Justin chwycił rękę
Logana i przewiesił sobie jego ramię za szyję. Kiedy wypłynął na powierzchnie,
zaczerpnął głęboko powietrze, rozglądając się dookoła. Do platformy było
całkiem niedaleko.
-Hej, słyszysz mnie? –brunet zmarszczył brwi, przyglądając się twarzy ciemnoskórego mężczyzny. –Nie zasypiaj. –mruknął, poklepując jego policzki.
-Logan, nie zasypiaj! –krzyknął Justin, próbując jakkolwiek dopłynąć do pomostu. Sam był już zmęczony, poza tym ciężar chłopaka uniemożliwiał mu swobodne poruszanie się.
-Zaraz dopłyniemy, tylko nie zasypiaj. –powiedział, próbując przebrnąć przez szturmujące fale.
Kiedy byli już blisko, Bieber przeciągnął chłopaka na platformę. Sam podparł się dłońmi i wskoczył na pomost. Odetchnął głęboko i przetarł twarz dłonią.
-Już jesteś na lądzie, słyszysz? –dodał, klękając u jego boku. Chwycił jego głowę i przechylił ją do boku, a z jego ust wydobyła się woda.
-Oddychaj, już dobrze. –wychrypiał, rozluźniając kołnierzyk pod jego szyją.
-Hej, słyszysz mnie? –brunet zmarszczył brwi, przyglądając się twarzy ciemnoskórego mężczyzny. –Nie zasypiaj. –mruknął, poklepując jego policzki.
-Logan, nie zasypiaj! –krzyknął Justin, próbując jakkolwiek dopłynąć do pomostu. Sam był już zmęczony, poza tym ciężar chłopaka uniemożliwiał mu swobodne poruszanie się.
-Zaraz dopłyniemy, tylko nie zasypiaj. –powiedział, próbując przebrnąć przez szturmujące fale.
Kiedy byli już blisko, Bieber przeciągnął chłopaka na platformę. Sam podparł się dłońmi i wskoczył na pomost. Odetchnął głęboko i przetarł twarz dłonią.
-Już jesteś na lądzie, słyszysz? –dodał, klękając u jego boku. Chwycił jego głowę i przechylił ją do boku, a z jego ust wydobyła się woda.
-Oddychaj, już dobrze. –wychrypiał, rozluźniając kołnierzyk pod jego szyją.
Justin siedział przed szpitalną salą. Był na tyle zmęczony,
że zdążył zasnąć na twardym krześle.
-Halo, proszę pana? –młoda pielęgniarka poruszyła delikatnie jego ramieniem. Chłopak otworzył oczy, mrużąc przy tym powieki. Przeciągnął się i spojrzał na kobietę przed nim.
-Tak? –chrząknął, poprawiając zaspany ton głosu.
-Pan Logan Ferman chcę się z panem widzieć.
Bieber podniósł się z siedzenia i oblizał wargi, mierzwiąc palcami swoje włosy. Pociągnął za klamkę i wszedł do sali. Logan leżał na łóżku, podłączony do maszyny, która wskazywała jego tętno i ciśnienie.
-Jak się czujesz? –zapytał, marszcząc przy tym czoło. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wzruszył obojętnie ramionami.
-A jak czuje się frajer, który zaplątał się w głupią linkę i prawie się nią udusił? –mruknął z rozbawieniem. Justin cicho się zaśmiał i przysunął krzesło do łóżka, siadając na przeciwko niego.
-Powinienem być ci wdzięczny, ale wiem, że będziesz miał przeze mnie kłopoty.
Brunet westchnął i przejechał jezykiem po wnętrzu ust, przypominając sobie sytuację, kiedy musiał wstawić się w siedzibie u Skypera.
-Halo, proszę pana? –młoda pielęgniarka poruszyła delikatnie jego ramieniem. Chłopak otworzył oczy, mrużąc przy tym powieki. Przeciągnął się i spojrzał na kobietę przed nim.
-Tak? –chrząknął, poprawiając zaspany ton głosu.
-Pan Logan Ferman chcę się z panem widzieć.
Bieber podniósł się z siedzenia i oblizał wargi, mierzwiąc palcami swoje włosy. Pociągnął za klamkę i wszedł do sali. Logan leżał na łóżku, podłączony do maszyny, która wskazywała jego tętno i ciśnienie.
-Jak się czujesz? –zapytał, marszcząc przy tym czoło. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wzruszył obojętnie ramionami.
