyyy szybko dawaj następny jeju to genialne
OdpowiedzUsuńOmg
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, pobudzasz moją wyobraźnię *.*
OdpowiedzUsuńCzekamy na następny ❤
OdpowiedzUsuńLecimy z następnym kochana, świetny ;)
OdpowiedzUsuńczekam nn
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz następny rozdział? Jestem ciekawa co się stanie ... :D
OdpowiedzUsuńCzekamy na następny :) a rozdział świetny :D
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział?:((
OdpowiedzUsuń