*POV Justin*
Cały czas chodzę wkurwiony. Pieprzona Blackwell. Co ona
sobie do cholery wyobraża? Najpierw kręci się wokół mnie i jest totalnie jak
wrzód na dupie, pożera mnie wzrokiem a tymczasem co do chuja ona odwala? No jak
to co, mizia się do innego. Jak dziwka.
Zresztą, Bieber, nie zachowuj się jak cipa. To tylko kolejna małolata z uczelni. Nic nowego.
Odetchnąłem głęboko.
Papierosy! Przeszukałem swoje kieszenie. Cholera, zostawiłem je w samochodzie. No nic.
Evelyne zaprosiła mnie na dzisiejszą imprezę w ramach 60-lecia naszej szkoły. Zaprosiła-jeśli tak można nazwać jęczenie „proszę, zgódź się”. Była seksowna, i to jak. Była średniego wzrostu, szczupła, o zajebistych biodrach i nieco mniejszych piersiach.
Ale nie tak seksowna jak Chl...
Nie.
Nie myśl o tej suce.
Dziś się napiję i zapomnę o problemach. Potrzebuję relaksu, i jeśli będę miał pieprzoną ochotę, to zaliczę przynajmniej 3 laski z tej budy. Dziecinne zagrywki. Chce zazdrości? Będzie ją miała.
Widzę ją. Widzę Chloe i jej przydupasa. Reszta jej psiapsiółek też dała o sobie znać. Czas zacząć zabawę.
Spojrzałem na Evelyne z uśmiechem, kiedy wyszła z łazienki po „przypudrowaniu nosa”.
-Hej, piękna. –mruknąłem, przyciągając ją za rękę i przycisnąłem ją do ściany. Naparłem na nią swoim ciałem, tak, żeby dobrze go poczuła.
-Tęskniłeś? –zapytała, przygryzając dolną partię ust. –I to jak...-skłamałem. Uśmiechnąłem się w kokieteryjny sposób, który zawsze działał na kobiety. Nie było mowy o odmowie. Naparłem ustami na jej wargi w gorącym pocałunku. Przechyliłem głowę w prawo, kiedy ta pomrukiwała. Moje dłonie wylądowały na jej pośladkach. Ścisnąłem je i przybliżyłem do siebie. Jęknęła, otwierając usta. Miałem lepsze pole do popisu. Nasze języki toczyły zażartą bitwę o dominację. Uległa mi, kiedy zacząłem ssać jej. Odchyliłem się, żeby zaczerpnąć powietrza. Cholera, ona jest gorąca.
Muzyka dudniła mi w uszach. Przerzuciłem wzrok na Blackwell. Mała dobrze wiedziała, co robi. Prawie pieprzyła tego dupka w tańcu. Pozwalała mu się dotykać, zbliżać w każdym możliwym momencie, i że to niby „przypadkiem” otarła się tyłkiem o jego małego chuja.
Przygryzłem wnętrze policzka. Pieprzyć ją.
-Napijesz się czegoś, kotku? –zapytałem Eve. Przytaknęła, posłusznie idąc za mną w stronę baru. Zamówiłem jej tequilę a sobie jedynie wódkę. Na dobrą rozgrzewkę. Kiedy skąpałem usta w alkoholu, od razu poczułem rozluźnienie każdego mięśnia w swoim ciele. Wyzerowałem. To dobrze na mnie działa.
-Zaraz wrócę. –powiedziałem do Evelyne. –Jasne. –wydukała. Po jednym kieliszku? No dawaj, mała.
Wyszedłem do łazienki mijając po drodze kilka fajnych dup. Odhaczyć na liście „dziewczyny, które zaliczę”. Zadrwiłem w myślach.
Nieźle wstawiona studentka wyszła z kabiny. Pomijając fakt, że to męski kibel. Patrzyła na mnie z tym błyskiem w oczach, mówiącym „pieprz mnie na tej umywalce, błagam.” Może to przez alkohol, który zalał jej mózg. Podeszła bliżej. Zdecydowanie za blisko. Przesunęła rękę po moim brzuchu aż do pasa. Zatrzymała ją na moim przyjacielu. Ścisnęła go.