-A jak czuje się frajer, który zaplątał się w głupią linkę i prawie się nią udusił? –mruknął z rozbawieniem. Justin cicho się zaśmiał i przysunął krzesło do łóżka, siadając na przeciwko niego.
-Powinienem być ci wdzięczny, ale wiem, że będziesz miał przeze mnie kłopoty.
Brunet westchnął i przejechał jezykiem po wnętrzu ust, przypominając sobie sytuację, kiedy musiał wstawić się w siedzibie u Skypera.
-Wejść! –krzyknął
dowódca. Justin pchnął drzwi, wchodząc do gabinetu. Między nimi od razu zapadła
chłodna atmosfera.
-Ugh, to ty. –mruknął, krzywiąc się na jego widok. Bieber wodził za nim wzrokiem, jakby próbował wejść do jego umysłu chcąc odczytać jego myśli. Mężczyzna chwycił za sztuczną protezę swojej ręki i przyłożył ją do miejsca zszycia, zaciskając uściski.
-Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić? –westchnął z wyrzutem, przyglądając się swoim obu dłoniom. Brunet wciąż milczał, nie jest to dobrym rozwiązaniem, kiedy jeden ma znaczną przewagę nad drugim. Zwłaszcza, że chłopakowi niespecjalnie śpieszy się do więzienia.
-Ignorujesz moje rozkazy, nie słuchasz moich poleceń, nie dostosowujesz się do obowiązujących cię zasad...
-Logan potrzebował ratunku. –wtrącił się Justin, oblizując wargi. Skyper wyprostował się, mierząc wzrokiem chłopaka.
-Mówiłem co masz robić w takiej sytuacji.
Chłopak warknął i zacisnął dłonie.
-Zostawić go? Naprawdę? –prychnął śmiechem bez humoru.
-A pan? -dodał po chwili, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Skyper uniósł głowę, przyglądając się chłopakowi.
-Pan stracił rękę. Czy wtedy ktoś pana zostawił?
Dowódca zmrużył oczy, wlepiając wzrok w jeden punkt.
-Nie, i właśnie dlatego was ostrzegam.
Justin uniósł brwi w niezrozumieniu. Jednak zanim zdążył zadać pytanie, mężczyzna od razu uzupełnił swoją myśl.
-Rękę urwał mi granat. –dodał, pocierając ręką o protezę. Jeden z komandosów wziął mnie na plecy i niósł przez pozostałe 20 kilometrów do najbliższego namiotu wojskowego szpitala. –mruknął, odrywając się w stronę okien.
-Stąd wiem, że to osłabia tego, który pomaga. I walić twoje intencje. Liczy się twoje bezpieczeństwo. Liczysz się ty. Ty, nie twoje uczucia. –dodał po chwili. Justin westchnął, podchodząc bliżej Skypera.
-Za dużo komandosów straciłem przez takich ludzi jak ty. Pomyślałeś chociaż o sobie? O swoim bezpieczeństwie? Pomyślałeś, że ty też możesz się zaplątać? Że platforma może was przygnieść a...
-Kazał mi pan zdemontować minę. Mi, osobie kompletnie niedoświadczonej. Co pan może wiedzieć o bezpieczeństwie? –pokręcił głową, opierając się o ścianę.
-Naprawdę myślałeś, że to prawdziwa mina? –Skyper wciąż wpatrywał się w coś, co było za oknem. Justin zmarszczył czoło.
-To mina niekontaktowa, Bieber. Normalna mina zdementowała by się po pierwszym zetknięciu z ruchem fal, które spowodowałeś. To czysta atrapa. –mruknął i pokręcił głową, wracając wzrokiem do chłopaka.
-Nigdy więcej nie zgrywaj bohatera. Albo się dostosujesz, albo pomyślę o prawdziwej bombie. –odpowiedział, a Justin cicho się zaśmiał.
-Ugh, to ty. –mruknął, krzywiąc się na jego widok. Bieber wodził za nim wzrokiem, jakby próbował wejść do jego umysłu chcąc odczytać jego myśli. Mężczyzna chwycił za sztuczną protezę swojej ręki i przyłożył ją do miejsca zszycia, zaciskając uściski.
-Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić? –westchnął z wyrzutem, przyglądając się swoim obu dłoniom. Brunet wciąż milczał, nie jest to dobrym rozwiązaniem, kiedy jeden ma znaczną przewagę nad drugim. Zwłaszcza, że chłopakowi niespecjalnie śpieszy się do więzienia.
-Ignorujesz moje rozkazy, nie słuchasz moich poleceń, nie dostosowujesz się do obowiązujących cię zasad...
-Logan potrzebował ratunku. –wtrącił się Justin, oblizując wargi. Skyper wyprostował się, mierząc wzrokiem chłopaka.
-Mówiłem co masz robić w takiej sytuacji.
Chłopak warknął i zacisnął dłonie.
-Zostawić go? Naprawdę? –prychnął śmiechem bez humoru.
-A pan? -dodał po chwili, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Skyper uniósł głowę, przyglądając się chłopakowi.
-Pan stracił rękę. Czy wtedy ktoś pana zostawił?
Dowódca zmrużył oczy, wlepiając wzrok w jeden punkt.
-Nie, i właśnie dlatego was ostrzegam.
Justin uniósł brwi w niezrozumieniu. Jednak zanim zdążył zadać pytanie, mężczyzna od razu uzupełnił swoją myśl.
-Rękę urwał mi granat. –dodał, pocierając ręką o protezę. Jeden z komandosów wziął mnie na plecy i niósł przez pozostałe 20 kilometrów do najbliższego namiotu wojskowego szpitala. –mruknął, odrywając się w stronę okien.
-Stąd wiem, że to osłabia tego, który pomaga. I walić twoje intencje. Liczy się twoje bezpieczeństwo. Liczysz się ty. Ty, nie twoje uczucia. –dodał po chwili. Justin westchnął, podchodząc bliżej Skypera.
-Za dużo komandosów straciłem przez takich ludzi jak ty. Pomyślałeś chociaż o sobie? O swoim bezpieczeństwie? Pomyślałeś, że ty też możesz się zaplątać? Że platforma może was przygnieść a...
-Kazał mi pan zdemontować minę. Mi, osobie kompletnie niedoświadczonej. Co pan może wiedzieć o bezpieczeństwie? –pokręcił głową, opierając się o ścianę.
-Naprawdę myślałeś, że to prawdziwa mina? –Skyper wciąż wpatrywał się w coś, co było za oknem. Justin zmarszczył czoło.
-To mina niekontaktowa, Bieber. Normalna mina zdementowała by się po pierwszym zetknięciu z ruchem fal, które spowodowałeś. To czysta atrapa. –mruknął i pokręcił głową, wracając wzrokiem do chłopaka.
-Nigdy więcej nie zgrywaj bohatera. Albo się dostosujesz, albo pomyślę o prawdziwej bombie. –odpowiedział, a Justin cicho się zaśmiał.
-Skyper dostał sygnał od rządu w sprawie jakiegoś zamachu w
Waszyngtonie. Nie wiadomo gdzie, ale wiadomo kiedy nastąpi. To zorganizowana
grupa przestępcza, działająca na terenie Meksyku. Głównie chodzi o haracz, te
pieprzone wojny z prochami. Obstawiamy kilka klubów. W tym dwa w Seattle. –powiedział
Logan, tym samym wyrywając chłopaka z przemyśleń.
Brunet zacisnął szczękę na myśl o Chloe i spojrzał na niego.
-Seattle? –przełknął ślinę i podniósł się z siedzenia.
Nie wyobrażałby sobie, gdyby coś jej się stało. Nawet, jeżeli ona nie chce go w swoim życiu.
Przecież jej przyrzekł, że będzie jej chronił, chociażby nie wiadomo co się działo.
Brunet zacisnął szczękę na myśl o Chloe i spojrzał na niego.
-Seattle? –przełknął ślinę i podniósł się z siedzenia.
Nie wyobrażałby sobie, gdyby coś jej się stało. Nawet, jeżeli ona nie chce go w swoim życiu.
Przecież jej przyrzekł, że będzie jej chronił, chociażby nie wiadomo co się działo.
~...~
-Halo?
Chloe westchnęła, próbując zapanować nad łzami. Przetarła je i oblizała suche usta.
-Halo? Chloe?
Dziewczyna zacisnęła usta i przewróciła się na drugi bok, przytykając telefon do ucha.
-Natasha ja...-szepnęła i przełknęła dławiącą ją ślinę. –Miałaś rację. –dodała. Przyznanie jej tego faktu bolało ją bardziej niż cokolwiek innego.
