poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 15

*POV Chloe*

Minęły trzy dni od tamtych wydarzeń.
Wstałam wcześnie rano. Zdążyłam wziąć prysznic i ubrać się w cieplejsze ciuchy. Grudzień w Los Angeles zapowiadał się wyjątkowo mroźnie. W domu właściwie nic się nie zmieniło. Mieszkanie z grubsza posprzątałam. Żeby nie wpaść w depresję czy paranoję, chwytam za ścierkę, szczotkę czy cokolwiek, by zająć swoje myśli. Skylar co jakiś czas przychodził, żeby sprawdzić jak się trzymam. Krzepiąco poklepywał mnie jak kumpla po ramieniu, mówiąc, że będzie dobrze. Krwawię wewnętrznie, gniję z żałości, a jedyne co usłyszę to „będzie dobrze”. Przecież jakoś sobie poradzisz, Chloe. Związałam włosy, by nie przeszkadzały mi w niczym i odetchnęłam cicho, kładąc dłonie na swoim brzuchu. Powinnam zgłosić się wreszcie na badania. Przynajmniej wiedziałabym na czym stoję. To była pora śniadania. Podeszłam do lodówki i otworzyłam ją. Przełknęłam ślinę. Była pusta. Jedynie do połowy opróżniona butelka mleka stała na jednej z półek. Trzasnęłam drzwiczkami i podniosłam się, kładąc dłoń na swoim czole i po raz kolejny rozryczałam się z bezradności. Wmieszaliśmy się w gówno, z którego łatwo nie wyjdziemy. Już sama nie wiem co mam robić. Wszystko jest teraz na mojej głowie. Mało brakuje, żeby komornik usiadł nam na mieszkaniu. I gdzie wtedy się podziejemy? Mamy masę długów, których nie mam za co spłacić. Milion razy przez głowę przechodziła mi myśl, żeby usunąć ciążę. Za każdym razem, gdy siadałam do komputera, sprawdzałam ceny tabletek poronnych z nieufnych źródeł. Przecież nikt normalny tego nie sprzedaje. Czytałam też skutki uboczne. Na tę chwilę miałam je gdzieś. Może powinnam zrzucić się ze schodów? Pozwolić się pobić? Zacisnęłam palce na materiale swetra i przełknęłam ciężko ślinę. Jak mogłam być tak głupia i nie ostrożna. Potrząsnęłam głową i wytarłam łzy w rękawy. Ubrałam buty, chwyciłam za kurtkę i wyszłam z domu, w między czasie zakładając ją na siebie. Wychodząc z budynku, uderzył we mnie chłód powietrza. Zatrzęsłam się z zimna i nasunęłam kaptur na głowę. Po kilkunastominutowym spacerze znalazłam się przed dobrze znaną mi kawiarnią. Weszłam do środka, czując przyjemne ciepło, które szczypało moje oziębłe dłonie. Podeszłam do lady, za którą stała moja dobra koleżanka.
-Hej... –powiedziałam cichym głosem. Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem, od razu zostawiając wszystko to co robiła i wyłoniła się spod lady, rzucając się na mnie z czułym, niedźwiedzim uściskiem w formie przytulenia. Przymknęłam powieki i opatuliłam ją swoimi ramionami. Dawno nie czułam tak szczerego i ciepłego dotyku.
-Chloe, skarbie, co się z tobą działo? Nie dawałaś znaku życia, nie dzwoniłaś, wszystko w porządku? –Alexis obrzucała mnie pytaniami, na które cicho westchnęłam.
-Możemy porozmawiać? –spytałam, unosząc łagodnie brew. Przełknęłam ślinę z fałszywym uśmiechem. Brunetka przechyliła głowę do boku, odstawiając długopis na ladę.
-Coś się stało? –zapytała, wyczuwając moją zmianę nastroju.
-Nie...-zacisnęłam wargi i przymknęłam chwilowo oczy, biorąc spokojny wdech. –Właściwie to tak.
Dziewczyna odsunęła krzesło od stolika i kiwnęła głową.
-Usiądźmy...
-Nie. Wolałabym w innym miejscu. Możemy na zapleczu? –spytałam.
-Jasne. Przerażasz mnie, mała.
Poprowadziła nas do oddzielnego pomieszczenia. Niewielki korytarz miał drzwi na lewo, gdzie był magazyn i na prawo, gdzie właśnie weszłyśmy. To właściwie był pokój, w którym często odbywały się zespołowe rozmowy. Można to nazwać gabinetem. Życzliwie wskazała na sofę, na której obie przysiadłyśmy. Rozpięłam kurtkę i odłożyłam ją na oparciu, wypuszczając świst powietrza.
-No to opowiadaj, co się dzieje. –zaczęła. Nerwowo bawiłam się swoimi palcami, wlepiając w nie swój wzrok. Wzięłam drżący wdech i przeniosłam spojrzenie na koleżankę, a moją byłą szefową. Ledwo otworzyłam usta, a zamiast słów, wydobył się z nich szloch. Zaniosłam się płaczem i wtuliłam w brunetkę, jak gdybym chciała schować się przed światem w jej ramionach. Dziewczyna przyjęła mnie, mocno przytulając, próbując uspokoić moje emocje.
-Uspokój się i powiedz co się dzieje, Chloe. –wyszeptała, ujmując moją twarz w dłonie.
-Coś z Justinem? Z dzieckiem jest nie tak? –zapytała. Potrząsnęłam głową, uspokajając powoli swój oddech.
-Oboje przeszliśmy przez piekło. –oblizałam suche usta i starłam łzy rękawem swetra. –Byłam z nim na zakupach. To miał być normalny dzień. Żadnych afer, akcji, niespodziewanych wyjść, tylko on i ja. Poszedł odebrać telefon z serwisu, wtedy na mój przyszedł sms, żebym wyszła na zewnątrz, bo czeka na mnie. Nie spodziewałam się, że tak szybko. –odpowiedziałam i przygryzłam wargę, próbując uspokoić ich drżenie. –Nagle poczułam jak coś złapało mnie od tyłu i przysłoniło twarz jakimś kawałkiem szmaty. Strasznie śmierdziała, była nasączona jakąś dziwną substancją. Zakręciło mi się w głowie i urwał mi się film. –wyjaśniłam, przyciągając nogi do klatki piersiowej. –Obudziłam się sama nie wiem gdzie. Cholernie cuchnęło stęchlizną, wszędzie było mokro i obleśnie. –skrzywiłam się na to wspomnienie i odchyliłam głowę, przełykając gorzkie łzy. –Próbowałam uciec, za co oberwałam. Później dowiedziałam się, że za wszystkim stoi kobieta. Zanim się wprowadziliśmy do domu Justina, mieliśmy postój na stacji benzynowej. On poszedł zatankować i do tego zrobił małe zakupy, a ja musiałam iść do łazienki. –dodałam i chwyciłam za kubek z herbatą, którą podała mi Alexis, nie przerywając mi mojej sentencji. Przez chwilę w milczeniu wpatrywałam się w parę unoszącą nad porcelanowym naczyniem.
-Był tam jakiś facet. –kontynuowałam. –Zaczął się do mnie dobierać, chciał mnie zgwałcić. –wycedziłam przez zęby z obrzydzeniem. Miałam wrażenie, że jego dotyk do mnie wrócił. Że wciąż nie zmyłam go ze swojej skóry. –Justin zaczął mnie szukać, bo długo nie wracałam. Wbiegł do łazienki, kiedy zaczęłam krzyczeć i od razu rzucił się na tego kolesia. –wychrypiałam i chrząknęłam, powstrzymując emocje. –On już wcześniej był wściekły. Zdenerwowało go to, że nie powiedziałam mu o tym, że podjęłam się pracy u ciebie. Chciał być samodzielny, myśląc, że da radę utrzymać nas samemu. –dodałam. –Wpadł w amok i nawet nie wiem kiedy, popchnął faceta, a ten uderzył głową w stalowe rury i przestał się ruszać. Uciekliśmy stamtąd. Mogliśmy go jeszcze uratować, ale stchórzyłam... –dodałam i potrząsnęłam głową, oblizując usta. –Cholernie się bałam, wiedziałam, że to będzie miało jakieś konsekwencje, ale z czasem kompletnie o tym zapomniałam. –westchnęłam. –Później Justin stracił pracę, jego szef widział jak Justin wymachiwał kluczem francuskim nad głową pewnego chłopaka, na masce samochodu. –wykrzywiłam usta i spojrzałam na nią, widząc, jak kręci głową z politowaniem. –Później okazało się ze zaszłam w ciążę, a do tego istniało zagrożenie poronienia. –szepnęłam, przymykając powieki. Zaczynałam żałować, że to się jednak nie stało. –Dowiedziałam się, że Justin ma problemy z narkotykami. Żeby jakoś nas utrzymać, handlował nimi. Mówił, że ich nie bierze. Przyrzekał mi, że nie miał nawet kontaktu z nimi. Coś w nim pękło, miałam wrażenie, że przeszłość do niego wróciła. Wracał zaćpany do domu. Ja uciekałam od problemu, zamiast stawić mu czoła. Pakowałam się i wielokrotnie chciałam się stamtąd wynieść, ale on ciągle przepraszał. Mówił, że się zmieni. Obiecał, że to ostatni raz. Powtarzał, że mnie kocha, że się zabije, jeśli odejdę. A ja głupia po prostu ulegałam. Wiedziałam, że był zdolny do takich rzeczy. –dodałam i wzięłam łyk herbaty, która szybko rozgrzała moje ciało. Pocierałam kciukami porcelanowy kubek, jeżdżąc po jego smukłych krawędziach. –Powracając do tej kobiety. To siostra faceta, którego Justin zabił na stacji benzynowej... –skwitowałam i pociągnęłam jeszcze kilka łyków napoju. –On chciał mnie znaleźć. Wyprzedził go Skylar, jego dawny przyjaciel, później wróg, a teraz cholera wie kim są. –wzruszyłam ramionami i przygryzłam wnętrze policzka w zamyśleniu. –Justin wrócił do domu zakrwawiony, poobijany, teraz leży w szpitalu. Lekarze stwierdzili wstrząśnienie mózgu, złamany nos, zerwane ścięgna w prawej nodze, połamane żebra a do tego masa innych obrażeń. Jak gdyby nie został pobity, ale potrącony przez co najmniej samochód terenowy. –szepnęłam, przymykając powieki. -Ja już nie wiem co mam robić. Mamy masę długów, mamy trzymiesięczne zaległości w rachunkach, ledwie wiążemy koniec z końcem, lodówka stoi pusta, jeszcze tylko czekam aż dostaniemy nakaz eksmisji i wyrzucą nas na bruk, a jedyne co słyszę to „będzie dobrze”. –wydusiłam z siebie, mając ochotę na nowo się rozryczeć.
Alexis westchnęła, patrząc na mnie przez cały czas w kompletnym milczeniu. Przytuliła mnie do siebie w geście otuchy.
-Nie mam pojęcia co ci powiedzieć, kochanie. –pokręciła głową i pogłaskała mnie po plecach. –Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Będę cię w tym wspierać. –dodała i odchyliła się delikatnie. –A twoi rodzice? Wiedzą o waszej sytuacji? –zapytała.
Na myśl o moich rodzicach wykręcało mi żołądek. Spuściłam wzrok.
-Zmieniłam numer telefonu. Nie rozmawiałam z nimi od czasu wyjazdu. Już nawet zapomniałam ich barwy głosu. –wychrypiałam i odłożyłam pusty kubek na stolik. –Cholernie za nimi tęsknie. Tęsknie za domem. –przyznałam. Ona jedynie pokręciła głową i posłała mi krzepliwy uśmiech.
-Alexis...mogę cię o coś prosić? –zapytałam, zaciskając nerwowo palce.
-Jasne. –kiwnęła, ujmując moje dłonie w swoje. –O co chodzi?
-Wstyd mi to mówić, nawet nie wiesz jak podle się z tym czuje... –zacisnęłam wargi, wstrzymując napływające łzy. –Pożyczyłabyś mi pieniądze? –zapytałam, czując okropny wstyd. Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę zmuszona prosić kogoś o pieniądze. –Obiecuję, że oddam. Nie mam pojęcia jak ani też kiedy, ale z pewnością ci je zwrócę. –uzupełniłam.
Alexis westchnęła, podnosząc się z sofy i podeszła do drewnianej szafy, wysuwając spod kartonów kopertę. Skierowała ją w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło.
-Odkładałam na remont, ale tobie się bardziej przydadzą niż mi. –odpowiedziała. Zerwałam się z miejsca i wtuliłam się w nią, zanosząc się szlochem.
-Nawet nie wiesz jak ci dziękuję. –powiedziałam drżącym głosem i westchnęłam z mimowolnym spokojem.
-Nie masz za co, oddasz kiedy tylko będziesz mogła. Nie spieszy mi się. –uśmiechnęła się i chwyciła za wilgotne chusteczki, którymi wytarła moją twarz, zalaną łzami. –Doprowadź się do porządku, skarbie i jedź do niego. Potrzebuje cię teraz. –dodała, głaszcząc moje policzki.
Pokiwałam głową i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Miałam zakrwawione i podkrążone od płaczu oczy.
-Masz jakieś krople do oczu? Nie chcę, żeby widział, że płakałam. –powiedziałam z nadzieją.
-Zaraz coś się znajdzie... –mruknęła, podchodząc do wiszącej nad kranem apteczki. Wyjęła z niej odpowiednie krople i podała mi je. Kiedy zakropiłam spojówki, wymusiłam się na uśmiech i przytuliłam pożegnalnie Alexis. –Jeszcze raz dziękuję. –dodałam, zanim opuściłam budynek.
-------

Zapukałam dwukrotnie. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka sali. Justin spał. Był podłączony do maszyny, która nieprzerwanie mierzyła jego tętno. Zamknęłam drzwi i podeszłam do jego łóżka szpitalnego. Rozczuliłam się na widok tego jak wyglądał. Przypominał małego, bezbronnego chłopca, który wdał się w bójkę ze starszakiem. Mój mały bohater. Przejechałam po burzy jego kasztanowych włosów, mierzwiąc je na swój ulubiony sposób. Moje kochanie. Pochyliłam się, by ucałować szwy na jego łuku brwiowym i przytknęłam swoje czoło do jego, głaszcząc go po policzku z czułością. Odsunęłam się do niego, pocierając wilgotne kąciki swych oczu.
-Nie przestawaj. –usłyszałam jego głos. Odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego w lekkim osłupieniu. –Twój dotyk działa na mnie kojąco. Nie przestawaj. –wymruczał. –Proszę. –dodał, przełykając ślinę. Podeszłam do niego bliżej i uśmiechnęłam się czule.
-Przesuń się. –szepnęłam, odsuwając jego kołdrę. Zrobił to o co go poprosiłam. Zdjęłam buty wraz z kurtką, którą odłożyłam na krześle i wspięłam się na łóżko, kładąc się obok niego. Niepewnie przysunęłam się bliżej niego i wtuliłam się w jego ciało. Cicho syknął.
-Przepraszam... –wydukałam, a kiedy chciałam się odsunąć, poczułam jego silną dłoń na swoim ramieniu.
-Nie uciekaj mi. –wychrypiał i pocałował moje czoło. Uśmiechnęłam się delikatnie, czując, jak przesuwa opuszkami palców po moim ramieniu.
-Kocham cię, Justin. –wyszeptałam, opierając głowę na jego klatce piersiowej. Przymknęłam powieki i położyłam rękę na jego torsie, wsłuchując się ze spokojem w bicie jego serca.
-Ja ciebie też, maleńka. –odpowiedział, głaszcząc mnie po włosach i przesunął dłoń na mój zgrabnie zaokrąglony brzuszek. –I nasze maleństwo też, bardzo. –dodał szeptem, a mnie oczy się zaświeciły. –Jesteście dla mnie wszystkim co mam. –jego słowa zbliżały mnie do płaczu. W milczeniu zacisnęłam usta, powstrzymując drżenie swoich mięśni i zamknęłam oczy, biorąc spokojny wdech.
-Chloe? –uniósł łuk brwiowy i przesunął dłoń do mojego podbródka. Usilnie odwróciłam głowę, zabierając jego dłoń, jednak on nie dawał za wygraną. Nakierował moją twarz ku swojej, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
-Ty płaczesz?
Potrząsnęłam głową i spuściłam wzrok.
-Chloe... –wychrypiał, głaszcząc mnie po policzku. –Dlaczego płaczesz? –zapytał, ścierając moje łzy. Rozkleiłam się całkowicie, wtulając się w jego ciało. Emocje ścisnęły mi gardło, przez co nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Czułam jak jego mięśnie się napięły z nerwów.
-Mów co się dzieje bo oszaleję z niewiedzy. –jego głos stał się znacznie głośniejszy. Podniosłam spojrzenie na niego i odetchnęłam cichutko, by uspokoić swoje nerwy.
-Justin... nie wiem jak my sobie z tym wszystkim poradzimy. –pokręciłam głową, podnosząc się do siadu.
-O czym ty mówisz? –zapytał, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z tego w jakiej sytuacji właśnie się znajdujemy.
-Ledwo wiążemy koniec z końcem, a do tego mamy dziecko w drodze. –oznajmiłam, patrząc na niego. On westchnął i schował twarz w dłoniach. Wziął głęboki wdech i potarł swoją skórę.
-Mamy masę problemów na głowie, mamy zaległości z opłatami, w szczególności za czynsz. Mamy długi, jeszcze trochę i będziemy musieli użerać się z komornikiem. Dziś rano lodówka była pusta. Poszłam do Alexis i pożyczyłam od niej pieniądze, rozumiesz? Nie mamy za co żyć. –dodałam drżącym głosem i odchyliłam głowę w tył. On wciąż milczał, wpatrując się w jeden punkt.
-Aż tak źle?
-Tak, Justin, aż tak źle. –prawie krzyknęłam.
Złapał mnie za dłoń i ścisnął ją w swojej, głaszcząc przy tym jej wierzch.
-Poradzimy sobie, skarbie. Znajdę normalną pracę, obiecuję. –powiedział o dziwo ze spokojem i pocałował mnie w rękę.
-Justin... –potrząsnęłam głową i zaśmiałam się ironicznie. –To nie jest mała kwota.
-Ile? –uniósł brew.
-50 tysięcy. –odpowiedziałam, przenosząc swój wzrok na niego. Zacisnął szczękę, przejeżdżając językiem po wnętrzu ust.
-Ja pierdole... –mruknął i potrząsnął głową. –Kurwa mać.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, dopóki Justin się do mnie nie przysunął.
-Jedź do domu. Weź pieniądze z mojej skrytki, zrób przelew w banku, oddaj Alexis pieniądze i kup coś do jedzenia. –wyszeptał, całując mnie w ramię. Spojrzałam na niego i potrząsnęłam głową.
-Mam dość brudnych pieniędzy, Justin. Zarobiłeś je w nieuczciwy sposób. –zaznaczyłam, patrząc na niego.
-A masz inny pomysł? –zapytał ironicznie. Zmarszczyłam brwi i przełknęłam gulę w gardle, kręcąc przecząco głową.
-Wyjdziemy na prostą. Obiecuję ci. –wyszeptał, przesuwając dłoń na mój brzuch. Odsunęłam się od niego niczym porażona prądem i podniosłam się z siedzenia. Włożyłam buty i spojrzałam na niego wymownie.
-Mam dość twoich obietnic.
-Chloe...
-Nie. Musimy coś z tym zrobić, rozumiesz? –dodałam głośniej i zacisnęłam zęby.
-A skąd ja ci kurwa wytrzasnę od tak 50 tysięcy? –krzyknął, na co ja się wzdrygnęłam. –Co mam kurwa okraść bank bo ty masz swoją pierdoloną dumę?!
Cofnęłam się w tył i przygryzłam wargę.
-Trzeba było myśleć zanim zrobiłeś mi dziecko. –odpyskowałam. Przeklął pod nosem i opadł z powrotem na łóżko, przeczesując dłonią swoje włosy.
Chwyciłam za kurtkę i wyszłam, zostawiając go bez słowa. 

15 komentarzy: