sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 14

*POV Justin*
Ze snu wyrwały mnie krzyki i trzask rozwalanych naczyń. Zmarszczyłem łuk brwiowy i przetarłem oczy. Spojrzałem w stronę brata. Jaxon spał, a rodzice znów się awanturowali.
Podniosłem się z łóżka i przygryzłem niepewnie wargę. Słyszałem jak mama płacze, błagając ojca, żeby teraz dał sobie z tym spokój i powrócił do tego rano, kiedy my nie będziemy spać, a sąsiedzi nadsłuchiwać.
To na nic, bo i tak nie spaliśmy. Jax patrzył na mnie zaspanymi oczyma.
-Co się dzieje? –mruknął, przecierając twarz.
Nie musiałem przykładać ucha do drzwi, żeby ich usłyszeć.
-Śpij, Jaxon. To nic takiego. –zapewniłem go, choć w duchu wiedziałem, że to jednak jest „coś”.
Ja mam 18 lat, on zaledwie 13. Choć wiem, że chłopakowi nie trzeba było tłumaczyć co jest na rzeczy. Sam dobrze o tym wiedział.
-Zdradziłaś mnie! –ojciec wrzasnął na tyle głośno, że tynk na ścianie nieznacznie się skruszył. 
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na brata.
-Zostań tutaj. –rzuciłem mu stanowcze spojrzenie. Pokiwał niepewnie głową, przyciągając kolana do siebie. Kiedy wraz z krzykami narastały przekleństwa, młody skulił się jeszcze bardziej, zasłaniając swoje uszy. Jak gdyby w ten sposób próbował wyciszyć cały świat wokół siebie. 
Pociągnąłem za klamkę i wyszedłem z pokoju, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi.
-Jeremy zrozum, nie mogę z tobą tak dłużej żyć! –matka próbowała przemówić mu do rozumu, jednak że ojciec miał swoje priorytety. Alkohol, seks i przemoc. Że niby wszyscy potrzebują męskiej ręki i solidnego wychowania. Nie potrafi zrozumieć, że to jest dom rodzinny, nie wojsko. Afganistan zmienił mojego ojca na dobre. Na misji, na jego oczach rozstrzelili jego brygadę. Cudem jedynie ojciec zdołał uciec. Nie wiem czy to lepiej czy gorzej. Wujek Jasper miał rację. Ludzie stamtąd nigdy nie wrócą tacy sami, zanim tam pojechali.
Przełknąłem ślinę, stawiając kolejne kroki na przód.
Po wyglądzie i zachowaniu ojca domyśliłem się, że znów wrócił nawalony do domu. Była 1:00 w nocy... więc wrócił z baru.
Z burzy myśli wyrwał mnie krzyk mamy, kiedy uderzył ją w twarz. Nie podnosiła głowy, mimo, że wręcz wymagał od niej gapienia się wprost w jego oczy. Nawet jeśli źle na niego spojrzała, potrafił uderzyć ją kilka razy.
-Pieprzyłaś się z nim już, ha? –zadrwił, opierają ręce na biodrach. Stale patrzył na nią z góry, podczas gdy ona klęczała bezradnie przy szafkach.
-Pasuje ci jego kutas? A może po prostu lecisz na jego kasę? –rzucił z szorstkim uśmiechem.
-Wielki Pan komisarz. –zadrwił. –Zawsze wiedziałem, że jesteś dziwką, ale żeby polecieć na psa? -zbastował na chwilę, opierając się o lodówkę.
-To nie jesteś dziwką, tylko suką. –powiedział to w sposób, jak gdyby to był jego najlepszy żart życia.
-Pieprzył cię od tyłu? –nachylił się nad nią i pociągnął za włosy, żeby spojrzała na jego twarz.
-Pewnie to lubisz, nie? Zwłaszcza, że to wybitny człowiek z tytułem. Komisarz! –splunął.
-Odpowiedz mi. –uderzył pięścią w stół. Aż ja sam podskoczyłem z huku.
Uderzył ją jeszcze mocniej. Załkała.
-Gadaj, niewyżyta suko! –krzyczał bez końca.
Zebrałem się w sobie na odwagę. Dla siebie i brata. I mamy.
Wyłoniłem się zza ściany. Matka patrzyła na mnie załzawionymi oczami.
-Zostaw ją. –powiedziałem, nie zbliżając się.
Ojciec drgnął i odwrócił w moją stronę. Otworzył szerzej oczy i uśmiechnął się szyderczo.
-Justin! Synu! –rzucił sarkastycznie. –Chcesz jej bronić? –zmierzył wzrokiem mamę.
-Chcesz bronić tej bezużytecznej dziwki? –zaśmiał się, wykrzywiając usta.
-No dalej. –kiwnął głową. –Powiedz mu jak ruchałaś się w hotelu z tym wielkim komisarzem! –krzyknął.
-Powiedziałem, zostaw ją. –zwinąłem ręce w pięści, zaciskając szczękę.
-Justin idź spać. –powiedziała mama, dość spokojnym głosem. –To sprawy moje i taty. –dodała, opuszczając spojrzenie swych czekoladowych oczu. Niemalże czułem jej wstyd i upokorzenie.
-Nie, nie, suko. To też ich sprawa. Niech się dowiedzą, że mają matkę dziwkę. –warknął, kolejny raz uderzając ją w twarz.
Nie mogłem się powstrzymać. Podbiegłem do niego i popchnąłem na szafki. Obił się o nie i przeklinał pod moim kierunkiem. Ruszył w moją stronę, jednak matka próbowała go zatrzymać. Krzyczała, żebym się schował.
Strach i adrenalina otępiły mi umysł.
To jest pora.
Musisz to zrobić, Justin.
Uwolnij się od tego.
Cholera, przecież to jest pieprzenie proste.
Wbiegłem do sypialni rodziców. Wiedziałem, gdzie to jest. I teraz tego potrzebuję.
Nie miałem dużo czasu. Przeszukałem kilka szuflad w nocej szafce. W końcu znalazłem. 
Chwyciłem w dłonie pistolet. Przeładowałem go. Przysięgam, dłonie drżały mi w sposób, jakby w pomieszczeniu było -15 stopni. Westchnąłem, zamykając oczy.
Przebacz mi, Boże.
Krzyki były coraz głośniejsze. Usłyszałem jak coś szura po ziemi.
Ruszyłem ostrożnie w stronę kuchni. Ojciec chciał uderzyć matkę krzesłem, i prawie by to zrobił, gdyby...
-Zostaw ją albo cię zabiję. –warknąłem z desperacją, wymierzając w niego bronią. Patrzył na mnie przez chwilę oszołomiony. Po chwili uśmiechnął się, a nawet zaśmiał. Nigdy nie słyszałem tak fałszywego śmiechu.
-Odłóż to, dziecko. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę. –mruknął, odstawiając krzesło. Kiedy on podchodził, ja się cofałem. Piętami czułem skrawek końca stopnia na schodach. Kiedy wyciągnął do mnie ręce, strzeliłem po raz pierwszy. Ręce mi drgnęły. Niekontrolowanie strzeliłem drugi i trzeci raz. Upadł na mnie, pociągając mnie za sobą w dół. Zlecieliśmy ze schodów na sam dół.
-Justin! –głos matki rozbrzmiał mi w uszach.