Już nie było odwrotu, walę na to czy ktoś tu wejdzie. Potrzebuję tego. Wpiła wargi w moje usta, łącząc je w pijanym pocałunku, jeśli tak można nazwać łapczywe ssanie. Chwyciłem ją za nadgarstki i odwróciłem plecami do siebie. Prawie zerwałem z niej majtki, rozpinając drugą ręką swój rozporek. On już stał w gotowości. Wbiłem się w nią bez większego pierdolenia się ze szczegółami. Zawyła. Zacisnęła dłonie na moich rękach, czułem jak jej paznokcie wbijają się w moją skórę. Poruszałem się w niej coraz szybciej. Złapałem ją za włosy i przycisnąłem jej głowę do umywalki, żeby mogła się na niej położyć. Jej jęki sprawiały, że moja bestia nie miała dość. Cholera. Adrenalina zalała mi umysł. Dziewczyna jęczała coraz głośniej. Pieprzyłem jej małą, ciasną, słodką...
Zacisnęła się wokół mnie i zawyła. Słodka serenada dla moich uszu.
Szybki finisz, dziwko.
Zanim przywróciła się do porządku, wetknęła mi kartkę do tylnej kieszeni spodni. Posłała znaczący uśmiech i wyszła z pomieszczenia. Nie powiem, była gorąca. Ale to jeszcze nie to.
Wyciągnąłem kawałek papieru z numerem telefonu świeżo zaliczonej laski. Uśmiechnąłem się drwiąco. Zrobiła mi dobrze i myśli, że tak po prostu do niej oddzwonię? Wyrzuciłem kartkę do śmieci i wyszedłem.
Muzyka znów dudniała mi w uszach. Potrzebuję alkoholu. Po pięciu latach w pierdlu należało mi się coś od życia, nie? Wróciłem do baru. Nie widziałem ani Evelyne ani Chloe. Ani jej przydupasa. Cholera, co jest?
Zamówiłem kolejkę wódki.
-Strzałeczka, Bieber. –Lucas trącił mnie ramieniem. –Lecisz z nami? –zapytał. Odwróciłem się i zobaczyłem też resztę ekipy.
-Gdzie? –uniosłem łuk brwiowy. –Zjarać się. Jak co rok. –uśmiechnął się i schował ręce w kieszeniach skórzanej kurtki. –Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.
Jasne. Mike chwalił się, że Blackwell kumpluje się z właścicielem tego burdelu i wynajmuje u niego jeden z pokoi, gdzie odpływają po spaleniu kilku gramów czystego zielska.
Wyzerowałem trzy kieliszki wódki i ruszyłem za nimi. Rozgrzewka nie była taka zła.
Zresztą, Bieber, nie zachowuj się jak cipa. To tylko kolejna małolata z uczelni. Nic nowego.
Odetchnąłem głęboko.
Papierosy! Przeszukałem swoje kieszenie. Cholera, zostawiłem je w samochodzie. No nic.
Evelyne zaprosiła mnie na dzisiejszą imprezę w ramach 60-lecia naszej szkoły. Zaprosiła-jeśli tak można nazwać jęczenie „proszę, zgódź się”. Była seksowna, i to jak. Była średniego wzrostu, szczupła, o zajebistych biodrach i nieco mniejszych piersiach.
Ale nie tak seksowna jak Chl...
Nie.
Nie myśl o tej suce.
Dziś się napiję i zapomnę o problemach. Potrzebuję relaksu, i jeśli będę miał pieprzoną ochotę, to zaliczę przynajmniej 3 laski z tej budy. Dziecinne zagrywki. Chce zazdrości? Będzie ją miała.
Widzę ją. Widzę Chloe i jej przydupasa. Reszta jej psiapsiółek też dała o sobie znać. Czas zacząć zabawę.
Spojrzałem na Evelyne z uśmiechem, kiedy wyszła z łazienki po „przypudrowaniu nosa”.
-Hej, piękna. –mruknąłem, przyciągając ją za rękę i przycisnąłem ją do ściany. Naparłem na nią swoim ciałem, tak, żeby dobrze go poczuła.
-Tęskniłeś? –zapytała, przygryzając dolną partię ust. –I to jak...-skłamałem. Uśmiechnąłem się w kokieteryjny sposób, który zawsze działał na kobiety. Nie było mowy o odmowie. Naparłem ustami na jej wargi w gorącym pocałunku. Przechyliłem głowę w prawo, kiedy ta pomrukiwała. Moje dłonie wylądowały na jej pośladkach. Ścisnąłem je i przybliżyłem do siebie. Jęknęła, otwierając usta. Miałem lepsze pole do popisu. Nasze języki toczyły zażartą bitwę o dominację. Uległa mi, kiedy zacząłem ssać jej. Odchyliłem się, żeby zaczerpnąć powietrza. Cholera, ona jest gorąca.
Muzyka dudniła mi w uszach. Przerzuciłem wzrok na Blackwell. Mała dobrze wiedziała, co robi. Prawie pieprzyła tego dupka w tańcu. Pozwalała mu się dotykać, zbliżać w każdym możliwym momencie, i że to niby „przypadkiem” otarła się tyłkiem o jego małego chuja.
Przygryzłem wnętrze policzka. Pieprzyć ją.
-Napijesz się czegoś, kotku? –zapytałem Eve. Przytaknęła, posłusznie idąc za mną w stronę baru. Zamówiłem jej tequilę a sobie jedynie wódkę. Na dobrą rozgrzewkę. Kiedy skąpałem usta w alkoholu, od razu poczułem rozluźnienie każdego mięśnia w swoim ciele. Wyzerowałem. To dobrze na mnie działa.
-Zaraz wrócę. –powiedziałem do Evelyne. –Jasne. –wydukała. Po jednym kieliszku? No dawaj, mała.
Wyszedłem do łazienki mijając po drodze kilka fajnych dup. Odhaczyć na liście „dziewczyny, które zaliczę”. Zadrwiłem w myślach.
Nieźle wstawiona studentka wyszła z kabiny. Pomijając fakt, że to męski kibel. Patrzyła na mnie z tym błyskiem w oczach, mówiącym „pieprz mnie na tej umywalce, błagam.” Może to przez alkohol, który zalał jej mózg. Podeszła bliżej. Zdecydowanie za blisko. Przesunęła rękę po moim brzuchu aż do pasa. Zatrzymała ją na moim przyjacielu. Ścisnęła go.
Już nie było odwrotu, walę na to czy ktoś tu wejdzie. Potrzebuję tego. Wpiła wargi w moje usta, łącząc je w pijanym pocałunku, jeśli tak można nazwać łapczywe ssanie. Chwyciłem ją za nadgarstki i odwróciłem plecami do siebie. Prawie zerwałem z niej majtki, rozpinając drugą ręką swój rozporek. On już stał w gotowości. Wbiłem się w nią bez większego pierdolenia się ze szczegółami. Zawyła. Zacisnęła dłonie na moich rękach, czułem jak jej paznokcie wbijają się w moją skórę. Poruszałem się w niej coraz szybciej. Złapałem ją za włosy i przycisnąłem jej głowę do umywalki, żeby mogła się na niej położyć. Jej jęki sprawiały, że moja bestia nie miała dość. Cholera. Adrenalina zalała mi umysł. Dziewczyna jęczała coraz głośniej. Pieprzyłem jej małą, ciasną, słodką...
Zacisnęła się wokół mnie i zawyła. Słodka serenada dla moich uszu.
Szybki finisz, dziwko.
Zanim przywróciła się do porządku, wetknęła mi kartkę do tylnej kieszeni spodni. Posłała znaczący uśmiech i wyszła z pomieszczenia. Nie powiem, była gorąca. Ale to jeszcze nie to.
