Strony

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 8

*POV Justin*
Los Angeles, bar Victory Boulevard. Godzina 23:17.
Dostarczyliśmy wszystkie przesyłki z dragami dla potencjalnych klientów. Przygryzłem wargę, opierając głowę na zagłówku. Ogarnęło mnie zmęczenie. Od rana byłem na nogach, żeby wszystko dostarczyć na czas.
-Bieber –mruknął Skylar. –Paul chce się z nami rozliczyć, idziemy na magazyn. –powiedział, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Wysiedliśmy z Range Rovera. Trzasnąłem drzwiami i wyjąłem papierosa z kieszeni. Rozpaliłem go i zaciągnąłem się, pozwalając sobie na relaks chociaż na te pieprzone 3 minuty. Wbiliśmy do baru. To nie był jakiś tam zajazd czy zwyczajna knajpa. To miejsce to serce LA. Druga matka dla ćpunów i alfons dla dziwek. Przyjaźniłem się z jedną z nich. Taya była tu nowa, ale wyrafinowana. Miała 19 lat i 3-letniego syna na utrzymaniu. Nie miała kasy na czynsz, odkąd jej starzy wywalili ją z domu, dlatego znalazła się tutaj. Nie zarabiała kroci, ale wystarczało na rachunki i wyżywienie malucha. Sam też często podrzucałem jej trochę kasy. Lubiałem z nią sypiać, czasem nawet udawałem chęć pieprzenia jej, żeby mogła więcej na mnie zarobić.
Siedziała przy stoliku, przy oknie, czytając książki z rodzaju literatury angielskiej. Nie studiowała, ale to było jej marzeniem. Przynajmniej dzięki temu może dokształcać się w wolnym czasie.
-Przekaż mu kasę, zaraz przyjdę. –kiwnąłem głową do Holmesa i usiadłem obok Tayi. Uśmiechnęła się do mnie z nad książki i odłożyła ją na stół.
-Bardzo zmęczony? –zapytała. Oblizałem usta, siląc się na grymas mówiący „pół na pół” lub „nie aż tak”. Oparła głowę na moim barku i położyła rękę na moim brzuchu.
-A ty? –zapytałem. –Raczej wątpię, czytasz badziewia po 23:00. –mruknąłem z uśmiechem i objąłem ją ramieniem.
-To nie badziewia! –oburzyła się, szturchając mnie w bok. –To Kipling.
Zerknąłem na okładkę „światło, które zagasło.”. Potwierdziło mnie to w przekonaniu-badziewie.
-Bieber! –zawołał mnie Sky. Wywróciłem oczami. –Spadam, wpadnij do mnie później. –przejechałem palcami po jej szczęce i pocałowałem jej policzek. Oparła głowę o zgiętą w łokciu rękę i zamknęła oczy z uśmiechem.
-Idę, już idę. –machnąłem rękoma i leniwym krokiem poszedłem do magazynu. Zamknąłem za sobą drzwi. Magazyn jak magazyn. Wiele regałów z kartonami, paletami czy wolnostojącymi towarami. Ale nie byle jakimi towarami. Philiph, George i Sven siedzieli przy stoliku, paląc cygara i grając w pokera. Cwani staruszkowie. Jeden uzupełniał drugiego. Philiph za dnia był barmanem, wieczorami zaś zbierał zamówienia na towar. George pilnuje porządku w barze i w interesach, a Sven był głową tego wszystkiego. Przyjął mnie i Skylara, traktując jak nas swoich synów. Tych od czarnej roboty.
Kiedy Sven zwrócił na nas  uwagę, rzucił kartami o stół i cofnął siedzenie do tyłu z charakterystycznym piskiem, spowodowanym otarciem krzesła o posadzkę. –Moje złote dzieciaczki. –rozłożył dłonie jak do błogosławieństwa i podszedł bliżej.
-Gdzie hajs? –wbił wzrok w moje oczy. –W torbie, wszystko rozliczone co do centa. –odpowiedziałem, podając mu czarny worek. Rozwiązał go, wyciągnął rulon dolarówek i zaciągnął się nimi, jak nasze ćpuny kreską. Morda od razu mu się ucieszyła. –Dobra robota, moje cwaniaczki. –poklepał mnie po twarzy i wcisnął w dłonie gruby rulon. Drugi dał Skylarowi. –Oby tak dalej. Jutro macie wolne.
Zmarszczyłem łuk brwiowy i zerknąłem na przyjaciela. Był równie zdziwiony co ja.
-Jak to wolne? –zapytał. Nigdy nie mieliśmy wolnego. Od 3 lat robiliśmy to dzień w dzień. Najpierw szkoła, potem handel.
-Co się tak dziwisz? –zadrwił. –Należy wam się, nie? –szturchnął mnie w ramię i wrócił do gry.
Coś mi tu nie pasowało. Sky kiwnął głową w bok, co oznaczało, że zwijamy się do siebie.
Kiedy blaszane drzwi się zatrzasnęły, spojrzałem na Skylara z wkurwieniem.
-Znowu coś spierdoliłeś? –syknąłem. –Co? Pojebało cię, stary. Wszystko robiłem od A do Z, tak jak mi kazałeś. –powiedział, kręcąc głową. Podrapał się po karku. –Nie wiem o co mu chodziło, może ma dobry dzień.
Prychnąłem śmiechem bez humoru.
-Gówno prawda. –rzuciłem go na ścianę, przygniatając go do niej. –Jeśli coś spieprzyłeś, osobiście oddam cię psom, rozumiesz? –zagroziłem mu.
-Bieber co do cholery?! –krzyknął, odtrącając mnie.
-Jesteś chorym, egoistycznym dupkiem! –warknął. Zaśmiałem się.
-Możesz mi ssać, laleczko. –poruszyłem ustami jak do pocałunku i ruszyłem schodami na górę, gdzie był mój tymczasowy pokój.
Taya już tam była. Leżała na moim łóżku w pełni obnażona. Wiedziała, czego potrzebuję. Zdjąłem z siebie koszulkę i zbliżyłem się do niej, pchając ją na łóżko, gdzie pieprzyliśmy się przez kolejną godzinę. To zawsze pomagało mi w zrzuceniu z siebie stresu.
Nie wiem która była godzina. Ze snu wyrwał mnie dźwięk tłuczonej szyby. Za oknem wciąż było ciemno.
Taya spała, mając przełożoną nogę na moim udzie. Wysunąłem się z łóżka, uważając, żeby jej nie zbudzić. Wsunąłem na siebie bokserki, a przed oczami błysnęło mi czerwone światło. Czerwony punkt skupił się na ścianie. Cholera.
Rzuciłem się na ziemię, a zaraz po tym rozległy się strzały niosące zniszczenie w całym pokoju. Zakryłem głowę ramionami, żeby uchronić się od pocisków.
-FBI, na ziemię! –krzyk dochodził z pokoju obok. Drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów, a do środka wbiła zgraja służb specjalnych w kominiarkach i bronią niczego sobie w łapie.
Taya skuliła się w kącie, okrywając ciało prześcieradłem.
Skuli nas wszystkich, ale zwinęli jedynie Skylara.
Wiedziałem, że kretyn coś spierdolił.
-To twoja wina! –krzyczał w moim kierunku.
-Pierdol się. –warknąłem, siadając ze skutymi nadgarstkami za plecami przy ścianie.

-A tak na serio? –prychnąłem. Pieprzenie, z pewnością uwierzę mu, że przyjechał się ze mną pogodzić.
-Nie dali ci przypadkiem 12 lat w pierdlu? –skrzyżowałem ręce na piersiach.
-A tobie 25? –odpyskował. Podniosłem głowę i przechyliłem ją na bok.
-Ktoś całkiem przypadkiem wpłacił za mnie kaucję. –zasymulował otrzepywanie swoich barków.
-Kojarzysz może Svena? –banał, pewnie, że znałem. –Zgarnęli go w Tokio, postrzelili 7 razy. Nie mam pojęcia kto to mógł kto zrobić, ale najważniejsze, że przepisał to na mnie. –pstryknął palcami.
-Niewiarygodne, huh? –rzucił z dumą. Wbiłem wzrok w podłogę, próbując zlepić myśli do kupy.
-Zabójstwo na zlecenie? Nie sądziłem, że zniżysz się do tego poziomu.
-I mówi to ten, który udawał amnezję? –zadrwił. –Nie jesteś za młody na Alzheimera? –roześmiał się, a we mnie się zagotowało. –Skończ pierdolić, Holmes. Powiedz czego chcesz i wynoś się z mojego terenu.
Uniósł łuk brwiowy i fałszywie uśmiechnął.
-Z twojego terenu? –rozejrzał się po hali i znów spojrzał na mnie.
-Jeśli się nie mylę, to nie jesteśmy w LA.
Przygryzłem wnętrze policzka i podsunąłem sobie krzesło, siadając przodem do oparcia.
-Rozwinięmy biznes od nowa. –zaczął, chodząc między regałami.
-Jak za starych dobrych czasów. 3 kafle w kieszeni, za głupie prochy, czaisz to? –przejechał palcami po zakurzonych workach.
-Zdajesz sobie sprawę ile gówniarzy ciągnie do dragów? Ile hajsu możemy zgarnąć na tych bogatych sukinkotach? –rzucał mi retoryczne pytania. –Co ty na to, Bieber?
Oparłem ramiona na oparciu i pokręciłem głową na boki.
-Za mocno wyruchali ci mózg w pierdlu. –mruknąłem. Holmes wyprostował się, zaciągając zapachem benzyny i wzruszył ramionami.
-Coś tak czułem, że się nie zgodzisz.
Wow, brawo detektywie.
-Było by jednak przykro, gdyby jedna urocza brunetka dostałaby kulkę w łeb. –powiedział w pełni rozbawiony, machając kremowym portfelem, który trzymał w dłoni. Był do niego przyczepiony breloczek z literką „C”, który poznałbym wszędzie.
Przełknąłem ślinę.
-Skąd go masz? –wstałem, odsuwając krzesło na bok. Moje mięśnie automatycznie się napięły.
-Znalazłem. Całkiem przypadkiem. –zadrwił. Zacisnąłem pięści. Nie wytrzymałem.
Chwyciłem go za szyję i rzuciłem na ścianę.
-Zbliż się do niej, a poczujesz mojego buta głęboko w twojej dupie. –syknąłem. Skylar przyciśnięty do ściany, pokazał mi ekran swojego telefonu. Pokazany był obraz, na którym dziewczyna leżała na łóżku z książkami rozłożonymi wokół siebie. Dopiero po krótkiej chwili poznałem, że to pokój Chloe.
-Zapierdolę cię! –warknąłem, a bestia we mnie potrzebowała ujścia. Uderzyłem go w twarz, aż jego głowa odbiła się w tył. Splunął krwią i uśmiechnął się, z przepełnieniem jadu.
-Rusz mnie jeszcze raz, a moi kumple się nią zajmą. –szeptał każde słowo z pasją. Moje wkurwienie było dla niego jak wygrana na loterii.
Zacisnąłem szczękę i odchyliłem głowę w tył, zaplątując ręce na karku.
-Kurwa mać. –wyrzuciłem ręce w powietrze i potarłem twarz.
Nie mogłem ryzykować, żeby niewinna dziewczyna, która zna mnie zaledwie dwa miesiące, cierpiała przez błędy mojej przeszłości. To moja sprawa. Zresztą, ona nic nie wie.
-Zgoda.
Spojrzał na mnie z pełnym zadumy uśmiechem.
-Co? Jeszcze raz.
-Zgadzam się, słyszysz? –warknąłem.
-Słyszę, witam ponownie, wspólniku. –poklepał mnie po ramieniu.
-Ta. Cokolwiek.


Po tych perypetiach musiałem jechać do Chloe. Pieprzyć to, że była już prawie północ. Muszę naprawić swoje błędy z przeszłości i nie pozwolę na to, żeby ona na tym ucierpiała. Oblizałem usta, zaciskając mocniej ręce na kierownicy.
Na szczęście Sydney to nie Los Angeles i ulice o tej porze były już puste. Jedynie ciężarówki miały swój kurs. Dodałem gazu, zniecierpliwiony myślą o dziewczynie. Cholera, a co jeśli on widział ją w bieliźnie lub-co gorsza-nago? Przysięgam, że jeżeli ta sprawa wreszcie się zakończy, powyrywam mu nogi z dupy i wsadzę mu je do gardła. Zacząłem szybciej oddychać, ogrom myśli i mętlik robiły mi burdel w głowie.
Jestem największym debilem na świecie, przysięgam. Po co zadawałem się z kimkolwiek z uczelni? Przecież to jasne, że nie jestem jak oni. Nie jestem rozpieszczony, nie jestem bogaty, nie zależy mi na pieprzonych studiach. Mógłbym siedzieć na dupie i wykonywać swoją pracę, ale nie. Zawsze musi się coś spierdolić. Pieprzona Blackwell siedzi mi w głowie.
Kiedy wysiadłem z samochodu, zobaczyłem, że światło w jej pokoju wciąż się świeci. Zacisnąłem usta w wąską linię i ruszyłem w stronę wejścia. Kiedy winda zabrała mnie na odpowiednie piętro, podszedłem do drzwi i zapukałem w oczekiwaniu na otwarcie.
Szczęśliwie lub też nie drzwi otworzyła mi Natasha. Na mój widok szerzej otworzyła oczy.
-Jus...
-Jest Chloe? –zapytałem bezpośrednio.
-W swoim pokoju, wejdź. –uśmiechnęła się gościnnie i przepuściła mnie w drzwiach. Wzrokiem wodziłem po wnętrzu pomieszczenia. Nie widziałem niczego podejrzanego, ale jak zawsze wiem-pozory mylą.
Współlokatorka powróciła do oglądania jakiejś badziewnej komedii romantycznej razem z Jasonem. Wyciągnął rękę w moją stronę. Żeby nie wyjść na egoistyczną świnię, odwzajemniłem uścisk. Podszedłem do drzwi i bez zbędnego pierdolenia się z pukaniem, wszedłem do środka.
Brunetka leżała na łóżku, nawet nie drgnęła, kiedy drzwi zatrzeszczały.
Chwilę obserwowałem ją i uśmiechnąłem się do siebie widząc, jak uroczo śpi.
Usiadłem na skraju łóżka i zaczesałem kosmyk jej włosów za ucho.
-Obiecałem cię chronić. –szepnąłem, wodząc wzrokiem po jej twarzy. –I będę przy tobie, dopóki mnie nie wyrzucisz ze swojego życia. 

8 komentarzy:

  1. Rozpieszczasz nas tymi rozdziałami kochana, uważaj bo sie przyzwyczaimy :) rozdział świetny, czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu te ostatnie zdanie to życie no
    Boze nie nie nie, piepszony ,, wspólnik" czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku kocham ♥ ♥ ♥ chcę więcej mogę czytać cie godzinami

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo ♥ świetny, czekam na kolejny :))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Damn, dziewczyno coraz bardziej mnie zaskakujesz :) Dodalas rozdział tak szybko a ostatnio prawie 2 na raz ! Respect :)
    Co do rozdziału to bardzo ciekawy. Fajnie że nie skupiasz się tylko na Chloe i Justinie a także na całej ogólnej akcji, żeby nie było tak kolorowo :p Muszę przyznać że końcówka jest mega słodka i nie mogę się doczekać pierwszego pocałunku :p No dobrze więc nie będę się rozpisywać i czekam na kolejny. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde, coraz lepiej Ci wychodzi to pisanie. Jesteś cudowna <3. Jestem ciekawa co będzie w następnym rozdziale, jak zwykle nie mogę się doczekać <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde, ludzie pisać więcej komentarzy. Motywujmy jakoś dziewczynę, bo cudownie pisze <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genialne ! Wiem jak dużo ludzi to czyta a ch*je nie komentują. -.-
      Pisz dalej kochana ! :*

      Usuń