-Justin! –poczułem szturchnięcie. –Justin obudź się! –ktoś mocniej potrząsnął mną za ramiona. Otworzyłem oczy, zrywając się do siadu. Oddychałem płytko, czułem zimny pot na swoim ciele. 
Chloe patrzyła na mnie z przestraszeniem w oczach.
-Coś się stało? –przełknąłem ślinę, patrząc na brunetkę.
-Ty mi powiedz. –usiadła przede mną na klęczkach, głaszcząc delikatnymi dłońmi moje policzki. Przymknąłem powieki pod ich wpływem, od razu się uspakajając.
-Krzyczałeś przez sen. –wyjaśniła, wodząc wzrokiem po mojej twarzy.
-Robiłam z Natashą śniadanie. Usłyszałam jak krzyczysz, więc myślałam, że coś się stało. A ty rzucałeś się po łóżku, jakby ktoś cię atakował. –oblizała usta, mierzwiąc moje włosy.
-Wszystko w porządku? –zapytała. Wyczułem jej niepewność. Skinąłem głową i ująłem jej ręce, składając na nich pocałunek.
-W najlepszym porządku. –wysiliłem się na uśmiech. –To przez ten wczorajszy horror, dopadła mnie schiza. –machnąłem ręką. –Tak po prostu. –wyjaśniłem, wstając z łóżka.
Jason nocował dziś u Tashy, więc ja też wolałem zostać z Chloe na noc. Oglądaliśmy jakieś posrane filmy dopóki oboje nie zasnęliśmy.
-Pójdę wziąć prysznic. –przygryzłem wargę i zbliżyłem się do dziewczyny, opierając ją o ścianę.
-Idziesz ze mną? –uniosłem wyzywająco łuk brwiowy i pocałowałem ją, kładąc dłonie na jej udach.
Zaśmiała się w swój uroczy sposób i pokręciła noskiem, oplatając moją szyję rękoma.
-Już brałam. –puściła mi oczko i zjechała palcami do mojego torsu. –Ale jeżeli się boisz po wczorajszym horrorze, to mogę ci potowarzyszyć. –pokazała mi język w pełni rozbawiona. 
Przechyliłem głowę na bok i parsknąłem z uśmiechem.
-Bardzo śmieszne, Blackwell. –burknąłem, odpychając się od ściany i pokręciłem głową.
~...~
-Wychodzisz? –zapytała Chloe, kiedy zakładałem buty. Mieszała sos w misce, przyglądając mi się w lekkim uśmiechu. –Ta, muszę załatwić coś na mieście. –poprawiłem zegarek na nadgarstku. Smutny wyraz jej twarzy odbijał się w lustrze, kiedy skupiła się już tylko na mieszaniu łyżką.
-Idziesz do nich? –rzuciła bezpośrednio, odwracając się do szafek. Jakby chciała, żebym nie widział jej rozczarowania.
Wie, że idę do magazynu w barze. W końcu się zobowiązałem do tego interesu. Zawsze na wspomnienie o tym krzywiła się, mówiąc, że to banalne i nieodpowiedzialne. A przede wszystkim gówniane.
Miałem o tym takie samo zdanie, ale muszę płacić za błędy przeszłości, żeby teraźniejszość była ustabilizowana.
Westchnąłem i podszedłem bliżej niej. Pewnie objąłem ją w pasie, chowając twarz w jej włosach. Kocham tę dziewczynę. To ja wpakowałem ją w to gówno i to ja muszę ją z tego wyciągnąć.
Składałem wilgotne i leniwe pocałunki na jej szyi, wędrując powoli do ucha. Przechyliła głowę do boku, zaciskając palce na moich dłoniach, dając mi tym samym większe pole do popisu. Otworzyła wargi i jęknęła, kiedy zaatakowałem jej czuły punkt. Każdy z pocałunków był delikatny, ale zapamiętywalny. Leniwy, ale wywołujący miliony emocji w ciele dziewczyny. Jęknęła i przygryzła wargę, odwracając się do mnie przodem. Oplotła moją szyję i uśmiechnęła się tak cholernie seksownie. Gdyby nie to, że muszę wyjść, pewnie właśnie robiłbym jej dobrze na stole. Na tę myśl chwyciłem ją za tyłek, na co ona zamruczała i pokręciła głową. Wskazała najpierw na ucho a potem kiwnęła głową w bok.
