czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 11

*Występują treści, które możesz uznać za wulgarne*

*POV Justin*
Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Oczy paliły mnie od łez. Kiedy stanąłem na czerwonym świetle, przetarłem je rękawem i nawilżyłem językiem suche wargi. Chrząknąłem cicho i spojrzałem na telefon. Nic. Żadnej wiadomości, żadnego połączenia.
Spieprzyłem sprawę na całej linii. Przygryzłem wnętrze policzka, stukając palcami o deskę rozdzielczą. Nie chciałem wracać do domu. Muszę jechać gdzieś, gdzie będę mógł się wyżyć. Spalić wyrzuty sumienia. Wyłączyć uczucia. Wcisnąłem pedał gazu. Cały czas mam w głowie Chloe. Ten pierdolony Holmes wszystko zjebał. Gdyby nie ten kutas, wszystko wciąż byłoby w porządku. Na chuja mi on tu potrzebny?!
Zatrzymałem się przed barem i zgasiłem silnik. Oparłem głowę na kierownicy, przeklinając się w duchu.
-Kurwa! –krzyknąłem, uderzając pięściami i przygryzłem wargę. Wszystko w jednej chwili poszło się jebać. Moje pięści paliły się, żeby komuś przyjebać. Tylko tego pragnąłem. Cudownego smaku zemsty.
Kilka głębszych wdechów. Nerwy na wodzy. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę dobrze znanej sobie knajpy. Pchnąłem drzwi i rozejrzałem się wzrokiem po wnętrzu tego burdelu. Podszedłem do baru, gdzie siedziało już kilku typów. Ta sama barmanka co ostatnio. Jej cycki znów były ściśnięte materiałem lateksowego stanika. Dopiero teraz zauważyłem, że ma na sobie spódniczkę i zielony fartuszek obwiązany wokół bioder. Do Chloe jej daleko, jednak ta też była niczego sobie.
-Co dla ciebie? –mrukliwy głos dziewczyny wyrwał mnie z zamyśleń. Przechyliłem głowę w bok, stukając palcami o drewniany blat. –Wódka z lodem. –rzuciłem.
-Coś na popitkę? –zapytała, odwracając się przodem do regału z butelkami. –Nie.
Chcę się napić i szybciej iść spać. Znów zapomnieć o problemach, przynajmniej na kilka chwil.
Usiadłem na obrotowym stołku, obitym czerwoną skórą. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i wsunąłem jednego między usta. Zerknąłem na barmankę i uniosłem łuk brwiowy.
-Masz ognia? –zapytałem. Bez zbędnej odpowiedzi dała mi zapalniczkę z dziwnym, nietypowym wzorem. Nawet nie wiem do czego mógłbym to porównać. Zapaliłem szluga i zaciągnąłem się dymem. Oblizałem wargi i wypuściłem go pozbywając się tym samym kilka gramów wkurwienia.
-Zły dzień? –zapytała czarnowłosa, stawiając kieliszek z wódką przede mną.
-Zły dzień, zły rok, całe życie mam do dupy. –zaśmiałem się bez humoru, zerując zawartość kieliszka. Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na dziewczynę z lekkim zamyśleniem.
-Napij się ze mną. –rzuciłem, mierząc ją wzrokiem. Wzrokiem, któremu się nie odmawia.
Wyglądała jakby lekko się zawahała, mimo to chwyciła za kieliszek i usiadła po drugiej stronie, nalewając wódki do obu kieliszków. Uśmiechnęła się do mnie i poprawiła grzywkę, która zasłaniała jej czoło. Miała czarne, proste włosy jakoś do wysokości piersi i całkiem urodziwą buźkę. Zastanawiałem się ile razy miała czyjś sprzęt w ustach. Bo właśnie na taką wyglądała.
-Twoje zdrowie. –puściła mi oczko i od razu łyknęła gorzką ciecz alkoholu. Kiwnąłem kieliszkiem, ponownie go opróżniając.
Kieliszek za kieliszkiem i tak jakoś minęły nam dwie godziny na piciu i gadaniu o pierdołach. Życie, polityka i te sprawy.