Wyciągnąłem kawałek papieru z numerem telefonu świeżo zaliczonej laski. Uśmiechnąłem się drwiąco. Zrobiła mi dobrze i myśli, że tak po prostu do niej oddzwonię? Wyrzuciłem kartkę do śmieci i wyszedłem.
Muzyka znów dudniała mi w uszach. Potrzebuję alkoholu. Po pięciu latach w pierdlu należało mi się coś od życia, nie? Wróciłem do baru. Nie widziałem ani Evelyne ani Chloe. Ani jej przydupasa. Cholera, co jest?
Zamówiłem kolejkę wódki.
-Strzałeczka, Bieber. –Lucas trącił mnie ramieniem. –Lecisz z nami? –zapytał. Odwróciłem się i zobaczyłem też resztę ekipy.
-Gdzie? –uniosłem łuk brwiowy. –Zjarać się. Jak co rok. –uśmiechnął się i schował ręce w kieszeniach skórzanej kurtki. –Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.
Jasne. Mike chwalił się, że Blackwell kumpluje się z właścicielem tego burdelu i wynajmuje u niego jeden z pokoi, gdzie odpływają po spaleniu kilku gramów czystego zielska.
Wyzerowałem trzy kieliszki wódki i ruszyłem za nimi. Rozgrzewka nie była taka zła.
~...~
Każdy miał po kilka gramów dla siebie. Moja działka rzekomo
była z domieszką, która pozwoli mi bardziej się rozluźnić. Czyżby wyczuli moje
spięcie?
Ująłem blanta między palce i rozpaliłem go zapalniczką. Zaciągnąłem się, trochę zbyt łapczywie. Zakaszlałem, kiedy dym utkwił mi w gardle. Dawno tego nie robiłem.
Już po kilku zaciągnięciach czułem się swobodnie, jakby problemy uleciały wraz z dymem. Położyłem się na drewnianych panelach i zamknąłem oczy. Wypuściłem ostatni kłęb dymu z ust i odstawiłem skręta do popielniczki. Uśmiechnąłem się rozkosznie i podłożyłem sobie ręce pod głowę. Cholera, czułem się tak zajebiście dobrze. Nigdy tak nie kochałem życia, jak właśnie wtedy.
Podparłem się rękoma do siadu, żeby przyjrzeć się reszcie. Nie byli lepsi ode mnie. Widząc jak Ana obciąga Lucasowi, od razu pomyślałem o Chloe. Muszę znaleźć tę dziwkę i pokazać jej kto tu rządzi. Podniosłem się z podłogi i lekko zakołysałem na nogach. Wyciągnąłem ręce na boki, jakbym chodził po linie i zaśmiałem się na tę myśl.
-Gdzie leziesz Bizzle? –rzucił Mike. Bizzle? Machnąłem ręką.
-Przewietrzyć się czy coś. –kiwnąłem głową. Oczy zaczynały mnie piec. W gardle mocno mi zaschło. Ale jedynym moim celem była teraz Blackwell.
Ująłem blanta między palce i rozpaliłem go zapalniczką. Zaciągnąłem się, trochę zbyt łapczywie. Zakaszlałem, kiedy dym utkwił mi w gardle. Dawno tego nie robiłem.
Już po kilku zaciągnięciach czułem się swobodnie, jakby problemy uleciały wraz z dymem. Położyłem się na drewnianych panelach i zamknąłem oczy. Wypuściłem ostatni kłęb dymu z ust i odstawiłem skręta do popielniczki. Uśmiechnąłem się rozkosznie i podłożyłem sobie ręce pod głowę. Cholera, czułem się tak zajebiście dobrze. Nigdy tak nie kochałem życia, jak właśnie wtedy.
Podparłem się rękoma do siadu, żeby przyjrzeć się reszcie. Nie byli lepsi ode mnie. Widząc jak Ana obciąga Lucasowi, od razu pomyślałem o Chloe. Muszę znaleźć tę dziwkę i pokazać jej kto tu rządzi. Podniosłem się z podłogi i lekko zakołysałem na nogach. Wyciągnąłem ręce na boki, jakbym chodził po linie i zaśmiałem się na tę myśl.
