Strony

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 10

*POV Chloe*
Słyszałam ich krzyki. Kłócili się. Tasha i Jason. Oparłam się plecami o drzwi pokoju, w którym przebywałam i odchyliłam głowę w tył. Zacisnęłam powieki i wciągnęłam wargi. To wszystko było pieprzenie nie tak. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Potrzebowałam oparcia. Jason mnie pocałował a ja jak idiotka uległam. Jak mogłam zrobić to swojej najlepszej przyjaciółce? Oddychałam ze spokojem, próbując jakkolwiek zapanować nad tym co działo się w mojej głowie. Czy ja naprawdę muszę przynosić pecha? Gdzie się nie pojawiam to tam zawsze dzieje się coś złego. Zawsze, bez wyjątku. 
Nie wiem dlaczego wciąż się dziwię. Jestem skazana na samotność. Muszę stąd uciekać. Nie chcę żeby oni się przeze mnie rozeszli. Nie chcę żeby Natasha cierpiała tak samo jak ja. Wystarczy, że ja sobie nie daje rady. Co dopiero ona. Nie przeżyłabym tego. 
Podeszłam do łóżka i przykucnęłam. Wyjęłam spod niego swoją torbę podróżną i położyłam ją na wierzchu. Wyciągnęłam z szafek swoje ubrania i pośpiesznie pakowałam je do środka. Nie patrzyłam na to jak były ułożone. Nie miałam na to czasu. Każda sekunda przebywania tutaj sprawiała, że czułam się coraz gorzej. Nagle usłyszałam jak ktoś pociąga za klamkę. Odwróciłam się, kiedy w drzwiach pojawił się Jason. Mój żołądek ścisnął się niemiłosiernie. 
-Rozbieraj się. -mruknął oschle, zrzucając z siebie koszulkę. Stałam jak wryta. 
-Słucham? -otworzyłam szerzej powieki, patrząc na niego jak na idiotę. Miałam pieprzone wrażenie, że się przesłyszałam. Zamknął za sobą drzwi.
-Chcesz, żeby Justin się o tym dowiedział? -uniósł zadziornie brew, mierząc mnie wzrokiem. Myślałam, że zaraz strzelę mu w pysk. 
-Przecież to ty mnie pocałowałeś. -potrząsnęłam głową i cofnęłam się, kiedy ten zrobił krok na przód. 
-A ty odwzajemniłaś ten pocałunek. Kto wie co by było, gdyby Tasha nam nie przerwała. -oblizał usta, podchodząc do mnie bliżej. -Czułem, że byłaś chętna. -dodał, przyciągając mnie bliżej siebie. Odepchnęłam go i zacisnęłam gniewnie wargi. 
-Jestem w rozsypce, to była chwila słabości, Jason. -wysyczałam, odwracając wzrok. 
-Ciekawe co powiedziałby Justin... -szeptał, dotykając palcami po jego policzka i powoli przesunął nimi po moim karku. -...gdyby jego mała dziewczynka z taką łatwością by mi się oddała. 
Na jego słowa opuściłam wzrok, wbijając go w swoje stopy. Jego dotyk mnie parzył. Nie był niczym przyjemnym w przeciwieństwie do Justina.
-Nie zrobisz tego. -wciągnęłam wargi, czując napływające do oczu łzy. Czułam się słaba ale wiedziałam, że nie mogę poddać się jego manipulacji. Nie jestem pustą idiotką. To był tylko pocałunek. 
-Zrobię, jeśli teraz mnie nie zaspokoisz. -mocniej zacisnął dłoń na moim karku i przystawił do swojej twarzy. -Wiesz co masz robić. -warknął przez zęby a na jego ustach pojawił się niemożliwie wredny uśmiech. -No dalej. 
Położyłam rękę na jego nadgarstku, próbując go oderwać od siebie. Jednak on mocniej ścisnął palce, przez co poczułam skurcz. 
-Jason, nie. -szepnęłam błagalnie. 
-Nie kochasz tego? -uniósł brew, przyglądając się mojej twarzy. -Podczas pieprzenia ciebie będę myślał tylko o tym jak on to robił. I teraz ja położę rękę na tym co było jego. -prychnął i popchnął mnie na łóżko. To była dla mnie szansa na ucieczkę. Zerwałam się, biegnąc w stronę drzwi jednak on złapał mnie w pasie, znów rzucając na łóżko. 
-Nat...-przerwał mój krzyk, przyciskając rękę do moich ust, tym samym mnie dusząc. 
-Zrób to raz jeszcze, a oszpecę ci tę piękną buźkę, rozumiesz? -zawarczał do mojego ucha, składając pocałunki na mojej szyi. Zaczęłam płakać, nie mogąc nic zrobić. Cała się trzęsłam. Nie mogłam ruszyć nawet ręką bo przygniótł mnie ciężarem swojego ciała. Wolną dłonią zerwał ze mnie bluzkę. Poczułam obrzydzenie i odruch wymiotny, kiedy obrzucał nachalnymi pocałunkami moje piersi. 
Zaczęłam krzyczeć, na co on zareagował jednoznacznie. Uderzył mnie w twarz, przez co moja głowa odskoczyła. Cały policzek mnie piekł. Bałam się chociażby wydać z siebie najcichszego dźwięku. Łzy spłynęły po mocno zaczerwienionej skórze. 
-Drzyj się dalej, ostrzegałem cię. -rzucił mi krótkie spojrzenie. Zadrżałam, zanosząc się szlochem. Targające mną emocje musiały wyjść na światło dzienne. 
-Nie rycz, nie wyglądasz atrakcyjnie. -skwitował, próbując wetknąć dłoń pod moje plecy. Robiłam wszystko, żeby temu zapobiec, jednak on znów mnie uderzył. Zawyłam gorzko, wciągając wargi. 
-Jason proszę cię... -wydukałam przez łzy. -Błagam cię, nie rób tego. -krztusiłam się, bo moje gardło ścisnęło się w bólu. 
-Błagam cię, nie. 
-Zamknij się. -syknął, przyciskając rękę do moich ust, podduszając mnie. 
Czułam, że nie było już dla mnie ratunku. Gdzie jesteś, Boże, kiedy naprawdę cię potrzebuję?! Zacisnęłam powieki. Chciałabym mieć już to za sobą. 
Justin przepraszam cię. Przepraszam. Nie poradzę sobie bez ciebie. Potrzebuję cię. 
On zawsze dawał mi siły. Wtedy usłyszałam czyjeś kroki. Jason znów mnie przycisnął do łóżka. 
-Milcz, suko. -warknął do mojego ucha i nieznacznie się podniósł, jak gdyby przysłuchiwał się rozmowie dwóm osobom. Zacisnęłam palce i odwróciłam głowę, mocno zamykając powieki. Cała się trzęsłam. Strach wziął nade mną górę. Nie potrafiłam nad tym zapanować, to było w pełni naturalne. Tak samo jak moje łzy i łkanie. 
-...tak, pogrzeb już był. -otworzyłam oczy, wsłuchując się w słowa Mel. Automatycznie czułam jak ciężar przytłoczył moje serce. Jaki pogrzeb? Boże, powiedzcie mi, że to nie Justin. Uciekł z zakładu, ale nic mu się nie stało. Justin jest bezpieczny. Nic mu nie jest. Wciągnęłam wargi. 
-Nie, nie utrzymywali ze sobą kontaktu przez ten tydzień. -zmarszczyłam brwi, czułam, że mówili o mnie i Justinie. -Nikt nie ma pojęcia gdzie on jest, pani Bieber. -dodała dziewczyna. Uh, czyli Justin żyje. Ale dlaczego szukała go jego matka? 
-Nie namierzyli go jeszcze? Cholera, to gdzie on jest? -usłyszałam jak w coś uderza. Prawdopodobnie chciała dać upust swoim emocjom. Na studiach bardzo lubiła Justina, nic dziwnego, że tak zareagowała. 
-No nic, może pani spróbować zadzwonić do Chloe. -dodała. Jason automatycznie się wyprostował. Podniósł się ze mnie, zapinając pasek od swoich spodni i pośpiesznie naciągnął na siebie koszulkę. -Jasne, już podaję te...-przerwała, kiedy otworzyła drzwi. Widząc nas...a przynajmniej mnie pół nagą. To była dla mnie szansa. Chwyciłam za torbę i wyminęłam ją w przejściu, chcąc jak najszybciej opuścić ten dom wariatów. 
-Chloe! -krzyczała za mną. Musiałam uciekać. Przebiegłam przez bramę, ruszając przed siebie. Miałam gdzieś, że zaczęło lać a deszcz nie zostawił na mnie ani jednej suchej nitki. W głowie miałam jedną myśl: znaleźć Justina. Tylko na tym mi zależało.
Zauważywszy autokar, który zaraz miał odjeżdżać, zamachałam ręką na znak, żeby na mnie zaczekał. Wciągnęłam torbę na ramię i wsiadłam do środka. Przeczesałam mokre włosy palcami i zajęłam miejsce przy oknie. Nie było tłoku, może trzy osoby na krzyż.
Wzięłam spokojny wdech powietrza, próbując zapanować nad biciem mojego serca. Ta sytuacja z Jasonem cholernie mnie przybiła. Zaufałam mu, a przynajmniej starałam się mu zaufać. A on? On to wykorzystał przeciwko mnie.
Nic dziwnego. Jak mogłam zaufać wrogowi Justina? Jestem naiwna. Wiem. Idiotka. 
W moich oczach wezbrały łzy. 
