Strony

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 1

* POV Chloe *
Zostały zaledwie 3 godziny do imprezy u Jasona. Byłam strasznie podniecona tym faktem. Kiedy wraz z Natashą wróciłyśmy z zakupów, opadłam z westchnieniem na łóżko, rozrzucając wokół torby z ubraniami. Może nie jestem zakupoholiczką, ale to jedna z rzeczy, które robię najlepiej. Dla facetów to nic...ale dla nas, kobiet, to cholernie męczące.
Tasha rozebrała się do bielizny,by przymierzyć pierwszy zestaw outfitu na dziś wieczór. Postawiła na czerwoną sukienkę z wcięciem w tali, z odkrytymi plecami, sięgającą jej przed kolano. Wyglądała w niej olśniewająco, jakby miała zamiar iść na bal, nie na ostry melanż. Uśmiechnęłam się na tę myśl.
-Nie uważasz, że to zbyt...-przerwała w zamyśleniu. –Zbyt ładne jak na imprezę? –zapytała, unosząc łuk brwiowy.
Pokręciłam głową z uśmiechem, zrywając się z łóżka, by zmierzyć ją wzrokiem. Odwróciła się dookoła, wyglądała jednocześnie elegancko i seksownie. Lubiła ten typ, więc dlaczego by nie?
-Wyglądasz świetnie, zresztą...sukienki łatwiej się podnosi do seksu. –wyszeptałam jej do ucha po czym roześmiałam się głośno.
–Ty suko! –pisnęła Natasha, uderzając mnie w ramię, głośno się przy tym śmiejąc.
-No co? Nie chcesz poderwać dziś poderwać Jasona? To twoja szansa. –odwróciłam się do szafy, wyjmując z niej czarny top, jeansy z wysokim stanem i skórzaną kurtkę. Zrzuciłam z siebie ubrania, odwracając twarz w stronę przyjaciółki. Wyglądała na zamyśloną.
-Wiesz, sama nie wiem. Mam wrażenie, że nie jest mną zainteresowany. –odpowiedziała, głaszcząc materiał sukienki. Przewróciłam oczami, zakładając idealnie dopasowany top, który wydawał się uwydatniać mój biust. Wsunęłam na siebie jeansy i przejrzałam się w lustrze, odwracając się plecami do lustra, mierząc się wzrokiem.
-I jak? –oblizałam usta, uśmiechając się zabawnie.
-A ty kogo dzisiaj wyrywasz? –uniosła podejrzliwie brew, podając mi moją kosmetyczkę. –Collin też będzie na imprezie u Jasona, Ana nie przegapiłaby takiej okazji, by go nie zaprosić. –prychnęła, prostując włosy przy pomocy prostownicy.
-On już mnie nie interesuje. –skrzywiłam się na myśl o Collinie. To mój były...chłopak. Jeśli tak można nazwać kogoś, kto pieprzył twoją niegdyś najlepszą przyjaciółkę. Jeszcze nie zdążyłam się na nim zemścić, ale tego wieczoru będzie kipiał z zazdrości widząc mnie z innym.
-Dzisiaj interesują mnie starsi, seksowni kolesie... a nie męskie dziwki. –skwitowałam z dumnym uśmiechem, kiedy skończyłam robić mój lekki makijaż.
Nadszedł czas imprezy. Niech żyje noc! Kiedy wysiadłyśmy z taksówki na wejściu od razu czekały na nas Caroline i Melanie.
-To co –zaczęła Caroline –Idziemy się napić, moje damy? –roześmiałam się, ciągnąc je za sobą do środka domu Jasona. Od razu w uszach zadudniła mi muzyka. Jeden z kawałków Trey’a Songz’a, aż moje biodra same poszły w ruch, przez co roześmiałam się do przyjaciółek.