-Gdzie leziesz Bizzle? –rzucił Mike. Bizzle? Machnąłem ręką.
-Przewietrzyć się czy coś. –kiwnąłem głową. Oczy zaczynały mnie piec. W gardle mocno mi zaschło. Ale jedynym moim celem była teraz Blackwell.
*POV Chloe*
Marcus nie był takim cieniasem, za jakiego go uważałam.
Robiłam wszystko to, co podpowiedziała mi Natasha: niech pieprzy cię w myślach.
I wychodziło mi to całkiem nieźle, bo już po pierwszym ruchu tyłeczkiem przy
jego rozporku, poczułam utwardzone już wybrzuszenie. Był gotowy, ja też. Ale
jeszcze chciałam się z nim podrażnić. Złapałam jego ręce i położyłam je na
swoim ciele. Pewnie sam bał się to zrobić. Miał niewygodne palce, ale
wyobrażałam sobie, że robił to Justin. Chęć wpienienia go była na tyle mocna,
że nie mógł mi wyjść z głowy.
Lizał się z tą samą laską, która jeszcze rano wciskała mu cycki pod nos. Teraz on wciska jej palce do majtek. Chciałam tego samego. Pragnęłam tego. Hormony od razu zadziałały. Marcus położył dłonie na moich biodrach. Przesuwał je do moich piersi, przeleciał przez brzuch i...och, całkiem przypadkiem właśnie tam...
Jęknęłam mu do ucha, co wprost mówiło mu „zabierz mnie stąd”. W tym samym czasie Justin zniknął mi z oczu. Cholera, nie zobaczy tego, jak Marc zabiera mnie do pokoju. To nic.
Chwyciłam swoją ofiarę za rękę i prowadziłam za sobą. Szłam przodem do niego, śmiejąc się pod nosem. Przed wyjściem walnęłam sobie lampkę wina na zachętę i tabletkę antykoncepcyjną, żeby czasem nie wyszedł z tego jakiś problem. Nie chcę wejść w jeszcze gorsze gówno.
-Maleńka, jesteś taka... –zaczął Marcus.
-Jaka? –mruczałam. Oplotłam jego kark dłońmi i pocałowałam, wkładając w to całe pragnienie. Było sztuczne, bo szczerze nic do niego nie czułam. Był marionetką w moich rękach. Zrobiłby dla mnie wszystko.
Nie skończył. Otworzył pierwsze lepsze drzwi i wciągnął mnie do środka. Przygryzłam dolną partię ust i zachichotałam, opadając lekko na łóżko. Chłopak zamknął drzwi bez przekręcania zamka. Może też lubił adrenalinę?
Zdjął ze mnie bluzkę i spodnie, zostawiając mnie w bieliźnie, którą specjalnie przygotowałam na dziś wieczór. Niech wierzy, że to dla niego. Czułam się trochę skrępowana i pewnie bym się kryła, gdyby nie odrobina alkoholu. Kilka procent zawsze doda ci odwagi. Widać było, że Marcus jest pieprzonym prawiczkiem. Cholera, lepiej trafić nie mogłam. Ja to mam szczęście do facetów. Karciłam się w myślach. Gdyby mógł, to pożarłby mnie wzrokiem zamiast sam się rozebrać. Chwyciłam za skrawki jego koszuli i zrzuciłam ją z niego. Chwilę bawiłam się z jego paskiem od spodni, poluźniając go i zsuwając materiał do kostek. Sam się ich pozbył. Zostały już tylko bokserki. Przełknęłam ślinę. Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Położył się na mnie, wtykając mi język do gardła.
-Poczekaj...-odepchnęłam go, trzymając ręce na jego klatce piersiowej. –Na co? –prychnął.