Był taki opiekuńczy. Miły. Martwił się o mnie. Rozmawiał ze mną w normalny sposób...cały czas udawał. Pieprzę go. 
Oparłam stopy na oparciu fotela przede mną i przyciągnęłam kolana do siebie. Musiałam go znaleźć. Wiem, że on potrzebuje mnie tak bardzo jak ja jego. Musiałam być przy nim. Muszę go znaleźć...
Byłam cała mokra i zziębnięta. Nie miałam przy sobie wiele pieniędzy, ale na przejazd powinno mi starczyć. 
W myślach miałam natłok pytań: o czyim pogrzebie mówiła Mel? Dlaczego Justin uciekł? I gdzie on do cholery był? Ktoś musiał mi pomóc. Ktokolwiek musiał coś widzieć, wiedzieć, słyszeć o tym. Nie mógłby zniknąć bez słowa i zapaść się pod ziemię od tak. Zaczęłam w głowie robić listę czy znam kogoś, kto mógłby mu pomóc. A ci dilerzy narkotyków? Cholera, mam nadzieję, że Justin z nimi nie zadarł bo chyba bym umarła, gdyby coś mu się stało. Musi być z nim wszystko w porządku. A co jeśli znów zaczął je brać? Być może teraz leży gdzieś zaćpany i nieprzytomny, dlatego nikt nie może go znaleźć? 
Nie, Chloe. Nie myśl o tym w ten sposób. Nic mu nie jest. Z pewnością jest cały i zdrowy. Po prostu jest zagubiony w tym wszystkim. Tak jak ja. 
Potrzebujemy siebie nawzajem. Bez niego jestem bezsilna. On beze mnie jest wrakiem człowieka. Oboje wariujemy, zagubieni w tym nic nie wartym świecie. Burdel w naszych sercach i sumieniach nie pozwala nam zgrać się ze sobą. Wszyscy od początku mnie przed nim ostrzegali. Ale ja nie chciałam ich słuchać. Wyszło jak wyszło, ale to nie wina Justina. To wina tego miejsca. On sobie sam z tym nie poradzi. Muszę mu w tym pomóc. Upadł, a ja chcę go podnieść. Odwróciłam wzrok w stronę okien. Smugi deszczu rozmazywały mi przemijający obraz. Nie przeszkadzał mi, bo lubiłam deszcz. W tym klimacie czułam się najlepiej. Napadały mnie różne refleksje, które normalnie nigdy nie ukazywały się w mojej głowie. Czułam się bardziej rozluźniona, mimo tego, że czułam strach. Po kilku godzinach jazdy w tej ciemnicy odczuwałam zmęczenie. Pomyślałam, że mogłabym się przespać. Przecież w takim stanie nie znajdę ani Justina, ani śladów po nim ani tym bardziej kogokolwiek, kto byłby w stanie mi pomóc. Muszę zrobić listę wszystkich dilerów w LA. Wszystkich, bez wyjątku. Muszę dowiedzieć się u których Justin bywał najczęściej. Oblizałam usta i oparłam policzek o chłodną szybę. Dźwięk obijających się o nią łez niebios wprawił mnie w senny nastrój. Znajdę cię, Justin. 
Chociażbyś schował się w najciemniejszym zakątku tego chorego świata. Znajdę cię. 
----------------
Obudziłam się tuż przed przyjazdem do Los Angeles. Podniosłam się z siedzenia sprawdzając czy na pewno wszystko wzięłam i zarzuciłam sobie torbę przez ramię. Ruszyłam ciężkim krokiem w stronę wyjścia. Muszę znaleźć portfel, żeby zapłacić za przejazd.
-Ile się należy? –zapytałam, grzebiąc wśród monet. Przełknęłam ślinę, modląc się, żeby nie wyniosło mnie to zbyt dużo. Jak już mówiłam, nie miałam za dużo pieniędzy.
-Dwieście siedemdziesiąt dziew...-przerwał kierowca, przyglądając się mojej twarzy. Zmarszczył brwi, przechylając głowę nieznacznie do boku. Wysunął dłoń w moją stronę, odsłaniając zasłonięty skrawek policzka. Zastanawiałam się czemu tak się przygląda. Dopiero po chwili w lusterku, widząc sińce na moim policzku po prostu zdębiałam. Wyglądałam mniej więcej tak, jakbym właśnie została napadnięta przez bandytę na jednej z ulic Bronxu.
-Co się stało? –zapytał. Wciągnęłam wargi, spuszczając wzrok. Co miałabym mu powiedzieć? Że wróg mojego chłopaka próbował mnie zgwałcić?
-Przewróciłam się biegnąc na autokar. –skłamałam, wykrzywiając usta. –Nie sądziłam, że to będzie coś poważnego. –wzruszyłam sucho ramionami, podnosząc na niego spojrzenie przestraszonych oczu. –Więc ile jestem winna? –ponowiłam pytanie.
Rzucił okiem na mój portfel i pokręcił litościwie głową.
-Idź, na mój koszt, dziecko. –westchnął, kładąc dłonie na kierownicy. Otworzyłam szerzej oczy. –Ale przecież...
-Musisz mieć za co żyć. –odpowiedział, nie podnosząc na mnie wzroku.
Kiwnęłam wdzięcznie, a kiedy miałam już wysiadać, odwróciłam się w jego stronę.
-Wie pan może gdzie znajdę dilerów narkotykowych? –na to pytanie jego oczy prawie wyleciały z orbit.
-Nie po to odpuściłem ci rachunek, żebyś miała przetrwonić pieniądze w narkotyki! –oburzył się, uderzając dłonią w kierownicę. –Idź i znikaj mi z oczu zanim wezwę policję!
Cofnęłam się w tył speszona jego reakcją.
-Pan nie rozumie, muszę znaleźć...
-Nie mam czasu, idź już. –machnął obojętnie ręką. Zacisnęłam usta i odwróciłam się, wysiadając z autokaru. Dzięki Bogu deszcz już nie padał, ale wciąż byłam mokra. I do tego głodna. Schowałam portfel i rozejrzałam się dookoła. Wtedy zauważyłam taksówkarza, który właśnie wsiadał do samochodu.
-Przepraszam! –zawołałam, podchodząc bliżej. Zaczesałam kosmyk włosów za ucho i przygryzłam nerwowo wargę, zanim podniosłam na niego wzrok. Starszy mężczyzna odwrócił się w moją stronę i uniósł jedną z brwi, przyglądając się mi. Wyprostował się, poprawiając swoją koszulę. Była rozpięta z góry przez co tworzyła dekolt w serek.
-Gdzie ja właściwie jestem? –rzuciłam krótko.
-Downtown, Crocker Street. –odpowiedział, odkładając plastikowy kubek z kawą na dach taksówki. Sama chętnie bym się jej napiła. Może dlatego wpatrywałam się w nią przez dłuższy czas.
-Coś jeszcze? Muszę już ruszać. –poganiał mnie. Potrząsnęłam głową, jak gdybym wybudziła się właśnie z jakiegoś transu.
-Nie...to znaczy tak. Tak. –przejechałam językiem po wnętrzu ust. –Chciałabym wiedzieć gdzie znajdę dilerów narkotykowych.
Wyprostował się na moje słowa i chwycił za klamkę od drzwi, otwierając je.
-Nie mam czasu na durne gierki. –wykrzywił się, ale zatrzymałam go zanim wsiadł. –Musi pan mi pomóc, proszę. –zacisnęłam dłonie na jego mięśniu. Wpatrywałam się w niego błagalnymi oczami, z desperacją wodząc wzrokiem po jego twarzy. –Proszę. Musi mi pan pomóc. –przełknęłam ślinę, mocniej zacieśniając ręce. –Chodzi o mojego chłopaka.
Mężczyzna opuścił wzrok na swoje buty tak jak gdyby właśnie analizował moje słowa. Po chwili zmierzył mnie wzrokiem i przewrócił oczami.
-Wsiadaj. –mruknął, kiwając głową w stronę tylnych drzwi. Z niedowierzania podskoczyłam i szybko zajęłam swoje miejsce.
-Dziękuję panu bardzo, to dla mnie bar...
-Ej, jeszcze cię tam nie zawiozłem. –mruknął, patrząc na moje odbicie w przednim lusterku. Wbiłam spojrzenie w swoje dłonie, nerwowo plącząc swoje palce. Jak gdybym właśnie układała z nich układankę.
Układanka. Tak!
To wszystko jest jedną wielką układanką.
Taksówkarz ruszył w określonym przez siebie kierunku. Nie musiał wpisywać adresu na swoim GPSie, doskonale znał całą topografię LA, jeśli nie całego stanu.
-Więc, co z tym chłopakiem? –zapytał, kiedy na czole pojawiły się zmarszczki. Przejechałam językiem po wnętrzu ust i wypuściłam z nich powietrze.
-Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. –odpowiedziałam szczerze. Bo tak właśnie było.
-Jest dilerem?
Moja twarz nie wyrażała żadnych uczuć, beznamiętnie skubałam wargę, zaciskając palce na materiale wilgotnej koszulki.
-Nie wiem. –skwitowałam.
-A co wiesz? –rzucił oschle, znów przypatrując się mi w lusterku. Poczułam jak zaschło mi w gardle. Chrząknęłam po chwili próbując zapanować nad drżeniem warg. Nie chciałam by na światło dzienne wyszedł mój strach czy zdenerwowanie. Nie mogłam się teraz jąkać, musiałam być silna. Przemilczałam jego retoryczne zdanie i mocniej skuliłam się w fotelu. Oplotłam dłońmi swój brzuch. Czułam ból w okolicy podbrzusza. Rwało mnie w dół, przez co mocniej się skrzywiłam. Oparłam się na oparciu i wzięłam kilka krótkich wdechów.