-No jak zawsze. –w tym momencie Tasha przewróciła oczami z dumnym uśmiechem. –Ale powiedz mi o co chodzi.
-Justin ma inną. –odpowiedziała, oblizując przy tym wargi. Przeczesała włosy palcami i pociągnęła nosem.
Po drugiej stronie dało się usłyszeć jedynie ciche westchnięcie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-No jak to? –zdziwiła się. –Nic nie powiesz?
Tasha wypuściła świst powietrza.
-Mówienie „a nie mówiłam?” nie miałoby tu sensu. Przecież ty zawsze wiesz swoje.
Chloe uśmiechnęła się blado i mocniej wtuliła w pościel.
-Czemu ja cię do cholery nie posłuchałam? –pokręciła głową i zamknęła powieki.
-Znasz tą dziewczynę? –zapytała, a Chloe zmarszczyła łuk brwiowy. –Nie wiem.
-Czekaj, co? To skąd wiesz, że ma inną? –zapytała Natasha.
Blackwell przegryzła nerwowo wargę, próbując skupić swoje myśli.
-Napisał do mnie, że to koniec, bo kocha inną.
Nastała cisza.
-Nie wierzę w jego skurwysyństwo. –wyrzuciła w końcu jej przyjaciółka.
Dziewczyna podniosła się z łóżka, rozprostowując nogi. Słyszała jak jej ciotka krząta się w kuchni. Pewnie właśnie teraz szykowała kolację.
-Podejrzewasz którąś? –zapytała. Chloe zmarszczyła brwi i spojrzała w stronę okna. Właściwie to Justin spotykał się z kilkoma dziewczynami. Przełknęła ślinę, kiedy przypomniała sobie dziewczynę z klubu, kiedy to chciała sprawić, żeby chłopak był o nią zazdrosny a tymczasem sam obracał jedną z panienek.
Z drugiej strony Taya, i jego reakcja na jej telefon. Zerwał się i od razu pojechał do niej, jak gdyby od niej coś zależało.
Chloe westchnęła, wzruszając bezradnie ramionami.
-Nie. Nie wiem. –oblizała wargi i przełknęła ślinę.
Dziewczyna wciąż była zamyślona. A co jeśli zdradzał ją w trakcie ich w związku?
Co jeśli dotykał ją a potem kochał się z inną?
Przez ciało dziewczyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Nie miała ochoty myśleć o tym gównie, który ich otaczał.
-A tamta dziewczyna? –rzuciła Natasha. –Jak jej tam...Taya?
Chloe zacisnęła powieki. Na myśl o tej dziewczynie w jej sercu wypalała się dziura.
-Wpadnij do niej dzisiaj. –mruknęła przyjaciółka, na co dziewczyna głośno się roześmiała, zupełnie bez humoru.
-Żebym wyszła na desperatkę? –westchnęła, kręcąc głową.
-Chloe! –zawołała ciotka Lizbeth.
Dziewczyna wywróciła oczami i odkrzyknęła „już idę!”.
-Kolacja, zadzwonię później.
-Nie zapominaj o mojej propozycji.
-Daj spokój, nie pójdę do niej.
-Chociaż spróbuj. Co ci zaszkodzi?
Brunetka warknęła pod nosem, mrucząc ciche „dobra” i rozłączyła się.
Chloe westchnęła, próbując zapanować nad łzami. Przetarła je i oblizała suche usta.
-Halo? Chloe?
Dziewczyna zacisnęła usta i przewróciła się na drugi bok, przytykając telefon do ucha.
-Natasha ja...-szepnęła i przełknęła dławiącą ją ślinę. –Miałaś rację. –dodała. Przyznanie jej tego faktu bolało ją bardziej niż cokolwiek innego.
-No jak zawsze. –w tym momencie Tasha przewróciła oczami z dumnym uśmiechem. –Ale powiedz mi o co chodzi.
-Justin ma inną. –odpowiedziała, oblizując przy tym wargi. Przeczesała włosy palcami i pociągnęła nosem.
Po drugiej stronie dało się usłyszeć jedynie ciche westchnięcie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-No jak to? –zdziwiła się. –Nic nie powiesz?
Tasha wypuściła świst powietrza.
-Mówienie „a nie mówiłam?” nie miałoby tu sensu. Przecież ty zawsze wiesz swoje.
Chloe uśmiechnęła się blado i mocniej wtuliła w pościel.
-Czemu ja cię do cholery nie posłuchałam? –pokręciła głową i zamknęła powieki.