-A gra wstępna? –uniosłam łuk brwiowy i zatrzepotałam rzęsami jak głupia blondynka. Wydukał coś w stylu „no dobrze” i przeszedł do rzeczy. Robił to bardzo nieprecyzyjnie. Bez większego wczucia. Jakby chciał zadbać tylko o własne potrzeby. Cholera, zero czułości w nim. Musiałam improwizować. Całowałam go jak najdłużej mogłam, żeby odciągnąć go rozpinania mi bielizny. Szczerze? Straciłam ochotę na seks. Szczególnie z kimś niedoświadczonym. Udawałam, że mi się to podoba. Jego dotyk, pocałunki, ssanie. Pojękiwałam z wymuszeniem.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się. Justin wpadł do pokoju. Cholera jasna! Zrzuciłam z siebie chłopaka i spojrzałam na Biebera.
Nie mogłam odczytać co kryło się w jego głowie. Miał zaczerwienione oczy i lekko zagubiony wzrok.
-Justin? –przerwałam ciszę.
-Milcz, suko. –wytknął palec w moją stronę. Jego spojrzenie padło na Marcusa, automatycznie zaczął się śmiać. Aż zabolało. Drwiący śmiech.
Chłopak podniósł się z łóżka i zbliżył się do Justina. Kurwa Mać.
-Spieprzaj stąd koleś, przeszkadzasz nam. –rzucił mój towarzysz. I od razu tego pożałował.
Justin chwycił go za fraki i rzucił na ścianę. Zaczął dyszeć, jakby był rozwścieczony.
-Pozwoliłem ci się do mnie odzywać? –wychrypiał. Przyglądał się jego twarzy kilka centymetrów od niego.
-Justin, proszę. –przełknęłam ślinę, czując, jak powoli mi jej brakuje. Jednak nie zamierzał go puścić. Coś w nim szukało ujścia. Rozładowania napięcia. Uderzył Marcusa w twarz, aż głowa mu odskoczyła.
-Justin! –krzyknęłam i złapałam go za rękę. –Justin przestań! –zabłagałam. Od razu pożałowałam tego głupiego pomysłu ze sprawieniem, żeby był o mnie zazdrosny. Pachniał inaczej niż zwykle. Nietypowy zapach dymu był słodki, ale podrażniał też moje nozdrza. Marc dopiero w rękach Biebera wyglądał jak marionetka. Z kącika ust spływała mu krew. Chłopak nawet nie drgnął. Błagam, niech nawet nie odezwie się słowem, bo będzie jeszcze gorzej.
-Justin, patrz na mnie. –zażądałam, próbując odciągnąć go od swojej ofiary.
-Paliłeś coś? –przyjrzałam się mu, kiedy jego przekrwione oczy spoczęły na mnie. Zboczył z tematu.
-W czym to gówno jest lepsze ode mnie?
Zamurowało mnie.
-Słucham? –zmarszczyłam czoło. Justin puścił Marca i podszedł bliżej mnie. Jego ręce zadrżały przy mojej twarzy. Pierwszy raz widział mnie pół nagą. A właściwie prawie nagą, bo bielizna była prześwitująca. Cholera, to naprawdę był zły pomysł.
Zły?
POPIEPRZONY.
-Chl...-jęknął prawiczek.
-Wyjdź. –rozkazał mu. Nie przyjmował sprzeciwu, a nie jestem pewna, czy Marcus pokusiłby się o wyprowadzenie go z równowagi.
Drzwi zatrzasnęły się.
-Justin...-zaczęłam, chwytając za swoją bluzkę. Od razu wyrwał mi ją z rąk. Podszedł jeszcze bliżej. Czułam jego gorący oddech na swoim karku.
-Bardzo źle wybrałaś. –szeptał. Dopiero teraz dotarło do mnie, że powinnam się go bać.
Doprowadził Collina to tragicznego stanu. Przy mnie zaatakował Marcusa. Jest pijany. Zjarany i...wściekły.
-Nie jesteś moim ojcem. –wyrzuciłam z siebie bez przemyślenia. Chwilę przetwarzał moje słowa. Uśmiechnął się do mnie i wzruszył ramionami.
-Dobrze, że nie masz pieprzonego pojęcia kim jestem. Wyrywałabyś się z piskiem, skarbie. –szeptał, obrzucając moją szyję pocałunkami.
-A kim jesteś? –jęknęłam, czując giętkość w nogach.
-Twoim kolejnym błędem...
Lizał się z tą samą laską, która jeszcze rano wciskała mu cycki pod nos. Teraz on wciska jej palce do majtek. Chciałam tego samego. Pragnęłam tego. Hormony od razu zadziałały. Marcus położył dłonie na moich biodrach. Przesuwał je do moich piersi, przeleciał przez brzuch i...och, całkiem przypadkiem właśnie tam...
Jęknęłam mu do ucha, co wprost mówiło mu „zabierz mnie stąd”. W tym samym czasie Justin zniknął mi z oczu. Cholera, nie zobaczy tego, jak Marc zabiera mnie do pokoju. To nic.
Chwyciłam swoją ofiarę za rękę i prowadziłam za sobą. Szłam przodem do niego, śmiejąc się pod nosem. Przed wyjściem walnęłam sobie lampkę wina na zachętę i tabletkę antykoncepcyjną, żeby czasem nie wyszedł z tego jakiś problem. Nie chcę wejść w jeszcze gorsze gówno.
-Maleńka, jesteś taka... –zaczął Marcus.
-Jaka? –mruczałam. Oplotłam jego kark dłońmi i pocałowałam, wkładając w to całe pragnienie. Było sztuczne, bo szczerze nic do niego nie czułam. Był marionetką w moich rękach. Zrobiłby dla mnie wszystko.
Nie skończył. Otworzył pierwsze lepsze drzwi i wciągnął mnie do środka. Przygryzłam dolną partię ust i zachichotałam, opadając lekko na łóżko. Chłopak zamknął drzwi bez przekręcania zamka. Może też lubił adrenalinę?
Zdjął ze mnie bluzkę i spodnie, zostawiając mnie w bieliźnie, którą specjalnie przygotowałam na dziś wieczór. Niech wierzy, że to dla niego. Czułam się trochę skrępowana i pewnie bym się kryła, gdyby nie odrobina alkoholu. Kilka procent zawsze doda ci odwagi. Widać było, że Marcus jest pieprzonym prawiczkiem. Cholera, lepiej trafić nie mogłam. Ja to mam szczęście do facetów. Karciłam się w myślach. Gdyby mógł, to pożarłby mnie wzrokiem zamiast sam się rozebrać. Chwyciłam za skrawki jego koszuli i zrzuciłam ją z niego. Chwilę bawiłam się z jego paskiem od spodni, poluźniając go i zsuwając materiał do kostek. Sam się ich pozbył. Zostały już tylko bokserki. Przełknęłam ślinę. Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Położył się na mnie, wtykając mi język do gardła.
-Poczekaj...-odepchnęłam go, trzymając ręce na jego klatce piersiowej. –Na co? –prychnął.
-A gra wstępna? –uniosłam łuk brwiowy i zatrzepotałam rzęsami jak głupia blondynka. Wydukał coś w stylu „no dobrze” i przeszedł do rzeczy. Robił to bardzo nieprecyzyjnie. Bez większego wczucia. Jakby chciał zadbać tylko o własne potrzeby. Cholera, zero czułości w nim. Musiałam improwizować. Całowałam go jak najdłużej mogłam, żeby odciągnąć go rozpinania mi bielizny. Szczerze? Straciłam ochotę na seks. Szczególnie z kimś niedoświadczonym. Udawałam, że mi się to podoba. Jego dotyk, pocałunki, ssanie. Pojękiwałam z wymuszeniem.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się. Justin wpadł do pokoju. Cholera jasna! Zrzuciłam z siebie chłopaka i spojrzałam na Biebera.
Nie mogłam odczytać co kryło się w jego głowie. Miał zaczerwienione oczy i lekko zagubiony wzrok.
-Justin? –przerwałam ciszę.
-Milcz, suko. –wytknął palec w moją stronę. Jego spojrzenie padło na Marcusa, automatycznie zaczął się śmiać. Aż zabolało. Drwiący śmiech.
Chłopak podniósł się z łóżka i zbliżył się do Justina. Kurwa Mać.
