*POV Chloe*
Zajęcia w uczelni zaczęły się całkiem zwyczajnie...czyli
nudno. Nadgryzałam zębami końcówkę ołówka w zastanowieniu nad notatką z wykładu.
Natasha jak zwykle była skupiona jedynie na swoim telefonie i pisaniu ze swoim
cudownym Jasonem. Przewróciłam oczami. W sumie to chłopak jest w porządku,
chociaż wiem, że zależy mu tylko na jednym.
Wlepiłam wzrok w zegar wiszący na ścianie. 3...2...1...dzwonek.
Wreszcie. Wsadziłam notatnik do torby i wyszłam z sali.
-Chloe! –zawołał znajomy głos. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się, widząc Davida. Szedł w moją stronę z jagodzianką i ciepłą kawą. Jak zawsze wiedział co lubię.
-Ile jestem ci winna? –zapytałam, kładąc torbę na ławce w celu znalezienia portmonetki.
-Daj spokój, nie wygłupiaj się. –powiedział całkiem poważnie. –Dzięki. –pocałowałam go w policzek, przyjmując od niego moje „drugie śniadanie”.
Nie pamiętam ile razy musiałam go przepraszać za to, że mój były spuścił mu solidne manto. Mimo, że minęły już trzy miesiące, na jego twarzy wciąż widniało kilka blizn bo szwach. Lubiłam z nim przebywać, był w porządku wobec mnie i nawet nie odsunął się po incydencie z Collinem. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy jego nos zatopił się w piance kawy. Wytarł się serwetką i wyjął telefon z kieszeni, kiedy ten zaczął wibrować. Zmarszczył łuk brwiowy i spojrzał na mnie.
-Nie mamy podstaw psychologii. –przybrał dziwny wyraz twarzy, drapiąc się po karku. –Jak to? –zdziwiłam się, patrząc na ekran jego telefonu. Sarah-kuzynka Davida wysłała mu snapa z wywieszoną kartką na naszej tablicy ogłoszeń „zajęcia odwołane do końca miesiąca”.
-Rektor mówił, że Bieber jest na okres próbny trzech miesięcy, ale przecież dobrze sobie radził, nie? –zapytał.
Przełknęłam ślinę i znacznie zbladłam.
-Nie wyrzuciłby go. Nie miałby nikogo na zastępstwo, dlatego zajęcia są odwołane. –stwierdziłam, jednocześnie tracąc apetyt.
-Sam się zwolnił? –przyglądał mi się chwilę. Pokręciłam głową. –Wątpię.
Podniosłam głowę, poddając się całkowitemu zamyśleniu.
Dorabiał gdzieś na boku. Może jest zajęty tamtą pracą? Może jest chory? Może wyjechał?
Zmarszczyłam czoło i pośpiesznie pocałowałam Davida w czubek głowy. –Muszę iść, dzięki za śniadanie! –powiedziałam i chwyciłam za torbę, kierując się szybkim krokiem do wyjścia.
Coś tu jest pieprzenie nie tak.
Zawody! No tak, przecież Justin był członkiem drużyny mojego brata. Zbiegłam po kręconych schodach, trącając kilka osób ramieniem i otrzymując w zamian „uważaj jak lecisz!” albo „halo, pali się czy co?!”. Przygryzłam nerwowo wargę, szukając wzrokiem Lucasa.
-Ana! –zawołałam, widząc jak wychodzi z łazienki. –Czego chcesz? –skrzyżowała ręce na piersiach, podnosząc wyzywająco łuk brwiowy. Naprawdę miałam ochotę strzelić ją w pysk, ale nie tym razem.
-Gdzie jest mój brat? –zapytałam.
Kiedy ten wyłonił się zza jej pleców, prawie mnie zemdliło. W szkolnej łazience? Poważnie?
-Jesteście obleśni. –skrzywiłam się i zadrżałam z obrzydzenia.
Chłopak przewrócił oczami i spojrzał na mnie z politowaniem. –Nawijaj o co chodzi. Nie mam czasu.
-Właśnie widzę. –skwitowałam, mierząc wzrokiem jego szmulę.
-Nie grasz meczu w najbliższym czasie? –rzuciłam w końcu.
Wywinął wargę w krótkim zamyśleniu i pokręcił głową. –Nie. –wykrzywił usta. –Czemu pytasz?
Westchnęłam z jednej strony z ulgą, a z drugiej wciąż miałam w głowie milion pytań.
-Nie widzieliście Justina? –zacisnęłam palce na torbie z nadzieją. –Pana Biebera? –usłyszałam za sobą głos rektora. Odwróciłam się w jego stronę. –Tak. –zacisnęłam wargi.
