niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 16

*POV Chloe*
Wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku. Nie chciałam zapeszać naszego szczęścia. Minęło już kilka tygodni. Małymi kroczkami spłacaliśmy długi. Nie powiem, że było nam łatwo. To był chyba najgorszy okres w moim życiu. Justin rozpoczął rehabilitację, by mógł normalnie stawiać kroki, ponieważ jego kuśtykanie czy chodzenie o kulach nie wychodziło mu najlepiej. Często na to narzekał, ale szczęście w nieszczęściu, że w ogóle może chodzić. Ja w końcu zgłosiłam się do lekarza. Zdziwienie mojego ginekologa było niesamowite, ale nie odwiedzanie go i nie robienie badań w sprawie swojej ciąży, tłumaczyłam brakiem czasu. Przymykał na to oko. Justin ani razu nie był ze mną na wizycie, dlatego gdy zaciągnęłam go tam tym razem, nie stawiał większych oporów. 
Oboje dość głośno westchnęliśmy. Musieliśmy stawić czoło rzeczywistości. Po tym wszystkim co oboje przeszliśmy, postanowiliśmy skupić się na sobie nawzajem. 
-Denerwujesz się? –spytałam. Chyba się zamyślił. Oczywiście, że się denerwuje. Nie potrafił usiedzieć na tyłku. Z drętwą miną przechadzał się z jednego końca korytarza do drugiego, a każdemu krokowi towarzyszył stukot kul, na których się podpierał. 
-Justin... –podniosłam nieco głos. 
-Huh? –mruknął, podnosząc w końcu na mnie nieco nieobecne spojrzenie. Oblizałam usta i przechyliłam głowę do boku.
-Pytałam, czy się denerwujesz.
-Ja? –uśmiechnął się, a jego jabłko Adama poruszyło się nerwowo. –Może trochę. –dodał zachrypniętym głosem. Wiem, że on też głęboko to przeżywał. Cieszyłam się jednak, że stał się bardziej odpowiedzialny, mniej lekkomyślny. Czuły, troskliwy. Poświęcał mi więcej czasu. Najbardziej cieszę się z faktu, że po narkotykach nie było ani śladu. Może czasem był trochę nieobecny, drażliwy, ale kiedy tylko wróciliśmy, na moich oczach wrzucił zawartość saszetek i wylał ciecz z butelek do toalety. Sama również dokładnie przeszukałam mieszkanie. Jeśli dziecko miałoby mieszkać w tym mieszkaniu, to na pewno nie z narkotykami obok. 
Spuściłam wzrok w dół, na swój zaokrąglony brzuch z delikatnym uśmiechem, głaszcząc delikatnie jego wierzch. Poczułam, że się dzidziuś się poruszył. Oh, chyba nawet ma czkawkę. Zachichotałam kompletnie bez powodu, na co Justin zmarszczył czoło. 
-Co się stało? –spytał, podchodząc bliżej. 
-Nic, kochanie. –odpowiedziałam, przygryzając wargę i cicho westchnęłam, patrząc w jego oczy. Widziałam w nich miłość, troskę...ale wciąż nutę zagubienia. 
-Pani Chloe Blackwell! –zawołała pielęgniarka. 
-To ja. –podniosłam się z siedzenia i uśmiechnęłam się do ukochanego. 
-Zapraszam do gabinetu. –dodała, znikając za drzwiami. 
-Chodź, kochanie. –powiedziałam do Justina i ruszyłam za kobietą. Kiedy oboje byliśmy w środku, ginekolog wskazał na kozetkę, prosząc mnie o podwinięcie bluzki i rozluźnienie. W takiej chwili byłam trochę zdenerwowana. Za każdym razem bałam się o maluszka, ale teraz, gdy Justin był obok nas, pocieszałam się w myślach. Podniosłam materiał koszulki pod piersi i swobodniej położyłam się na łóżku, przymykając powieki. 
Lekarz posmarował moje podbrzusze specjalnym żelem, przez co przez chwilę poczułam dreszcze spowodowanym chłodem i zacisnęłam usta. Kiedy przejeżdżał głowicą po mojej skórze, na ultrasonografie pojawiał się obraz usg. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc, jak nasz maluszek jest zwinięty w kłębuszek. Właśnie ssał kciuka. Spojrzałam na Justina, a widząc jego zaszklone oczy, mnie samej zachciało się płakać. Parsknęłam cichutko i wyciągnęłam do niego dłoń, którą on mocno ścisnął. Pochylił się na tyle ile mógł i musnął jej wierzch po czym pocałował mnie w czoło. Przymknęłam powieki pod jego dotykiem i spokojnie westchnęłam, czując, że jest obok. 