-Spieprzaj stąd koleś, przeszkadzasz nam. –rzucił mój towarzysz. I od razu tego pożałował.
Justin chwycił go za fraki i rzucił na ścianę. Zaczął dyszeć, jakby był rozwścieczony.
-Pozwoliłem ci się do mnie odzywać? –wychrypiał. Przyglądał się jego twarzy kilka centymetrów od niego.
-Justin, proszę. –przełknęłam ślinę, czując, jak powoli mi jej brakuje. Jednak nie zamierzał go puścić. Coś w nim szukało ujścia. Rozładowania napięcia. Uderzył Marcusa w twarz, aż głowa mu odskoczyła.
-Justin! –krzyknęłam i złapałam go za rękę. –Justin przestań! –zabłagałam. Od razu pożałowałam tego głupiego pomysłu ze sprawieniem, żeby był o mnie zazdrosny. Pachniał inaczej niż zwykle. Nietypowy zapach dymu był słodki, ale podrażniał też moje nozdrza. Marc dopiero w rękach Biebera wyglądał jak marionetka. Z kącika ust spływała mu krew. Chłopak nawet nie drgnął. Błagam, niech nawet nie odezwie się słowem, bo będzie jeszcze gorzej.
-Justin, patrz na mnie. –zażądałam, próbując odciągnąć go od swojej ofiary.
-Paliłeś coś? –przyjrzałam się mu, kiedy jego przekrwione oczy spoczęły na mnie. Zboczył z tematu.
-W czym to gówno jest lepsze ode mnie?
Zamurowało mnie.
-Słucham? –zmarszczyłam czoło. Justin puścił Marca i podszedł bliżej mnie. Jego ręce zadrżały przy mojej twarzy. Pierwszy raz widział mnie pół nagą. A właściwie prawie nagą, bo bielizna była prześwitująca. Cholera, to naprawdę był zły pomysł.
Zły?
POPIEPRZONY.
-Chl...-jęknął prawiczek.
-Wyjdź. –rozkazał mu. Nie przyjmował sprzeciwu, a nie jestem pewna, czy Marcus pokusiłby się o wyprowadzenie go z równowagi.
Drzwi zatrzasnęły się.
-Justin...-zaczęłam, chwytając za swoją bluzkę. Od razu wyrwał mi ją z rąk. Podszedł jeszcze bliżej. Czułam jego gorący oddech na swoim karku.
-Bardzo źle wybrałaś. –szeptał. Dopiero teraz dotarło do mnie, że powinnam się go bać.
Doprowadził Collina to tragicznego stanu. Przy mnie zaatakował Marcusa. Jest pijany. Zjarany i...wściekły.
-Nie jesteś moim ojcem. –wyrzuciłam z siebie bez przemyślenia. Chwilę przetwarzał moje słowa. Uśmiechnął się do mnie i wzruszył ramionami.
-Dobrze, że nie masz pieprzonego pojęcia kim jestem. Wyrywałabyś się z piskiem, skarbie. –szeptał, obrzucając moją szyję pocałunkami.
-A kim jesteś? –jęknęłam, czując giętkość w nogach.
-Twoim kolejnym błędem...
Jezu, chce wiecej!*-*:o
OdpowiedzUsuńO Boże jaki rozdział..... Jest kurewsko dobry. Proszę dodaj tak szybko jak ten bo umrę z ciekawości do dalej
OdpowiedzUsuńDamn, to jest gorące i jak mogłaś skończyć w takim momencie ! Teraz będę umierać w meczarniach bo nie wiem co dalej ugh. Ale kocham i tak 😍
OdpowiedzUsuńGenialny! :*
OdpowiedzUsuńtwoim kolejnym błędem ..
OdpowiedzUsuńomg. czekam na nn :)
Masz talent dziewczyno, tyle w tym rozdziale emocji, ze można eksplodować!
OdpowiedzUsuńasdfghjkkjhgfd chce już następny !!! <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO
Dziewczyno ZABIJASZ
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO CAŁYM SERCEM, CAŁĄ SOBĄ
Czekam na next