-Zabrał papiery dziś rano. Pan Bieber już tu nie uczy. –powiedział. Przełknęłam ślinę, czując jak kolana mi się uginają.
-Zwolnił się? –zapytał mój brat. –Na to wygląda.
Coś ścisnęło mi gardło, a do oczu napłynęły łzy. Łzy bezradności. Coś było kurewsko nie tak.
-Chloe! –zawołał znajomy głos. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się, widząc Davida. Szedł w moją stronę z jagodzianką i ciepłą kawą. Jak zawsze wiedział co lubię.
-Ile jestem ci winna? –zapytałam, kładąc torbę na ławce w celu znalezienia portmonetki.
-Daj spokój, nie wygłupiaj się. –powiedział całkiem poważnie. –Dzięki. –pocałowałam go w policzek, przyjmując od niego moje „drugie śniadanie”.
Nie pamiętam ile razy musiałam go przepraszać za to, że mój były spuścił mu solidne manto. Mimo, że minęły już trzy miesiące, na jego twarzy wciąż widniało kilka blizn bo szwach. Lubiłam z nim przebywać, był w porządku wobec mnie i nawet nie odsunął się po incydencie z Collinem. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy jego nos zatopił się w piance kawy. Wytarł się serwetką i wyjął telefon z kieszeni, kiedy ten zaczął wibrować. Zmarszczył łuk brwiowy i spojrzał na mnie.
-Nie mamy podstaw psychologii. –przybrał dziwny wyraz twarzy, drapiąc się po karku. –Jak to? –zdziwiłam się, patrząc na ekran jego telefonu. Sarah-kuzynka Davida wysłała mu snapa z wywieszoną kartką na naszej tablicy ogłoszeń „zajęcia odwołane do końca miesiąca”.
-Rektor mówił, że Bieber jest na okres próbny trzech miesięcy, ale przecież dobrze sobie radził, nie? –zapytał.
Przełknęłam ślinę i znacznie zbladłam.
-Nie wyrzuciłby go. Nie miałby nikogo na zastępstwo, dlatego zajęcia są odwołane. –stwierdziłam, jednocześnie tracąc apetyt.
-Sam się zwolnił? –przyglądał mi się chwilę. Pokręciłam głową. –Wątpię.
Podniosłam głowę, poddając się całkowitemu zamyśleniu.
Dorabiał gdzieś na boku. Może jest zajęty tamtą pracą? Może jest chory? Może wyjechał?
Zmarszczyłam czoło i pośpiesznie pocałowałam Davida w czubek głowy. –Muszę iść, dzięki za śniadanie! –powiedziałam i chwyciłam za torbę, kierując się szybkim krokiem do wyjścia.
Coś tu jest pieprzenie nie tak.
Zawody! No tak, przecież Justin był członkiem drużyny mojego brata. Zbiegłam po kręconych schodach, trącając kilka osób ramieniem i otrzymując w zamian „uważaj jak lecisz!” albo „halo, pali się czy co?!”. Przygryzłam nerwowo wargę, szukając wzrokiem Lucasa.
-Ana! –zawołałam, widząc jak wychodzi z łazienki. –Czego chcesz? –skrzyżowała ręce na piersiach, podnosząc wyzywająco łuk brwiowy. Naprawdę miałam ochotę strzelić ją w pysk, ale nie tym razem.
-Gdzie jest mój brat? –zapytałam.
Kiedy ten wyłonił się zza jej pleców, prawie mnie zemdliło. W szkolnej łazience? Poważnie?
-Jesteście obleśni. –skrzywiłam się i zadrżałam z obrzydzenia.
Chłopak przewrócił oczami i spojrzał na mnie z politowaniem. –Nawijaj o co chodzi. Nie mam czasu.
-Właśnie widzę. –skwitowałam, mierząc wzrokiem jego szmulę.
-Nie grasz meczu w najbliższym czasie? –rzuciłam w końcu.
Wywinął wargę w krótkim zamyśleniu i pokręcił głową. –Nie. –wykrzywił usta. –Czemu pytasz?
Westchnęłam z jednej strony z ulgą, a z drugiej wciąż miałam w głowie milion pytań.
-Nie widzieliście Justina? –zacisnęłam palce na torbie z nadzieją. –Pana Biebera? –usłyszałam za sobą głos rektora. Odwróciłam się w jego stronę. –Tak. –zacisnęłam wargi.
-Zabrał papiery dziś rano. Pan Bieber już tu nie uczy. –powiedział. Przełknęłam ślinę, czując jak kolana mi się uginają.
-Zwolnił się? –zapytał mój brat. –Na to wygląda.