-Wszystko w porządku? –zapytał, zatrzymując się. Odwrócił się do mnie przodem, przyglądając mi się. Przytaknęłam, zamykając powieki.
-Tak, jest dobrze. Daj mi chwilę. –odpowiedziałam, zaciskając usta. –To nerwobóle. –dodałam.
Uniósł oceniająco łuk brwiowy i zmierzył mnie wzrokiem.
-Nie znam się na tych...kobiecych sprawach. Więc gdyby jednak coś się działo to...
-Nie, naprawdę jest dobrze. –wysiliłam się na uśmiech i przechyliłam głowę do boku. -Możemy jechać dalej?
Westchnął i odwrócił się twarzą do jezdni. Znów ruszył. To zdecydowanie za wcześnie, żebym mogła cokolwiek wyczuć przez moją fasolkę. Czyżby ona mi się buntowała? Musiałam zbastować ze swoimi nerwami. Lekarz powiedział, że ciąża jest zagrożona i każdy gwałtowny ruch czy zbyt dużo stresu może nam zaszkodzić. Przełknęłam ślinę i ze spokojem mogłam wygodnie usiąść. Jest dobrze. Ból powoli odpuszczał. Przez chwilę zastanawiałam się jak wyglądałby nasz maluszek. Czy miałby oczy Justina? Moje usta? Jego włosy, perlisty śmiech? Czy byłby grzeczny? Czy raczej dawałby nam popalić? Uśmiechnęłam się ciepło na tę myśl. Moje maleństwo. Mój mały skarbie. Odruchowo pogłaskałam się po brzuchu. To dziwne uczucie. Ale czułam, że tam jest. Nawet, jeśli jest wielkości fistaszka. Przymknęłam powieki ze spokojem. A jak mu lub jej damy na imię? Jeśli będzie dziewczynka to Sophie lub Susie. Jeśli będzie chłopiec to...Justin zdecyduje. Tak, niech on zdecyduje. Moje przemyślenia przerwał moment, kiedy stanęliśmy.
-To tutaj. –mruknął, patrząc sędziwym spojrzeniem w stronę ceglastej kamienicy. Na widok krwi na chodniku i jednym z budynków poczułam, jak moje serce mocniej zabiło.
-Gdzie my właściwie jesteśmy? –zapytałam, przygryzając nerwowo dolną wargę.
Mężczyzna spojrzał na mnie jak na głupią i uniósł łub brwiowy. Zaśmiał się pod nosem i potrząsnął głową.
-Dobry żart, prawie ci uwierzyłem. –skwitował, krzyżując dłonie na piersi. Wykrzywiłam usta, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Nie łapałam. Myślał, że sobie z niego żartuję?
-Jesteśmy w South Central. To czego szukasz, na 97% znajduje się właśnie tam. –kiwnął palcem w stronę starego zabudowania. –Dilerów tam jak mrówek. W tym też ćpunów i...takich jak ty.
-Takich jak ja?
Znów nie pojmowałam co miał na myśli.
-Młodych osiłków, którzy szukają wrażeń na jednej z najgorszych ulic Los Angeles, dziecko. –jego mina znacznie zrzedniała. Pociągnęłam za klamkę i wstałam z siedzenia. Wyjęłam z kieszeni pogniecione banknoty, które wrzuciłam mu przez przednią szybę.
-Dzięki za podwózkę. –skwitowałam, ruszając w kierunku tego czegoś, co powinnam nazwać siedzibą.
-Ej, ej. Mała. Idziesz tam sama?
Wyprostowałam się, zwijając dłonie w pięści. Odwróciłam się w jego stronę i uniosłam wyzywająco brew.
-Osiłek nie idzie tam dla siebie. Idę, żeby uratować cholernie ważnego dla mnie człowieka. –zazgrzytałam zębami, idąc przed siebie. Tak naprawdę udawałam odważną. Moje serce powoli zalewał strach. Bałam się. W końcu stado uzbrojonych ćpunów na mnie jedną...to nie wróżyło niczego dobrego. Ale czułam, że muszę to zrobić. Muszę go znaleźć. Dla mnie. Dla nas. Nie chcę, żeby Justin popełniał w kółko ten sam błąd. Chcę go wreszcie z tego wyciągnąć. Podać mu pomocną dłoń. Zamiast robić to wcześniej, ja po prostu uciekałam od problemu. A może on po prostu właśnie tego potrzebował? Rozmowy? Może udawał twardego, a tak naprawdę w środku już od dawna był rozbity? Może znów czuł się tym dzieckiem że szkolnych czasów? Justin po prostu się boi odpowiedzialności. Boi się, że nie podoła. Że tak jak jego ojciec nie będzie wystarczający dobry dla nas. Ale ja wiem, że jeżeli wyciągnę go z tego za wczasów, to później będzie już tylko lepiej.
Bynajmniej ja tak się łudziłam.
Postawiłam pewny krok przed drzwiami. Zapukałam. Cholera, pukać do grona ćpunów? Kryminalistów? Co ty Chloe, w przedszkole się zabawiasz? Musisz być twarda. Nie możesz się bać przez całe życie. Pamiętaj, że robisz to dla Justina.
Te myśli sprawiły, że poczułam się dużo lepiej. Bynajmniej w głębi siebie. Pchnęłam je i weszłam do środka. Prawdopodobnie był to korytarz. Ledwo oświetlony. Żarówka mrugała, będąc już na skraju swojego życia. Czułam, że zaraz wygaśnie. To zabawne. Żarówki są jak ludzie. Na samym początku silne, wytrwałe. Potem albo pękają albo po prostu nie dają siły i z napięcia padają. Choć są i te, które próbują przetrwać, ale...wychodzi im to marnie.
Stawiałam powolne kroki. Słyszałam bicie swojego serca. Mój oddech odbijał się echem o ściany. Kiedy miałam zamiar przejść przez kolejne drzwi, zdawało mi się usłyszeć przeładowywanie broni. Zastygłam w miejscu, kiedy poczułam na swoim karku metalowy chłód. Przełknęłam ślinę.
-Co tu robisz? –męski głos rzucił mi proste pytanie. Na tyle proste, że nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Nabierałam powietrza, żeby wydusić z siebie chociażby sylabę, ale nie mogłam.
-Mów, zanim odstrzelę ci łeb. –warknął, zaciskając dłoń na moim ramieniu. To ciężka, męska łapa.
-Szukam kogoś. –odpowiedziałam w końcu. Moje serce biło niesamowicie szybko. Cholera jasna, jeszcze tego brakowało, żebym w wieku 22 lat zeszła na zawał.
-Węszysz? –syknął, odwracając mnie przodem do siebie. Automatycznie uniosłam ręce do góry w geście obrony. –Nie.
Drzwi przed którymi stałam otworzyły się. Ktoś był za mną.
-Co jest, Marshall? –usłyszałam kobiecy głos, który przyprawił mnie o dodatkowe drżenie mięśni.
-Wygląda na to, że mamy intruza. –odpowiedział z cieniem uśmiechu.
-Przeszukajcie ją. –kobieta cofnęła się w tył, a czyjeś dłonie przywarły do mojego ciała. Zostałam bardzo dokładnie przeszukana. Bardziej niż myślałam, że można.
-Czysta. –skwitował. Kątem oka widziałam jak ta w krótkiej, czarnej peruce przygląda mi się z uniesionym łukiem brwiowym.
-Więc czego tutaj szukasz, cukiereczku? –zapytała. Oparłam ręce na chłodnej, wilgotnej ścianie, przygryzając nerwowo dolną wargę.
-Justina. –wypuściłam świst powietrza. –To znaczy...Justina Biebera.
Ta dwójka spojrzała na siebie znacząco. Facet cofnął się w tył i przeszedł przez próg drzwi. Chyba szukał czegoś lub kogoś wzrokiem.
-Musi być na górze. –rzucił. Serce podskoczyło mi do gardła. Miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczy mi z piersi.
Mój Justin. Znów go zobaczę.
Czarnowłosa pchnęła mnie w przód, przez co potknęłam się i niezdarnie przewróciłam na kolana. Syknęłam z bólu i zacisnęłam palce. Wtedy zdawało mi się usłyszeć kroki. Podniosłam w tamtym kierunku głowę.
Zerwałam się z podłogi i pobiegłam w jego stronę. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno przytuliłam. Nie wiem dlaczego zaczęłam płakać. Ze szczęścia? Że znów jest tutaj? Że żyje? Przestałam się trząść, kiedy jego ramiona mnie otuliły. Jednak wyczułam, że nie robił tego z uczuciem. Raczej z przymusu. To było coś w formie gry. To dziwne, bo nie zauważyłam, żeby był zaćpany. Odsunęłam się od niego delikatnie i ujęłam jego w twarz w dłonie. Wodził po mojej twarzy pustym wzrokiem, jak gdyby światło całkowicie w nim wygasło.
-No proszę, kogo my tu mamy? –ten głos wprawił mnie w chęć skrycia się pod ziemią. Mój wzrok przeniósł się w tamtejszym kierunku. Nie myliłam się.
Skylar Holmes. We własnej osobie. 


21 komentarzy:

  1. Matko co się dzieje ?! Kompletnie się tego wszystkiego nie spodziewałam! Biedna Chloe ;( pierw ten Jason takie świństwo chciał jej zrobić ,teraz ten Justin ;( matko. . Mam nadzieje,że się wszystko poukłada. Jeszcze ta jej ciąża ,boję się że coś się stanie maluszkowi ;(
    Rozdział cudo, jak zawsze. Nie mogę się doczekać nexta! < 33

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, jak mi szkoda Chloe ;cc. Jestem ciekawa co teraz zrobi Justin. Nie może jej zostawić samej, oni muszą być razem. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3. Mam nadzieję, że znów dodasz go tak szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że teraz mało osób komentuje i w ogóle, ale musisz im wybaczyć. Nie każdy ma czas w wakacje na czytanie. Proszę dodaj następny rozdział, niezależnie do tego ile pod tym będzie komentarzy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesujące z niecierpliwością czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wowow, co tu się dzieje ciekawego.. Świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział! Czekam na następny *-*

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham to ff ♥ nie wierze że znowu on... ciekawe co bd chciał od Chole

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy następny? *,*

    OdpowiedzUsuń
  11. jnhbgvedfghnjmk nie moge sie doczekać, kocham Chloe że tak walczy o Justina

    OdpowiedzUsuń
  12. czytam po raz trzeci i naczytać się nie mogę :) kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział, czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekamy czekamy! Świetne ! ♡

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy następny? :(

    OdpowiedzUsuń
  17. O mój Boże! Nie wierze! AW znalazła go! Teraz musi być już tylko dobrze! Ale dlaczego znów Skylar się wnica :( Tak perfekcyjnie opisany rozdział. Czekam na następny z niecierpliwością! /Lulu

    OdpowiedzUsuń
  18. Kieeeedy następny ? :(((

    OdpowiedzUsuń
  19. dodaj następny jak najszybciej, nie moge sie juz doczekaaaac!

    OdpowiedzUsuń