Uśmiechnęła się do mnie, cicho chichocząc pod nosem. Przyłożyła palec do swoich ust i delikatnie przygryzła go zębami, przechylając głowę na bok. Zsunęła się z siedzenia i podeszła bliżej. Splotła ręce na moim karku i usiadła przodem na moich kolanach. Położyłem dłonie na jej udach i uniosłem głowę w uśmiechu. Jej paznokcie sunęły po moim karku, zaplątując się powoli w moje włosy. Zbliżyła się. Jej usta dotknęły moich. Naparła na nie i złożyła lekki pocałunek, który po chwili przerodził się w coś naprawdę gorącego. Zaczęła ocierać się o mnie, mocniej naciskając na moją męskość. Jęknąłem w jej usta co pobudziło nas oboje i ścisnąłem jej pośladki. Pisnęła i zaśmiała się, pogłębiając pocałunek. Jej język wygrał w pijanej walce naszych warg. Podniosłem się z siedzenia, przez co od razu oplotła mnie nogami wokół bioder. Błądząc na oślep, pchnąłem drzwi i niemalże wpadłem do środka. To chyba było zaplecze. Kilka regałów z kartonami i beżowa kanapa przy ścianie. Małe okno było zasłonięte żaluzjami, przez które przebijała się niewielka ilość światła.
Opadliśmy na kanapę. Ona na dole, ja na górze. Chwyciła za końce mej koszulki i podciągnęła ją, niezdarnie się jej pozbywając. Jej palce jeździły po moim torsie. Kiedy natrafiła na bandaż, zmarszczyła łuk brwiowy i zahaczyła o niego delikatnie.
-Co to? –zaśmiała się i przygryzła wargę. Pokręciłem głową i oparłem dłonie pomiędzy jej głową. Składałem mokre pocałunki na jej szyi w sposób, na który każda dziewczyna reagowała jednakowo. Głośny jęk i szybkie wdechy obijały się o moje ucho. Poczułem jak jej paznokcie drapią moje plecy. Z pocałunkami schodziłem coraz to niżej. Uwolniłem jej piersi z obcisłego stanika, które aż samy prosiły się o uwolnienie. Kiedy mój język zaczął pieścić jej pierś, usłyszałem ciche stęknięcie z ust dziewczyny. Syknęła, a jej biodra od razu ruszyły na przód ku mojemu przyjacielowi. Moje wargi mocniej zassały jej sutek, niekiedy go przygryzając. Z każdym ich ruchem jęczała coraz głośniej. Byłem za bardzo pijany i rozpalony jednocześnie, żeby pierdolić się z grą wstępną. Jednym pociągnięciem zsunąłem jej bieliznę w dół i zacisnąłem szczękę, wiedząc, że jeśli zacznę, to się nie powstrzymam od pieprzenia jej. Patrzyła mi w oczy, kiedy gubiła się z palcami przy moim pasku i rozporku.
Przełknąłem ślinę i oparłem głowę na jej barku.
Cholera, Bieber, co ty robisz?
Poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Jakby moje serce upominało się o tym, co całkiem niedawno się wydarzyło.
To nie jest rozwiązanie. Biłem się z myślami. Zacisnąłem palce na oparciu kanapy i odwróciłem głowę w bok. Podniosłem się z dziewczyny i potarłem twarz ręką w zamyśleniu.
-Co robisz? –zapytała, podpierając się na łokciach do siadu. –Wychodzisz? –zrobiła uroczą minkę, obserwując moje poczynania. Nawet nie jestem pewien czy byłem nią podniecony, czy to raczej alkohol zrobił swoje.
Przeczesałem włosy ręką i wzruszyłem ramionami. Zapiąłem sprzączkę i rzuciłem jej spojrzenie.
-Wychodzę. –burknąłem, wkładając z powrotem koszulkę.
-Gdzie? –zapytała, podnosząc się z kanapy. –Nie twój interes.
Otworzyła usta i podeszła bliżej, kładąc mi dłonie na torsie.
–Dlaczego tak mówisz? –przejechała dłońmi po moich ramionach. –Wróćmy do tego. –wyszeptała do mojego ucha, stając gładko na palcach. Zaśmiałem się bez humoru i odepchnąłem ją od siebie.
-Dotknij mnie jeszcze raz bez mojej zgody, a zapcham ci usta czymś większym, niż moja pięść. –warknąłem, chwytając za skórzaną kurtkę.
Pieprzone wyrzuty sumienia. Wsiadłem do samochodu i odchyliłem się na fotelu. Nigdy nie ogarnęło mnie takie uczucie, jak właśnie teraz. Ręce zadrżały mi napięciu emocji. Poprzez napad agresji zdążyłem z lekka otrzeźwieć. Jednak obraz wciąż rozmazywał mi się przed oczyma.
Zmęczenie i alkohol to nie zawsze dobre połączenie.
~...~
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Wibracje nie ustępowały. Jęknąłem cicho i sięgnąłem ręką po telefon.
-Halo? –mruknąłem, ziewając tym samym.
-Justin? –usłyszałem męski głoś. –Tu Jason, ten od Tashy i Chloe.
Chloe.
-Co z nią? –rzuciłem, bez przemyślenia, obracając się na plecy. Zsunąłem białą pościel nieco w dół i podrapałem się po karku.
-Z Chloe? Cóż. To nie do obgadania na tele...
-Powiedz mi, kurwa, jak ona się czuje. –warknąłem. Czego ten kretyn nie zrozumiał? Chrząknął i cicho westchnął.
-Bywało lepiej. –podsumował. Wykrzywiłem usta i spojrzałem na zegarek.
-Po co dzwonisz? –mruknąłem, będąc konkretnie nie w sosie. Nie miałem kaca, po prostu nie byłem wyspany. Nie wiem o której wróciłem do domu.
-Coś spieprzyło mi się w laptopie. –znacznie zmarkotniał. –Znasz się na tych sprawach?
Westchnąłem i potarłem twarz dłonią, zamykając powieki. –Ta. Za niedługo wpadnę.
-Świetnie. Dzięki stary! –zdążyłem usłyszeć, zanim się rozłączyłem. Wstałem z łóżka i zmarszczyłem brwi, wodząc wzrokiem po pokoju. Naprawdę nie pamiętam jak tu trafiłem. Skarciłem się w myślach. Wzięło mnie na wymioty na myśl o wczorajszej dziwce i tym, do czego mogłoby dojść. Wyszedłem do łazienki, gdzie ogarnąłem się do wyjścia. Podkrążone oczy mogłem zakryć okularami słonecznymi. Tak, w grudniu. W Sydney na szczęście nie ma śniegu...ani pojęcia „zima”.
Wyszedłem z domu i podrzuciłem kluczykami do auta. Wcisnąłem przycisk na pilocie i usiadłem za kierownicą, odjeżdżając w umówione miejsce. Zasadniczo to robię to, bo w myślach łudzę się, że spotkam Chloe. Zacisnąłem mocniej palce na kierownicy. Bardzo pragnąłem mieć ją znów przy sobie. Przeprosić za błędy swojej przeszłości. Przeprosić za to, że nie powiedziałem jej prawdy.
Poza tym...jakby to brzmiało? „Cześć, jestem Justin. Zabiłem własnego starego. Umówimy się?” Tak, laski na to lecą. Zmarszczyłem brwi i prychnąłem śmiechem, nabijając się z własnego ego. Nienawidzę tego pierdolonego gówna. Przysięgam.

Kiedy stanąłem przed budynkiem akademiku, mój wzrok od razu przykuło okno od pokoju Chloe. Rolety były zasłonięte. Pewnie jeszcze spała. Przynajmniej tyle dobrego. Wszedłem do środka, podając dłoń dyrektorowi tego burdelu dla studentów.
-Jak się trzymasz? –zapytał, kiedy zamierzałem już wchodzić na górę. Chrząknąłem i odwróciłem głowę w jego stronę. –Bywało gorzej. –wzruszyłem obojętnie ramieniem.
-Jak rana? Goi się? –uśmiechnął się sympatycznie, drapiąc po lekkim zaroście.
Westchnąłem, zdejmując okulary. –Chętnie bym pogadał, Harvey, ale śpieszę się. –powiedziałem, kiwając głową i ruszyłem schodami na określone piętro.
Dłonie robiły się coraz bardziej wilgotne, w ustach brakowało mi śliny a serce biło jakby zaraz miało wyjebać w kosmos. Cholera, znów ją zobaczę.
Przegryzłem wargę i stanąłem przed drzwiami. Otworzyć drzwi i wejść czy lepiej zadzwonić?
Nie dzwonię, mógłbym ją obudzić. Zwinąłem dłonie w pięści i przełknąłem gulę w gardle. Pieprzę to.
Pociągnąłem za klamkę, wchodząc do mieszkania.
Było tu dość spokojnie. Telewizor był wyłączony. Kilka ręczników leżało złożonych na fotelu. Jedynie ktoś krzątał się w kuchni. Przygryzłem wargę, stawiając niepewnie kroki na przód. Czułem się, jakbym był tu obcy, mimo, że byłem tu już setki razy. Chyba mi ulżyło, kiedy gosposią okazał się być Jason.
-Cześć. –mruknąłem. Chłopak się zląkł i odwrócił do mnie z przekomiczną miną. Aż miałem ochotę się roześmiać, jednak natychmiast ogarnąłem się wiedząc, że nie jesteśmy tu sami.
-Puka się. –skarcił mnie, odkładając naczynia do szafki. Przewróciłem oczami i oparłem się o szafki.
-Gdzie komputer? –zapytałem. Jason odstawił czajnik na rozgrzany palnik i kiwnął głową na stół. Leżał na nim czarny laptop z kilkoma wypukłymi naklejkami na klapie. –Co z nim nie tak? –zapytałem, siadając przy stole. Otworzyłem matrycę i uruchomiłem sprzęt, odchylając się na krześle.
-Coś szwankuje mi od kilku dni. Nie wiem, często się zawiesza. –wymieniał z wyrzutem. –Przecież ma dopiero pół roku.
-Pół roku od zakupu. –poprawiłem go. –Fabrycznie mógł być wyprodukowany dwa lata temu. –wzruszyłem ramionami i przeszedłem do rzeczy.
-Robiłeś aktualizacje? Skanowanie? –uniosłem łuk brwiowy. –Nie mam czasu na takie bzdury. –machnął ręką. –Nauka, praca. Rozumiesz.
Skinąłem głową, marszcząc czoło.
-Pracujesz? –zdziwiłem się, skupiając częściowo uwagę na przeprowadzaniu skanowania.
-Yeah. Na obrzeżach Sydney. Dorabiam na święta, rozumiesz. –powiedział, powracając do mycia naczyń. –A mówią, że to faceci są brudasami. –przewrócił oczami. Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową.
'Skanowanie zakończone' -wyskoczyło powiadomienie. '7 plików zostało nieusuniętych w folderze KOSZ. Czy chcesz je zachować?' Zmarszczyłem łuk brwiowy. Z jednej strony to nie moja sprawa, w końcu to jego prywatny komputer. Z drugiej...oblizałem wargi. Kliknąłem dwukrotnie w ikonkę, która przeniosła mnie automatycznie do wskazanego folderu. Nagle poczułem się, jakby ktoś strzelił mnie w pysk a ziemia osunęła mi się spod nóg. To zdjęcia Chloe. Nagie zdjęcia. Automatycznie poderwałem się z siedzenia. Ten pieprzony kutas... Podszedłem do niego od tyłu. Chwyciłem go za kark i podhaczyłem jego nogi, żeby był całkowicie zależny ode mnie.
-Bieber co do...
Zapaliłem palnik na kuchence i przycisnąłem jego ryj bliżej ognia.
-Zapierdolę cię, ty pierdolony... –warknąłem. Podtrzymywał się dłońmi blatu, żeby utrzymać się jak najdalej od wrzącego płomienia. Zaczął wrzeszczeć.
-Co do kurwy ma być?! –krzyknąłem, nie panując nad sobą. Odepchnąłem go na ścianę.
-Bieber o co ci chodzi?! –patrzył na mnie jak na idiotę. –Nie rób ze mnie kretyna, co to są za zdjęcia? –krzyknąłem, uderzając go pięścią w ryj. Aż poczułem pieczenie w kłykciach.
Jego głowa odskoczyła. Zmarszczył czoło i splunął krwią.
Chwyciłem go za szczękę i wbiłem go w ścianę, przygniatając jego szyję ramieniem.
-Słuchaj mnie uważnie, zanim oderwę ci łeb. –syknąłem. –Skąd masz te zdjęcia? –warknąłem.
Nagle poczułem jak coś pociągnęło mnie za ramię. Zamarłem, kiedy zobaczyłem Chloe.
-Zostaw go w spokoju. –patrzyła mi w oczy. Poczułem się niczym skuty lodem pod wpływem jej spojrzenia. Przełknąłem ślinę.
-Chloe to nie...
-Wyjdź z tego mieszkania. –odwróciła się, podchodząc do zlewu, odkładając w nim kolorowy kubek.
-Nie chcę cię tu wię...-zamarła, kiedy spojrzała na ekran laptopa.
Jej oczy się zaszkliły a warga drgnęła. Nie, Chloe. Moja Chloe.
-C.Co to jest? –spojrzała na nas, a z kącików jej oczu spływały pojedyncze łzy.
-Jay...Jason? Jason co to do cholery jest?! –trzasnęła matrycą komputera.
-Może niech twój chłopak ci powie z kim trzyma, hm? –burknął ze śmiechem.
-Jason to są zrzuty z mojego pokoju. Z mojej prywatnej sypialni. –załkała. –Justin...
Zacisnęła wargi i wybiegła z mieszkania. Jedyne co słyszałem to jej płacz.
Chwyciłem za ostrze i przyłożyłem je do twarzy chłopaka.
-Nie wchodź mi w drogę, dobrze ci radzę. –warknąłem, zaciskając pięść na jego szczęce. –Kiedy to wszystko się skończy, załatwię ciebie i resztę problemów ze swojej przeszłości. –warknąłem, rzucając nożem o ziemię.
Jason uśmiechnął się na tyle przebrzydle, że miałem chęć rozjebania go o kant stołu. Ale jeszcze nie teraz.
-Zabójstwo to jedno. Kamery to drugie. –odsunął moją dłoń i zmierzył mnie wzrokiem. –Poczekaj, aż dowie się, że gniłeś w pierdlu i...sam wiesz. –puścił do mnie oczko, odsuwając się ode mnie.
-Bieber 0, reszta 1. Grasz dalej, złotko? –rozłożył dłonie i zaśmiał się pod nosem.
-O czym ty... –zamarłem.
-Nie zrobisz tego. –zacisnąłem szczękę.
-Pieprzysz, Bieber. Dobrze wiesz, że zrobię. –pokręcił głową, cofając się w tył.
-Ciekawe co powie na to, że jej kochany braciszek też siedzi w tym gównie? Poza tym...w szkole już jej nie pilnujesz. Co innego Holmes.
-Jason nie bądź głupi. Skylar robi cię w chuja dla własnej korzyści. –powiedziałem, patrząc na niego. Nie kłamałem, w tej sprawie mówiłem prawdę.
-Wychuja cię i nawet nie będziesz wiedział kiedy spieprzy z twoim hajsem za ocean. To Skylar, nie caritas. –warknąłem.
Spojrzałem w stronę drzwi i przełknąłem ślinę. Chloe. Muszę ją znaleźć. Kto wie co głupiego mogło wpaść jej teraz do głowy. 

4 komentarze:

  1. Jason ugh razem z tym Skylerem kuta*y no ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za kur*a z tego Jasona!! Bieber walcz o Chloe!! <3 kocham to pisz dalej kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsze!
    Kocham, kocham, kocham!
    Boże, cudo normalnie!
    Czekamy na next'a!💕
    /mrrAleksandra👌👌👌👌👌👌👌

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne, cudne, cudne! :*

    OdpowiedzUsuń