Coś ścisnęło mi gardło, a do oczu napłynęły łzy. Łzy bezradności. Coś było kurewsko nie tak.
Ścisnęłam telefon w dłoniach i usiadłam na ławce przed uczelnią.
Chwilę przypatrywałam się kilku cyfrowym numerze telefonu i kliknęłam „zadzwoń”.
Przystawiłam słuchawkę do ucha. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Połączenie zostało przerwane.
Wrzuciłam go z powrotem do torby i przełknęłam ślinę przez ściśnięte gardło. Nie to, że za nim tęsknię.
Bo tęsknisz, mała.
Nie to, że coś do niego czuję...
Bo czujesz...
Przyzwyczaiłam się do niego przez ten czas. Najbardziej boli mnie to, że nie pożegnał się ze mną.
Widocznie ma cię w dupie, kretynko.
Moja podświadomość zaczęła mnie dręczyć.
Sama mu na to pozwoliłaś, do kogo teraz masz pretensje?
Odchyliłam głowę na oparciu ławki, gryząc wnętrze policzka.
Przystawiłam słuchawkę do ucha. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Połączenie zostało przerwane.
Wrzuciłam go z powrotem do torby i przełknęłam ślinę przez ściśnięte gardło. Nie to, że za nim tęsknię.
Bo tęsknisz, mała.
Nie to, że coś do niego czuję...
Bo czujesz...
Przyzwyczaiłam się do niego przez ten czas. Najbardziej boli mnie to, że nie pożegnał się ze mną.
Widocznie ma cię w dupie, kretynko.
Moja podświadomość zaczęła mnie dręczyć.
Sama mu na to pozwoliłaś, do kogo teraz masz pretensje?
Odchyliłam głowę na oparciu ławki, gryząc wnętrze policzka.
Nie mam siły wracać na zajęcia. Znów chwyciłam za telefon.
Do: David :) :
Źle się czuję, wracam do akademika.
Źle się czuję, wracam do akademika.
Od: David :) :
Odprowadzić cię? Może czegoś potrzebujesz? Co się dzieje?
Odprowadzić cię? Może czegoś potrzebujesz? Co się dzieje?
Uśmiechnęłam się blado. Kochany przyjaciel.
Do: David :) :
Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Nic, może to przez nadmiar cukru. Przesłodziłam kawę.
Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Nic, może to przez nadmiar cukru. Przesłodziłam kawę.
Skłamałam, nie chciałam, żeby niepotrzebnie się denerwował.
Od: David :) :
Skoro tak mówisz. Dzwoń, gdyby coś było nie tak. Od razu przyjadę.
Skoro tak mówisz. Dzwoń, gdyby coś było nie tak. Od razu przyjadę.
Do: David :) :
Kk, nie przejmuj się x
Kk, nie przejmuj się x
Westchnęłam krótko. Włożyłam klucz do zamka. Zmarszczyłam
czoło, kiedy ten nie chciał się przekręcić. Drzwi były otwarte. Pociągnęłam za
klamkę i weszłam do środka. Pewnie Tasha znów zapomniała ich zamknąć. Zmieni
zdanie, kiedy w końcu nas okradną. Zdjęłam z siebie kurtkę wraz z butami.
Wyłączyłam telefon, by nikt nie przeszkadzał mi przez resztę dnia i odłożyłam
go na regał. Postanowiłam wziąć prysznic, który pomógłby mi w zrelaksowaniu się
i przyswojeniu do siebie nowych informacji. Zamknęłam za sobą drzwi, nie
przekręcając klucza. W końcu kto mógłby tu wejść, jeśli byłam tu sama?
*POV Justin*
-Proszę, Panie Bieber. –drzwi od gabinetu otworzyła mi
sekretarka. Przygryzłem dolną partię ust z lekkim zdenerwowaniem.
Wszedłem do środka i uścisnąłem dłoń rektorowi, który nieznacznie wychylił się zza biurka.
-Jest pan pewien? –zapytał mnie, kiedy usiadłem na krześle. Ścisnąłem teczkę z dokumentami w dłoniach, wpatrując się w nagłówek pierwszej strony „wypowiedzenie”.
Ne robię tego dla siebie, ale dla bezpieczeństwa osób z uczelni.
Gdyby ten koleś się dowiedział, po prostu zabrał by papiery, nawet nie chcąc wymienić ze mną słowa.
-Tak. –skinąłem głową. –Jestem pewien, rektorze.
Przyglądał mi się chwilę, głaszcząc się po zaroście. Wypuścił powietrze i wzruszył ramionami.
-Cóż, nie będę tu Pana trzymał na siłę. –posłał mi kojący uśmiech.
-Gdybyś jednak zmienił zdanie...
Podniosłem spojrzenie na niego i pewnym ruchem położyłem teczkę na jego biurku.
-Nie zmienię. –kłóciłem się z myślami.
Odchylił się na fotelu, rzucając wzrokiem na aktówkę. Znów patrzył na mnie.
-Mogę wiedzieć, co skłoniło cię do takiej decyzji? –skupił się na moich oczach.
Westchnąłem krótko, przebiegając palcami po włosach. W międzyczasie myślałem nad sensem swojej wypowiedzi.
Wszedłem do środka i uścisnąłem dłoń rektorowi, który nieznacznie wychylił się zza biurka.
-Jest pan pewien? –zapytał mnie, kiedy usiadłem na krześle. Ścisnąłem teczkę z dokumentami w dłoniach, wpatrując się w nagłówek pierwszej strony „wypowiedzenie”.
Ne robię tego dla siebie, ale dla bezpieczeństwa osób z uczelni.
Gdyby ten koleś się dowiedział, po prostu zabrał by papiery, nawet nie chcąc wymienić ze mną słowa.
-Tak. –skinąłem głową. –Jestem pewien, rektorze.
Przyglądał mi się chwilę, głaszcząc się po zaroście. Wypuścił powietrze i wzruszył ramionami.
-Cóż, nie będę tu Pana trzymał na siłę. –posłał mi kojący uśmiech.
-Gdybyś jednak zmienił zdanie...
Podniosłem spojrzenie na niego i pewnym ruchem położyłem teczkę na jego biurku.
-Nie zmienię. –kłóciłem się z myślami.
Odchylił się na fotelu, rzucając wzrokiem na aktówkę. Znów patrzył na mnie.
-Mogę wiedzieć, co skłoniło cię do takiej decyzji? –skupił się na moich oczach.
Westchnąłem krótko, przebiegając palcami po włosach. W międzyczasie myślałem nad sensem swojej wypowiedzi.
Bez pierdolenia,
Brown, bo nie mam czasu na twoje jebane pytania, rozumiesz?
W tej chwili miałem ochotę uderzyć pięściami o stół, aż załamałby się pod ich ciężarem. Kurwa mać.
Co mam ci powiedzieć, grubasie, że haruję na dragach? Że Skylar ma na mnie pierdolonego haka i chce się zemścić, żebym to ja pracował na niego? Nie chcę narażać nikogo z tego kurewskiego gówna, którym nazywasz „uczelnią”, więc siedź na tej tłustej dupie i nie zadawaj mi tych skurwiałych pytań, czaisz?!
W tej chwili miałem ochotę uderzyć pięściami o stół, aż załamałby się pod ich ciężarem. Kurwa mać.
Co mam ci powiedzieć, grubasie, że haruję na dragach? Że Skylar ma na mnie pierdolonego haka i chce się zemścić, żebym to ja pracował na niego? Nie chcę narażać nikogo z tego kurewskiego gówna, którym nazywasz „uczelnią”, więc siedź na tej tłustej dupie i nie zadawaj mi tych skurwiałych pytań, czaisz?!
-Interesy, rozumie rektor, nie dałbym rady połączyć nauki
studentów wraz z obowiązkami nałożonymi na mnie z uprzedniej pracy. Poza tym to
nie jest w Sydney, więc problemem jest także dojazd. –powiedziałem.
Przynajmniej w tej sprawie byłem szczery.
-No dobrze. –pokiwał głową, wstając z siedzenia. Powtórzyłem ten sam ruch. Wyciągnął do mnie dłoń, mówiąc, jak to miło się ze mną współpracowało. Ta, jasne. Za dobrze znałem tego kutasa.
-No dobrze. –pokiwał głową, wstając z siedzenia. Powtórzyłem ten sam ruch. Wyciągnął do mnie dłoń, mówiąc, jak to miło się ze mną współpracowało. Ta, jasne. Za dobrze znałem tego kutasa.
Wyjąłem kluczyki od samochodu i zbiegłem po schodach, by
wyjść na parking. Otwierając drzwi od auta, ujrzałem znajomą sylwetkę, która
właśnie wchodziła do uczelni od strony dziedzińca. Była na tyla zajęta rozmową
z Natashą, że nie zauważyła mnie. Może to lepiej.
W drodze do baru mieszało się we mnie wiele uczuć. Nie wiem,
czy byłem wściekły, czy zdezorientowany, czy...cokolwiek. Znów poczułem się jak
w więzieniu. Swoboda podejmowania decyzji została mi odebrana, jeśli chcę
dobrze dla siebie i innych. Tak będzie lepiej. Udawaj, że tego nie było.