No tak, Tasha.
Oparłem swoje czoło na jej czole i uśmiechnąłem się do siebie.
-Uważaj na siebie. –szepnęła, przebiegając palcami po moim brzuchu.
-Będę. –pocałowałem ją i odsunąłem się w tył. –Z myślą o tobie. –puściłem do niej oczko i wyszedłem z akademika.
Prawie mi było szkoda ludzi, którzy sprzedaliby nerkę czy własną matkę za prochy. Prawie, bo robią to z własnej głupoty. Przecież nikt ich nie trzymał za głowę i nie zmuszał do ćpania. Robili to bo chcieli. A ja chcę kasę. Więc jesteśmy kwita.
Po rozwiezieniu paczek i zagarnięciu kasy, dostałem cynk od Skur...Skylara, że na dziś to wszystko, i że mam wolne. Dzięki ci wielmożny panie. Zaśmiałem się bez humoru, zatrzymując się na stacji benzynowej. Musiałem zalać trochę paliwa, bo przejechałem dziś sporo kilometrów.
Wszedłem do sklepu, gdzie oprócz zapłacenia za paliwo, mógłbym kupić papierosy, których ostatnio mi brakowało.
Podszedłem do kasy, kładąc na ladzie paczkę gum, papierosów i energetyka w puszce.
-Coś jeszcze? –zapytała ekspedientka, będąc całkowicie znudzona swoją pracą. Przechyliłem głowę w bok i zerknąłem na półkę z alkoholem. Przełknąłem ślinę i przesunąłem palcami bo drewnianym blacie.
-Smirnoffa, cytrynę. –mruknąłem, wyciągając portfel z tylnej kieszeni. Miałem dziś ochotę na wódkę.
-Dobry wybór. –usłyszałem za sobą kobiecy głos. Zmarszczyłem czoło i odwróciłem głowę. Za mną w kolejce stała Ana i jej harem (czyt. szkolne dziwki), jak komicznie nazywała je Chloe.
-Odpowiedni na mój humor. –wzruszyłem ramionami z obojętnością, kładąc na blacie wyznaczoną sumę pieniędzy.
Dziewczyna Lucasa zbliżyła się do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu, opierając na niej swoją brodę i uśmiechnęła się do mnie.
-To świetnie się składa, bo my właśnie na imprezę. –oblizała wargi i stanęła przede mną, kiedy byłem gotów do wyjścia.
-Poza tym masz prochy. –ściszyła głos, wodząc oczami po mojej twarzy. –A ja ich potrzebuję. –szepnęła z uśmiechem.
-Prochy? –rozśmiałem się, kręcąc głową z pobłażaniem. –Nie wiem o czym mówisz, słoneczko.
Dziewczyna westchnęła i przygryzła usta.
-Słuchaj, wiem o tobie i Skylarze, okej? –uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała mi w oczy.
-Więc nie rób ze mnie idiotki.
Przewróciłem oczami i odepchnąłem ją  na bok, wychodząc ze sklepu. Naprawdę zaczynała mnie wkurwiać. Nie dziwię się, że Chloe jej nienawidzi.
-Szkoda, bo wiesz... –zaczęła, wychodząc tuż za mną. –Sky kazał przekazać, że twoja stara znajoma też tam będzie. Jak jej tam...Taya? –przez jej twarz przeniknął cień uśmiechu.
Na to imię poczułem odruchowo milion dreszczy na swoim ciele. Byłem pewny, że deportowali ją do Kanady. A co jeśli to kolejna zasadzka?
Zacisnąłem szczękę, przygryzając wnętrze policzka.
-Rozumiem, że teraz ty robisz za ratlerka Skylara? –prychnąłem, krzyżując dłonie na torsie.
-Albo może na posłuszną suczkę Lucasa? –zadrwiłem, wtykając ręce w kieszenie spodni, wystawiając jedynie kciuki.
-Wolę ssać im fiuty, niż być zabawką na posyłki, tak jak ty, Bieber. –odgryzła się. Podniosłem głowę, podchodząc bliżej niej. Chwyciłem ją za szczękę, wbijając w nią palce.
-Powiedz to jeszcze raz, a mojego fiuta będziesz ssać bez zębów. –warknąłem, odpychając ją od siebie i odszedłem w kierunku auta.
Pierdolona suka. 

