Strony

środa, 23 września 2015

Rozdział 12

*POV Chloe*
Pierwszy sygnał.
Nic.
Drugi sygnał.
Wciąż nic.
Nerwowo oblizuję wargi, przeczesując palcami swoje włosy.
Trzeci sygnał
...to samo.
Zaczynam się denerwować. Przygryzłam wnętrze policzka i przymykam powieki, opierając się o kuchenne szafki. Jest piąta nad ranem. A jego wciąż nie ma.
Powiedział, że wróci. Miałam być spokojna, ale jak, kiedy on włóczy się bez słowa po nocach? Jak mam być spokojna, kiedy on wciąż nie mówi mi prawdy? Czuję, że kłamie. Robi to na każdym kroku. Nie mam pojęcia co się dzieje w jego głowie. Może w myślach zdążył to sobie wszystko poukładać. W końcu to Justin Bieber. Zanim ty zrobisz krok, on zrobi ich już 40. Najpierw robi, później myśli czy jego działania miały jakikolwiek sens. Być może wychodzi bo nie potrafi sypiać? Coś dręczy jego sumienie? Z trudnością do głowy przychodzi mi myśl, że przecież on nauczył się wyłączać uczucia. Szczególnie wtedy, kiedy nieumyślnie krzywdzi, zabija ludzi. Tak bardzo się boje, że Justin znów się w coś wplątał. Coś co mu bardzo zaszkodzi lub już to zrobiło. Poza tym Skylar...
Dlaczego nagle zaczął ufać komuś, kto całkiem niedawno życzył mu śmierci?
Jaki w tym sens?
Przygryzłam wargę i wypuściłam powietrze z ust. Zawsze się tego brzydziłam, ale czuję, że muszę to zrobić. Nie ma go, nie zauważy, że cokolwiek ruszyłam. Będzie zbyt zajęty myśleniem o swoich chorych interesach ze Skylarem. Zablokowałam telefon i położyłam go na blacie. Ruszyłam pewnym krokiem do naszej sypialni. Nie wiem ile mam czasu. Działam tu i teraz. Niezależnie od tego jakie to będzie mieć skutki. Zaczęłam przeszukiwać jego szafki z ubraniami.
Nic.
Szuflady z bielizną.
Nic.
Szafę z wieszakami.
I nic nowego.
Oblizałam usta i usiadłam na łóżku. Wtedy usłyszałam jak coś spadło. Jakby mała metalowa rzecz odbiła się o podłogę. Zmarszczyłam brwi i zsunęłam się z łóżka. Położyłam się na ziemi i zajrzałam pod nie.
Klucze. Srebrne, nie wzbudzające żadnych podejrzeń klucze. To one były rozwiązaniem całej zagadki.
Musiał schować je pod deskami materaca. No jasne, nigdy tam nie zaglądałam. Wyciągnęłam dłoń w ich stronę. Wyprostowałam palce jak najbardziej mogłam i wreszcie ich dosięgnęłam.
Ścisnęłam je w pięści i drżący cichy wdech. Nie miałam pojęcia co mogę tam znaleźć. Justin jest nieprzewidywalny. Nigdy nie potrafiłam go do końca rozgryźć.
Odsunęłam drewniany nocny stolik od ściany, a wtedy moim oczom ukazały się metalowe drzwiczki wmurowane w ścianę. Często kiedy myślał że śpię, mrużyłam jak najbardziej mogłam swoje powieki i podglądałam jego poczynania. Zawsze przysłaniał to swoim ciałem, "na wszelki wypadek". W końcu mogę się dowiedzieć o co tak naprawdę ze wszystkim chodzi. Może w końcu poznam jego tajemnice? Prawdziwe "ja", zamiast ciągłych i bezustannych kłamstw. Nie mam czasu, muszę działać.
Choć właśnie teraz skończyła się moja pewność siebie. Brzydzę się szperać w nieswoich rzeczach, ale wiem też, że tylko wtedy poznam prawdę lub jej część. Ręce mi się trzęsły, kiedy próbowałam dopasować odpowiedni klucz. Ten jeden, mały, niepozorny kluczyk wreszcie odpuścił blokadę zamku. W tym momencie wstrzymałam wdech. Pociągnęłam za niewielką rączkę i otworzyłam coś, co wyglądało niemalże jak sejf.
Broń.
Na sam widok zrobiło mi się słabo. Bałam się chwycić ją w dłonie. Świadomość, że mogłabym zostawić tam swoje odciski palców zabraniała mi nawet otrzeć o nią kciukiem. Nie rozumiałam, dlaczego? Po co mu broń? Nie wyglądało to jak coś na "czarną godzinę". Raczej jak gdyby do naszego domu zaraz mieliby wskoczyć nieproszeni gangsterzy. Oblizałam suche wargi.
Biały i brązowy proszek. Jakieś tabletki. Mnóstwo tabletek i kapsułek. Małe, papierowe znaczki z nadrukami. Fiolki i buteleczki z kolorowymi płynami. Chwyciłam jedną z nich i lekko potrząsnęłam między palcami. Odkręciłam wieczko i przysunęłam je pod nos, a ostry, chemiczny zapach podrażnił moje nozdrza, przez co zaczęłam kaszleć. Odsunęłam je szybko od siebie i zakręciłam, odstawiając na swoje miejsce.
I wtedy byłam pewna.
To narkotyki.
Wiedziałam. Nie skończył z tym. Nie mam pojęcia co było powodem, że zaczął je brać. Musi powrócić na leczenie i ja do tego doprowadzę. Choćbym miała go związać, wrzucić do bagażnika i zawieźć, zrobię to, zanim będzie za późno.
Zwinięte w rulon pieniądze. I to nie jeden, a trzy.
Po cholerę mu tyle pieniędzy? Chwyciłam je między palce. Tu musiało być grubo ponad 500 tysięcy dolarów.
Przełknęłam gorzko ślinę, a moje dłonie zlały się potem. To największa suma pieniężna jaką trzymałam kiedykolwiek. Wróć... Największa, na którą kiedykolwiek mogłam spojrzeć własnymi oczyma.
Skąd? Za co? Po co? Dlaczego?
I coś jeszcze przykuło moją uwagę.
Biała teczka z czarną, zabezpieczającą ją gumką. Kiedy chciałam odsunąć ją na bok, usłyszałam chrząknięcie za sobą. Serce podskoczyło mi do gardła. Odwróciłam się, a kiedy zobaczyłam w drzwiach Justina, czułam się, jakbym miała zaraz zemdleć.
-Ja tylko...
-Ładnie tak grzebać w czyichś rzeczach? –mruknął złośliwie, przypatrując mi się. Zacisnęłam usta i podniosłam się z podłogi.
-Mówisz tak jakbyś był dla mnie kimś obcym. –przełknęłam ślinę, zaciskając nerwowo palce na teczce. Ruszył w moim kierunku i niemalże wyrwał mi ją z dłoni. Cofnęłam się w tył, spuszczając głowę.
-To są moje prywatne rzeczy, a ty nie masz prawa się do nich zbliżać ani tym bardziej ruszać ich. –rzucił oschle. Przygryzłam mocniej wargę, żeby trzymać język za zębami.
-W ogóle co ci odbiło, huh?
-Może gdybyś przestał przede mną wszystko ukrywać, może by do tego nie doszło. –odpyskowałam. Wyprostował się, a jego mięśnie się napięły. Czułam chłód jego spojrzenia, którym wiercił dziurę w moim brzuchu. Chwycił mnie za podbródek, zaciskając palce na mojej szczęce i zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy.
-Nigdy więcej tego nie rób. –wysyczał, a ja jęknęłam, bo jego nacisk sprawił mi ból. Przełknęłam ślinę, wpatrując się w niego. Kiedy trzasnął drzwiczkami i z impetem odsunął szafkę, wzdrygnęłam się i wbiłam wzrok w swoje stopy. Wyminął mnie obojętnie i chwycił za kurtkę, którą wcześniej zdążył z siebie zdjąć.
-Justin... –powiedziałam cichym głosem, na granicy płaczu. –Porozmawiajmy. –nalegałam.
Odwrócił głowę w moją stronę i zmierzył mnie od głowy w dół. Był wściekły. Nie wyobrażacie sobie nawet jak bardzo od pewnego czasu zaczęłam się go obawiać. Miałam wrażenie, że nie jest już tak stabilny psychicznie. Coś w nim pękło. Ale nie potrafię rozgryźć co. Podeszłam bliżej niego i chwyciłam go za rękę, wodząc zagubionym spojrzeniem po jego twarzy. –Proszę. –przełknęłam ślinę, czując, jak zaczęło zasychać mi w gardle.
-Chloe, jestem zmęczony. –mruknął, mierzwiąc dłonią swoje włosy.
-Właśnie chciałeś gdzieś wyjść. –zmarszczyłam brwi, widząc jak wciąż trzyma w dłoniach swoją kurtkę.
-Do Suge’a.
-Kogo?
-Nie znasz.
-Po co?
Warknął ze zirytowaniem.
-Przespać się, bo we własnym domu nie mam nawet prywatności.
Zacisnęłam usta, marszcząc przy tym czoło.
-O, więc to moja wina? –zapytałam, krzyżując dłonie na piersiach.
-A czy ja grzebię ci w torebce? –mruknął, odrzucając kurtkę na fotel.
Zaczynał mi podnosić ciśnienie, dlatego nie powstrzymywałam się przed niczym.
-Wiesz jaki jest twój pierdolony problem, Bieber? –warknęłam, uderzając go ręką w tors. –Może jakbyś przestał mnie okłamywać i ciągle coś przede mną chować, nie martwiłabym się i normalnie spała po nocach, wiedząc, że ty, ja i nasze dziecko jest bezpieczne, wiesz? –zacisnęłam wargi wściekła.
-Może gdybyś przestała mnie wkurwiać i udawać pierdoloną cnotkę...
-Może gdybyś miał jaja i potrafił stawiać czoło problemom, i być do cholery uczciwy wobec mnie, nie brałabym spraw w swoje ręce, okej? -dodałam znacznie wyniosłym głosem. Justin zmarszczył brwi, mierząc mnie wzrokiem. Oblizał usta i przyjrzał się mojej twarzy. –Kotku, ja...
-Nie przerywaj mi do cholery. –wytknęłam palec w jego stronę, patrząc mu w oczy. –Bo mam ci zbyt wiele do powiedzenia.
Pokiwał posłusznie głową i zdjął z siebie koszulkę, którą rzucił na fotel. Przełknęłam ślinę, wlepiając wzrok w jego wyrzeźbiony tors. Odwrócił się do mnie tyłem, szukając czegoś w swoich szafkach. Zacisnęłam dłonie na parapecie czując, jak widok Justina bez koszulki na mnie wpływa. Dawno nie byliśmy ze sobą w bliskich relacjach, dlatego pod wpływem większej dawki hormonów, po prostu mi odwalało, kiedy widziałam go w pół nagiego.
-No? –mruknął, wyrywając mnie z transu brudnych myśli. Rozpiął swoje spodnie i odrzucił je na stertę ubrań, uprzednio wyciągając z nich portfel z dokumentami i zapalniczkę, które położył na regale.
-Ja po prostu... –próbowałam wydusić z siebie cokolwiek, ale w głowie miałam pustkę. Zamiast myśleć logicznie, wpatrywałam się w jego idealne dołeczki w dole pleców. Brunet odwrócił głowę w moją stronę i uniósł brwi, mierząc badawczym wzrokiem moją twarz.
-Jak na „mam ci zbyt wiele do powiedzenia”, niewiele mówisz. –skwitował, był wyraźnie rozbawiony. Ten gnojek dobrze wiedział co robi.
Przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu. Podszedł bliżej mnie i zmierzył mnie spojrzeniem, przechylając głowę do boku. Przesunął dłoń na mój kark, a jego chłodne palce przeleciały rozpaloną z emocji skórę. –Słucham cię, skarbie. Mów. –dodał niskim głosem, wpatrując się w moje oczy. Przygryzłam wargę, opuszczając wzrok gdzieś w dół. Poczułam jak moje policzki oblały się rubinem. Nie wiem, czy to ze wstydu czy raczej z tego, że mnie onieśmielał.
-Justin ja... –zaczęłam, jednak on położył palec na moich ustach.
-Shh... –cichy świst wydobył się z jego ust. Zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi, pozostawiając na niej przyjemne i tak cholernie znane mi uczucie, za którym bardzo tęskniłam. Cichy jęk wydobył się z moich ust, kiedy zaczął pieścić czuły punkt, którego zdążył się wyuczyć. Położyłam dłonie na jego torsie, podczas gdy on sunął wargami coraz to niżej. Miałam wrażenie, że odpłynę. Przygryzłam mocniej wargę, dając mu do siebie większy dostęp. Czyżbym uległa?
Zsunął dłonie do moich pośladków, zaciskając na nich gwałtownie dłonie, przez co zaczerpnęłam powietrza. Wodziłam zagubionym spojrzeniem po jego twarzy, podczas gdy on wciąż patrzył na moje wargi. Wypuścił swoją z nacisku zębów i złączył nasze usta w gorącym pocałunku. Podniósł mnie i oplótł moje nogi wokół swych  bioder, przez co czułam jego wybrzuszenie cholernie dobrze. Wplotłam palce w jego włosy, mierzwiąc je i z czasem pociągając za ich końcówki, jęcząc w jego usta by stłumić emocje. Cholera, smakował tak dobrze. Mięta. Papierosy. I coś, czego nie potrafiłam rozszyfrować. Przejechał koniuszkiem języka po moich wargach, a ja posłusznie je rozchyliłam. Sondował językiem wnętrze moich ust, wszczynając między nami walkę o dominację. Przysięgam. Nigdy, ale to nigdy z nim nie wygrałam. I tak też było tym razem. Cofał się do łóżka, a kiedy poczuł za kolanami krawędź łóżka, opadł na nie spokojnie. Ułożył dłonie na moich biodrach, nie przestając mnie całować.
-Tęskniłem. –odezwał się w końcu. Oderwałam swoje wargi od niego na kilka centymetrów, patrząc mu niezrozumiale w oczy. Zaczesał kosmyk moich włosów za ucho, by następnie pogładzić kciukiem mój policzek. Położyłam obie dłonie na jego mostku, prostując się na nim. W milczeniu analizowałam jego słowa. Próbowałam wejść mu do głowy. Zrozumieć jego myśli.
Kochałam go. Jego huśtawki nastrojów. Bipolarność, kiedy to najpierw był chłodnym dupkiem a zaraz potem czułym mężczyzną mojego życia. W tej chwili się uśmiechnęłam. On to odwzajemnił. Pochyliłam się nad nim, muskając bardzo delikatnie jego wargi, jakbym bała się, że za chwilę zniknie. Rozpłynie się. Bałam się, że to sen, z którego za chwilę się obudzę.
-Chloe... –wyszeptał, przejeżdżając opuszkami palców po moich ramionach, na co lekko się wzdrygnęłam. –Chcę tego dziecka. –oznajmił, oblizując usta.
Zamrugałam oczami, odchylając nieznacznie głowę, by móc na niego spojrzeć. Dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie powiedział. Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam się w niego. Zamknęłam powieki, czując jak napływały mi łzy. Byłam teraz cholernie wrażliwa. Wszystko przeżywałam chyba z cztery razy mocniej.
---------------
*POV Justin*
Zakupy z kobietą, czujecie mój ból? Po raz setny odpowiadałem tak na „powiedz, że ładnie wyglądam” lub nie na „nie wyglądam grubo?”, a w zamian dostawałem odpowiedzi w stylu „nie znasz się”, „na pewno kłamiesz”, „mówisz tak bo mnie kochasz”. Już nawet wywracanie oczami mnie męczyło.
-Idę sprawdzić w serwisie czy nie ma jeszcze mojego telefonu. Mieli go sprowadzić przed 15:00. –mruknąłem do Chloe, całując ją w tył głowy. Pokiwała głową, przeglądając różne sukienki. Uśmiechnąłem się i schowałem dłoń w kieszeń startych jeansów, wychodząc z butiku, w którym czułem się cholernie niemęsko. Wzdrygnąłem się na myśl o tym rażącym w oczy różu, który dominował w tym damskim piekle. Ruszyłem przed siebie, szukając wzrokiem szyldu z nazwą serwisu. Cholera. Zawsze gubię się w centrach handlowych. Kiedy wreszcie go odnalazłem, wszedłem do środka. Wymieniłem uścisk dłoni z ochroniarzem, który stał przy wejściu. To mój stary znajomy z liceum. Widać wszyscy jesteśmy na straconych pozycjach.
-Dzień dobry. –zauważył mnie facet siedzący za szklaną ladą. Miał tu chyba wszystkie pierdoły. Telefony, ładowarki, klucze do samochodu, portfele. Tak, to serwis rzeczy znalezionych. Ja zgubiłem telefon. Dostałem maila, że został oddany właśnie w tym miejscu. Cóż, miło z czyjejś strony.
-Dobry. –mruczę w końcu. –Przyszedłem odebrać telefon. –uzupełniłem. Pokiwał głową i podniósł się z siedzenia.
-Mógłbym prosić jakiś dokument tożsamości? –zapytał.
-Jasne. –rzucam krótko, obmacując dłońmi swoje spodnie. Wreszcie odnajduję portfel w tylnej kieszeni. Wyciągnąłem z niego dowód, który ten czarnowłosy koleś zlustrował wzrokiem.
-Pan Bieber... –wymruczał pod nosem i chwycił za kluczyk, dzięki któremu otworzył metalowy schowek, z którego wyjął zapaczkowany telefon.
-Proszę.
Przyjrzałem się chwilę mężczyźnie.
-Nie wie pan może kto go znalazł? Chciałbym mu...jej podziękować czy dać coś w ramach wdzięczności. –powiedziałem z wyraźnie dobrym humorem. Mężczyzna ściągnął usta i potrząsnął głową. –Dostarczony anonimowo przez naszą skrytkę. Była dołączona jedynie karteczka z pańskimi danymi.
Wyprostowałem się, chowając portfel z powrotem.
-Skąd obcy człowiek zna moje dane? –zapytałem, nie rozumiejąc. –Żaden problem. Wszystko jest zapisane w pamięci telefonu. Wystarczy podłączyć kartę do modemu, wyświetlą się wszystkie dane. Nawet miejsce, z którego ostatnio pan dzwonił, pisał wiadomość czy też korzystał z internetu. –wyjaśnił. Zacisnąłem usta, ściągając brwi. Już dawno nie wierzyłem w uczciwych ludzi. A tu proszę.
Po podpisaniu potrzebnych papierów, opuściłem serwis i przysiadłem na ławce, przyglądając się pakunkowi. To właściwie zwyczajna koperta obklejona taśmą klejącą. Rozdarłem papier i zwinąłem, wrzucając go do śmietnika. Był włączony i ku mojemu zdziwieniu-naładowany do 53%. Miałem 7 nieodebranych połączeń od Chloe, dwa od Skylara i...
Jedna nowa wiadomość
 Od: nieznany.
Uważaj na nią.
Zmarszczyłem niezrozumiale brwi, zamykając okienko i wlepiłem wzrok w nieistniejący punkt. Mój telefon znów zawibrował.
Nieznany: Widzę ją.
Ja: kim jesteś?
Nieznany: To kim jestem nic ci nie powie.
Ja: skończ pierdolić i mów kim jesteś.
Nieznany: Jest seksowna.
Nieznany: Lepiej jest być trzy godziny za wcześnie, niż o minutę za późno, Bieber.
Rozejrzałem się dookoła. Nie widziałem nikogo podejrzanego. W godzinach szczytu kręciło się tutaj zbyt wielu ludzi. Nagle pomyślałem o Chloe. Gwałtownie zaschło mi w gardle. Zacisnąłem telefon w pięści i pobiegłem w stronę butiku, w którym widziałem ją po raz ostatni. Wbiegłem do niego jak poparzony. Nie było jej.
-Chloe? –zapytałem.
Nie otrzymałem odpowiedzi.
-Chloe?! –ponowiłem, nieco głośniej.
-Przepraszam, mogę w czymś pomóc? –zapytała mnie niska blondynka.
-Chloe! –krzyknąłem, panicznie rozglądając się dookoła.
-Halo, proszę pana? –zza lady wyjrzała nieco starsza kobieta. –Czy coś się stało?
-Brunetka, ponad metr sześćdziesiąt. Niebieskie oczy. Miała na sobie sukienkę. Cholera, stała tutaj jeszcze kwadrans temu. –warknąłem, mierzwiąc nerwowo dłonią swoje włosy.
-Wyszła chwilę temu. Wyglądała na rozkojarzoną. Trzymała w dłoni telefon i pośpiesznie wyszła. –odezwała się inna kobieta.
-Dokąd poszła?
-W stronę wyjścia. –uzupełniła.
Zerwałem się i pobiegłem w zapowiedzianym kierunku. Ludzie wychodzili i wchodzili do centrum, ale po Chloe ani śladu. Rozglądałem się dookoła próbując znaleźć coś charakterystycznego. Zacząłem wariować. Czułem się, jakbym miał zaraz zemdleć. Do cholery, co się dzieje?!
W trawie coś błysnęło. To telefon. Chloe. Chwyciłem go w dłoń. Wiadomość na ekranie wyjaśniała dlaczego wyszła z budynku.
Nieznany: Mam telefon. Wyjdź przed galerię. Czekam przy wyjściu. Pośpiesz się, nie mam czasu. / Jus.
Wtedy i mój smartfon zawibrował. Wyświetliła się wiadomość.

