Strony

poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 23

{ Chcę poinformować was, że niektóre wcześniejsze rozdziały OMM i OLT mogą się zmienić treścią, ponieważ będę je poprawiać i niektóre pisać od nowa }

*POV Justin*

-Justin... -ktoś poruszał moim ramieniem. Bąknąłem coś pod nosem i zmarszczyłem brwi. -Justin, proszę, obudź się. -szepnął znajomy głos.

Otworzyłem oczy, a widząc nad sobą Chloe, podniosłem się lekko.

-Co się dzieje, kochanie? -spytałem, przecierając dłonią zmęczoną twarz.
-Coś złego dzieje się u naszych nowych sąsiadów. -odparła. -Możesz to sprawdzić?

Westchnąłem ciężko i zerknąłem w stronę łóżeczka, gdzie spała Cassie. Oblizałem usta i powoli podniosłem się z łóżka.

-Nie powinniśmy wtrącać się w cudze sprawy. -skwitowałem, wsuwając na siebie jeansy. Kiedy usłyszałem jak za ścianą talerz rozbija się o ścianę, czemu towarzyszył kobiecy krzyk, zacisnąłem szczękę i chwyciłem za podkoszulek, wychodząc na klatkę schodową.

Było jakoś po drugiej w nocy. Na 6:00 miałem być w pracy i naprawdę chciałem się wyspać.

Kiedy zapukałem do drzwi, krzyki ustały. Ciężkie kroki maszerowały w stronę drzwi. Otworzył mi je mężczyzna, nieco masywniejszy ode mnie i zapewne starszy.

-Mogę w czymś pomóc? -burknął, wystawiając jedynie głowę.
-Narzeczona trochę się niepokoi. -westchnąłem i podrapałem się po karku. -Mam małe dziecko, a rano wstaję do pracy, mógłby pan zakończyć awanturę z partnerką? -mruknąłem, mierząc go wzrokiem.

On lekko zacisnął szczękę, a mimo tego uśmiechnął się sarkastycznie.
-Jaka tam awantura, mam niezdarną żonę. -machnął ręką, próbując mnie tym zbić z tropu.
-Jest druga w nocy. -wychrypiałem śpiącym głosem.
-Oczywiście, przepraszam. -burknął po czym zamknął drzwi na klucz.

Wzruszyłem ramionami i wróciłem do mieszkania.
-I co? -spytała Chloe. Jej troskliwa i opiekuńcza strona zawsze będzie moją ulubioną.
-Powiedział, że ma niezdarną żonę. -przewróciłem oczami i zdjąłem z siebie ubrania, z powrotem kładąc się do łóżka.

-Myślisz, że może być u nich przemoc? -szepnęła, siadając na łóżku. -To już trzeci raz. Po południu słyszałam jak ona krzyczy. -spojrzała na mnie i zacisnęła usta.

-Znasz ich w ogóle? -spytałem z półprzymkniętymi oczami.
-Nie bardzo. Wydają się być odizolowani. Raz widziałam tą dziewczynę w piekarni. -odparła.

Oblizałem lekko usta i wyciągnąłem do niej dłoń.
-Nie myśl o tym, kochanie. -wymruczałem i przesunąłem palcami po jej ramieniu. -Chodź, połóż się już. -szepnąłem. Kiedy to zrobiła, okryłem ją kołdrą i pozwoliłem, aby wtuliła się w mój tors. Objąłem ją ramieniem i pocałowałem czule jej czubek głowy.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.

***

Rano wziąłem prysznic, zaparzyłem herbatę i zrobiłem śniadanie dla nas obojga. Z tym, że ja swoje zjadłem, a dla Chloe pozostawiłem na jej nocnym stoliku.

Podszedłem do łóżeczka maluszka i pochyliłem się nad nią, uśmiechając się czule.

-Tata ucieka do pracy. -szepnąłem i pocałowałem czule małe czółko mojej córeczki. -Kocham cię. Bądź grzeczna. -wychrypiałem.

Z moją cudowną narzeczoną również się pożegnałem. Musnąłem jej policzek i pogłaskałem po ramieniu. Są warte każdych pieniędzy, aby je chronić.

Kiedy chciałem odejść, ona chwyciła mnie mocno za dłoń. Odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem się czule. Przykucnąłem obok niej i pocałowałem wierzch jej ręki.

-Uważaj na siebie. -szepnęła, a ja kiwnąłem głową.
-Dzwoń, gdyby coś się działo. Będę tak szybko jak się da. -odparłem i przejechałem kciukiem po jej policzku.

Wyszedłem z domu, a widząc sąsiada z wieczornego przedstawienia za ścianą, posłałem mu krzepiący uśmiech.

-Do pracy? -spytałem, otwierając drzwi do samochodu.
-Ta. -odwzajemnił grymas i podrapał się po brodzie. -Interesy.

To słowo nigdy nie kojarzyło mi się z czymś przyjemnym. Jestem po prostu przewrażliwiony.
Wsiadłem w samochód i ruszyłem do pracy.

*POV Chloe*

Rano przyjechała moja mama. Cieszyłam się na jej wizytę. Miałam wtedy chwilę dla siebie, a dwie najważniejsze kobiety w moim życiu uwielbiały być w swoim towarzystwie.

Wciąż jestem wdzięczna Bogu, że mimo tak wczesnego porodu, z moją córeczką wszystko jest w porządku. Miałam małe problemy z karmieniem jej. Musiałam ściągać pokarm z piersi i podawać jej mleko poprzez strzykawkę, tak jak małym szczeniaczkom.

Z uśmiechem na ustach przytuliłam moją księżniczkę i złożyłam czuły pocałunek na jej policzku.
Babcia już jedynie czekała na chwilę, gdy będzie mogła wziąć ją w swoje ramiona.

-Cassie jadła niedawno, jest przebrana, nie wychodź z nią proszę na spacer bo pogoda nie jest zbyt dobra a ona strasznie szybko może się przeziębić. -westchnęłam i przeczesałam włosy palcami.
-Nie ucz matki dzieci robić. -zachichotała i przywitała się z Cassandrą. -Moja księżniczka najdroższa.
Rozczuliłam się na ten widok i chwyciłam za torebkę.

-Justin późno dziś kończy, także nie będziecie się nawzajem kolidować, obiad jest w lodówce, wystarczy, że podgrzejesz. W razie potrzeby dzwoń. -powiedziałam, wsuwając na siebie płaszcz i pocałowałam jej policzek.

-Kocham cię mamo.
-Ja ciebie też. No już, uciekaj. -mrugnęła do mnie i zajęła się zabawianiem swojej wnuczki.

Miałam spotkać się z dyrektorką w sprawie ukończenia moich studiów. Zależało mi na tym fakcie.

Zamykałam właśnie drzwi, gdy usłyszałam szloch dochodzący z sąsiedniego mieszkania.

Zmarszczyłam lekko brwi, czując ukłucie w sercu. Justin kazał mi się nie wtrącać w sprawy innych, ale nie potrafię przejść obojętnie wobec krzywdy drugiego człowieka. I to jeszcze zza ściany.

Lekko zacisnęłam usta i spięłam się w sobie, aby zapukać do drzwi.

Płacz ustąpił, a ciche kroki potoczyły się do krawędzi.
-K-kto tam? -spytał kobiecy, zachrypnięty od płaczu głos.
-Tu Chloe, sąsiadka, mieszkam obok. -odparłam i zaczesałam kosmyk włosów za ucho.

-Czego chcesz?
Przełknęłam gulę w gardle i zerknęłam na swoje buty, jakgdyby były najbardziej interesującym obiektem na ten moment.

-Słyszałam twoją kłótnię z tym facetem w nocy. Już trzeci dzień ją słyszę...po prostu chciałabym ci jakoś pomóc. -odparłam.

-Odejdź. Daj mi spokój.
Oblizałam lekko usta i podgryzłam wargę, cicho wzdychając.

Wyjęłam notes ze swojej torebki a po chwili wygrzebałam z niej długopis. Napisałam na kartce ciąg cyfr i wyrwałam ją, aby po chwili wcisnąć ją przez szparę w dole drzwi.

-To jest mój numer telefonu. Gdyby coś się działo to zadzwoń. -powiedziałam z troską w głosie.

Nie otrzymałam odpowiedzi.

Wypuściłam świst powietrza, wychodząc z naszego bloku. Przed wyjściem spotkałam prawdopodobnie jej faceta, minęliśmy się.

Posłałam mu puste spojrzenie i wciągnęłam wargi, szybko odwracając wzrok. Budził niepokój i strach. Żadnego ciepła. Jestem pewna, że tu chodzi o coś więcej niż niezdarność żony.

Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam zadzwonić do Justina i wszystko mu opowiedzieć.

-Cześć kochanie. -jego sympatyczny głos podtrzymał mnie na duchu. -Byłaś już na uczelni?

Westchnęłam, cicho chrząkając.
-Nie. Jeszcze nie. -odparłam.
-Wszystko w porządku? Jeśli coś jest nie tak to po prostu mi powiedz, Chloe.

-Chodzi o naszych sąsiadów i... -Justin mi przerwał.
-Mówiłem ci, żebyś się nie mieszała w nieswoje sprawy. -westchnął ciężko. Pewnie teraz tylko go denerwuję.

-Justin, ja byłam u tej kobiety...
-Byłaś w ich mieszkaniu?! -uniósł ton swojego głosu, niczym nadopiekuńczy ojciec.

-Właściwie to nie. -podgryzłam wargę i przyłożyłam telefon do drugiego ucha. -Zaoferowałam jej pomoc, ale nie chciała mnie wpuścić. -powiedziałam. Byłam przejęta tą sytuacją. -Słyszałam jak ona płacze, Justin. To już nie był płacz ze zwykłego smutku. To już było wołanie o pomoc bo w tym domu dzieje się coś złego i jestem tego pewna. -uparcie trzymałam się swojej racji. Ja po prostu chciałam pomóc tej kobiecie.

-Nie zbawisz całego świata. -mruknął zdawkowo. -Kochanie, mamy małe dziecko, to jest nasz priorytet. -dodał i wypuścił świst powietrza. -Żaden związek nie jest idealny. Ludzie się kłócą. To jest normalne. Emocje upadną i będzie okej. My też się kłócimy. -próbował uspokoić mnie, ale to niewiele mu dało.

-Przypomnij sobie swojego ojca, jak on znęcał się nad wami i...
-Przestań. -warknął i zamilkł na chwilę.

Przełknęłam ślinę i od razu pożałowałam swoich słów...ale wiedziałam, że tylko to pozwoli mu na wyobrażenie sobie tej sytuacji.

-Ja...przepraszam, Justin.
-Jedź na uczelnię. Zajmij się sobą. -dodał beznamiętnie. -Wyślę tam kogoś, sprawdzą to.

I wtedy pojawił się we mnie płomień nadziei. Nie chcę by miała tak spieprzone życie jak ja w Los Angeles.
My z tym skończyliśmy i jestem pewna, że im też można pomóc.

1 komentarz: