*POV Chloe*
Zatrzymaliśmy się przed budynkami, liniowo położonymi wzdłuż
ulicy ciągnącej się w dół. Justin zgasił silnik i z uśmiechem na ustach wysiadł
z samochodu. Zrobiłam to samo.
Chłopak zaciągnął się powietrzem i zmierzył mnie wzrokiem, przygryzając wargę. Objął mnie w tali i spojrzał w oczy.
-Witaj w Venice, shawty. –wymruczał, zbliżając wargi do moich ust. Przekręciłam głowę w bok i zacisnęłam szczękę, przejeżdżając językiem po jej wnętrzu.
Usłyszałam ciche westchnięcie.
-Chodź. –splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę budynku. –Najpierw pokażę ci mieszkanie.
Okolica nie wyglądała na sympatyczną. W dole brzucha czułam dziwne uczucie, jak gdyby powykręcało mi wnętrzności. Może mój organizm tak reaguje na niepewność czy poczucie strachu?
Weszliśmy schodami na górę. Klatka schodowa była obskurna. Zupełnie inna niż w Sydney czy Seattle. Ściany były podrapane, zamalowane graffiti, które zamiast dodawać uroku, jeszcze bardziej mnie zniechęcały. Oprócz nich były różne dziwne napisy i malunki. Przypomniał mi się dom Justina niedaleko naszej akademii. W jego pokoju jedna ze ścian też była cała w malunkach.
Może to forma jakiejś tradycji? Pokręciłam głową.
-Cholera. –warknął pod nosem, kombinując coś przy drzwiach.
-Coś nie tak? –zapytałam, marszcząc przy tym brwi. Odwrócił się w moją stronę i oblizał wargi.
-Drzwi są zamknięte.
Otworzyłam szerzej oczy, będąc kompletnie rozkojarzona.
-Jak to? Nie masz kluczy?
Justin westchnął z irytacją i uniósł głowę ku górze.
-Odsuń się. –mruknął do mnie. Kiedy to zrobiłam podskoczył, chwytając się uchwytów od doniczek przymocowanych na suficie i jednym kopnięciem zbił szybę w górnej części drzwi.
Zmarszczyłam czoło i szarpnęłam go za ramię.
-Co ty robisz? –syknęłam, na co ten cicho się zaśmiał. Widocznie miał z mojego strachu niezły ubaw.
-Wejdę do środka i otworzę drzwi od wewnątrz.
Oparłam się o ścianę, obserwując jego poczynania. Czuję, że będziemy musieli przejść poważną rozmowę. Naprawdę nie jestem w stanie go zrozumieć.
-Co tak długo? –zapytałam zniecierpliwiona, krzyżując przy tym ręce na piersi. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo bałam się przyszłości tutaj. Czułam to w sobie, że długo tutaj nie wytrzymam.
Z przemyśleń wyrwał mnie trzask, przez który podskoczyłam z zaskoczenia.
Drzwi się otworzyły, a w przejściu pojawił się w pełni dumny z siebie brunet. Kiedy otworzył ramiona w moją stronę, wyminęłam go obojętnie wchodząc do mieszkania.
Usłyszałam jak wypuścił z siebie zirytowany jęk.
-Zamek był zatrzaśnięty, a klamka miała nałożoną kłódkę. Nic dziwnego, że nie mogliśmy ich otworzyć. –podrapał się po karku i rzucił spojrzenie na mnie.
-Ktoś widocznie nie chciał, żebyśmy tu weszli. –stwierdziłam jednoznacznie, głaszcząc się po ramionach. –Właściwie, to czyje jest to mieszkanie? –zapytałam, na co mina Justina od razu zrzedniała.
-Musisz tyle marudzić? –zmrużył gniewnie powieki, podchodząc do okien, które po chwili otworzył na oścież. Chłodne powietrze wleciało do środka. –Ciesz się, że masz gdzie spać. –skwitował, a ja zmarszczyłam brwi. –Wszystko jedno.
Kiedy wyszedł do innego pokoju, odwróciłam się do okna i cicho westchnęłam, mocno zamykając powieki.
W głębi duszy naprawdę zaczynałam żałować, że zgodziłam się na przeprowadzkę z nim, tak daleko od domu. Nikogo tu nie znałam. Właściwie, to miałam tu jedynie Justina.
Wiem, że on też jest spięty całą tą sytuacją. W końcu na siłę chce udowodnić moim rodzicom, że jest dużym chłopcem i znakomicie sobie poradzi z problemami codzienności.
LA to jest jego miejsce. To tutaj czuje się najlepiej. Dało się to zauważyć od kiedy tylko wysiadł z samochodu. Zachowywał się jak podekscytowany gówniarz, że znów powraca na „stare śmieci”. Cóż, może jeśli poznam miejsca, gdzie on się wychowywał; gdzie on chodził, kiedy był małym chłopcem, to sama zrozumiem jego świat i punkt widzenia?
Warto by spróbować. Jeśli chcę się dopasować do życia tutaj, powinnam przynajmniej wyglądać jak tutejsi mieszkańcy.
Nagle poczułam na swoim ciele dłonie, które poznałabym wszędzie. Z czułością objęły mnie w pasie i przyciągnęły do siebie. Teraz oboje staliśmy w oknie.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Pierwszy raz od tamtego wydarzenia.
Kiedy złożył pocałunek na moim karku, przechyliłam głowę w bok. Wiedział jak mnie odprężyć. Jego wilgotne usta powędrowały do mojego ucha. Z namiętnością pieścił jego płatek, przez co kolana mi drgnęły. Przestałam czuć złość czy strach, a jedyne co budziło się we mnie to pożądanie i poczucie bliskości.
Potrzebowałam go tak bardzo.
Jego usta dotarły na moją szyję. Znalazł mój czuły punkt, który znał tylko on. Drażnił go językiem, przez co musiałam oprzeć dłonie na ramię okna, czując, że zaraz odlecę.
-Justin...-jęknęłam, co jeszcze bardziej podjudziło go do działania. Wplótł dłoń w moje włosy i zawinął je wokół swojego nadgarstka, odciągając tym samym moją głowę w tył, przez co byłam teraz oparta o niego. –Przestań, zanim ktoś nas zobaczy. –szepnęłam, kiedy powrócił mi zdrowy rozsądek.
Brunet cicho się zaśmiał, kładąc dłonie na moim podbrzuszu. Jego biodra przywarły do moich pośladków, przez co czułam go cholernie dokładnie.
-Naprawdę chcesz teraz przestać? –jego zachrypnięty głos zalał mi umysł.
Czy ja coś wspominałam o zdrowym rozsądku?
Oparłam palce na jego biodrach. Przymknęłam powieki, kiedy jego dłoń wślizgnęła się w moje jeansowe szorty.
-Och. –udawał zaskoczonego. Czułam jego kokieteryjny uśmiech na swojej skórze. –Ktoś tu się stęsknił za tatusiem. –wymruczał, tym samym pieszcząc palcami moją kobiecość.
-Justin... –przesunęłam ręce na jego szyję, splatając je na karku. Z jednej strony on i jego zagrywki...z drugiej ta adrenalina i głos w mojej głowie, który powtarzał mi, że za chwilę ktoś nas przyłapie. Złapałam go za włosy, kiedy para jego palców zawitała we mnie. Poruszał nimi w wyznaczonym przez siebie rytmie, przez co byłam teraz już całkowicie zależna od niego. Drugą dłonią złapał mnie za szczękę i odwrócił w stronę swojej twarzy.
-Podoba ci się to, huh? –jego gardłowy jęk sprawiał, że miałam ochotę przewrócić go na podłogę i tam skończyć całą zabawę, jednak wiedziałam, że to on dziś rozdaje karty. –T-tak... –wydukałam w końcu. Pchnął mnie w przód, przez co znów złapałam się ramy okna.
Na ziemię przywróciło nas głośne pukanie do drzwi. Justin od razu się wyprostował i odsunął ode mnie, przesuwając dłońmi po moich biodrach. Hałas dalej nie ustawał. Poczułam jak w moim żołądku kumuluje się obawa i niepewność. Znów to samo.
Chłopak cofnął się w tył i zatrzymał przed drzwiami, opierając na nich dłoń. Przesunął metalowy suwak w bok i pociągnął za klamkę. W przejściu pojawiła się młoda brunetka, która w dłoniach trzymała metalową blachę z jakimś wypiekiem, który był owinięty srebrną folią.
Na widok Justina niemalże wypuściła ją z rąk. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
-O matko. –mruknęła w końcu, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. –To ty...to znaczy...cześć. –pokręciła głową, przymykając na chwilę oczy. –Uszczypnij mnie, jeśli się mylę. Ale to ty. Justin. Justin Bieber. –jej wzrok znów skupił się na jego twarzy.
Mój chłopak przechylił głowę w bok, cofając się o jeden krok w tył.
-Zależy dla kogo. –zmarszczył brwi, mierząc ją wzrokiem, jak gdyby próbował odgadnąć jej myśli.
-A, tak. Właśnie. Jestem Madison. Pamiętasz mnie? –uśmiechnęła się szeroko, wodząc spojrzeniem po nim całym. –Mała, 12-letnia dziewczyna, urocze kiteczki, aparat na zębach. –dodała, kierując kciuk gdzieś w tył. –Mieszkam na przeciwko. Nasze mamy się przyjaźniły. –mówiła to w sposób, jak gdyby próbowała usilnie wrzucić mu coś do jego pamięci. Justin się wyprostował i cicho zaśmiał.
-Kurw...to znaczy, cholera, Maddie. Wyrosłaś. –skwitował w uśmiechu, odwracając głowę w moją stronę. Poczułam jak moje policzki zalewają się rubinem. Wlepiłam wzrok w moje bose stopy.
-Och. –ona też mnie zauważyła. Przeniosła ciężar ciała na drugą nogę i znów wpatrywała się w niego.
-Nie jesteś sam.
-To moja dziewczyna. –te słowa wypowiedział z taką dumą, przez którą poczułam się cholernie ważna w jego życiu. To pieprzenie miłe uczucie.
-Nie przeszkadzam wam? –uniosła łuk brwiowy, przechylając nadzwyczaj uroczo głowę w bok. Justin zerknął na mnie, przygryzając wargę po czym znów na młodą-zgaduję, że 17/18 letnią dziewczynę.
-Nie. –mruknął, oblizując swoje dwa palce, przez co znów zrobiło mi się cholernie mokro. –Właśnie szykowaliśmy coś do zjedzenia. –wyjaśnił, a ja zacisnęłam mocniej wargi, byleby nie wybuchnął śmiechem. Mój słodki kłamca.
-Cóż. Mama usłyszała, że mamy nowe sąsiedztwo. Przygotowała dla was ciasto. –niemalże wepchnęła blachę w jego dłonie i cofnęła się w tył. –Fajnie, dzięki. Pozdrów mamę. –uśmiechnął się, a kiedy miał zamiar zamknąć drwi, dziewczyna zatrzymała go ruchem dłoni.