Nieznany: Mówiłem, uważaj.

24 komentarze:

  1. jezu kochany wreszcie!!!
    jeju co sie dzieeje :o
    świetny rozdział! czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko <3 Chce kolejny! Błagam! Szybko!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMB ! Co się dzieje ? :o
    Rozdział genialny ! Nie mogę się doczekać nexta! *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurde, no zapowiada się niezła akcja. Świetny rozdział, jak zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. super, suuuuuper!

    OdpowiedzUsuń
  6. jezu kocham cie dziewczyno, świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Biedna Chloe ciekawe kto za tym stoi ; /

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale mega ojej. Czekam na następny. Dużo weny kochana!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Naareszcie ♥ kiedy następny?? super opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostrooooo :000 super

    OdpowiedzUsuń
  12. O kurr... oby nic jej nie było i dziecku !!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Mega mega mega !!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jesteś super dziewczyno Twoje opowiadanie wymiata

    OdpowiedzUsuń
  15. O cholercia ale się porobiło

    OdpowiedzUsuń
  16. warto było czekać mega !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejku, tyle czekania, ale było warto *_* <3.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja Cie kocham normalnie, loove <3

    OdpowiedzUsuń
  19. najlepsze ff pod słońcem :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Idealny rozdział! *.*

    OdpowiedzUsuń