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Płód rozwija się prawidłowo. Nie widzę żadnych nieprawidłowości ani komplikacji. To 24 tydzień ciąży. –oznajmił ginekolog, a mnie spadł kamień z serca. Odchyliłam spokojnie głowę i oblizałam usta, mocniej ściskając dłoń Justina. On spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i odchylił głowę do tyłu, próbując wstrzymać wzruszenie. Po chwili odwrócił się i zamilkł. Słyszałam jak pociąga nosem. On płakał. On naprawdę płakał. 
-Chcecie państwo poznać płeć? –spytał lekarz, przyglądając się uważniej obrazowi na monitorze. Osobiście znałam płeć, ale myślę, że Justin także powinien wiedzieć. Pokiwałam potakująco głową i spojrzałam na ukochanego, który po chwili znów stanął obok mnie, wypuszczając powietrze z ust. Miał czerwone oczy a na twarzy wciąż błyszczały ślady łez, które starłam kciukiem. 
-To dziewczynka. –skwitował. Uśmiech nie schodził mi z ust.
-Słyszałeś? –spytałam, unosząc łuk brwiowy, kiedy patrzyłam na Justina. –Będziemy mieli córeczkę. –szepnęłam. Byłam cholernie podekscytowana, a serce mocniej mi zabiło. Poczułam, że to nowy rozdział w naszym życiu, którego nie możemy zmarnować. Tylko on, ja i nasza mała dziewczynka. Kiedy pochylił się nade mną, złączył nasze usta w czułym pocałunku i pogłaskał mnie po włosach. Odwzajemniłam pocałunek i przejechałam dłonią po jego policzku z miłością, którą go darzyłam. Po wyjściu od lekarza postanowiliśmy zrobić zakupy do domu. Postanowiłam zrobić wspólną kolację. Dawno nie spędzaliśmy czasu razem, w pełnym spokoju.
*POV Justin*
Po wspólnym wieczorze i kolacji, którą przygotowała Chloe, leżeliśmy w łóżku wtuleni w siebie. Nie mogłem zasnąć, to chyba z emocji. Cholera, dowiedziałem się, że będę miał córkę! Emocje były nie do opisania, choć myśl, że zostanę ojcem nieco mnie przerażała. Oblizałem usta i przełknąłem ślinę, wpatrując się w moją księżniczkę. W takich chwilach uświadamiam sobie jak bardzo ją kocham. Westchnąłem cicho i musnąłem jej czoło. Nie mogę wyrzucić z głowy myśli, że ją zdradziłem z obcą kobietą. Pozwoliłem jej pieprzyć się ze mną, by Chloe była bezpieczna. Kurwa, jak chujowo to brzmi. Miałem dziwne uczucie w sercu, które swoją drogą biło cholernie szybko. Brzydziłem się tego. Tej kobiety. Miałem szczerą nadzieję, że Skylar odstrzelił jej łeb. Jeśli ona się o tym dowie, będę skończony. Nie. Ona nie może się o tym dowiedzieć. Mój skarb. Moje oczy automatycznie się zaszkliły. Kocham ją. Jest dla mnie wszystkim. Jestem zakłamanym skurwysynem wobec niej. Wmówiłem jej, że Jaxon wyjechał bez słowa, kiedy kilka razy wypytywała mnie o niego. W końcu odpuściła. Nie powiedziałem jej o Jasonie, ani o tym, że z premedytacją spaliłem jego zwłoki. Nie powiedziałem jej jeszcze o tak wielu rzeczach. A ja? Ja znałem ją na wylot. Sytuacja, w której oboje się znajdowaliśmy, zmusiła Chloe do zerwania kontaktu z rodzicami oraz z Natashą. Wiem, że mogła czuć się samotna. I wiem też, że jest najsilniejszą kobietą w moim życiu. Obiecałem, że będę jej chronił...ale czasem mam wrażenie, że to ona chroni mnie. Nie mogę usiedzieć w domu. I tak już nie zasnę. Ostatni raz złożyłem czuły pocałunek na jej czole i uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Wyswobodziłem swoje z jej ramion i okryłem ją szczelniej pościelą. Podniosłem z fotela swoje ubrania i nie chcąc jej zbudzić, wyszedłem z sypialni. Wsunąłem na siebie przetarte jeansy, zapinając pasek oraz założyłem szarą bluzę. Ubrałem kurtkę i buty, wszystkie dokumenty pozostawiając w domu. Jedynie telefon schowałem w kieszeni kurtki. Miałem dość kuli, które zamiast mi pomagać, jedynie bardziej utrudniają mi życie, dlatego postanowiłem założyć stabilizator. Zamknąłem drzwi i przekręciłem zamki na wszystkie spusty, by mieć pewność, że moja Chloe będzie bezpieczna. Ostrożnie zszedłem schodami w dół i wyszedłem na kamienicę. Naciągnąłem kaptur na głowę i zrobiłem sobie spacer na cmentarz. Miałem wrażenie, że całe LA pogrążone jest we śnie, a ja sam, o 1:43, wałęsam się po mieście. Dziś była pełnia księżyca, przez co nie było wcale tak ciemno jak mogłoby się wydawać. Kiedy byłem już na terenie tego azylu dla dusz, wystarczyło jeszcze znaleźć właściwą parcelę. Drogę do niej znałem na pamięć. Westchnąłem i ruszyłem we wskazanym przez siebie kierunku. Miałem dziwne uczucie. Sam na cmentarzu. Kompletnie sam. Kiedy znalazłem nagrobek, uśmiechnąłem się drętwo i pogłaskałem palcami wierzch marmurowego pomnika z wyrytym napisem "Jaxon Bieber", datą jego narodzin jak i śmierci. Dziś mija pół roku od kiedy... przymknąłem powieki, a obrazy z pamiętnego dnia przeleciały mi przez głowę. Zabiłem go. Zamordowałem. To ja powinienem tam leżeć, a nie on. Ja powinienem zginąć. Przekląłem w duszy i przełknąłem łzy. 
-Wiesz, Jax... -zacząłem, oblizując suche usta. Przysiadłem na ławeczce, pochylając się nad jego grobem. -Nawet nie wiesz jak tęsknie. -wychrypiałem. W głowie słyszałem jego głos. On mówił do mnie. 
-Chloe jest w ciąży. Będziemy mieli córeczkę. -dodałem ze smutnym uśmiechem, bawiąc się przy tym palcami w nerwowy sposób. -Byłbyś świetnym wujkiem. Miałeś podejście do dzieci, nie to co ja. Kochały cię. -dodałem i zsunąłem kaptur z głowy, wbijając wzrok w lampkę, która ostatnimi siłami tliła swój ogień. 
-Mieliśmy masę problemów. -kontynuowałem. Musiałem mu o tym wszystkim powiedzieć, w końcu przez rehabilitację nie mogłem odwiedzać go tutaj. -Spłaciłem długi, a resztę pieniędzy przeznaczyłem na coś lepszego. Ale to niespodzianka. Chloe się spodoba. Ona kocha niespodzianki. -przyznałem i odchyliłem się na oparciu. -Wiesz, czasem myślałem, żeby po prostu ze sobą skończyć. Wziąć te prochy, zaćpać się lub strzelić sobie w łeb. Chciałem zniknąć, rozumiesz Jaxon? -mruknąłem, splatając swoje drżące palce. -Ale nie zrobiłem tego. Dwie najważniejsze kobiety trzymają mnie tutaj. To jest moja rodzina. Nie wyobrażam sobie siebie bez nich. Kocham je, Jax. -wyjaśniłem i przetarłem łzy, cicho chrząkając. -Nigdy nie widziałeś moich łez, bo nie chciałem pokazać ci, że jestem słaby. -dodałem i zaśmiałem się gorzko pod nosem. -Z drugiej strony, nie chcę widzieć Chloe w ramionach innego. Wolałbym wyrwać sobie serce, niż patrzyć na to. -potrząsnąłem głową i podniosłem się z miejsca. -A, jeszcze jedno. -wychrypiałem i ponownie przejechałem dłonią po nagrobku. -Wszystkiego najlepszego, mały. -dodałem krzepiąco i ruszyłem w stronę bram wyjściowych. Oblizałem usta i przejechałem palcami po moich włosach, pociągając za ich końcówki. Byłem na siebie wściekły. Kurewsko wściekły, że dałem się doprowadzić do takiego stanu. Mimo, że minęło już trochę czasu, ja wciąż odczuwam ból w kilku miejscach. Wiadomo, że to wszystko nie zagoi się magicznie po dniu rehabilitacji. Miałem problem, do którego nie potrafiłem się przyznać. I to chyba było najgorsze. Zawsze byłem zdany na siebie, nie potrzebowałem pomocy. Sam doskonale sobie ze wszystkim radziłem...ale czułem, że to tak dłużej nie może trwać. Chciałem znów mieć przy sobie swoich kumpli. W takim miejscu jak Los Angeles Chloe i moja mała dziewczynka nie będą bezpieczne. Nie oszukujmy się. Oblizałem usta i wypuściłem świst powietrza, powolnym krokiem idąc przed siebie. Zawsze musiałem wszystkim coś udowodnić. Że dam radę, że mogę to zrobić. Potrząsnąłem głową. Nie jestem idealny. Muszę się nauczyć przegrywać, zanim to rozpierdoli mi kompletnie psychikę. Czyżbym popadał w depresję? Nagle mój telefon zawibrował. Wyjąłem go z kieszeni i przesunąłem kciukiem po ekranie. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, w słuchawce rozbrzmiał łamiący się głos w Chloe.
-Gdzie ty jesteś? 
Automatycznie zaschło mi w gardle. 
-Poszedłem się przejść, kochanie. -odpowiedziałem po krótkiej chwili. -Coś się stało?
-Zostawiłeś kule w domu, byłam prawie pewna, że coś się stało. Proszę wracaj, Justin. -jęknęła, jak gdyby miała się zaraz rozpłakać. 
-Zaraz będę Chloe, nie denerwuj się. 
-Po prostu już wróć, nienawidzę, gdy zostawiasz mnie samą bez słowa. -dodała. Westchnąłem i mruknąłem cicho "dobra", rozłączając się. Gdy po dłuższym spacerze byłem już przed drzwiami, przekręciłem klucz i wszedłem do środka, a wtedy zauważyłem jak Chloe rzuciła szklanką w moją stronę. Cudem jej uniknąłem. 
-Nigdy więcej mnie nie zostawiaj! -krzyczała przez łzy. Byłem w cholernym szoku, nie mając pojęcia co się do cholery dzieje. Patrzyłem w jej stronę w pełnym osłupieniu, dopóki znów nie cisnęła we mnie wazonem. -Jak mogłeś zostawić mnie samą, kretynie?! -wykrzyczała, ściskając w dłoniach odłamek szkła. Dopiero po chwili zauważyłem, że krwawi. 
-Chloe...
-Nie waż się mnie więcej zostawiać, rozumiesz?! -wyrzucała z siebie krzyki, szlochając. Podszedłem do niej i mimo jej ciosów w moją klatkę piersiową, które miały mnie zmusić do odsunięcia, mocno ją przytuliłem i odwróciłem tyłem do siebie. 
-Shh...już, jestem przy tobie. -mruczałem do jej ucha, próbując utrzymać ją przy sobie, kiedy się wyrywała. W końcu zsunęliśmy się na dół, a ja wciąż przytulałem ją do siebie.
-Nie zostawiaj mnie... nigdy więcej nie zostawiaj mnie samej. -powtarzała, wtulając się w mój tors. -Nie zostawiaj mnie...
-Chloe nigdy bym cię nie zostawił. -wyszeptałem, sunąc dłońmi po jej ramionach. -Nie mogłem spać, musiałem wyjść. -dodałem i pocałowałem ją w tył głowy.
-Nie wiesz jak cholernie się bałam. -wyszeptała. 
-Jestem przy tobie, jesteś bezpieczna. -odpowiedziałem spokojnie i chwyciłem jej twarz w dłonie. -Spójrz na mnie. 
Kiedy uniosła na mnie swoje zapłakane oczy, sam miałem ochotę zalać się łzami jak dziecko. Przejechałem kciukami po jej policzkach, wycierając przy tym jej łzy. 
-Kocham cię i nigdy bym cię nie zostawił. -wyszeptałem i musnąłem czule jej skronie. -Kocham cię księżniczko. 
W końcu uśmiechnęła się do mnie, a ja dopiero teraz poczułem spokój. Jęknęła cicho, otwierając dłoń, która była zakrwawiona. Syknąłem cicho i podniosłem się z ziemi, pomagając jej wstać. -Chodź, musimy to opatrzyć. 
Pokiwała głową i poszła wraz ze mną do łazienki. Posadziłem ją na brzegu wanny i zacząłem grzebać w apteczce. Po wyjęciu z nich opatrunków i wody utlenionej, przykucnąłem przy niej i polałem ranę cieczą. Zacisnęła zęby i odchyliła głowę. Kiedy woda przestała buzować, przyłożyłem opatrunek do jej dłoni i zacząłem owijać ją bandażem, ostrożnie zaplątując supeł na końcu. 
-Gotowe. -uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją czule w czoło. 
-Chodź, musisz iść spać Chloe. -szepnąłem, na co ona pokiwała głową.

-Ja...przepraszam. -wydukała nieśmiało, spuszczając wzrok. Wyglądała niesamowicie uroczo, mimo, że przed chwilą próbowała mnie zabić.

3 komentarze:

  1. Super rozdział :* Mam nadzieję że będzie coraz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no nieźle. podoba mi sie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam pytanie bo juz sie pogubiłam, mogłabys mi powiedziec jak zginął Jaxon brat Justina bo nie moge sobie przypomnieć;( oczywiście rozdział świetny i czekam na wiecej:*

    OdpowiedzUsuń