Kompletna amnezja, nic nowego. Zatrzymałem się na światłach i odchyliłem głowę
na zagłówku. To tylko chwila.
-Cholera! –uderzyłem dłońmi w kierownicę. Pieprzona... nie potrafię wyrzucić jej z głowy.
Spojrzałem na siedzenie obok. Ten pierwszy raz, kiedy tu była.
-Cholera! –uderzyłem dłońmi w kierownicę. Pieprzona... nie potrafię wyrzucić jej z głowy.
Spojrzałem na siedzenie obok. Ten pierwszy raz, kiedy tu była.
-Nie będziesz
prowadzić w takim stanie. –zarządziłem i pociągnąłem ją za ramię.
-Zostaw mnie! –szarpnęła ręką, patrząc na mnie gniewnie.
-Hej, zabieram cię do domu. –oznajmiłem, nie oczekując jej odpowiedzi.
-Cokolwiek. Zabierz mnie stąd, błagam. –mruknęła, wycierając usta o rękaw. –Wyglądam jak gówno. –skwitowała.
-Wyglądasz jak pijana. –powiedziałem rozbawiony jej postawą. Jęknęła. –Dobrze, że mnie matka nie widzi.
-Zostaw mnie! –szarpnęła ręką, patrząc na mnie gniewnie.
-Hej, zabieram cię do domu. –oznajmiłem, nie oczekując jej odpowiedzi.
-Cokolwiek. Zabierz mnie stąd, błagam. –mruknęła, wycierając usta o rękaw. –Wyglądam jak gówno. –skwitowała.
-Wyglądasz jak pijana. –powiedziałem rozbawiony jej postawą. Jęknęła. –Dobrze, że mnie matka nie widzi.
Uśmiechnąłem się mimowolnie na to wspomnienie. Zacisnąłem
mocniej dłonie na kierownicy, ruszając, kiedy światło znów zmieniło się na
zielone. Mój telefon zadzwonił. Nie patrzyłem nawet kto dzwoni, po prostu
odrzuciłem połączenie, nie mając głowy do rozmowy.
Oczami wyobraźni wciąż byłem w tamtym wydarzeniu.
Oczami wyobraźni wciąż byłem w tamtym wydarzeniu.
-Doprowadziłaś się do
takiego stanu, machałaś kieliszkiem jakby to była oranżada i wywijałaś tyłkiem
lepiej niż niejedna striptizerka... i przejmuje cię to, co by powiedziała twoja
matka? –zapytałem, unosząc łuk brwiowy. Otworzyła usta ze zdumienia, jednak już
za chwilę przymknęła wargi z zaczerwienionymi policzkami.
-Wsiadaj. –podszedłem do samochodu, otwierając jego drzwi i wsiadając do środka. Po lekkim zawahaniu widziałem, jak również wsiadła.
-Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Gwałt to nie moja klasa. –prychnąłem z rozbawieniem.
-Wsiadaj. –podszedłem do samochodu, otwierając jego drzwi i wsiadając do środka. Po lekkim zawahaniu widziałem, jak również wsiadła.
-Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Gwałt to nie moja klasa. –prychnąłem z rozbawieniem.
Z zamyśleń wyrwały mnie światła zamykanego szlabanu
kolejowego. Zdążyłem w porę zahamować.
Oboje robiliśmy głupoty, kiedy byliśmy pijani i... coś tknęło mnie, jakbym dostał bezdechu.
Ciężko wypuściłem powietrze z ust. Prawie miałem ją w ramionach. Prawie była moja.
Przełknąłem nerwowo ślinę, wpatrując się w przejeżdżające wagony. Z tamtej nocy mam jedynie prześwity, gubiące się gdzieś w mojej głowie.
Oboje robiliśmy głupoty, kiedy byliśmy pijani i... coś tknęło mnie, jakbym dostał bezdechu.
Ciężko wypuściłem powietrze z ust. Prawie miałem ją w ramionach. Prawie była moja.
Przełknąłem nerwowo ślinę, wpatrując się w przejeżdżające wagony. Z tamtej nocy mam jedynie prześwity, gubiące się gdzieś w mojej głowie.
Zapach jej skóry. Ciepło jej warg. Palący dotyk. Jęki
przyjemności.
Zamknąłem oczy, próbując zlepić to wszystko w jedną całość.
Zamknąłem oczy, próbując zlepić to wszystko w jedną całość.
-Jesteś tak
gorąca...-szeptałem. Gorący oddech odbijał się o jej skórę, przyprawiając ją o
dreszcze. Składałem mokre pocałunki na jej szyi. Jęknęła głośno i pociągnęła mnie
za włosy. Mnie to tylko podjudziło do działania, mocniej naparłem na nią
biodrami, ocierając się we własnym rytmie. Wiedziałem, że czując moją męskość po prostu odpływała. Jedynie moje gorące usta
ssały jej skórę na szyi aż do czerwoności, przypominając jej o tym gdzie się
znajduje.
-Justin...-zaskomlała, nie mogąc znieść już napięcia.
-Wiem, kotku. –wymruczałem jej do ucha niskim tonem.
-Justin...-zaskomlała, nie mogąc znieść już napięcia.
-Wiem, kotku. –wymruczałem jej do ucha niskim tonem.
Jęknąłem, czując jak teraz to na mnie wpłynęło. Spojrzałem w
dół i przekląłem pod nosem. Ta dziewczyna pieprzy mnie nawet w myślach.
Poprawiłem się na siedzeniu, oddychając, jakbym właśnie przebiegł maraton.
Pokręciłem głową i nacisnąłem na pedał gazu, kiedy pociąg zdążył już
przejechać.
Kilka minut później byłem już przed barem. Wysiadłem z
samochodu i ruszyłem do środka. Rozejrzałem się po jego wnętrzu, przed
południem było tu całkiem spokojnie. Kilka osób zapijało smutki w alkoholu. W
sumie to mógłbym się do nich dołączyć, ale miałem lepsze zajęcia, niż użalanie
się nad sobą.
Podszedłem do lady i oparłem ręce na drewnianej wyspie, patrząc na młodą barmankę. Jej cycki były na tyle ściśnięte przez jej „strój roboczy” (jeśli tak można nazwać lateksowy stanik i jeansowy szorty), że prawie z niego wyskoczyły. Cóż, mnie tym nie zachwyciła, ale może reszta się skusi.
-Jest Sky? –rzuciłem, obserwując ruchy młodej dziewczyny.
-Wyszedł jakieś 15 minut temu. –odpowiedziała, polerując kieliszki po wódce.
Przegryzłem wnętrze policzka, sunąc palcami po blacie, zwijając ręce w pięści.
-Nie mówił gdzie idzie? –uniosłem łuk brwiowy, zerkając na zegar wiszący na ścianie, obserwując jak wskazówki powoli wybijają upływające sekundy.
Dziewczyna na chwilę się zatrzymała, patrząc gdzieś w bok. Zastanawiała się.
-Wspominał coś o niedokończonej sprawie. Że wróci późno. Coś w tym stylu. –wzruszyła ramionami, odkładając kieliszki na półkę.
Zamarłem, a moje serce znów zaczęło szybciej bić.
-Kurwa...-zacisnąłem szczękę i zerwałem się z miejsca, biegnąc z powrotem do samochodu.
Trzęsącymi się dłońmi wcisnąłem kluczyki do stacyjki, od razu wrzucając na najwyższy bieg.
Trzymałem jedną ręką kierownicę, drugą szukałem telefonu, którym przedtem gdzieś rzuciłem. Kiedy go znalazłem, od razu wybrałem numer do Chloe.
Podszedłem do lady i oparłem ręce na drewnianej wyspie, patrząc na młodą barmankę. Jej cycki były na tyle ściśnięte przez jej „strój roboczy” (jeśli tak można nazwać lateksowy stanik i jeansowy szorty), że prawie z niego wyskoczyły. Cóż, mnie tym nie zachwyciła, ale może reszta się skusi.
-Jest Sky? –rzuciłem, obserwując ruchy młodej dziewczyny.
-Wyszedł jakieś 15 minut temu. –odpowiedziała, polerując kieliszki po wódce.
Przegryzłem wnętrze policzka, sunąc palcami po blacie, zwijając ręce w pięści.
-Nie mówił gdzie idzie? –uniosłem łuk brwiowy, zerkając na zegar wiszący na ścianie, obserwując jak wskazówki powoli wybijają upływające sekundy.
Dziewczyna na chwilę się zatrzymała, patrząc gdzieś w bok. Zastanawiała się.
-Wspominał coś o niedokończonej sprawie. Że wróci późno. Coś w tym stylu. –wzruszyła ramionami, odkładając kieliszki na półkę.
Zamarłem, a moje serce znów zaczęło szybciej bić.
-Kurwa...-zacisnąłem szczękę i zerwałem się z miejsca, biegnąc z powrotem do samochodu.
Trzęsącymi się dłońmi wcisnąłem kluczyki do stacyjki, od razu wrzucając na najwyższy bieg.
Trzymałem jedną ręką kierownicę, drugą szukałem telefonu, którym przedtem gdzieś rzuciłem. Kiedy go znalazłem, od razu wybrałem numer do Chloe.
Wybrany numer nie odpowiada, prosimy zadzwonić później.
-Kurwa mać. –warknąłem, ponawiając połączenie.
Wybrany numer nie odpo...
Rozłączyłem się. Zacisnąłem szczękę, próbując jechać na
skróty jak tylko się dało. Drugą dłonią przeszukiwałem listę kontaktów.
Wybrałem odpowiedni numer i znów przystawiłem telefon do ucha.
Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. No dalej, odbierz.
-Halo? –odezwał się kobiecy głos.
-Chloe jest z tobą? –rzuciłem.
-Justin? Cała uczelnia o tobie mówi. Co się stało? –zapytała. Przewróciłem oczami.
-Chloe jest z tobą, do cholery? –warknąłem.
-...nie. David powiedział, że źle się czuła i wróciła do akademika.
Uderzyłem dłonią w kierownicę.
-Możesz to sprawdzić?
-Czy coś się...
-Natasha po prostu to sprawdź! –krzyknąłem w pełni wkurwiony.
-I weź ze sobą Jasona. –dodałem, rozłączając się. Czy wszyscy muszą zadawać tak wiele niepotrzebnych pytań? Oblizałem nerwowo wargi i wypuściłem powietrze z ust. Jeżeli ten kutas chociaż ją dotknie, przysięgam, że żaden chirurg nie pomoże poskładać mu jego mordy. Zacisnąłem palce na kierownicy, mając w głowie wiele czarnych scenariuszy. Cholera mam pieprzoną nadzieję, że jego tam nie ma. Mogą mnie uznać za chorego psychicznie, ale niech jego tam nie będzie. Błagam, do chuja.
Będę miał chore wyrzuty sumienia do końca życia. Moje knycie zbladły z nacisku rąk na kierownicę. Słyszałem jak mocno waliło mi serce. Jeszcze trochę i dostanę pieprzonej arytmii przez tego skurwysyna.
Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. No dalej, odbierz.
-Halo? –odezwał się kobiecy głos.
-Chloe jest z tobą? –rzuciłem.
-Justin? Cała uczelnia o tobie mówi. Co się stało? –zapytała. Przewróciłem oczami.
-Chloe jest z tobą, do cholery? –warknąłem.
-...nie. David powiedział, że źle się czuła i wróciła do akademika.
Uderzyłem dłonią w kierownicę.
-Możesz to sprawdzić?
-Czy coś się...
-Natasha po prostu to sprawdź! –krzyknąłem w pełni wkurwiony.
-I weź ze sobą Jasona. –dodałem, rozłączając się. Czy wszyscy muszą zadawać tak wiele niepotrzebnych pytań? Oblizałem nerwowo wargi i wypuściłem powietrze z ust. Jeżeli ten kutas chociaż ją dotknie, przysięgam, że żaden chirurg nie pomoże poskładać mu jego mordy. Zacisnąłem palce na kierownicy, mając w głowie wiele czarnych scenariuszy. Cholera mam pieprzoną nadzieję, że jego tam nie ma. Mogą mnie uznać za chorego psychicznie, ale niech jego tam nie będzie. Błagam, do chuja.
Będę miał chore wyrzuty sumienia do końca życia. Moje knycie zbladły z nacisku rąk na kierownicę. Słyszałem jak mocno waliło mi serce. Jeszcze trochę i dostanę pieprzonej arytmii przez tego skurwysyna.
Zatrzymałem się przed akademikiem, wyskakując z samochodu.
Trzasnąłem drzwiami i wbiegłem do środka. Odpuszczę sobie windę. Czekając w
niej, rozpierdoliłbym wszystkich, którzy by tam byli z niecierpliwości. Biegłem
po schodach na górę, niejednokrotnie trącając kogoś ramieniem czy przepychając
się między ludźmi. Nie było czasu na pierdolenie się z nimi. Kiedy stanąłem
przed odpowiednimi drzwiami, pociągnąłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Zacisnąłem
zęby i wszedłem do środka. Cicho je przymknąłem i ruszyłem w głąb mieszkania.
Ktoś brał prysznic, strumień wody charakterystycznie obijał się o kabinę
prysznicową. Cóż, dotarłem tu szybciej niż ta dwójka.
Kiedy przesunąłem drzwi od sypialni, poczułem mocne uderzenie w plecy, które powaliło mnie na podłogę. –Wiedziałem, że tu przyjdziesz. –zadrwił dobrze znany mi głos.
Podniosłem się z ziemi i pchnąłem go na ścianę, przygniatając jego szyję ramieniem. –Powiedziałem, żebyś trzymał się z dala od tego miejsca. –warknąłem.