10 komentarzy:

  1. Kocham!
    Cudowny rozdział, tak jak samo opowiadanie!
    Uwielbiam, czekam na next'a/mrrAleksandra😂💕👌💎

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za suka z tej Any!!
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow :O Jesteś niesamowita, serio! Za każdym razem, jak czytam nowe rozdziały, rodzi się we mnie ogrom emocji! Piszesz genialnie i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Ten jest fantastyczny! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie moge sie ciebie naczytac. mogłaby czytac cie godzinami. mam nadzieje ze nastepny rozdzial juz nie dlugo. MISTRZOSTWO

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, ja już nie wiem co mam pisać w tych komentarzach bo każdy wzbudza we mnie te emocje. Jestem zachwycona, zaskoczona, zauroczona i zakochana w tej historii. Mimo że fabuła jest dość podobna - mam tu na myśli że Justin to taka hm, mafia, to są takie akcje, że zastanawiam się, jaką Ty musisz mieć za wyobraźnię! Jesteś świetną pisarką, i trochę mi szkoda, bo wiem jak dużo osób czyta tą historię a tylko garstka komentuje. Trzymam kciuki i pisz dalej skarbie.
    Psex. Genialny zwiastun! Sama robiłaś ? :>
    #much_love

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem fabuła nie jest ta sama :). Owszem, samodzielnie nad nim pracowałam :).

      Usuń
  6. Jejku, co rozdział to lepszy! Jesteś cudowna, to co piszesz jest cudowne. Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń