niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 22

*POV Justin*
Wszystko puściłem z dymem. Całą dokumentację dotyczącą adopcji. Upewniłem się, że nie został nawet kawałek papieru, który mógłby wskazywać na moje przestępstwo. Do tej pory nie mam bladego pojęcia jak do cholery mogłem zgodzić się na coś takiego? Spuściłem wzrok na ziemię i powoli podniosłem się z kucnięć, chowając dłonie w kieszeniach spodni. 
Od tamtejszych wydarzeń mija pół roku. Tak wiele rzeczy się zmieniło. Cassie (nasza córka) ani trochę nie przypomina tej małej i bezbronnej istoty, jaką uratowałem w tamten cholerny dzień. Wróciliśmy do Sydney. Za pieniądze, które zostały w walizce kupiłem mieszkanie 3-pokojowe w bloku. Trzeba było w nie sporo zainwestować. Remont zajął nam kilka tygodni, ale w końcu mamy coś naprawdę swojego. Aż chce się żyć, przysięgam. Powoli odnajduję się w roli ojca. Chloe często się ze mnie nabija, że dramatyzuję za każdym razem, gdy Cassandra zapłacze. Cóż, stałem się na to wrażliwy. Jest moją małą dziewczynką i obiecałem sobie, że cokolwiek by się nie działo, już nigdy nie dam jej skrzywdzić. Co do Chloe, jestem cholernie szczęśliwy, że mogę znów patrzeć jak się uśmiecha, doceniam jej najmniejszy gest, morda mi się cieszy na każde jej słowo czy mrugnięcie. Jestem pierdolonym szczęściarzem, że taka kobieta jak Chloe Blackwell jest moja. Tylko moja. Okej, moja i naszej córki. 
Co do niej samej, czuje się dobrze w roli mamy. Wiem, że powrót do Sydney dodał jej dużo energii i może teraz ze spokojem zbierać siły. Próbuje odbudować relacje z rodzicami. Ojciec wciąż się na nią dąsa, aczkolwiek sam wiem jak bardzo ten stary pryk ją kocha. Wciąż mnie nienawidzi, dlatego nie wchodzimy sobie w drogę. Zawsze, gdy podwożę do nich Cassie patrzy na mnie wilczym wzrokiem. I w sumie mu się nie dziwię. Wiem jak bardzo skrzywdziłem jego córkę. Swoją drogą, stęskniłem się za Lucasem. Poza Chloe, to druga normalna osoba z tej pokręconej rodzinki. Czasem zdarza nam się wypaść na mecz czy piwo. Cieszę się, że nie dał się wplątać w sieci Skylara i rzucił ten biznes. Nawet się zaręczył, co było dla nas wszystkim wielkim zaskoczeniem. Hej, a pamiętacie Natashę? Tak, ta sukowata przyjaciółeczka mojej dziewczyny z tym wkurwiającym głosem. Została fotomodelką i czasem wpada do nas na kawę czy inne pierdoły. 
A co ze mną? Poszedłem na odwyk. Było ciężko, nie powiem, że nie. Mój organizm po przyjmowaniu takich dawek domagał się coraz więcej, a nie otrzymywał niczego. Muszę przyznać, że trochę przytyłem po przyjmowaniu zastępczych leków czy podjadaniu zamiast sięgania po papierosa czy inne śmieciowe używki. Było ciężko, nadmieniam, ale miałem dla kogo walczyć. Jestem pod stałą opieką mojego psychologa i lekarza. Nawet zacząłem biegać, codziennie rano i wieczorem. Czuję się jak nie ja. Ale o dziwo jest mi z tym dobrze. Mimo, że to tylko pół roku, czuję, że to był punkt kulminacyjny, w którym wszystko wreszcie zaczęło iść w odpowiednim kierunku. Nawet zacząłem rozmawiać ze swoją matką. Bardzo zdawkowo, ale zawsze jest. Wiedziała, że Jason nie żyje. Nigdy nie przyznam się, że to ja przyczyniłem się do jego śmierci. Jestem pierdolonym tchórzem. Ale wiem, w głębi duszy, że mój brat czuwa nad moją rodziną. I jestem mu cholernie wdzięczny. O i chyba najważniejsze, mam stałą pracę! Dzięki mojemu ojczymowi zacząłem pracować jako kryminolog. Zabawne, były gangster pomaga policji w ujmowaniu sprawców. Cóż za paradoks. Zawsze marzyłem o pracy za biurkiem. Oczywiście, w zespole. 
Po skończeniu pracy, w tajemnicy przed wszystkimi poszedłem do jubilera. Tak, panie i panowie, ten cholerny skurwiel, Justin pieprzony Bieber chce się wreszcie ustatkować. Najwyższa pora. Mam 26 lat, wspaniałą kobietę u boku i dziecko, które kocham mocniej z każdą chwilą. 
-W czym mogę panu służyć? -sympatyczna blondynka około trzydziestki posłała mi ciepły uśmiech, prostując się za ladą. Odwzajemniłem grymas i zerknąłem na gabloty. Cholera, tyle tu błyskotek a ja nie mam bladego pojęcia od czego zacząć. 
-Szukam pierścionka zaręczynowego. -oznajmiłem, unosząc spojrzenie na ekspedientkę. 