-Nic dziwnego, że tak o nią walczysz. Ma niezłą dupę. –splunął mi w twarz. Przetarłem ją ręką i zwinąłem pięść, przywalając mu prosto w ryj.
-Pierdol się, Holmes. –moja klatka piersiowa zaczęła się szybciej poruszać.
Ten mały skurwiel zaczął się śmiać, osłaniając nos, z którego kapała krew.
-Gdyby nie ty, właśnie bym pieprzył ją. –skinął głową w stronę łazienki. Nie wytrzymałem, rzuciłem się na niego.
-Jus...-usłyszałem za sobą drżący głos.
-Chloe...-spojrzałem w jej stronę, co wykorzystał mój napastnik, powalając mnie na ziemię.
-Wyjdź stąd! –krzyknąłem.
Dopiero teraz spostrzegłem, że Sky trzyma nóż w ręku. Trzymałem go za nadgarstki, odpychając je od siebie, jednak ten naciskał na mnie coraz mocniej. Poczułem pieczenie na policzku, spowodowane rozcięciem. Kopnąłem go w brzuch i odrzuciłem na bok. –Wyjdź stąd, rozumiesz?! –warknąłem.
-Co się tu do cholery dzieje?! –krzyknął znajomy głos.
Dezorientując moją uwagę, poczułem nóż przeszywający mój bok. Jęknąłem.
Ostateczne uderzenie w tył głowy było dla mnie decydujące. Ciemność przed oczami i krzyk, który rozległ się w moich uszach.
Kiedy przesunąłem drzwi od sypialni, poczułem mocne uderzenie w plecy, które powaliło mnie na podłogę. –Wiedziałem, że tu przyjdziesz. –zadrwił dobrze znany mi głos.
Podniosłem się z ziemi i pchnąłem go na ścianę, przygniatając jego szyję ramieniem. –Powiedziałem, żebyś trzymał się z dala od tego miejsca. –warknąłem.
-Nic dziwnego, że tak o nią walczysz. Ma niezłą dupę. –splunął mi w twarz. Przetarłem ją ręką i zwinąłem pięść, przywalając mu prosto w ryj.
-Pierdol się, Holmes. –moja klatka piersiowa zaczęła się szybciej poruszać.
Ten mały skurwiel zaczął się śmiać, osłaniając nos, z którego kapała krew.
-Gdyby nie ty, właśnie bym pieprzył ją. –skinął głową w stronę łazienki. Nie wytrzymałem, rzuciłem się na niego.
-Jus...-usłyszałem za sobą drżący głos.
-Chloe...-spojrzałem w jej stronę, co wykorzystał mój napastnik, powalając mnie na ziemię.
-Wyjdź stąd! –krzyknąłem.
Dopiero teraz spostrzegłem, że Sky trzyma nóż w ręku. Trzymałem go za nadgarstki, odpychając je od siebie, jednak ten naciskał na mnie coraz mocniej. Poczułem pieczenie na policzku, spowodowane rozcięciem. Kopnąłem go w brzuch i odrzuciłem na bok. –Wyjdź stąd, rozumiesz?! –warknąłem.
-Co się tu do cholery dzieje?! –krzyknął znajomy głos.
Dezorientując moją uwagę, poczułem nóż przeszywający mój bok. Jęknąłem.
Ostateczne uderzenie w tył głowy było dla mnie decydujące. Ciemność przed oczami i krzyk, który rozległ się w moich uszach.
O KURWA MAĆ
OdpowiedzUsuńJAK BYM MOGŁA TO BYM TAK PRZYPIERDOLIŁA TEMU CAŁEMU HOLMESOWI ZE BY SIE POSRAŁ
CO TERAZ BEDZIE ? JEZUUU
CZEKAM NA NEXT
O boże! Genialny, lecz krótki ;-;
OdpowiedzUsuńCzekamy na next'a/xxx
jejku czemu nam to robisz w takim momencie... juz nie moge sie doczekac <333 długo musimy czekac?
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna, przeczytałam wszystkie rozdziały od wczoraj i chce więcej. Masz świetny talent, czekamy kochana :'))
OdpowiedzUsuńJezus Maria! Co to ma być za koniec huh?! Mam nadzieję, że Justinowi nic wielkiego nie będzie i szybko ten mały skurwiel Holmes, zginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Oby.
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadanie i to, że jesteś świetną pisanką.
Zdecydowanie jedno z lepszych opowiadań jakie przeczytałam do tej pory. ;)
NO DAWAJ NASTĘPNY JUŻ PO CZEKAM I CZEKAM I SIĘ DOCZEKAĆ NIE MOGĘ !!!
OdpowiedzUsuń