czwartek, 22 października 2015

Rozdział 13

*POV Chloe*
Budzi mnie chłód powietrza okalający moje ciało. Zatrzęsłam się z zimna i podniosłam głowę, rozglądając się po pomieszczeniu. Niewiele było mi dane ujrzeć. Był cholerny przeciąg, a w powietrzu unosił się smród wilgoci lub też stęchlizny. Serce biło mi niesamowicie mocno. Mam lukę w pamięci. Nie wiem co do cholery ja tutaj robię. Warga mi zadrżała. Już sama nie wiem czy to z zimna czy z emocji. Poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Podniosłam się niepewnie z ziemi, próbując złapać się czegokolwiek. Wyczułam chłód metalu pod palcami. To coś w rodzaju schowka, szopy, garażu... jest strasznie małe. Dopiero teraz uderzył mnie strach klaustrofobii. Oblizałam usta i wzięłam kilka głębokich wdechów. Chloe, skup się. Musisz znaleźć stąd jakiekolwiek wyjście.
Przesuwając dłońmi po metalowych ściankach, stawiałam niepewne kroki. Ten jeden mnie zgubił. Potknęłam się o coś... lub...
Zmarszczyłam brwi, powoli kucając. Z drżącym oddechem opuściłam dłonie. To było chłodne. Nieco obślizgłe i jakby... krzyknęłam przerażona, gdy promień światła oświetlił martwe spojrzenie wbite w nieistniejący punkt. To mężczyzna. Nieżywy. We krwi. Zaczęłam uderzać w ściany z desperacją, podczas gdy łzy zaciskały mi gardło na tyle, że nie byłam w stanie wykrztusić słowa.
Wtedy usłyszałam jak coś trzasnęło za moimi plecami. Zacisnęłam palce i odwróciłam głowę za siebie. Młoda kobieta otworzyła drzwi. Patrzyła na mnie z pogardą, mierząc mnie wzrokiem.
-Gdzie jestem? –wykrztusiłam z siebie. Nie odezwała się słowem. Podeszłam do niej bliżej, obserwując badawczo jej twarz. Przełknęłam ślinę.
-Proszę, pomóż mi. –jęknęłam, ocierając łzy z policzków. –Proszę. –wyszeptałam.
Wzięłam głębszy wdech i zerknęłam na ułamek sekundy na las za kobietą. Czyżbym została uprowadzona?
Pora uciekać, Chloe. W głowie pojawiła mi się myśl o rzuceniu się do ucieczki. Jednak kobieta zagradzała mi możliwość wyjścia. Musiałam skupić się na tym co najważniejsze. Muszę ratować i siebie i dziecko. Nie wiem kim są ci ludzie, ale gdzieś w sercu czuję, że ma to związek z Justinem. Przełknęłam gulę w gardle. Na wspomnieniu o Skylarze rodził się we mnie strach. Co jeśli on też jest uprowadzony?
-Potrzebuję wody. Błagam. –rzuciłam pierwsze co przyszło mi do głowy. –Jestem w ciąży, potrzebuję wody. –wychrypiałam. –Chyba tyle możesz dla mnie zrobić, prawda? –zapytałam z nadzieją w oczach. Kobieta odwróciła głowę nawołując imię innej kobiety. Jej akcent był dość dziwny.
Kiedy lekko cofnęła się w bok, ja automatycznie rzuciłam się do wyjścia. Wyrwałam się i zaczęłam biec ile sił w nogach. Czułam zmęczenie, pragnienie a przede wszystkim paraliżujący mnie od wewnątrz strach, ale nie mogłam przestać. Kątem oka widziałam, że biegną za mną. Ta, która mnie pilnowała, krzyczała głośno rozkazy w niezrozumiałym dla mnie języku. To rosyjski?
Czułam ziemię, patyki, wilgotną trawę pod stopami. Wszystkie czynniki mnie spowalniały, ale nie mogłam przestać. Wtedy poczułam jak coś mocno łapie mnie za włosy, przez co głośno krzyknęłam. Zostałam rzucona na ziemię, a zaraz po tym poczułam ogłuszające uderzenie.