-W jakim rozmiarze? -spytała. Ow. Rozmiar? Myślałem, że wszystkie są jednakowe. Chyba odczuła moje zakłopotanie. -Hmm...może ma pan jakiś inny pierścionek partnerki? -uniosła brew. 
-O tak. Mam. Na wszelki wypadek wziąłem. -odparłem, wyjmując portfel z tylnej kieszeni spodni. Położyłem niewielką obrączkę na blacie, aby kobieta odpowiednio go sprawdziła. 
-Zatem szukamy trzynastek...wierzy pan w szczęście? -spytała, przyglądając mi się. 
-To znaczy? 
-Wie pan, trzynastka. -wzruszyła ramieniem. Uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową w rozbawieniu. 
-Nie wierzę w zabobony. -burknąłem, a mimo wszystko podtrzymywałem grymas. -Trzynastka jest dla mnie szczęśliwa. -mrugnąłem do niej i chrząknąłem pod nosem. -Możemy zająć się pierścionkiem? -zaznaczyłem cel w jaki tu przyszedłem. Nienawidzę odbiegać od tematu. 
-Oczywiście. Proponuję srebro z rubinem. -kiwnęła głową, wyjmując szufladkę z kilkunastoma obrączkami. Wow.
-Ten. -wskazałem na pierścionek z małym kamieniem po środku, otoczony ośmioma małymi diamencikami ze srebrną podstawką. -W jakiej cenie? -uniosłem brew, przyglądając się kobiecie. Uśmiech zagościł na jej twarzy.
-143 dolary. Mogę dorzucić panu także rabat w wysokości 10%, wtedy cena wyniesie 128,70. -odparła. 
-Chętnie. Tak. Zdecydowanie, poproszę ten. -kiwnąłem zgodnie.
Teraz wystarczyło jedynie wszystko rozplanować. Zrobię to jeszcze dzisiaj. Zadzwoniłem do Lucasa i poprosiłem go, czy nie mógłby zabrać dziś Cassie do siebie. Prawdę mówiąc, rzadko z Chloe mamy czas dla siebie i myślę, że to nam obojgu zrobi dobrze. W internecie poszukałem najlepszej oferty apartamentu w hotelu na jedną noc. Wybrałem odpowiedni numer, zarezerwowałem nam pokój i poprosiłem o przystrojenie go na ten wyjątkowy wieczór. Pieniądze nie wchodzą w grę, gdy chodzi tu o nasze szczęście. 
Wróciłem do domu jak gdyby nigdy nic. Luke właśnie zabierał naszą małą dziewczynkę do samochodu. Mruknął mi coś na szczęście i poklepał po plecach. Do mieszkania wszedłem w bajecznym humorze. Kobieta mojego życia stała właśnie przy zmywarce, wsadzając do niej brudne naczynia, prawdopodobnie po obiedzie. Zmierzyłem wzrokiem jej ciało i przygryzłem niekontrolowanie dolną wargę. Za każdym razem działa na mnie tak samo. Objąłem ją w tali i przycisnąłem do siebie, składając setki wilgotnych pocałunków na jej szyi. Cichy pomruk opuścił jej usta, gdy trafiłem na jej czuły punkt. Obróciła się do mnie przodem i uniosła brew, przechylając głowę do boku. Nie mogłem się powstrzymać. Pocałowałem ją namiętnie i zsunąłem dłonie do jej pośladków i ścisnąłem ten krągły tyłeczek, podnosząc ją do góry. Jęknęła mi w usta, a gdy rozchyliłem jej wargi, nasze języki tańczyły jak płomienie w ognisku. Gorące i spragnione siebie nawzajem. 
Byliśmy w drodze do hotelu. Założyłem jej na oczy opaskę, aby niczego nie widziała. Jej ciekawska strona nie dawała za wygraną, do pewnego momentu, gdy zagroziłem jej, że będzie wracała na piechotę. Położyłem jej dłoń na kolanie i przesunąłem palcami po jej odkrytym udzie. Wzdrygnęła się na mój dotyk po czym zamruczała i zachichotała pod nosem. 
Ja pierdole, kocham ją. 
Pokochałem ją od dnia, w którym zburzyła mury wokół mego serca. Dopuściłem ją do siebie, pozwoliłem sobie zakochać się w niej. Oddałbym za nią życie, jeśli byłaby taka cholerna potrzeba. 
Pociągnąłem za klamkę i oblizałem wargi. Dłonie pociły mi się niewyobrażalnie mocno, to wszystko przez stres. Niemalże czułem jak krew buzuje mi w uszach. Westchnąłem i spojrzałem na Chloe. 
-Gotowa? -szepnąłem, prowadząc ją na środek pokoju. Płatki róż w różnych kolorach rozsypane były po apartamencie. Świeczki w randomowych miejscach oświetlały pomieszczenie. To był nasz moment. Tylko ja i ona. 
-Taaak. -przeciągnęła, uśmiechając się uroczo. 
Wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni i uklęknąłem przed nią. Zaschło mi w gardle, przez chwile nie wiedziałem co powiedzieć. Miałem to gdzieś spisane na papierze, ale teraz wszystko kompletnie zapomniałem. Brawo, Bieber. Brawo. 
Pełen spontan. Poradzisz sobie. 

-Zdejmij opaskę. -oznajmiłem. Kiedy zsunęła je z oczu i zdjęła je z głowy, spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami
-O mój Boże... -wyszeptała, zakrywając usta dłonią. Jej oczy automatycznie się zaszkliły, tak samo jak moje. Zaśmiałem się pod nosem i ująłem jej dłoń, muskając jej wierzch. 
-Chloe... -wziąłem głęboki wdech i chrząknąłem, aby mój głos się nie załamał. -Wyjdziesz za mnie i zgodzisz się zostać moją żoną? -wychrypiałem, wodząc wzrokiem po jej twarzy w poszukiwaniu odpowiedzi. Cały czas miała przytkniętą dłoń do twarzy, a łzy spływały po jej policzkach. Pokiwała energicznie głową, jak gdyby nie miała żadnych wątpliwości ku temu. 
Poczułem ulgę. Cholerną ulgę. Nie wiem czego się obawiałem, ale od razu zrobiło mi się lżej. Drżącymi palcami wyjąłem pierścionek i wsunąłem go na jej serdeczny palec. Podniosłem się z kolan i oplotłem ją ramionami wokół tali, okręcając nas dookoła własnych osi. Złączyłem nasze usta w gorącym pocałunku, pełnym miłości, pragnienia i szczęścia. 

-Nie płacz. -wyszeptałem, ocierając jej łzy. Parsknęła cichym śmiechem i przetarła swoje policzki, uśmiechając się szeroko. Spojrzała na pierścionek i przygryzła wargę. 
-Jest śliczny. -skwitowała i ujęła moją twarz w swoje dłonie, na nowo mnie całując. 
-To jeszcze nie koniec. -dodałem z nutą tajemnicy w głosie i splotłem nasze palce, prowadząc ją w stronę balkonu. -Zapraszam panią, pani Bieber. -kiwnąłem jej głową, na co ona potrząsnęła głową rozbawiona, przekraczając próg drzwi. Tam czekała na nas kolacja, a zaraz po niej jedna z najbardziej namiętnych nocy w naszym życiu.

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam oba rozdziały i znów jestem zakochana w twoim opowiadaniu 😍💘 Piszesz przecudownie 💗 Czekam jak najszybciej na następny 💥💗

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to już koniec?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie.. Myślałam ze to koniec juz <3

    OdpowiedzUsuń