-Dziś nie mam żadnych hamulców. –oznajmiłam dumnie. –Chcę się napić, dobrze bawić i...-tu przerwała mi Tasha –I pieprzyć, huh? –zaśmiała się, pociągając mnie w stronę baru z napojami.
-Co dla was, drogie panie? –zapytał ciemnoskóry mężczyzna nieco wyższy od nas, w białej koszuli, czerwonej muszce i o czarującym uśmiechu.
- A co proponujesz? -przygryzłam dolną wargę, opierając dłonie o barek, patrząc na mężczyznę z uroczym uśmieszkiem. Od razu załapał, puszczając do mnie oczko. Odwrócił się by spojrzeć na półki z butelkami stojącymi za nim. –Martini, Red Label, hmm...może wódki? –zaproponował, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy.
-Niech będzie wódka. –zaryzykowałam, chociaż do wódki mnie nigdy nie ciągnęło. Ale jak już wspomniałam-nowy rok, nowe rzeczy. W oczekiwaniu aż barman naleje nam do kieliszków, lustrowałam wzrokiem każdego z gości w poszukiwaniu...dobrej przekąski do wódki. Rozumiecie, chłopaka.
-Przyszedł. –Tasha chwyciła mnie za dłoń. –Kto? –zapytałam, próbując spojrzeć w tym samym kierunku.
-Nie patrz! –pisnęła, odwracając szybko wzrok z zaczerwienionymi policzkami.
-Jason? –spytałam, biorąc kieliszek z blatu. –Nie, stażysta... jak mu tam...Bieber? –Caroline zerknęła na mnie po czym na niego z uśmiechem. –Seksowny. –skwitowała.
-Rezerwujesz? –zapytała, obserwując mój boczny profil. –Nie, dzięki. –odpowiedziałam, zerując swój pierwszy kieliszek. Skrzywiłam się, popijając go od razu colą z lodem.
-Twoja strata. Zresztą...już chyba ktoś go zaklepał. –prychnęła, odwracając się do baru, zalewając się pierwszym łykiem wódki. Zerknęłam w kierunku szatyna. Grupa studentek od razu zleciała się do niego jak pszczoły do miodu. Wyglądał jeszcze lepiej niż dziś na auli. Miał na sobie jeansy, szarą koszulkę i rozpiętą skórzaną kurtkę. Jego włosy były idealnie zmierzwione ku górze, jakby właśnie kobieca ręka pieściła je po błogim sek...cholera Chloe, ogarnij się. Skarciłam samą siebie, pociągając kolejny kieliszek alkoholu.
-Gdzie Natasha? –zapytałam, nie widząc obok przyjaciółki. –Ślini się do Jasona. –mruknęła Mel, śmiejąc się pod nosem. –To dobrze, bo dziś ma zamiar go poderwać i...sama wiesz. –puściłam do niej oczko i pociągnęłam ją za sobą na parkiet. To mój kawałek i moja noc. Chris Brown swoim głosem pieścił wnętrze domu, gdzie wszyscy świetnie się bawili. Zakołysałam biodrami w rytm piosenki, będąc odwrócona tyłem do Melanie, chwytając ją za dłonie i okręcając się już przodem. Zawiesiłam dłonie na jej szyi, tańcząc w rytm piosenki. Przygryzłam rozkosznie wargę śmiejąc się pod nosem. Odrobina alkoholu dodała odwagi, a obie wiedziałyśmy, co lubią niegrzeczni chłopcy.
-Tasha gdzieś zniknęła. –powiedziała głośniej, by przekrzyczeć muzykę. –Czyli dobrze się bawi. –wzruszyłam ramionami i zjechałam na dół, poruszając przy tym uwodzicielsko biodrami, przejeżdżając palcami po swoich udach, podnosząc się po chwili w górę.
Po dobrej godzinie zabawy znów zabrakło mi alkoholu. Zostawiając Melanie z nieco starszym od niej blondynem, ruszyłam w stronę baru.
-To samo, Elliot. –oblizałam usta uśmiechając się w ponętny sposób. –Razy trzy. –dodałam, odrzucając włosy do tyłu.
Nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie. Nie były delikatne jak Natashy czy Mel, ich właścicielem z pewnością był mężczyzna.
-Hej, Chloe. Możemy porozmawiać? –zapytał. Przewróciłam oczami z obrzydzeniem, odwracając się w jego stronę. Oparłam się o bar i skrzyżowałam dłonie na piersiach. –Spadaj, Collin. –prychnęłam.
Och, bogatemu i rozpieszczonemu chłopaczkowi zrzedła minka? Jak przykro. Za tę sentencję przybiłam swojej podświadomości piątkę z pewnym siebie uśmiechem.
-To tylko rozmowa, no daj spokój. –Przejechał palcami po moim policzku. Po jego oczach było widać, że też odwiedził już kilkukrotnie barmana.
-A gdzie twoja dziwka? Jak jej tam, hmm... Lisa? –przechyliłam głowę na bok, odwracając się z powrotem do baru.
Kiwając wdzięcznie głową barmanowi, upiłam zawartość kieliszka, odkładając go po chwili na ladę.
-Daj spokój, porozmawiajmy. Nalegam. –naciskał bezustannie. Jęknęłam mając niemałą ochotę na przywalenie mu w pysk. –Dobra, wyjdźmy na zewnątrz. –mruknęłam, wymijając go. Założyłam swoją skórzaną kurtkę, opuszczając budynek. Chwiejnym krokiem zeszłam ze schodów, odwracając się w stronę marudnego Collina. Przeszliśmy jeszcze kilka metrów. Za rogiem domu wreszcie oparłam się o ścianę.
-Więc? –oparłam dłonie na biodrach. –O czym chciałeś pogadać? –zapytałam, unosząc łuk brwiowy.
-Pięknie dziś wyglądasz. –powiedział, ujmując w dłoń mój policzek. –Jak zawsze zresztą.
-Nie dotykaj mnie. –prychnęłam, odtrącając jego łapę. –Hej, co jest z tobą? –patrzył na mnie z uśmiechem, obserwując moją twarz.
-Kiedyś byłaś łatwiejsza. –wyszeptał do mojego ucha, napierając na mnie swoim ciałem.
-C...Collin, zostaw mnie. –zacisnęłam usta, próbując go od siebie odsunąć. –Zostaw mnie, słyszysz?! –krzyknęłam, kiedy zablokował mi jakikolwiek ruch. Jego mokre usta sunęły wzdłuż mojej szyi kierując się do biustu.
-Zostaw mnie! –zapłakałam błagalnie, kiedy podwinął mój top w górę. –Siedź cicho dziwko, nikogo nie obchodzi twój płacz. –wysyczał. –Masz jęczeć, nie jest ci przyjemnie, Blackwell? Zawsze to lubiłaś. –szeptał blisko mojego ucha, ssąc je i podgryzając, jakby mój płacz i ból przyprawiał go o podniecenie.
Nagle poczułam jak coś nami szarpnęło, głowa Collina z impetem uderzyła o mur. Przestraszyłam się, drżąc z płaczu. Mój oprawca zachwiał się, odwracając do drugiego mężczyzny. To nasz stażysta, Bieber.


* POV Justin *
Oblizałem usta po upiciu drinka. Nie piłem zbyt dużo, przyjechałem tu samochodem i jeszcze zamierzałem nim wrócić. Wokół mnie siedziały praktycznie same małolaty, próbując jakkolwiek uwieść mnie swoimi-jak uważały- „seksownymi” ruchami. Błagam, moja babcia lepiej się rusza niż te dziewczyny. Potarłem wargą o wargę, wstając po chwili z siedzenia.
-Hej Justin. –kolejna dziewczyna oparła dłonie na mojej klatce piersiowej, przechylając głowę na bok by przyjrzeć się mojej twarzy. –Zatańczymy? –przygryzła wargę, sunąc swoim palcem wzdłuż mojego brzucha aż do pasa. –Proszę. –dodała pośpiesznie, uśmiechając się głupawo.
-Może innym razem. –puściłem do niej oczko, wymijając ją. Nawet nie znałem jej imienia, ale to nie przeszkadzało by jej, gdybym miał ją właśnie zaliczyć. Nie powiem, brakuje mi tego. Już pięć lat bez seksu. Matko, Bieber. W księdza się zabawiasz? Pokręciłem głową z cwanym uśmiechem, wchodząc do łazienki.
Rytmiczne uderzenia obijały się o ścianę. Zmarszczyłem łuk brwiowy, jednak gdy zobaczyłem parę pieprzących się jak zwierzęta, wycofałem się z pomieszczenia. Nawet za drzwiami dało się słyszeć jęk „och, Jason...”.
Nie patrząc na oznaczenie, wszedłem do babskiej toalety. Kilka dziewczyn odwróciło się w moją stronę unosząc brwi w dziwnym wyrazie twarzy. Zaśmiałem się pod nosem.
-Spokojnie, chcę tylko umyć ręce. –powiedziałem z uśmiechem, podchodząc do umywalek. Spojrzałem w lustro, odkręcając wodę i obmyłem w niej ręce. Studentka z starszej klasy przyglądała mi się z uśmiechem. –Długo jesteś w Sydney? –zapytała. Miała rozpuszczone włosy o ciemnym blondzie, spięła grzywkę wsuwką na boku. Była ubrana inaczej niż inne dziewczyny, przez co bardziej się wyróżniała. Miała zwyczajny podkoszulek i rozpinaną bluzę. Nogawki jej dresów były opięte w łydkach.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wycierając dłonie w papierowy ręcznik.
-Wystarczająco długo. –odpowiedziałem, obserwując jak dziewczyna poprawia swoją bluzkę.
-Nigdy cię tu nie widziałam. –uniosła podejrzliwie łuk brwiowy.
Cholera. „Nie daj się poznać” –w głowie zabrzmiały mi słowa Westwooda. Oblizałem usta, podwijając rękawy skórzanej kurtki.
-Bo studiowałem w Los Angeles. Mieszkałem z ciotką. –skwitowałem. –Dziadek umarł, odziedziczyłem po nim dom na przedmieściach, i oto jestem. –rzuciłem bez większego namysłu. Kiwnęła głową, więc chyba to kupiła.
-A ty? –zapytałem, przyglądając się jej.
-A ja? –spytała, opierając się plecami o ścianę. Przesunęła swoimi traperami po płytkach, wydając ku temu charakterystyczny dźwięk.
-Nie wyglądasz na kogoś, kto ma wysokie ambicje. Co tu robisz? –odwzajemniłem uniesiony łuk, krzyżując dłonie na piersi.
Zaśmiała się, przewracając oczami. –Dobry jesteś. –skwitowała, wsuwając dłonie do swoich kieszeni.
-Może i nie mam ambicji, ale moja matka-owszem. Jestem tu z przymusu, żeby przypasować się mamusi i nie robić jej wstydu przy córkach jej wykwalifikowanych przyjaciółeczek, które i tak puszczają się z pierwszym lepszym kolesiem. –mruknęła obojętnie, wzruszając ramionami jakby jej to nie ruszało. Zaśmiałem się pod nosem, uśmiechając się.
-Kylie. –wyciągnęła do mnie rękę. –Justin. –uścisnąłem jej dłoń i spojrzałem na zegarek. –Cholera, muszę się zbierać, trzymaj się. –Tak szybko? Szkoda. Miło było cię poznać, Justin. –odpowiedziała. Mimo pozorów wydawała się być sympatyczną dziewczyną.
Opuściłem łazienkę, od razu sprowadzając na siebie wzrok wszystkich osób. Och, no tak. Babski kibel. Z rozbawieniem minąłem wszystkich studentów, wychodząc w końcu na zewnątrz.
Głośna muzyka jeszcze dudniała mi w uszach. Zanim uderzyło we mnie chłodne powietrze i spokój nocnego Sydney, szukałem wzrokiem swojego samochodu.
-Zostaw mnie! –usłyszałem kobiecy krzyk mieszający się z płaczem. Zmrużyłem oczy, idąc w kierunku skowytu. Oglądając scenę zza rogu, zmarszczyłem czoło i cichym krokiem podszedłem do faceta przyległego do młodej brunetki. Chwyciłem go za włosy, odchylając jego głowę nieco w tył i przywaliłem z impetem w mur. Kiedy odbił się od ściany, zachwiał się i wtedy zobaczył mnie.
-Nie słyszałeś co powiedziała? –warknąłem, patrząc na niego gniewnie. Dziewczyna zadrżała.
-A ty to niby kto? –patrzył na mnie, podchodząc bliżej. Nie ruszyłem się z miejsca, unosząc łuk brwiowy.
-Trzymaj się od niej z daleka. –zagroziłem. –Bo co? –odpyskował, odpychając mnie. Bez zastanowienia zwinąłem pięść, przywalając mu w pysk, aż opadł na ścianę. Chyba stracił przytomność. No cóż. Spojrzałem na roztrzęsioną brunetkę, podchodząc do niej nieco bliżej. Wzdrygnęła się, więc cofnąłem swoją dłoń.
-Wszystko w porządku? –zapytałem, lustrując ją wzrokiem w poszukiwaniu jakiegokolwiek draśnięcia.
Pokiwała głową, przeczesując dłońmi włosy, wypuszczając z ust powietrze. –To dobrze. –powiedziałem, przyglądając się jej jeszcze chwilę.
-Masz jak wrócić do domu? –zapytałem ponownie. Brunetka znacznie zbladła. Odwróciła się do mnie plecami i opadła na kolana, gdy wstrząsnęły nią torsje. –Ej, ej, ej! –podbiegłem do niej, przytrzymując jej włosy. Kiedy zwymiotowała, zaczęła powtarzać jak litanie słowo „przepraszam”.
Skrzywiłem się i wykrzywiłem wargi. –Masz jak wrócić do domu? –ponowiłem pytanie. Podniosła się, patrząc na mnie nieco zmieszana.
-Nie, znaczy tak...to znaczy...nie wiem. –szepnęła. -Tam mam samochód. –machnęła ręką gdzieś za moimi plecami.
-Nie będziesz prowadzić w takim stanie. –zarządziłem i pociągnąłem ją za ramię.
-Zostaw mnie! –szarpnęła ręką, patrząc na mnie gniewnie.
-Hej, zabieram cię do domu. –oznajmiłem, nie oczekując jej odpowiedzi.
-Cokolwiek. Zabierz mnie stąd, błagam. –mruknęła, wycierając usta o rękaw. –Wyglądam jak gówno. –skwitowała.
-Wyglądasz jak pijana. –powiedziałem rozbawiony jej postawą. Jęknęła. –Dobrze, że mnie matka nie widzi.
-Doprowadziłaś się do takiego stanu, machałaś kieliszkiem jakby to była oranżada i wywijałaś tyłkiem lepiej niż niejedna striptizerka... i przejmuje cię to, co by powiedziała twoja matka? –zapytałem, unosząc łuk brwiowy. Otworzyła usta ze zdumienia, jednak już za chwilę przymknęła wargi z zaczerwienionymi policzkami.
-Wsiadaj. –podszedłem do samochodu, otwierając jego drzwi i wsiadając do środka. Po lekkim zawahaniu widziałem, jak również wsiadła.
-Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Gwałt to nie moja klasa. –prychnąłem z rozbawieniem. Westchnęła, opierając głowę o szybę. –Gdzie mieszkasz? –spojrzałem na nią. –W akademiku, tam, przy stadionie. –szepnęła.
Chrząknąłem, oblizując wargi. –Znałaś go? –zapytałem, skręcając na skrzyżowaniu w lewo.
-Niestety tak. –spojrzała na mnie, po chwili odwracając swoje spojrzenie. –To mój były. Zdradził mnie z przyjaciółką. Byłą przyjaciółką. –podkreśliła. Zagwizdałem, kręcąc głową z odrazą. –Nieźle pogrywa.
Dziewczyna nagle się wyprostowała. –Zostawiła mnie. –rzuciła szybko.
-Natasha mnie zostawiła. –jęknęła, opierając łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach.
-Zostawiła mnie dla Jasona. –zapłakała gorzko, zalewając się falą łez.
Zmarszczyłem brwi, kiedy usłyszałem to imię. Nie chciałem jednak mówić w jakich okolicznościach usłyszałem jego imię. Oblizałem wargi, gasząc silnik i wyjmując klucze ze stacyjki,
-Choć, zaprowadzę cię. –powiedziałem, przyglądając się brunetce. –Chcę mieć pewność, że trafisz do samych drzwi.
Wysiedliśmy z samochodu. Podmuch zimnego powietrza niemalże zwalił ją z nóg. Zacisnąłem wargi, zdejmując swoją kurtkę i okryłem nią ramiona dziewczyny. Spojrzała na mnie, lustrując wzrokiem moją twarz. –Dziękuję. –szepnęła, okrywając się ciaśniej.
-Nie ma za co. –uśmiechnąłem się do niej.
Kiedy weszliśmy na jej piętro, zaczęła szukać swoich kluczy do pokoju.
-Cholera...-jęknęła.
-Co jest? –uniosłem łuk brwiowy. Uniosła wzrok na mnie po czym trzepnęła dłońmi o swoje uda.
-Zgubiłam kluczę, razem z kurtką. Świetnie. Po prostu...zajebiście. –syknęła. Przegryzłem wargę i podszedłem bliżej. –Mogę? –zapytałem, patrząc na wsuniętą w jej włosy wsuwkę.
-Jasne, proszę. –dała mi metalową spinkę, której końcówkę wygiąłem niczym drucik i wsunąłem go w dziurkę od klucza. Po chwili usłyszałem, jak metalowa wkładka ustępuje, otwierając przy tym drzwi.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, marszcząc lekko czoło. –Gdzie się tego nauczyłeś? –zapytała zdumiona, jakbym właśnie pokazał jej jakąś magiczną sztuczkę.
-Na obozie harcerskim. –skłamałem w nieznacznym uśmiechu. –Na mnie pora. Dobranoc. –skinąłem pożegnalnie głową i skierowałem się w stronę windy.
-Dobranoc. –odpowiedziała, przechylając drzwi.
-Dziękuję! –krzyknęła za mną. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy drzwi windy powoli zaczęły się zamykać, gdy miałem ostatni widok na brunetkę.

Przynajmniej miałem pewność, że dotarła tu bezpiecznie.

8 komentarzy:

  1. Jeej świetnie! Rozdział bardzo dopracowany :) i wgl jest tak ciekawie! Do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  2. genialne,czekam na kolejny rozdział :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! Boze Justin to moze jakiś tajniak 😮
    Czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham.
    Uwielbiam.
    A to dopiero pierwszy rozdział 😝

    OdpowiedzUsuń
  5. jeju. Wreszcie znalazłam opowiadanie które mnie ciekawi. Kocham twoje ff. Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, bardzo wciąga
    @luvbiebsandmint

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww jak mnie to wciagnelo ;))
    Pisz dalej na pewno bede czytac <3

    OdpowiedzUsuń
  8. czytam pierwszy ale już jest mnuhybgtfrde

    OdpowiedzUsuń