-Znasz tą dziewczynę? –zapytała, a Chloe zmarszczyła łuk brwiowy. –Nie wiem.
-Czekaj, co? To skąd wiesz, że ma inną? –zapytała Natasha.
Blackwell przegryzła nerwowo wargę, próbując skupić swoje myśli.
-Napisał do mnie, że to koniec, bo kocha inną.
Nastała cisza.
-Nie wierzę w jego skurwysyństwo. –wyrzuciła w końcu jej przyjaciółka.
Dziewczyna podniosła się z łóżka, rozprostowując nogi. Słyszała jak jej ciotka krząta się w kuchni. Pewnie właśnie teraz szykowała kolację.
-Podejrzewasz którąś? –zapytała. Chloe zmarszczyła brwi i spojrzała w stronę okna. Właściwie to Justin spotykał się z kilkoma dziewczynami. Przełknęła ślinę, kiedy przypomniała sobie dziewczynę z klubu, kiedy to chciała sprawić, żeby chłopak był o nią zazdrosny a tymczasem sam obracał jedną z panienek.
Z drugiej strony Taya, i jego reakcja na jej telefon. Zerwał się i od razu pojechał do niej, jak gdyby od niej coś zależało.
Chloe westchnęła, wzruszając bezradnie ramionami.
-Nie. Nie wiem. –oblizała wargi i przełknęła ślinę.
Dziewczyna wciąż była zamyślona. A co jeśli zdradzał ją w trakcie ich w związku?
Co jeśli dotykał ją a potem kochał się z inną?
Przez ciało dziewczyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Nie miała ochoty myśleć o tym gównie, który ich otaczał.
-A tamta dziewczyna? –rzuciła Natasha. –Jak jej tam...Taya?
Chloe zacisnęła powieki. Na myśl o tej dziewczynie w jej sercu wypalała się dziura.
-Wpadnij do niej dzisiaj. –mruknęła przyjaciółka, na co dziewczyna głośno się roześmiała, zupełnie bez humoru.
-Żebym wyszła na desperatkę? –westchnęła, kręcąc głową.
-Chloe! –zawołała ciotka Lizbeth.
Dziewczyna wywróciła oczami i odkrzyknęła „już idę!”.
-Kolacja, zadzwonię później.
-Nie zapominaj o mojej propozycji.
-Daj spokój, nie pójdę do niej.
-Chociaż spróbuj. Co ci zaszkodzi?
Brunetka warknęła pod nosem, mrucząc ciche „dobra” i rozłączyła się.
Chloe grzebała widelcem w makaronie z sosem i warzywami,
podczas gdy ciotka i jej ojciec jedli kolację ze smakiem.
Pan Blackwell przyglądał się córce z zamyśleniem, przechylając głowę na bok.
-Nie smakuje ci? –zapytał, na co Chloe od razu pokręciła głową.
-Nie, nie. Jest w porządku.
Mężczyzna zmarszczył znacząco brwi, odsuwając swój talerz na bok.
-Więc w czym problem?
Dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała na ojca z westchnięciem.
-Mogę odejść od stołu? –uniosła brwi i odsunęła swoje krzesło, jednak ten od razu uderzył ręką w stół.
-Siedź.
Wodził wzrokiem po jej twarzy, próbując znaleźć w niej odpowiedź. W końcu to jego córka i...
-Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje? –niemalże warknął, patrząc badawczo w jej oczy.
Brunetka skrzyżowała ręce na piersi i uniosła brew, wzruszając ramionami.
-Ze mną?
Ojciec zmarszczył gniewnie czoło.
-Od kilku dni siedzisz w pokoju. Nie wychodzisz z niego, a na jedzenie trzeba wyciągać cię siłą. –rzucił, pochylając się nad nią.
-Moim zdaniem odizolowanie się od reszty świata tylko dlatego, że masz szlaban, nie powinno sprawiać, żebyś mściła się na nas. Chloe, przecież chcemy dla ciebie dobrze.
Młoda Blackwell spuściła wzrok i zaśmiała się bez humoru.
-Dobrze dla mnie? Wywożąc mnie za ocean? –parsknęła śmiechem i uśmiechnęła się fałszywie.
-Mam 21 lat. Nie mogę być wiecznie twoją kilkuletnią córeczką, tato.
Ojciec odchylił się do tyłu i skinął głową, upijając kilka łyków kawy.