-----------
-Hej, kotku. –usłyszałam nad sobą kobiecy głos. Zamrugałam kilkukrotnie, zanim moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Poczułam że mam coś w ustach co było połączone ze sznurem, który był zawiązany z tyłu mojej głowy i jednocześnie owinięty wokół krzesła, do którego byłam w tej chwili przykuta. Zaczęłam się szarpać, próbując jakkolwiek wydostać się z tej pułapki, ale to wszystko na nic. Sznury okalały moje ciało. Sukienka, która jeszcze wczoraj wyglądała naprawdę nieziemsko, dziś przypomina znoszone, starte szmaty. Wszystkie mięśnie mnie bolały. Czułam się tak cholernie źle. W myślach modliłam się, żeby Justin mnie odnalazł. Panie, proszę. Błagam Cię. Daj mu siły. Daj siły nam obojgu, abyśmy mogli przetrwać tę katorgę.
-Dzwonię do twojego kochasia, więc wolałabym, żebyś miała buzię zamkniętą na kłódkę. –mruknęła, unosząc mój podbródek ku swojej twarzy. To blondynka. Gdyby nie była taką suką, zapewne uznałabym ją za ładną. Przełknęłam ślinę. W tle odbił się jeden sygnał, który od razu przerwał mi dobrze znajomy głos.
-Halo? –rzucił. Słyszałam zdenerwowanie w jego głosie.
-Witaj Justin. –zamruczała, jak gdyby była niezwykle z siebie dumna. Chwyciłabym ją za włosy i wytargała po ziemi...
-Czego? –syknął Justin. Zacisnęłam palce z tyłu i wzięłam cichy, drżący wdech. Żyje. Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
-Może grzeczniej, huh? Zwłaszcza kiedy trzymam spluwę na skroni twojej suki. –rzuciła zadziwiająco uroczo, jak gdyby czerpała przyjemność z zadawania ludziom krzywdy. Gdy poczułam chłód metalu z boku mojej głowy, zacisnęłam mocno powieki i zaczęłam się modlić.
Justin, nie zgrywaj bohatera. Choć raz w życiu nie kieruj się emocjami. Wspomniała o wypadku na stacji benzynowej. Mężczyzna. Wieczór. Łazienka...
Wszystko zaczęło układać się w mojej głowie. Wiedziałam! Byłam pieprzenie pewna, że to będzie miało swoje konsekwencje. Przecież w życiu nic nigdy nie uchodzi na sucho, a za grzechy trzeba płacić. Boże, spraw, by bolało jak najmniej.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przeładowanej broni. Załkałam głośno, piszcząc. Cała drżałam. Nie byłam na to przygotowana....

*POV Justin*
Zaczynam wariować.
Żadnego sms’a. Żadnego telefonu. Nie mogę po prostu siedzieć i nic nie robić. Mam zgłosić to na policję? Porwali ją. Nie wiem kto, nie wiem po co. Nie wiem kurwa dokąd. Chwyciłem za telefon.
-Justin... –szepnął głos. –Sprawdzasz godzinę już trzeci raz w ciągu dwóch minut. –dodała.
Dla mnie każda minuta bez Chloe to jak godzina bez tlenu. Duszę się w sobie. Zaciskam szczękę próbując zatrzymać łzy. Nie mam pojęcia dlaczego moje oczy się zaszkliły. Z bezsilności?
Ja po prostu kurwa nie daje sobie rady!
Wstałem, z hukiem wywracając stół a wraz z nim inne rzeczy, które na nim leżały. Przytknąłem pięść do ust, chodząc po pokoju w jedną i w drugą stronę. Podszedłem do ściany i przywaliłem w złości w ścianę.
-Kurwa! –wydarłem się, opierając głowę o mur. Oddychałem niemożliwie szybko. Kątem oka widziałem jak Skylar i reszta przypatrują mi się w milczeniu. Sky schował dłonie w kieszenie i kiwnął głową do reszty w stronę wyjścia. Opuścili pomieszczenie.
-Byłem skurwielem, okej. Niszczyłem życia innym. Brałem dragi. Robiłem afery...ale raz kurwa jestem dobry dla tego pierdolonego świata i oto co się dzieje! –warknąłem, na nowo atakując ścianę pięścią.
-Wylu...