-Spotkamy się, jak za starych dobrych czasów? –zapytała, a jej oczy były pełne nadziei. Bieber zmarszczył nos i wzruszył obojętnie ramionami. –Wieczorem idę do pracy. Chloe będzie sama, możesz wpaść.
Westchnęła i zmierzyła mnie wzrokiem. Uniosła wyzywająco łuk brwiowy i znów powróciła spojrzeniem na bruneta.
-Jasne. Wpadnę później. –brzmiało obiecująco.
Kiedy zamknął drzwi, przyglądałam mu się z założonymi na piersi rękoma. Zatrzymał się, patrząc na mnie z komicznym uśmiechem.
-No co?
Pokręciłam głową w pełni rozbawiona, zamykając okno na metalową klamkę.
-Nie wiedziałam, że kręciłeś z małolatami. –przygryzłam wargę i zerknęłam na niego przez ramię. Zaśmiał się i odstawił blachę na stół, podchodząc do mnie bliżej.
-Miałem 18 lat, okay? Poza tym, no wiesz... Jaxon za nią szalał. –przewrócił oczami, na co ja zmrużyłam powieki, jak gdybym badała jego słowa. –A ona za nim nie?
Podrapał się po karku, oblizując językiem wnętrze ust.
-To już inna bajka.
Podeszłam do niego bliżej i złożyłam czuły pocałunek na jego policzku. Przejechałam palcem po czekoladowej warstwie ciasta i wysmarowałam nią wargi Justina. Złożyłam na nich czuły pocałunek, zlizując krem z jego ust i chwyciłam go za rękę.
-Chodź. –pociągnęłam go za dłoń w kierunku łazienki. –Trzeba cię umyć. –patrzyłam mu w oczy wzrokiem pełnym obietnic. Od razu wyczuł kontekst i przechylił głowę w bok. W jego policzkach pojawiły się urocze zmarszczki spowodowane ponętnym uśmiechem.
Chłopak zaciągnął się powietrzem i zmierzył mnie wzrokiem, przygryzając wargę. Objął mnie w tali i spojrzał w oczy.
-Witaj w Venice, shawty. –wymruczał, zbliżając wargi do moich ust. Przekręciłam głowę w bok i zacisnęłam szczękę, przejeżdżając językiem po jej wnętrzu.
Usłyszałam ciche westchnięcie.
-Chodź. –splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę budynku. –Najpierw pokażę ci mieszkanie.
Okolica nie wyglądała na sympatyczną. W dole brzucha czułam dziwne uczucie, jak gdyby powykręcało mi wnętrzności. Może mój organizm tak reaguje na niepewność czy poczucie strachu?
Weszliśmy schodami na górę. Klatka schodowa była obskurna. Zupełnie inna niż w Sydney czy Seattle. Ściany były podrapane, zamalowane graffiti, które zamiast dodawać uroku, jeszcze bardziej mnie zniechęcały. Oprócz nich były różne dziwne napisy i malunki. Przypomniał mi się dom Justina niedaleko naszej akademii. W jego pokoju jedna ze ścian też była cała w malunkach.
Może to forma jakiejś tradycji? Pokręciłam głową.
-Cholera. –warknął pod nosem, kombinując coś przy drzwiach.
-Coś nie tak? –zapytałam, marszcząc przy tym brwi. Odwrócił się w moją stronę i oblizał wargi.
-Drzwi są zamknięte.
Otworzyłam szerzej oczy, będąc kompletnie rozkojarzona.
-Jak to? Nie masz kluczy?
Justin westchnął z irytacją i uniósł głowę ku górze.
-Odsuń się. –mruknął do mnie. Kiedy to zrobiłam podskoczył, chwytając się uchwytów od doniczek przymocowanych na suficie i jednym kopnięciem zbił szybę w górnej części drzwi.
Zmarszczyłam czoło i szarpnęłam go za ramię.
-Co ty robisz? –syknęłam, na co ten cicho się zaśmiał. Widocznie miał z mojego strachu niezły ubaw.
-Wejdę do środka i otworzę drzwi od wewnątrz.
Oparłam się o ścianę, obserwując jego poczynania. Czuję, że będziemy musieli przejść poważną rozmowę. Naprawdę nie jestem w stanie go zrozumieć.
-Co tak długo? –zapytałam zniecierpliwiona, krzyżując przy tym ręce na piersi. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo bałam się przyszłości tutaj. Czułam to w sobie, że długo tutaj nie wytrzymam.
Z przemyśleń wyrwał mnie trzask, przez który podskoczyłam z zaskoczenia.
Drzwi się otworzyły, a w przejściu pojawił się w pełni dumny z siebie brunet. Kiedy otworzył ramiona w moją stronę, wyminęłam go obojętnie wchodząc do mieszkania.
Usłyszałam jak wypuścił z siebie zirytowany jęk.
-Zamek był zatrzaśnięty, a klamka miała nałożoną kłódkę. Nic dziwnego, że nie mogliśmy ich otworzyć. –podrapał się po karku i rzucił spojrzenie na mnie.
-Ktoś widocznie nie chciał, żebyśmy tu weszli. –stwierdziłam jednoznacznie, głaszcząc się po ramionach. –Właściwie, to czyje jest to mieszkanie? –zapytałam, na co mina Justina od razu zrzedniała.
-Musisz tyle marudzić? –zmrużył gniewnie powieki, podchodząc do okien, które po chwili otworzył na oścież. Chłodne powietrze wleciało do środka. –Ciesz się, że masz gdzie spać. –skwitował, a ja zmarszczyłam brwi. –Wszystko jedno.
Kiedy wyszedł do innego pokoju, odwróciłam się do okna i cicho westchnęłam, mocno zamykając powieki.
W głębi duszy naprawdę zaczynałam żałować, że zgodziłam się na przeprowadzkę z nim, tak daleko od domu. Nikogo tu nie znałam. Właściwie, to miałam tu jedynie Justina.
Wiem, że on też jest spięty całą tą sytuacją. W końcu na siłę chce udowodnić moim rodzicom, że jest dużym chłopcem i znakomicie sobie poradzi z problemami codzienności.
LA to jest jego miejsce. To tutaj czuje się najlepiej. Dało się to zauważyć od kiedy tylko wysiadł z samochodu. Zachowywał się jak podekscytowany gówniarz, że znów powraca na „stare śmieci”. Cóż, może jeśli poznam miejsca, gdzie on się wychowywał; gdzie on chodził, kiedy był małym chłopcem, to sama zrozumiem jego świat i punkt widzenia?
Warto by spróbować. Jeśli chcę się dopasować do życia tutaj, powinnam przynajmniej wyglądać jak tutejsi mieszkańcy.
Nagle poczułam na swoim ciele dłonie, które poznałabym wszędzie. Z czułością objęły mnie w pasie i przyciągnęły do siebie. Teraz oboje staliśmy w oknie.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Pierwszy raz od tamtego wydarzenia.
Kiedy złożył pocałunek na moim karku, przechyliłam głowę w bok. Wiedział jak mnie odprężyć. Jego wilgotne usta powędrowały do mojego ucha. Z namiętnością pieścił jego płatek, przez co kolana mi drgnęły. Przestałam czuć złość czy strach, a jedyne co budziło się we mnie to pożądanie i poczucie bliskości.
Potrzebowałam go tak bardzo.
Jego usta dotarły na moją szyję. Znalazł mój czuły punkt, który znał tylko on. Drażnił go językiem, przez co musiałam oprzeć dłonie na ramię okna, czując, że zaraz odlecę.
-Justin...-jęknęłam, co jeszcze bardziej podjudziło go do działania. Wplótł dłoń w moje włosy i zawinął je wokół swojego nadgarstka, odciągając tym samym moją głowę w tył, przez co byłam teraz oparta o niego. –Przestań, zanim ktoś nas zobaczy. –szepnęłam, kiedy powrócił mi zdrowy rozsądek.
Brunet cicho się zaśmiał, kładąc dłonie na moim podbrzuszu. Jego biodra przywarły do moich pośladków, przez co czułam go cholernie dokładnie.
-Naprawdę chcesz teraz przestać? –jego zachrypnięty głos zalał mi umysł.
Czy ja coś wspominałam o zdrowym rozsądku?
Oparłam palce na jego biodrach. Przymknęłam powieki, kiedy jego dłoń wślizgnęła się w moje jeansowe szorty.
-Och. –udawał zaskoczonego. Czułam jego kokieteryjny uśmiech na swojej skórze. –Ktoś tu się stęsknił za tatusiem. –wymruczał, tym samym pieszcząc palcami moją kobiecość.
-Justin... –przesunęłam ręce na jego szyję, splatając je na karku. Z jednej strony on i jego zagrywki...z drugiej ta adrenalina i głos w mojej głowie, który powtarzał mi, że za chwilę ktoś nas przyłapie. Złapałam go za włosy, kiedy para jego palców zawitała we mnie. Poruszał nimi w wyznaczonym przez siebie rytmie, przez co byłam teraz już całkowicie zależna od niego. Drugą dłonią złapał mnie za szczękę i odwrócił w stronę swojej twarzy.
-Podoba ci się to, huh? –jego gardłowy jęk sprawiał, że miałam ochotę przewrócić go na podłogę i tam skończyć całą zabawę, jednak wiedziałam, że to on dziś rozdaje karty. –T-tak... –wydukałam w końcu. Pchnął mnie w przód, przez co znów złapałam się ramy okna.
Na ziemię przywróciło nas głośne pukanie do drzwi. Justin od razu się wyprostował i odsunął ode mnie, przesuwając dłońmi po moich biodrach. Hałas dalej nie ustawał. Poczułam jak w moim żołądku kumuluje się obawa i niepewność. Znów to samo.
Chłopak cofnął się w tył i zatrzymał przed drzwiami, opierając na nich dłoń. Przesunął metalowy suwak w bok i pociągnął za klamkę. W przejściu pojawiła się młoda brunetka, która w dłoniach trzymała metalową blachę z jakimś wypiekiem, który był owinięty srebrną folią.
Na widok Justina niemalże wypuściła ją z rąk. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
-O matko. –mruknęła w końcu, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. –To ty...to znaczy...cześć. –pokręciła głową, przymykając na chwilę oczy. –Uszczypnij mnie, jeśli się mylę. Ale to ty. Justin. Justin Bieber. –jej wzrok znów skupił się na jego twarzy.
Mój chłopak przechylił głowę w bok, cofając się o jeden krok w tył.
-Zależy dla kogo. –zmarszczył brwi, mierząc ją wzrokiem, jak gdyby próbował odgadnąć jej myśli.
-A, tak. Właśnie. Jestem Madison. Pamiętasz mnie? –uśmiechnęła się szeroko, wodząc spojrzeniem po nim całym. –Mała, 12-letnia dziewczyna, urocze kiteczki, aparat na zębach. –dodała, kierując kciuk gdzieś w tył. –Mieszkam na przeciwko. Nasze mamy się przyjaźniły. –mówiła to w sposób, jak gdyby próbowała usilnie wrzucić mu coś do jego pamięci. Justin się wyprostował i cicho zaśmiał.
-Kurw...to znaczy, cholera, Maddie. Wyrosłaś. –skwitował w uśmiechu, odwracając głowę w moją stronę. Poczułam jak moje policzki zalewają się rubinem. Wlepiłam wzrok w moje bose stopy.
-Och. –ona też mnie zauważyła. Przeniosła ciężar ciała na drugą nogę i znów wpatrywała się w niego.
-Nie jesteś sam.
-To moja dziewczyna. –te słowa wypowiedział z taką dumą, przez którą poczułam się cholernie ważna w jego życiu. To pieprzenie miłe uczucie.
-Nie przeszkadzam wam? –uniosła łuk brwiowy, przechylając nadzwyczaj uroczo głowę w bok. Justin zerknął na mnie, przygryzając wargę po czym znów na młodą-zgaduję, że 17/18 letnią dziewczynę.
-Nie. –mruknął, oblizując swoje dwa palce, przez co znów zrobiło mi się cholernie mokro. –Właśnie szykowaliśmy coś do zjedzenia. –wyjaśnił, a ja zacisnęłam mocniej wargi, byleby nie wybuchnął śmiechem. Mój słodki kłamca.
-Cóż. Mama usłyszała, że mamy nowe sąsiedztwo. Przygotowała dla was ciasto. –niemalże wepchnęła blachę w jego dłonie i cofnęła się w tył. –Fajnie, dzięki. Pozdrów mamę. –uśmiechnął się, a kiedy miał zamiar zamknąć drwi, dziewczyna zatrzymała go ruchem dłoni.
-Spotkamy się, jak za starych dobrych czasów? –zapytała, a jej oczy były pełne nadziei. Bieber zmarszczył nos i wzruszył obojętnie ramionami. –Wieczorem idę do pracy. Chloe będzie sama, możesz wpaść.
Westchnęła i zmierzyła mnie wzrokiem. Uniosła wyzywająco łuk brwiowy i znów powróciła spojrzeniem na bruneta.
-Jasne. Wpadnę później. –brzmiało obiecująco.
Kiedy zamknął drzwi, przyglądałam mu się z założonymi na piersi rękoma. Zatrzymał się, patrząc na mnie z komicznym uśmiechem.
-No co?
Pokręciłam głową w pełni rozbawiona, zamykając okno na metalową klamkę.
-Nie wiedziałam, że kręciłeś z małolatami. –przygryzłam wargę i zerknęłam na niego przez ramię. Zaśmiał się i odstawił blachę na stół, podchodząc do mnie bliżej.
-Miałem 18 lat, okay? Poza tym, no wiesz... Jaxon za nią szalał. –przewrócił oczami, na co ja zmrużyłam powieki, jak gdybym badała jego słowa. –A ona za nim nie?
Podrapał się po karku, oblizując językiem wnętrze ust.
-To już inna bajka.
Podeszłam do niego bliżej i złożyłam czuły pocałunek na jego policzku. Przejechałam palcem po czekoladowej warstwie ciasta i wysmarowałam nią wargi Justina. Złożyłam na nich czuły pocałunek, zlizując krem z jego ust i chwyciłam go za rękę.
-Chodź. –pociągnęłam go za dłoń w kierunku łazienki. –Trzeba cię umyć. –patrzyłam mu w oczy wzrokiem pełnym obietnic. Od razu wyczuł kontekst i przechylił głowę w bok. W jego policzkach pojawiły się urocze zmarszczki spowodowane ponętnym uśmiechem.
*POV Justin*
Z każdym kolejnym dniem nasze życie zaczynało się układać.
Nie wyobrażacie sobie jak pieprzenie szczęśliwy byłem, kiedy codziennie
budziłem się przy niej, w pełni uśmiechniętej. Przy mojej Chloe.
Uwielbiam sposób, w jaki mogę obserwować jej przyzwyczajanie się do nowego miejsca. Do mojego Los Angeles.
Przebrałem się w swój roboczy strój. To zaledwie niebieski kombinezon z zapinanymi szelkami i nadruk z moim nazwiskiem na lewej piersi. Przez warsztat przeszło dzisiaj sporo samochodów. W między czasie rozmawiałem z chłopakami po fachu. Cóż, ich reakcja na moje przybycie była jednoznaczna. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego tak jest, dopóki jeden z nich-Dylan, nie wytłumaczył mi o co tak naprawdę chodzi. Chodzą plotki, że dla nich jestem duchem. Że umarłem lub wyprowadziłem się. Nic dziwnego, skoro mieszkanie od 6 lat stało puste, a po mnie słuch zaginął. Teraz rozumiem reakcję Madison.
-Ja słyszałem, że było z ciebie niezłe ziółko. –odezwał się Jack. Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową z westchnieniem, grzebiąc pod zawieszeniem jednego z samochodów. –To przeszłość. Nigdy do tego nie wrócę. –odpowiedziałem. Byłem przekonany, że tak będzie. Obiecałem to Chloe.
-Ziółko? –usłyszałem prychnięcie. –Moja matka twierdzi, że porządny z ciebie chłopaczek był. Codziennie brata do szkoły i ze szkoły. Jak trzeba było to chwytałeś się brzytwy, żeby pomóc rodzinie. –dopowiedział Ed. Westchnąłem i przetarłem czoło. Dokręciłem ostatnią śrubkę i wysunąłem się spod auta.
-To co panowie, może po browarze? –zaproponował główny prowadzący. Jego pomysł podobał mi się najbardziej.
Siedząc przy okrągłym stoliku, popijając schłodzone piwo, graliśmy w pokera. Dla nich to była czysta forma rozrywki. Dla mnie ucieczka od rzeczywistości. Kiedy zagrywki nam się znudziły, Jack wymyślił coś na podobieństwo „prawda czy wyzwanie”. Na narzucone pytanie trzeba było odpowiedzieć szczerze, bez względu na to jak by ono brzmiało. Wyzwaniem było wypicie określonej ilości alkoholu.
-Więc, Bieber... –odezwał się Dylan. Uniosłem na niego wzrok, odchylając się na krześle. –Wciąż zabijasz na zlecenie?
Wraz z tym zapytaniem, ich spojrzenia skierowały się w moją stronę. Poczułem się jak przyciśnięty do ściany.
-Nie zabijałem na zlecenie. Ani razu. –odpowiedziałem, co było prawdą. Nie byłem aż tak głupi, żeby iść do pierdla za coś, co nie jest moją sprawą.
-Ed. –uniosłem głowę w niemrawym uśmiechu, przyglądając się jego twarzy. –Ile dziewczyn zaliczyłeś w swoim życiu? –przymrużyłem oczy i zaśmiałem się pod nosem.
-Chyba chłopaczków. –roześmiał się Dylan.
-Stul pysk, D.
-Bo co?
-Ej, ej. Panowie. Bądźcie profesjonalni, macie przed sobą mistrza w tych sprawach. –mruknął w pełni dumny z siebie Jack, na co ja głośno się zaśmiałem. -6 dziewczyn. –wskazał na palcach, a ja przechyliłem głowę do boku.
-Ja 3.
-Jedna.
-Jedna? –zapytaliśmy jednocześnie, przyglądając się Dylanowi.
-Cóż. Jestem wierny żonie. –uniósł rękę, na której widniała złota obrączka. Wykrzywiłem usta z lekkim zniesmaczeniem. Może przy Chloe myślę o stałym związku, ale...to jeszcze nie jest to.
-A ty, Bieber? –z przemyśleń wyrwał mnie Ed. Wypuściłem powietrze z ust, splatając dłonie na swoim karku. –Zabraknie mi palców. –skwitowałem z rozbawieniem, na co w zamian otrzymałem falę dzikich odgłosów i śmiechów.
-Panowie, mamy klienta. –odezwał się dużo starszy ode mnie mężczyzna. Uśmiechnąłem się do siebie i podniosłem z krzesła, rzucając karty na stół. –Ja pójdę. –odezwałem się, wychodząc z magazynu do głównego holu serwisu. Zamurowało mnie, kiedy zobaczyłem znajome tablice rejestracyjne.
Kurwa jego mać. Miałem ochotę się wycofać, rzucić to i schować gdzieś, gdzie będę mógł ominąć problemów. Ale było już na to za późno, a ja muszę zachować twarz.
-Kogo widzą moje oczy?! –zawołał głos, który doprowadzał mnie do bram piekieł.
Odwróciłem spojrzenie w jego stronę i uśmiechnąłem się nadzwyczaj uroczo, jak gdybym miał połamać mu kark.
-Z czym masz problem? –zapytałem, nakładając rękawiczki na dłonie.
-Problem? –zaśmiał się, opierając o swój wóz. Skrzyżował dłonie na piersiach i wodził za mną wzrokiem. –a Ty się liczysz?
Prychnąłem bez humoru, przejeżdżając językiem po wnętrzu ust.
-Jason, jeśli przyszedłeś na pogaduszki, to dobrze ci radzę, wypierdalaj stąd zanim zrobię ci krzywdę. –schowałem dłonie w kieszeniach stroju roboczego, wbijając wzrok w jego obrzydliwą twarz, którą dawno bym rozpierdolił o swoje kolano.
-To samochód starego, przysłał mnie tu bo często mu gaśnie. –wyjaśnił w końcu. Westchnąłem i podszedłem do samochodu. Podniosłem maskę i oparłem ją na haku, zaglądając do jego wnętrza.
-Dawno nie był na przeglądzie. –skwitowałem, zajmując się swoją robotą.
-Lepiej powiedz jak tam twoja dziewczyna. –przerwał ciszę między nami. Zacisnąłem palce na oparciu maski i zerknąłem na niego, unosząc łuk brwiowy. –Obchodzi cię to?
-Jest tu z tobą? –zapytał, podchodząc do mnie bliżej. –Ostatni raz widziałem ją w swojej szpitalnej sali. Leżała taka bezbronna. Słodka. Samotna. –wyszeptał, okrążając mnie. Wiedziałem, że szuka jedynie okazji, żebym mógł wybuchnąć. Wolałem skupić swoją uwagę na tym, co było ważne.
-Zupełnie inaczej niż wtedy, na zdjęciach. –zamlaskał ustami, a ciśnienie we mnie osiągnęło najwyższy poziom. Trzasnąłem maską i chwyciłem Jasona za skrawki materiału, rzucając go na samochód. Złapałem w pięść klucz francuski i zamachnąłem się nim nad jego głową.
-Jeszcze jedno pierdolone słowo o Chloe i przyrzekam, że rozpierdolę ci łeb. –warknąłem, będąc śmiertelnie poważnym.
-Zamiast zajmować się moim życiem, zajmij się swoim. –próbowałem zapanować nad emocjami, jednak chęć przywalenia mu była dla mnie czymś, czego naprawdę potrzebowałem. –A gdzie twój Skylar, huh? Nie jesteś już jego ratlerkiem, który czeka kiedy będzie mógł wylizać dupę swojemu panu?
Jason warknął, obserwując mnie gniewnym wzrokiem. Wkurzyłem go i to nieźle.
-Cóż...dalej baw się dobrze, jako morderca. –to jedyne, co raczył mi odpowiedzieć.
Zaśmiałem się głośno.
-Podczas gdy twój kutas będzie suchy, ja będę pieprzył moją dziewczynę przez całą noc. -uniosłem dumnie głowę i odszedłem we własnym kierunku.
Uwielbiam sposób, w jaki mogę obserwować jej przyzwyczajanie się do nowego miejsca. Do mojego Los Angeles.
Przebrałem się w swój roboczy strój. To zaledwie niebieski kombinezon z zapinanymi szelkami i nadruk z moim nazwiskiem na lewej piersi. Przez warsztat przeszło dzisiaj sporo samochodów. W między czasie rozmawiałem z chłopakami po fachu. Cóż, ich reakcja na moje przybycie była jednoznaczna. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego tak jest, dopóki jeden z nich-Dylan, nie wytłumaczył mi o co tak naprawdę chodzi. Chodzą plotki, że dla nich jestem duchem. Że umarłem lub wyprowadziłem się. Nic dziwnego, skoro mieszkanie od 6 lat stało puste, a po mnie słuch zaginął. Teraz rozumiem reakcję Madison.
-Ja słyszałem, że było z ciebie niezłe ziółko. –odezwał się Jack. Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową z westchnieniem, grzebiąc pod zawieszeniem jednego z samochodów. –To przeszłość. Nigdy do tego nie wrócę. –odpowiedziałem. Byłem przekonany, że tak będzie. Obiecałem to Chloe.
-Ziółko? –usłyszałem prychnięcie. –Moja matka twierdzi, że porządny z ciebie chłopaczek był. Codziennie brata do szkoły i ze szkoły. Jak trzeba było to chwytałeś się brzytwy, żeby pomóc rodzinie. –dopowiedział Ed. Westchnąłem i przetarłem czoło. Dokręciłem ostatnią śrubkę i wysunąłem się spod auta.
-To co panowie, może po browarze? –zaproponował główny prowadzący. Jego pomysł podobał mi się najbardziej.
Siedząc przy okrągłym stoliku, popijając schłodzone piwo, graliśmy w pokera. Dla nich to była czysta forma rozrywki. Dla mnie ucieczka od rzeczywistości. Kiedy zagrywki nam się znudziły, Jack wymyślił coś na podobieństwo „prawda czy wyzwanie”. Na narzucone pytanie trzeba było odpowiedzieć szczerze, bez względu na to jak by ono brzmiało. Wyzwaniem było wypicie określonej ilości alkoholu.
-Więc, Bieber... –odezwał się Dylan. Uniosłem na niego wzrok, odchylając się na krześle. –Wciąż zabijasz na zlecenie?
Wraz z tym zapytaniem, ich spojrzenia skierowały się w moją stronę. Poczułem się jak przyciśnięty do ściany.
-Nie zabijałem na zlecenie. Ani razu. –odpowiedziałem, co było prawdą. Nie byłem aż tak głupi, żeby iść do pierdla za coś, co nie jest moją sprawą.
-Ed. –uniosłem głowę w niemrawym uśmiechu, przyglądając się jego twarzy. –Ile dziewczyn zaliczyłeś w swoim życiu? –przymrużyłem oczy i zaśmiałem się pod nosem.
-Chyba chłopaczków. –roześmiał się Dylan.
-Stul pysk, D.
-Bo co?
-Ej, ej. Panowie. Bądźcie profesjonalni, macie przed sobą mistrza w tych sprawach. –mruknął w pełni dumny z siebie Jack, na co ja głośno się zaśmiałem. -6 dziewczyn. –wskazał na palcach, a ja przechyliłem głowę do boku.
-Ja 3.
-Jedna.
-Jedna? –zapytaliśmy jednocześnie, przyglądając się Dylanowi.
-Cóż. Jestem wierny żonie. –uniósł rękę, na której widniała złota obrączka. Wykrzywiłem usta z lekkim zniesmaczeniem. Może przy Chloe myślę o stałym związku, ale...to jeszcze nie jest to.
-A ty, Bieber? –z przemyśleń wyrwał mnie Ed. Wypuściłem powietrze z ust, splatając dłonie na swoim karku. –Zabraknie mi palców. –skwitowałem z rozbawieniem, na co w zamian otrzymałem falę dzikich odgłosów i śmiechów.
-Panowie, mamy klienta. –odezwał się dużo starszy ode mnie mężczyzna. Uśmiechnąłem się do siebie i podniosłem z krzesła, rzucając karty na stół. –Ja pójdę. –odezwałem się, wychodząc z magazynu do głównego holu serwisu. Zamurowało mnie, kiedy zobaczyłem znajome tablice rejestracyjne.
Kurwa jego mać. Miałem ochotę się wycofać, rzucić to i schować gdzieś, gdzie będę mógł ominąć problemów. Ale było już na to za późno, a ja muszę zachować twarz.
-Kogo widzą moje oczy?! –zawołał głos, który doprowadzał mnie do bram piekieł.
Odwróciłem spojrzenie w jego stronę i uśmiechnąłem się nadzwyczaj uroczo, jak gdybym miał połamać mu kark.
-Z czym masz problem? –zapytałem, nakładając rękawiczki na dłonie.
-Problem? –zaśmiał się, opierając o swój wóz. Skrzyżował dłonie na piersiach i wodził za mną wzrokiem. –a Ty się liczysz?
Prychnąłem bez humoru, przejeżdżając językiem po wnętrzu ust.
-Jason, jeśli przyszedłeś na pogaduszki, to dobrze ci radzę, wypierdalaj stąd zanim zrobię ci krzywdę. –schowałem dłonie w kieszeniach stroju roboczego, wbijając wzrok w jego obrzydliwą twarz, którą dawno bym rozpierdolił o swoje kolano.
-To samochód starego, przysłał mnie tu bo często mu gaśnie. –wyjaśnił w końcu. Westchnąłem i podszedłem do samochodu. Podniosłem maskę i oparłem ją na haku, zaglądając do jego wnętrza.
-Dawno nie był na przeglądzie. –skwitowałem, zajmując się swoją robotą.
-Lepiej powiedz jak tam twoja dziewczyna. –przerwał ciszę między nami. Zacisnąłem palce na oparciu maski i zerknąłem na niego, unosząc łuk brwiowy. –Obchodzi cię to?
-Jest tu z tobą? –zapytał, podchodząc do mnie bliżej. –Ostatni raz widziałem ją w swojej szpitalnej sali. Leżała taka bezbronna. Słodka. Samotna. –wyszeptał, okrążając mnie. Wiedziałem, że szuka jedynie okazji, żebym mógł wybuchnąć. Wolałem skupić swoją uwagę na tym, co było ważne.
-Zupełnie inaczej niż wtedy, na zdjęciach. –zamlaskał ustami, a ciśnienie we mnie osiągnęło najwyższy poziom. Trzasnąłem maską i chwyciłem Jasona za skrawki materiału, rzucając go na samochód. Złapałem w pięść klucz francuski i zamachnąłem się nim nad jego głową.
-Jeszcze jedno pierdolone słowo o Chloe i przyrzekam, że rozpierdolę ci łeb. –warknąłem, będąc śmiertelnie poważnym.
-Zamiast zajmować się moim życiem, zajmij się swoim. –próbowałem zapanować nad emocjami, jednak chęć przywalenia mu była dla mnie czymś, czego naprawdę potrzebowałem. –A gdzie twój Skylar, huh? Nie jesteś już jego ratlerkiem, który czeka kiedy będzie mógł wylizać dupę swojemu panu?
Jason warknął, obserwując mnie gniewnym wzrokiem. Wkurzyłem go i to nieźle.
-Cóż...dalej baw się dobrze, jako morderca. –to jedyne, co raczył mi odpowiedzieć.
Zaśmiałem się głośno.
-Podczas gdy twój kutas będzie suchy, ja będę pieprzył moją dziewczynę przez całą noc. -uniosłem dumnie głowę i odszedłem we własnym kierunku.
Hahah- PIERWSZA :D !!! A więc: rozdział suuper :D Myślę, że ta dziewczyna wiele rzeczy spierzy i przyznaję że już jej nie lubię :p Ale całokształt super <33 Czekam niecierpliwie na next :* @asiaxd1 (ask)
OdpowiedzUsuńHahah- PIERWSZA :D !!! A więc: rozdział suuper :D Myślę, że ta dziewczyna wiele rzeczy spierzy i przyznaję że już jej nie lubię :p Ale całokształt super <33 Czekam niecierpliwie na next :* @asiaxd1 (ask)
OdpowiedzUsuńHahah- PIERWSZA :D !!! A więc: rozdział suuper :D Myślę, że ta dziewczyna wiele rzeczy spierzy i przyznaję że już jej nie lubię :p Ale całokształt super <33 Czekam niecierpliwie na next :* @asiaxd1 (ask)
OdpowiedzUsuńHahah- PIERWSZA :D !!! A więc: rozdział suuper :D Myślę, że ta dziewczyna wiele rzeczy spierzy i przyznaję że już jej nie lubię :p Ale całokształt super <33 Czekam niecierpliwie na next :* @asiaxd1 (ask)
OdpowiedzUsuńHahah- PIERWSZA :D !!! A więc: rozdział suuper :D Myślę, że ta dziewczyna wiele rzeczy spierzy i przyznaję że już jej nie lubię :p Ale całokształt super <33 Czekam niecierpliwie na next :* @asiaxd1 (ask)
OdpowiedzUsuńHahah- PIERWSZA :D !!! A więc: rozdział suuper :D Myślę, że ta dziewczyna wiele rzeczy spierzy i przyznaję że już jej nie lubię :p Ale całokształt super <33 Czekam niecierpliwie na next :* @asiaxd1 (ask)
OdpowiedzUsuńNo, no.. Niezły rozdział, ciekawe pomysły ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, nie mogę doczekać się następnegi <3
OdpowiedzUsuńhttp://change-me.blogspot.com/
To jest niesamowite! ❤ Tak bardzo uwielbiam to ff, a pomysły na każdy rozdział masz bardzo fajne i oryginalne :) Jestem zachwycona, a tekst Justina na końcu mnie rozwalił, hahaha ;'') Pozdrawiam i czekam na następny :**
OdpowiedzUsuńKsdbsndknd dziewczynoo sprawiasz ze nie moge myslec o niczym innym jak tylko o tym ff a przeciez musze poprawic oceny! XD jestes niesamowita ! Mam nadzieje ze Justin i Chloe nie beda mieli narazie kłopotow ;)
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie.. No poważnie..
OdpowiedzUsuńO matko
OdpowiedzUsuńrozdział świetny:)
Pisz i się nie poddawaj. Nie patrz na komentarze, bo nie wszystkim chce się komentować. Wiele osób czyta Twoje FF, ale mało komentuje. Nie przejmuj się i pisz dalej Misia <3
OdpowiedzUsuńKocham to ff <3
OdpowiedzUsuń