-Tak, masz rację.
-I nie będę wiecznie robić to na co...czekaj, co?
-Masz rację. –mężczyzna się uśmiechnął. Dziewczyna patrzyła na niego analizującym spojrzeniem.
-Dobrze się czujesz?
Pan Blackwell zaśmiał się pod nosem i przytaknął, odkładając kubek z napojem na stół.
-A dlaczego by nie? Przecież dobrze mówisz.
-Jakiś haczyk? –przymrużyła powieki.
Ojciec wykrzywił usta i wzruszył obojętnie ramionami.
-Skoro nie widujesz się z tamtym bandytą, to dla mnie w porządku. Poza tym ciocia Lizbeth zdążyła mi opowiedzieć o Liamie. Wydaje się być bardziej okrzesany. –stwierdził, choć mimo tego najlepiej byłoby dla niego, gdyby przy jego córeczce nie pokazywał się żaden samiec.
Chloe przełknęła ślinę. Liam...to przypadek. Osoba jednej nocy.
Dzięki Bogu do niczego nie doszło. Że też alkohol tak zmienia człowieka.
-Dziś wieczorem możesz wyjść gdzie chcesz, byle byś wróciła do północy. Inaczej będą cię szukać moje oddziały, a nie specjalnie mam ochotę oglądać cię skutą w kajdankach.
Chloe zaśmiała się i mocno go przytuliła.
-Dziękuję! –pisnęła i wtuliła w niego, obcałowując jego łysinę.
Staruszek z wielką miłością do swojej małej dziewczynki przyjął ją w swoje ramiona.
-I nie mów mamie. Lepiej jej nie denerwować. –uśmiechnął się i pogłaskał ją po plecach.
-Baw się dobrze. Gdyby coś to dzwoń. –uśmiechnął się, na co dziewczyna przygryzła wargę.
Oj Blackwell, żebyś ty wiedział do czego jest zdolna twoja mała córeczka.
Pan Blackwell przyglądał się córce z zamyśleniem, przechylając głowę na bok.
-Nie smakuje ci? –zapytał, na co Chloe od razu pokręciła głową.
-Nie, nie. Jest w porządku.
Mężczyzna zmarszczył znacząco brwi, odsuwając swój talerz na bok.
-Więc w czym problem?
Dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała na ojca z westchnięciem.
-Mogę odejść od stołu? –uniosła brwi i odsunęła swoje krzesło, jednak ten od razu uderzył ręką w stół.
-Siedź.
Wodził wzrokiem po jej twarzy, próbując znaleźć w niej odpowiedź. W końcu to jego córka i...
-Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje? –niemalże warknął, patrząc badawczo w jej oczy.
Brunetka skrzyżowała ręce na piersi i uniosła brew, wzruszając ramionami.
-Ze mną?
Ojciec zmarszczył gniewnie czoło.
-Od kilku dni siedzisz w pokoju. Nie wychodzisz z niego, a na jedzenie trzeba wyciągać cię siłą. –rzucił, pochylając się nad nią.
-Moim zdaniem odizolowanie się od reszty świata tylko dlatego, że masz szlaban, nie powinno sprawiać, żebyś mściła się na nas. Chloe, przecież chcemy dla ciebie dobrze.
Młoda Blackwell spuściła wzrok i zaśmiała się bez humoru.
-Dobrze dla mnie? Wywożąc mnie za ocean? –parsknęła śmiechem i uśmiechnęła się fałszywie.
-Mam 21 lat. Nie mogę być wiecznie twoją kilkuletnią córeczką, tato.
Ojciec odchylił się do tyłu i skinął głową, upijając kilka łyków kawy.
-Tak, masz rację.
-I nie będę wiecznie robić to na co...czekaj, co?
-Masz rację. –mężczyzna się uśmiechnął. Dziewczyna patrzyła na niego analizującym spojrzeniem.
-Dobrze się czujesz?
Pan Blackwell zaśmiał się pod nosem i przytaknął, odkładając kubek z napojem na stół.
-A dlaczego by nie? Przecież dobrze mówisz.
-Jakiś haczyk? –przymrużyła powieki.
Ojciec wykrzywił usta i wzruszył obojętnie ramionami.
-Skoro nie widujesz się z tamtym bandytą, to dla mnie w porządku. Poza tym ciocia Lizbeth zdążyła mi opowiedzieć o Liamie. Wydaje się być bardziej okrzesany. –stwierdził, choć mimo tego najlepiej byłoby dla niego, gdyby przy jego córeczce nie pokazywał się żaden samiec.
Chloe przełknęła ślinę. Liam...to przypadek. Osoba jednej nocy.
Dzięki Bogu do niczego nie doszło. Że też alkohol tak zmienia człowieka.
-Dziś wieczorem możesz wyjść gdzie chcesz, byle byś wróciła do północy. Inaczej będą cię szukać moje oddziały, a nie specjalnie mam ochotę oglądać cię skutą w kajdankach.
Chloe zaśmiała się i mocno go przytuliła.
-Dziękuję! –pisnęła i wtuliła w niego, obcałowując jego łysinę.
Staruszek z wielką miłością do swojej małej dziewczynki przyjął ją w swoje ramiona.
-I nie mów mamie. Lepiej jej nie denerwować. –uśmiechnął się i pogłaskał ją po plecach.
-Baw się dobrze. Gdyby coś to dzwoń. –uśmiechnął się, na co dziewczyna przygryzła wargę.
Oj Blackwell, żebyś ty wiedział do czego jest zdolna twoja mała córeczka.
Dziewczyna zacisnęła ręce na kierownicy, biorąc głęboki
wdech.
To głupia decyzja. Przecież to bezse...
Nie, Chloe. Musisz to zrobić, inaczej się nie dowiesz.
Musisz mieć tę pewność, że to nie ona.
Ta sprawa nie dawała jej spokoju, zwłaszcza, że wszystko wokół niej przypominało jej o Justinie.
Przełknęła gulę w gardle i związała włosy w koka, który zgrabnie prezentował się na czubku jej głowy.
-Teraz, albo nigdy. –mruknęła do siebie i wypuściła powietrze z ust, gasząc silnik. Wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę domu dziewczyny.
Zadzwoniła do drzwi, oczekując ich otwarcia.
Po kilku sekundach pojawiła się w nich Taya. Na jej widok Chloe miała ochotę się cofnąć i zawrócić do domu, jednak...musiała mieć tę pieprzoną pewność.
-Chloe...-szepnęła dziewczyna. Na jej widok znacząco zbladła, a jej mina zrzedniała.
To głupia decyzja. Przecież to bezse...
Nie, Chloe. Musisz to zrobić, inaczej się nie dowiesz.
Musisz mieć tę pewność, że to nie ona.
Ta sprawa nie dawała jej spokoju, zwłaszcza, że wszystko wokół niej przypominało jej o Justinie.
Przełknęła gulę w gardle i związała włosy w koka, który zgrabnie prezentował się na czubku jej głowy.
-Teraz, albo nigdy. –mruknęła do siebie i wypuściła powietrze z ust, gasząc silnik. Wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę domu dziewczyny.
Zadzwoniła do drzwi, oczekując ich otwarcia.
Po kilku sekundach pojawiła się w nich Taya. Na jej widok Chloe miała ochotę się cofnąć i zawrócić do domu, jednak...musiała mieć tę pieprzoną pewność.
-Chloe...-szepnęła dziewczyna. Na jej widok znacząco zbladła, a jej mina zrzedniała.
Świetne;* czekam na next'a! Mam nadzieje że wszystko się ułoży;)<3
OdpowiedzUsuńCzekam na jakąś akcję Chloe-Justin :D. Oni muszą być razem, muszą <3
OdpowiedzUsuńPisałaś, że powoli zbliżamy się do końca, więc coraz bardziej się boję zakończenia... 😨 Jak na razie cały czas utrzymujesz w nas napięcie, a rozdział wyszedł Ci wspaniale! :) Czekam na następny i pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa co przed nią ukrywał Justin :o Bo Taya bardzo często była wspominana przy jego wspomnieniach o przeszłości... No nie?
OdpowiedzUsuńOo matkoo, chcę już następny! <3
OdpowiedzUsuń*_* <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny Ale skoro zaraz koniec to boję się ze oni nie będą razem.. mam nadzieję ze to się jakoś wyjaśni
OdpowiedzUsuńRozdział genialny!
OdpowiedzUsuńDopiero teraz mogłam przeczytać... Niestety.
Zazwyczaj tzn zawsze czytam od razu jak dodasz:(
Kocham Twoje ff!
Dużo weny i czekam z niecierpliwością na next'a misiu i dużo weny!/mrrAleksandra😂😚👌💜💙💞🌸