-Nawet mi kurwa nie mów, żebym się wyluzował. –wytknąłem palec w jego stronę, gniewnie marszcząc brwi. –Bo to nie ty odchodzisz od zmysłów gdzie jest właśnie moja dziewczyna i dziecko! –wydarłem się, aż moje gardło zaczęło mnie palić. Wariuję. Kurwa, zdechnę z nerwów.
Mój telefon zawibrował. Drżącymi rękoma przesunąłem kciukiem po ekranie, przykładając go do ucha.
-Halo? –rzuciłem.
-Witaj Justin. –usłyszałem kobiecy pomruk w słuchawce.
-Czego? –syknąłem.
-Może grzeczniej, huh? Zwłaszcza kiedy trzymam spluwę na skroni twojej suki. –rzuciła słodkim do porzygu głosem. Wszystko zaczęło mnie momentalnie palić. Chciałem wykrzyczeć jej miliony słów. Kurwa, nie bądź idiotą. Nie daj się sprowokować. Mam świadomość że każde moje zdanie, które nieodpowiednio sformułuje może odbić się na życiu Chloe. Zacisnąłem palce i wargi, odchylając głowę w tył. Wypuściłem świst powietrza.
-Pamiętasz może stacje  benzynową? Wieczór, trochę przed 22:00. No jasne, że pamiętasz. Widziałeś twarz mężczyzny, który leżał w kałuży krwi tryskającej z jego potylicy, prawda?
Momentalnie zrobiło mi się gorąco, jak gdyby w pokoju było około 40 stopni. Doskonale pamiętam każdą chwilę tamtego wydarzenia.
Minęło kilka minut, jednak ta wciąż nie wracała. Postanowiłem się rozejrzeć. Moją uwagę przykuła czarna torebka z rozsypanymi wokół niej rzeczami. Zacisnąłem wargi i podniosłem ją. Wyświetlacz na telefonie dopiero teraz wygasł. Przesunąłem kciukiem w bok. Kiedy zobaczyłem swój numer na ekranie wybierania, poczułem, jak szybko serce podskoczyło mi do gardła. Wrzuciłem go do torebki i wszedłem do środka. Nie myliłem się.
Usłyszałem cichy jęk i płacz.
Poczułem jak moje mięśnie się napięły. Ruszyłem szybkim krokiem do środka, a wtedy zobaczyłem kolesia, trzymającego łapy na mojej dziewczynie.
Mojej Chloe.
Podbiegłem do niego i odepchnąłem go na drzwi jeden z kabin. Chwyciłem go za materiał jego koszulki i wbiłem go w drewnianą powierzchnię.
-Co jest kurwa?! –wydarł się, a mnie puściły nerwy. Byłem cholernie wkurwiony. Uderzyłem go w ryj, przez co jego głowa odskoczyła. Kątem oka widziałem jak roztrzęsiona dziewczyna starała doprowadzić się do porządku i ogarnąć całą sytuację.
-To moja dziewczyna, skurwysynie. –warknąłem, uderzając go z buta w brzuch, przez co ten zgiął się w pół. Nie kontrolowałem swoich emocji. Zrobiłem to jeszcze raz. I jeszcze jeden, do póki nie splunął krwią i nie zwymiotował.
-Justin! –krzyknęła Chloe, próbując mnie odciągnąć.
Wpadłem w jakiś trans. W amok.
Nie potrafiłem nad tym zapanować. Podniosłem do go góry i rzuciłem na drzwi, które pod wpływem jego ciężaru rozwaliły się w pół. Facet uderzył tyłem głowy o metalowe rury.
Moja klatka piersiowa unosiła się w niekontrolowanie szybkim tempie.
Ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy ten kutas przestał się ruszać. Usłyszałem łamliwy głos Chloe.
-Zabiłeś go...
Przekląłem się w myślach i przeczesałem swoje włosy palcami, pociągając za ich końcówki.
-Czego chcesz? Pieniędzy? Dragów? Układów? Powiedz jedno pierdolone słowo i zrobię co tylko chcesz, tylko kurwa jej nie skrzywdź, błagam. –wychrypiałem, siadając na kanapie. Skuliłem się, rozstawiając nogi w rozkroku i pochyliłem się zamyślony.
Zamiast odpowiedzi usłyszałem śmiech.
-Naprawdę myślisz, że wystarczy mi kasa czy jakieś pierdolone dragi za zabicie mojego brata, Bieber? –warknęła.
-Gdyby tek kutas trzymał łapy przy sobie to wciąż by żył. –odgryzłem się. Usłyszałem jak przeładowuje broń, a po chwili cichy pisk i płacz w tle.
-Możesz powtórzyć? Skomlenia twojej laski mi przeszkodziły. –skwitowała oschle. Przełknąłem ślinę przez obolałe od krzyku gardło.
-Nie rób jej krzywdy, proszę. –odpowiedziałem zduszonym głosem. W tej chwili po prostu nie myślałem. Nie miałem czasu by myśleć. Jestem cały w pieprzonych nerwach.
-Powiedz tylko co mam zrobić. –dodałem, oblizując suche usta. Jestem zdesperowany. Dla Chloe zabić to mało. Dla niej podpaliłbym całe miasto. Kurewsko ją kocham. Ją i to małe coś w jej brzuchu, pod sercem. To część mnie i jej. Razem. Nie chcę tracić ani jednego ani drugiego. Boże, nie każ mi nigdy wybierać.
-Bądź dziś o północy, w starym magazynie. Masz być sam. Rozumiemy się? –rzuciła prostą aluzję. Przełknąłem ślinę. W prawdzie mówiąc, nie wierzę, że dałem się zdominować kobiecie. Oblizałem usta i potrząsnąłem głową. To wszystko jest pokurwione. To nie tak miało być!
Kobiety to prawdziwe suki. Mają to we krwi. Jeśli czegoś chcą, nie zrezygnują tak łatwo. Brną do celu, chociażby po trupach. Wyczuwam w jej głosie, że nie mam do czynienia z amatorem. Zaplanowała to wszystko idealnie. Nigdy nie zgadłbym, że stoi za tym laska. Rozumiem, facet. Holmes, ktoś z wrogiego gangu, Compton, ale nie kurwa dziewczyna!
-Zgadzam się.
Mruczę dość pewnym głosem.
----------

-Jesteś pewien? –usłyszałem mruknięcie w telefonie.
Wypuściłem powietrze z ust, zaciskając mocniej dłoń na kierownicy. Wykonałem manewr w prawo, jadąc w dół dzielnicy.
-Jeśli chodzi o Chloe, to nigdy nie myślę nad tym czy to co robię ma jakikolwiek sens. –rzuciłem, kręcąc głową, jak gdybym próbował wyrzucić z niej najczarniejsze scenariusze.
-Niczego nie byłem bardziej pewien. To moja wina. To przeze mnie. –wydusiłem z siebie i uderzyłem ręką w klakson, który zawył całkowicie bez powodu. Kurwa.
-Stary... –oblizałem usta, zatrzymując się na przeciwko wskazanego przez dziewczynę miejsca. Znałem je cholernie dobrze. Znaki rozpoznawcze namalowane sprayem na blachach magazynu były dla mnie jednoznaczne. To gang, z którym niegdyś mieliśmy do czynienia. O ilę się nie mylę, to od nich pochodziła Taya. Przegryzłem wargę do czerwoności i odchyliłem głowę na oparcie fotela.
-Jeśli nie wrócę, to...zajmij się Chloe, proszę cię. Zajmij się nią i dzieckiem. –wychrypiałem, czując jak emocje zaciskają mi gardło.
-Co ty pieprzysz? Jesteś Bieber. Zawsze wychodzisz z cało z każdego gówna. –próbował mnie pocieszyć, a ja wciąż ciągnąłem.
-W schowku za szafką nocną w mojej sypialni są pieniądze. Zabierz ich daleko stąd, jeśli nie wyjdę z tego. –dodałem, rzucając spojrzenie na zegarek. Za pięć minut północ.
-Nawet nie wasz się tak myśleć, rozumiesz? –warknął.
Potrząsnąłem głową i podrapałem się po karku.
-Muszę lecieć. Trzymaj się.
Rozłączyłem się i schowałem telefon w kieszeni, ruszając w kierunku opuszczonych magazynów.
Przesunąłem metalowe drzwi, a kiedy tylko wszedłem do środka, zapaliło się światło. Cóż, jak na opuszczony magazyn to miejsce było nieprzeciętnie wyposażone. Najbardziej zainteresowała mnie kanapa, na której siedziała blondynka. Zmarszczyłem czoło, mierząc ją wzrokiem.
-Dobrze widzieć zabójcę swojego własnego, rodzonego brata. –rzuciła oschle, chowając pod podwiązkę swoją broń. Przez chwilę wbiłem w nią uważnie wzrok.
-Gdzie Chloe? –spytałem o to, po co właściwie tu przyszedłem. Mój główny cel. Nic innego się dla mnie nie liczyło. Kobieta zaśmiała się pod nosem, kładąc dłonie na biodrach.
-Myślisz, że po prostu pozwolę ci tu wejść, zabrać ją i zapomnieć o całej sprawie? O tym, że własnymi rękoma zakatowałeś mojego brata? –syknęła, unosząc wyzywająco brew. –Nic bardziej mylnego.
-Lepiej mów gdzie ona jest, zanim... –warknąłem, będąc gotowy rozkwasić jej pysk, jednak gdy tylko stanąłem bliżej, położyła dłonie na moim torsie i spojrzała znacząco w moje oczy.
-Pamiętaj, że teraz to ja mam w rękach jej życie. –wyszeptała, sunąc palcami od moich ramion w dół, aż do pasa. –I to czy mnie zadowolisz czy nie, zadecyduje o tym, czy puszczę ją wolno, bez szwanku. –wymruczała, pocierając swoimi wargami o moje usta.
Sparaliżowało mnie.
-O czym ty do cholery mówisz? –mruknąłem, potrząsając głową.
Kobieta przygryzła dolną wargę i przejechała palcem po linii mojej szczęki. Jej piersi przylgnęły do mojego torsu, wówczas gdy jej dłonie pociągnęły za skrawki mojej koszulki.
-Prześpij się ze mną, a zapomnimy o wszystkim. –wymruczała, wplatając palce w moje włosy, cichutko jęcząc w moje wargi. –Będzie żyła, tylko dzięki tobie.
Przełknąłem ślinę. W mojej głowie była teraz pustka. Obiecałem sobie, że najważniejsza w tym wszystkim będzie Chloe. Chloe i nasze maleństwo. Nasza rodzina.
Nie będę czerpał z tego żadnej satysfakcji, ani nawet przez chwilę jej nie dotknę dłońmi. Nie chcę nawet całować tej suki.
Chloe nie może się o niczym do cholery dowiedzieć.
Wypuściłem świst powietrza z ust, unosząc spojrzenie na jej twarz.
-Zgoda...

11 komentarzy:

  1. Świetny jak zawsze! Myślałaś, żeby Chloe urodziła córeczkę? Justin będzie miał 2 najważniejsze kobiety w swoim życiu, których nie pozwoli skrzywdzić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. noooo wreszcie, najlepszy prezent na urodziny, dziekuje!!! <3
    jezu rozszarpalabym tą blondi własnymi rękoma, przysięgam...
    świetny rozdział i z niecierpliwością czekam na następny!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. gshdbsjsdbshj *_* cudo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś czuje, że z tego nie wyjdzie nic dobrego... Biedna Chloe i Jus,oby było jednak wszystko dobrze! Czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże Asia super rozdział jak zawsze, oby tak dalej!!! :* :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że taki krótki :c
    Ale super rozdział, nie chce nawet mnyśleć jak czuje się biedny Bieber :(

    OdpowiedzUsuń
  7. O boże!!!
    W życiu bym nie pomyślała, że za tym stoi laska, a tym bardziej jakaś z przeszłości. Super, że nawiązałaś do tego ze stacji! Boskie naprawdę :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam na twojego bloga przypadkiem , ale przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem mega wyciągnięta :) Świetny blog :) Będę tu ciągle zaglądała :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest takie przykre :///
    Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  10. O nie. . Chloe pewnie się o tym dowie, albo są tam jakieś kamery czy coś... kurde oby Chloe i dziecku nic się nie stało, oby mu to wybaczyła i żeby byli razem! Uwielbiam to < 3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, świetny *_*. Czekam na następny <3.

    OdpowiedzUsuń